Nadszedł
grudzień, a wraz z nim śnieg, plucha i szaruga. Była to jedna z wielu rzeczy,
która mierziła Selene i skutecznie pogarszała humor. Nie znosiła zimy.
- Szlag mnie trafia, kiedy
leje deszcz – mówiła nieraz, gdy brnęła z Kareen do cieplarni przez rozmoknięty
śnieg i błoto. Nie tylko to jedno tak przeszkadzało Selene. Coraz bardziej
zaczęła ją denerwować obecność Pottera. Ten cholerny Wybraniec pałętał się za
nią wszędzie, gdzie tylko szła i nie zważał nawet na obecność Kareen, która
dawała mu bardzo mocno do zrozumienia, że irytuje ją jego obecność.
Pocieszający był jedynie fakt, że Harry zaniedbywał trochę swoich przyjaciół,
którym również nie podobała się jego nowa dziewczyna.
Pewnego wyjątkowo
słonecznego dnia, gdy Selene wracała właśnie z biblioteki, w połowie drogi do
lochów natknęła się na Malfoya. Stał oparty o ścianę ze skrzyżowanymi na
piersiach rękami, żuł gumę i najwyraźniej na kogoś czekał. Jego oczy rozbłysły
na widok Ślizgonki.
- Powinieneś być w
dormitorium – warknęła Selene.
- Ty również – stwierdził
Malfoy i ruszył za nią.
Selene nie odpowiedziała.
Przyspieszyła nieco kroku i zbiegła schodami do sali wejściowej. Jęknęła w
duchu, gdy Malfoy podążył za nią lochami aż do pokoju wspólnego podopiecznych
Mistrza Eliksirów.
- Czego ty, u licha,
chcesz? – spytała, gdy ten złapał ją za ramię.
- Chcę się z tobą pojednać
– odparł i przykleił gumę pod blat stolika. Jego towarzyszka skrzywiła się na
ten widok i prychnęła:
- Przestań, to niesmaczne.
Pojednać się, mówisz. Ciekawa jestem, co przez to rozumiesz. Może chcesz się
dzięki temu zbliżyć do Czarnego Pana, co? Każdy dobrze wie, że twój ojciec już
nie jest jego prawą ręką.
Draco przewrócił oczami. Zaczęło
go już powoli irytować podejście Selene do całej sprawy z tą całą konspiracją i
Lordem Voldemortem. Owszem, zależało mu na odzyskaniu pozycji, jednak sam
doskonale wiedział, że nie był jeszcze wystarczająco dojrzały, aby byś
śmierciożercą. A Selene była niesamowicie zdesperowana. To było widać.
- Jesteś taka sama, jak
ciotka Bellatriks – powiedział i pogładził ją po policzku, uśmiechając się pod
nosem. – Zależy jej tylko na Czarnym Panu i nic więcej się dla niej nie liczy.
Selene roześmiała się,
odtrącając jego rękę, choć ona sama poczuła się, jakby jej żołądek wywrócił się
na lewą stronę, kiedy miękka dłoń blondyna dotknęła jej skóry.
- Nie porównuj mnie do tej
wariatki – warknęła. – Azkaban poprzestawiał jej w głowie.
Odwróciła się, by odejść,
ale Malfoy chwycił ją za nadgarstek. Był jak kociak bawiący się kłębkiem
włóczki.
- Puść – rozkazała.
Zaczęła się z nim siłować. Nie krzyczała. Nie była jedną z tych rozwrzeszczanych
idiotek, które piszczą, gdy tylko ktoś mocniej ściśnie ich rękę. Wcale nie bała
się Malfoya i mogła go pokonać jednym ruchem różdżki.
- Niech ci będzie – wydyszała.
– Ale puść mnie w końcu.
