6 stycznia 2009

11. Zepsuta gówniara

Nadszedł grudzień, a wraz z nim śnieg, plucha i szaruga. Była to jedna z wielu rzeczy, która mierziła Selene i skutecznie pogarszała humor. Nie znosiła zimy.
- Szlag mnie trafia, kiedy leje deszcz – mówiła nieraz, gdy brnęła z Kareen do cieplarni przez rozmoknięty śnieg i błoto. Nie tylko to jedno tak przeszkadzało Selene. Coraz bardziej zaczęła ją denerwować obecność Pottera. Ten cholerny Wybraniec pałętał się za nią wszędzie, gdzie tylko szła i nie zważał nawet na obecność Kareen, która dawała mu bardzo mocno do zrozumienia, że irytuje ją jego obecność. Pocieszający był jedynie fakt, że Harry zaniedbywał trochę swoich przyjaciół, którym również nie podobała się jego nowa dziewczyna.

Pewnego wyjątkowo słonecznego dnia, gdy Selene wracała właśnie z biblioteki, w połowie drogi do lochów natknęła się na Malfoya. Stał oparty o ścianę ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, żuł gumę i najwyraźniej na kogoś czekał. Jego oczy rozbłysły na widok Ślizgonki.
- Powinieneś być w dormitorium – warknęła Selene.
- Ty również – stwierdził Malfoy i ruszył za nią.
Selene nie odpowiedziała. Przyspieszyła nieco kroku i zbiegła schodami do sali wejściowej. Jęknęła w duchu, gdy Malfoy podążył za nią lochami aż do pokoju wspólnego podopiecznych Mistrza Eliksirów.  
- Czego ty, u licha, chcesz? – spytała, gdy ten złapał ją za ramię.
- Chcę się z tobą pojednać – odparł i przykleił gumę pod blat stolika. Jego towarzyszka skrzywiła się na ten widok i prychnęła:
- Przestań, to niesmaczne. Pojednać się, mówisz. Ciekawa jestem, co przez to rozumiesz. Może chcesz się dzięki temu zbliżyć do Czarnego Pana, co? Każdy dobrze wie, że twój ojciec już nie jest jego prawą ręką.  
Draco przewrócił oczami. Zaczęło go już powoli irytować podejście Selene do całej sprawy z tą całą konspiracją i Lordem Voldemortem. Owszem, zależało mu na odzyskaniu pozycji, jednak sam doskonale wiedział, że nie był jeszcze wystarczająco dojrzały, aby byś śmierciożercą. A Selene była niesamowicie zdesperowana. To było widać.
- Jesteś taka sama, jak ciotka Bellatriks – powiedział i pogładził ją po policzku, uśmiechając się pod nosem. – Zależy jej tylko na Czarnym Panu i nic więcej się dla niej nie liczy.
Selene roześmiała się, odtrącając jego rękę, choć ona sama poczuła się, jakby jej żołądek wywrócił się na lewą stronę, kiedy miękka dłoń blondyna dotknęła jej skóry.
- Nie porównuj mnie do tej wariatki – warknęła. – Azkaban poprzestawiał jej w głowie.
Odwróciła się, by odejść, ale Malfoy chwycił ją za nadgarstek. Był jak kociak bawiący się kłębkiem włóczki.
- Puść – rozkazała. Zaczęła się z nim siłować. Nie krzyczała. Nie była jedną z tych rozwrzeszczanych idiotek, które piszczą, gdy tylko ktoś mocniej ściśnie ich rękę. Wcale nie bała się Malfoya i mogła go pokonać jednym ruchem różdżki.
- Niech ci będzie – wydyszała. – Ale puść mnie w końcu.  
- Tego nie mogę obiecać – odparł i pocałował ją w usta. Chwycił ją za ramiona i pchnął ją na kanapę. Nie mógł się oprzeć jej porcelanowemu ciału, lecz wypełniało go też lekkie obrzydzenie, gdy pomyślał o tym, kim jest jej ojciec. Mimo to zaczął rozsuwać rozporek jej spodni. Selene chwyciła go za rękę.
- Dlaczego to robisz? – spytała. Malfoy zaśmiał się krótko.
- To chyba oczywiste – odrzekł i pogładził jej opalizujący policzek.
- Nie, dla mnie nie jest – powiedziała stanowczym tonem, siadając. – Dlaczego ruszasz moje spodnie? Usta mam na górze.
Draco przekrzywił głowę, zastanawiając się nad jej słowami. Czyżby aż tak poddała się Czarnemu Panu, że nikomu nie pozwalała się do siebie zbliżyć?
- Chcę cię posiąść – odpowiedział Draco. – Inaczej mówiąc, kochać się z tobą.
Tym razem Selene przechyliła głowę.
- Co chcesz? – spytała ze zdziwieniem, sięgającym niemal oburzeniu. Nie rozumiała intencji Malfoya. Nie rozumiała jego słów. Cóż znaczy „posiąść”?
- Zaraz, zaraz – rzucił pospiesznie Draco, jakby zaczął pojmować sytuację. – Nie wiesz, o co mi chodzi?
Selene pokręciła głową.
- Nie – odparła z chłodną ignorancją. – I chyba wyjdę na tym lepiej, jeśli się nie dowiem.
- Cóż, powiem najprościej – odezwał się Malfoy, wzruszając ramionami. – Chcę z tobą spać. Iść do łóżka.
- Malfoy, czyś ty rozum postradał?! – zawołała Selene, zrywając się z miejsca.
- To normalne, no chyba wiesz, jak się robi dzieci – prychnął Draco, zniecierpliwiony zachowaniem swej przyjaciółki. Widząc jednak zdziwioną, wręcz zszokowaną minę Selene, roześmiał się z niedowierzaniem.
- Nie – rzekł. – Ty  n i e  w i e s z, po co ludzie ze sobą sypiają?
Selene pokręciła głową.
- Nie! – warknęła. – Zadowolony? Ojciec nigdy ze mną nie rozmawiał o tym! W moim domu byłam tylko ja i on. No, i od niedawna Glizdogon. Co, jego miała zapytać?
- Tylko mi nie mów, że nie chciałaś się dowiedzieć, w jaki sposób powstałaś – wtrącił Malfoy.
- Jak miałam 5 lat, zapytałam ojca, dlaczego żyję na świecie – wyznała po chwili milczenia, rumieniąc się lekko. – Powiedział, że jestem tu z miłości jego i mojej matki. Wiem, że uznasz to za chwilę słabości, ale miałam tylko 5 lat i chciałam wiedzieć coś o mojej mamie…
Spuściła oczy, a spod jej rzęs po raz pierwszy od wielu lat, wypłynęły prawdziwe łzy.
- Nie… rozumiem, że za nią tęsknisz – wybełkotał Malfoy, całkiem zbity z tropu. – Wyjaśnię ci wszystko.
I zaczął jej opowiadać o tych wszystkich romantycznych pierdołach. Czuł się, jakby mówił małemu dziecku, że Święty Mikołaj nie istnieje.
Pod koniec jego „opowieści”, Selene zakryła usta dłonią, jakby powstrzymywała się od wymiotów. Na jej twarzy malowała się istna odraza i obrzydzenie.
- Boże mój, to dziw, że nasza rasa jeszcze nie wymarła – rzekła z przestrachem. – Jeśli to tak naprawdę wygląda… To obrzydliwe…
Malfoy westchnął.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że ojciec nic ci nie powiedział – mruknął. – Masz przecież 16 lat, jesteś prawie dorosła!
Selene zaśmiała się.
- A wyobrażasz sobie, jak Snape mnie uświadamia? – zapytała.
Oboje wybuchnę li śmiechem, naprawdę ciesząc się ze swojej obecności. Draco nie chciał, by ona była tylko jego branką, lecz kimś ważnym. A Selene poważnie się zastanowiła, czy nie rozważyć możliwości nie wydłubania mu oczu.
- Naprawdę jesteś piękna – odezwał się Malfoy, gdy się uspokoili. – Jeszcze kiedyś się we mnie zakochasz.
To mówiąc, przytulił ją.