- Tego nie mogę obiecać –
odparł i pocałował ją w usta. Chwycił ją za ramiona i pchnął ją na kanapę. Nie
mógł się oprzeć jej porcelanowemu ciału, lecz wypełniało go też lekkie obrzydzenie,
gdy pomyślał o tym, kim jest jej ojciec. Mimo to zaczął rozsuwać rozporek jej
spodni. Selene chwyciła go za rękę.
- Dlaczego to robisz? –
spytała. Malfoy zaśmiał się krótko.
- To chyba oczywiste –
odrzekł i pogładził jej opalizujący policzek.
- Nie, dla mnie nie jest –
powiedziała stanowczym tonem, siadając. – Dlaczego ruszasz moje spodnie? Usta
mam na górze.
Draco przekrzywił głowę,
zastanawiając się nad jej słowami. Czyżby aż tak poddała się Czarnemu Panu, że
nikomu nie pozwalała się do siebie zbliżyć?
- Chcę cię posiąść –
odpowiedział Draco. – Inaczej mówiąc, kochać się z tobą.
Tym razem Selene
przechyliła głowę.
- Co chcesz? – spytała ze
zdziwieniem, sięgającym niemal oburzeniu. Nie rozumiała intencji Malfoya. Nie
rozumiała jego słów. Cóż znaczy „posiąść”?
- Zaraz, zaraz – rzucił
pospiesznie Draco, jakby zaczął pojmować sytuację. – Nie wiesz, o co mi chodzi?
Selene pokręciła głową.
- Nie – odparła z chłodną
ignorancją. – I chyba wyjdę na tym lepiej, jeśli się nie dowiem.
- Cóż, powiem najprościej
– odezwał się Malfoy, wzruszając ramionami. – Chcę z tobą spać. Iść do łóżka.
- Malfoy, czyś ty rozum
postradał?! – zawołała Selene, zrywając się z miejsca.
- To normalne, no chyba
wiesz, jak się robi dzieci – prychnął Draco, zniecierpliwiony zachowaniem swej
przyjaciółki. Widząc jednak zdziwioną, wręcz zszokowaną minę Selene, roześmiał
się z niedowierzaniem.
- Nie – rzekł. – Ty n i e
w i e s z, po co ludzie ze sobą sypiają?
Selene pokręciła głową.
- Nie! – warknęła. –
Zadowolony? Ojciec nigdy ze mną nie rozmawiał o tym! W moim domu byłam tylko ja
i on. No, i od niedawna Glizdogon. Co, jego miała zapytać?
- Tylko mi nie mów, że nie
chciałaś się dowiedzieć, w jaki sposób powstałaś – wtrącił Malfoy.
- Jak miałam 5 lat,
zapytałam ojca, dlaczego żyję na świecie – wyznała po chwili milczenia,
rumieniąc się lekko. – Powiedział, że jestem tu z miłości jego i mojej matki.
Wiem, że uznasz to za chwilę słabości, ale miałam tylko 5 lat i chciałam
wiedzieć coś o mojej mamie…
Spuściła oczy, a spod jej
rzęs po raz pierwszy od wielu lat, wypłynęły prawdziwe łzy.
- Nie… rozumiem, że za nią
tęsknisz – wybełkotał Malfoy, całkiem zbity z tropu. – Wyjaśnię ci wszystko.
I zaczął jej opowiadać o
tych wszystkich romantycznych pierdołach. Czuł się, jakby mówił małemu dziecku,
że Święty Mikołaj nie istnieje.
Pod koniec jego
„opowieści”, Selene zakryła usta dłonią, jakby powstrzymywała się od wymiotów.
Na jej twarzy malowała się istna odraza i obrzydzenie.
- Boże mój, to dziw, że
nasza rasa jeszcze nie wymarła – rzekła z przestrachem. – Jeśli to tak naprawdę
wygląda… To obrzydliwe…
Malfoy westchnął.
- Nadal nie mogę uwierzyć,
że ojciec nic ci nie powiedział – mruknął. – Masz przecież 16 lat, jesteś prawie
dorosła!
Selene zaśmiała się.