Następnego ranka, Selene weszła do Wielkiej Sali bardzo zaniepokojona. Fakt, pogodziła się z Malfoyem, ale nadal rywalizowali ze sobą o zabicie Dumbledore’a.
Draco również czuł się nieswojo. Kiedy rano obudził się i przypomniał sobie wczorajszy wieczór, o mało nie wybuchnął śmiechem. To było prawie niemożliwe, aby taka pociągająca dziewczyna jak Selene, nie wiedziała o sprawach, o których on sam wiedział już od dawna.

Nadeszła poczta. Przed Selene wylądował rudy puszczyk, niosący „Proroka Codziennego”. Przestała już zważać na bzdety o zbiegłych Śmierciożercach i kolejne artykuły o „Wybrańcu”. Interesowało ją jedynie, czy jej informacje są trafne i przydatne dla Czarnego Pana. Pomimo, że odnalazła na pierwszej stronie artykuł o zniszczeniu wielkiego mostu w Londynie, nie pałała już takim zadowoleniem i dumą, jak bywało zazwyczaj. Teraz czekała na jeszcze jedną wiadomość.
W końcu ujrzała tę niewielką, czarną sowę włochatkę, która usiadła na jej ramieniu. Selene porwała jej list z dzioba i rozerwała kopertę. To, co zwykle. Podziękowania za informacje, pytania dotyczące następnych i zapewnienie, że Czarny Pan ją wynagrodzi. Po kilku takich korespondencjach, nie tylko od strony Selene, ale i Voldemorta zaczęło płynąć gorące uczucie serdecznej przyjaźni do siebie nawzajem.

Cały dzień przeleciał Selene bardzo szybko. Nie uważała na lekcjach, ledwo zdołała zmusić się do zapisania tematu prac domowych. Planowała odwiedzić ojca i wypytać go o kilka rzeczy. Pytania miała już gotowe. Gdy rozległ się dzwonek, oznajmiający koniec lekcji [w tym przypadku nudnej historii magii], Selene chwyciła torbę i pobiegła do gabinetu ojca. Snape siedział za biurkiem i skrobał coś na pergaminie.
- Mamy sobie do pogadania, mój panie – rzuciła na powitanie. Severus skinął głową.
- Zamieniam się w słuch – rzekł znudzonym tonem. Selene cisnęła torbą o podłogę, by odwrócić uwagę ojca od pergaminu.
- Dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś? – wysyczała. – Wyszłam przed Malfoyem na skończoną idiotkę! Wielka Selene Snape, wierna Śmierciożerca Czarnego Pana, która nie wiem, skąd się biorą dzieci!
- Mów ciszej – poprosił Mistrz Eliksirów. – Miałem nadzieję…
- A kogo to obchodzi! – przerwała mu. = Co z matką? Nie kochałeś jej! Przyznaj się! Zawsze, gdy cię o nią pytałam, zbywałeś mnie!
Umilkła, dysząc ciężko, po czym znów powróciła do swej tyrady, tym razem już innym, zmęczonym tonem:
- Dlaczego od Malfoya musiałam się wszystkiego dowiedzieć? Gdyby mama żyła, nie byłabym taką zepsutą gówniarą!
I wybuchnęłam płaczem.
- Boże, chyba nie… - zaczął Snape, tym razem szczerze przerażony.
- Nie! – przerwała mu. – To jest ohydne! Ale nie pomyślałeś, że ja też kiedyś będę chciała założyć rodzinę? Jesteś podły! Nienawidzę cię!
Wybiegła z gabinetu, pozostawiając swoją torbę na podłodze. Severus nawet nie próbował jej dogonić. Wiedział, że mogłoby to być niebezpieczne, zarówno dla niej, jak i dla niego. Ale jednak kochał tą swoją „zepsutą gówniarę” i wiedział, jak bardzo ją skrzywdził.

Selene, gdy tylko trzasnęła drzwiami do gabinetu Snape’a, poczuła na lewym przedramieniu piekący ból, po raz pierwszy, odkąd została Śmierciożercą. Prawdę mówiąc, zaraz po otrzymaniu listu od swego pana, wysłał mu odpowiedź, lecz nie miała pojęcia, że o ją wezwie:

Wiem, że nie jesteś, panie, odpowiednią osobą, której powinnam się zwierzyć, lecz może jedyną. To wszystko mnie przerasta. Mam na myśli te biologiczne idiotyzmy. Boję się, że ode mnie też będą wymagać tego wszystkiego. Zapewne w Twoich oczach wyjdę na żałosnego chojraka. Cóż, nic na to nie poradzę. Postaram się jednak zdobyć jakieś ważniejsze informacje od Pottera.
Selene

Nie zwlekając więcej ani chwili, wybiegła z zamku i jak to zwykle robiła, teleportowała się do dworu Malfoyów. Tak, wprost do holu. Gdzieś miała dobre maniery, skoro wzywa ją Czarny Pan…
Zapukała i weszła do mrocznego salonu. Plecami do niej, tuż przed kominkiem, stał Voldemort.
- Podejdź – rzekł. Selene stanęła jakiś metr od niego. – Pisałaś, że się boisz. Że nie jestem odpowiednią osobą, byś się mi zwierzyła… Poczekaj, daj mi skończyć. Jestem odpowiednią osobą.
Odwrócił się i wyciągnął ku niej ramiona.
- Chodź, przekonaj się – dodał. Selene podeszła ku niemu i pozwoliła, by ją przytulił. Dziwnie się czuła. Oparła zaciśnięte w pięści dłonie o jego piersi. Kiedy Voldemort ją objął, poczuła na swoim ciele, szczególnie na plecach, gdzie spoczywały jego dłonie, dojmującą falę chłodu. Słyszała, jak do niej przemawia:
- Nie uważam cię za chojraka. I to normalne, że się boisz.
Do drzwi ktoś zapukał. Selene, z niewielkim strachem, stwierdziła, że był to jej ojciec. W drzwiach pojawiła się jego głowa, a po chwili cała postać.
- Nie wiem jak to powiedzieć, panie, ale Selene… - urwał, patrząc na swoją córkę w ramionach Voldemorta.
- Twoja córka potrzebuje odrobiny rodzinnego ciepła, nie uważasz, Severusie? – zapytał. Selene delikatnie wyswobodziła się z jego ramion. Nauczono ją, że kiedy dorośli muszą przeprowadzić ważną rozmowę, należało się zmywać.
- Więc ja… już sobie idę – powiedziała niepewnie i nie czekając na pozwolenie, wymknęła się z salonu.

~*~


Najlepszy rozdział, jaki tu napisałam. Tak, mi się podoba xD Więc nikomu go nie dedykuję xD Postaram się pisać częściej, naprawdę, ale prowadzenie aż 3 blogów i jeszcze mały remoncik w domu może nieco przeszkodzić, mam rację? A więc czytajcie i piszcie, co sądzicie na temat tego odcinka. Pozdrówko xD