- A wyobrażasz sobie, jak
Snape mnie uświadamia? – zapytała.
Oboje wybuchnę li
śmiechem, naprawdę ciesząc się ze swojej obecności. Draco nie chciał, by ona
była tylko jego branką, lecz kimś ważnym. A Selene poważnie się zastanowiła,
czy nie rozważyć możliwości nie wydłubania mu oczu.
- Naprawdę jesteś piękna –
odezwał się Malfoy, gdy się uspokoili. – Jeszcze kiedyś się we mnie zakochasz.
To mówiąc, przytulił ją.
Następnego ranka, Selene
weszła do Wielkiej Sali bardzo zaniepokojona. Fakt, pogodziła się z Malfoyem,
ale nadal rywalizowali ze sobą o zabicie Dumbledore’a.
Draco również czuł się
nieswojo. Kiedy rano obudził się i przypomniał sobie wczorajszy wieczór, o mało
nie wybuchnął śmiechem. To było prawie niemożliwe, aby taka pociągająca
dziewczyna jak Selene, nie wiedziała o sprawach, o których on sam wiedział już
od dawna.
Nadeszła poczta. Przed
Selene wylądował rudy puszczyk, niosący „Proroka Codziennego”. Przestała już
zważać na bzdety o zbiegłych Śmierciożercach i kolejne artykuły o „Wybrańcu”.
Interesowało ją jedynie, czy jej informacje są trafne i przydatne dla Czarnego
Pana. Pomimo, że odnalazła na pierwszej stronie artykuł o zniszczeniu wielkiego
mostu w Londynie, nie pałała już takim zadowoleniem i dumą, jak bywało
zazwyczaj. Teraz czekała na jeszcze jedną wiadomość.
W końcu ujrzała tę
niewielką, czarną sowę włochatkę, która usiadła na jej ramieniu. Selene porwała
jej list z dzioba i rozerwała kopertę. To, co zwykle. Podziękowania za
informacje, pytania dotyczące następnych i zapewnienie, że Czarny Pan ją
wynagrodzi. Po kilku takich korespondencjach, nie tylko od strony Selene, ale i
Voldemorta zaczęło płynąć gorące uczucie serdecznej przyjaźni do siebie
nawzajem.
Cały dzień przeleciał
Selene bardzo szybko. Nie uważała na lekcjach, ledwo zdołała zmusić się do
zapisania tematu prac domowych. Planowała odwiedzić ojca i wypytać go o kilka
rzeczy. Pytania miała już gotowe. Gdy rozległ się dzwonek, oznajmiający koniec
lekcji [w tym przypadku nudnej historii magii], Selene chwyciła torbę i
pobiegła do gabinetu ojca. Snape siedział za biurkiem i skrobał coś na
pergaminie.
- Mamy sobie do pogadania,
mój panie – rzuciła na powitanie. Severus skinął głową.
- Zamieniam się w słuch –
rzekł znudzonym tonem. Selene cisnęła torbą o podłogę, by odwrócić uwagę ojca
od pergaminu.
- Dlaczego o niczym mi nie
powiedziałeś? – wysyczała. – Wyszłam przed Malfoyem na skończoną idiotkę!
Wielka Selene Snape, wierna Śmierciożerca Czarnego Pana, która nie wiem, skąd
się biorą dzieci!
- Mów ciszej – poprosił
Mistrz Eliksirów. – Miałem nadzieję…
- A kogo to obchodzi! –
przerwała mu. = Co z matką? Nie kochałeś jej! Przyznaj się! Zawsze, gdy cię o
nią pytałam, zbywałeś mnie!
Umilkła, dysząc ciężko, po
czym znów powróciła do swej tyrady, tym razem już innym, zmęczonym tonem:
- Dlaczego od Malfoya
musiałam się wszystkiego dowiedzieć? Gdyby mama żyła, nie byłabym taką zepsutą
gówniarą!
I wybuchnęłam płaczem.
- Boże, chyba nie… -
zaczął Snape, tym razem szczerze przerażony.
- Nie! – przerwała mu. –
To jest ohydne! Ale nie pomyślałeś, że ja też kiedyś będę chciała założyć
rodzinę? Jesteś podły! Nienawidzę cię!
Wybiegła z gabinetu,
pozostawiając swoją torbę na podłodze. Severus nawet nie próbował jej dogonić.
Wiedział, że mogłoby to być niebezpieczne, zarówno dla niej, jak i dla niego.
Ale jednak kochał tą swoją „zepsutą gówniarę” i wiedział, jak bardzo ją
skrzywdził.
Selene, gdy tylko
trzasnęła drzwiami do gabinetu Snape’a, poczuła na lewym przedramieniu piekący
ból, po raz pierwszy, odkąd została Śmierciożercą. Prawdę mówiąc, zaraz po
otrzymaniu listu od swego pana, wysłał mu odpowiedź, lecz nie miała pojęcia, że
o ją wezwie:
Wiem,
że nie jesteś, panie, odpowiednią osobą, której powinnam się zwierzyć, lecz
może jedyną. To wszystko mnie przerasta. Mam na myśli te biologiczne idiotyzmy.
Boję się, że ode mnie też będą wymagać tego wszystkiego. Zapewne w Twoich
oczach wyjdę na żałosnego chojraka. Cóż, nic na to nie poradzę. Postaram się
jednak zdobyć jakieś ważniejsze informacje od Pottera.
Selene
Nie zwlekając więcej ani
chwili, wybiegła z zamku i jak to zwykle robiła, teleportowała się do dworu
Malfoyów. Tak, wprost do holu. Gdzieś miała dobre maniery, skoro wzywa ją
Czarny Pan…
Zapukała i weszła do
mrocznego salonu. Plecami do niej, tuż przed kominkiem, stał Voldemort.
- Podejdź – rzekł. Selene
stanęła jakiś metr od niego. – Pisałaś, że się boisz. Że nie jestem odpowiednią
osobą, byś się mi zwierzyła… Poczekaj, daj mi skończyć. Jestem odpowiednią
osobą.
Odwrócił się i wyciągnął
ku niej ramiona.
- Chodź, przekonaj się –
dodał. Selene podeszła ku niemu i pozwoliła, by ją przytulił. Dziwnie się
czuła. Oparła zaciśnięte w pięści dłonie o jego piersi. Kiedy Voldemort ją
objął, poczuła na swoim ciele, szczególnie na plecach, gdzie spoczywały jego
dłonie, dojmującą falę chłodu. Słyszała, jak do niej przemawia:
- Nie uważam cię za
chojraka. I to normalne, że się boisz.
Do drzwi ktoś zapukał.
Selene, z niewielkim strachem, stwierdziła, że był to jej ojciec. W drzwiach
pojawiła się jego głowa, a po chwili cała postać.
- Nie wiem jak to
powiedzieć, panie, ale Selene… - urwał, patrząc na swoją córkę w ramionach
Voldemorta.
- Twoja córka potrzebuje
odrobiny rodzinnego ciepła, nie uważasz, Severusie? – zapytał. Selene
delikatnie wyswobodziła się z jego ramion. Nauczono ją, że kiedy dorośli muszą
przeprowadzić ważną rozmowę, należało się zmywać.
- Więc ja… już sobie idę –
powiedziała niepewnie i nie czekając na pozwolenie, wymknęła się z salonu.
~*~
Najlepszy rozdział, jaki
tu napisałam. Tak, mi się podoba xD Więc nikomu go nie dedykuję xD Postaram się
pisać częściej, naprawdę, ale prowadzenie aż 3 blogów i jeszcze mały remoncik w
domu może nieco przeszkodzić, mam rację? A więc czytajcie i piszcie, co
sądzicie na temat tego odcinka. Pozdrówko xD