20 kwietnia 2009
Rozdział 14
- Cofnij się – rozkazał Voldemort, unosząc różdżkę. Selene instynktownie podniosła swoją, robiąc krok do tyłu. Czarny Pan stał przez chwilę, myśląc usilnie. W końcu przemówił:
- Zaklęcia Niewybaczalne to podstawa czarnej magii. Musisz nauczyć się odpierać zaklęcie Imperius. Imperio!
Selene poczuła się bezgranicznie szczęśliwa. Wydawało się jej, że może zrobić wszystko, co by chciała, a zarazem wiedziała, że jest uzależniona od ruchów Voldemorta. Zapragnęła powrócić do dawnego stanu samodzielności. Nagle usłyszała czyjś głos. Był to cichy szept, rozbrzmiewający w jej głowie.
- Wskocz na szafkę.
Selene zrobiła krok w stronę szafki, stojącej w kącie, ale zatrzymała się. Szafka przypomniała jej pracę, którą musiała wykonać z Malfoyem. To drugie wspomnienie przywołało ją nieco do rzeczywistości. W głowie ponownie usłyszała ten naglący, przenikliwy szept.
- Wskocz na szafkę!
- Nie.
- Rób, co mówię!
Selene zrobiła niezdarny ruch w stronę owego przedmiotu, choć chciała się też zatrzymać… W końcu potknęła się o własne nogi i upadła na podłogę na brzuch. Uczucie szczęśliwego zniewolenia minęło natychmiast. Pozostało tylko zdenerwowanie i strach, do czego później dołączył ból całego ciała. Usiadła na podłodze, unikając spojrzenia swego pana.
- Jesteś za słaba – skarcił ją, podając jej rękę, by mogła wstać. – Odepchnij mnie umysłem, tak, jak to robisz, gdy ktoś próbuje odczytać twoje myśli.
Selene pokiwała milcząco głową, unosząc ponownie różdżkę. Czuła, jak palą ją policzki. Było jej wstyd, że tak skompromitowała się na oczach swojego umiłowanego pana. Czuła się słaba i bezradna.
Całkowicie oprzeć się działaniu Imperiusa udało się jej dopiero około północy. Wyraz twarzy Voldemorta nie okazywał satysfakcji. Sukces Selene przyjął raczej chłodno. Bądź co bądź to przecież Lord Voldemorta, a oprzeć się jego zaklęciu Imperiusa to nie lada sztuka.
- Dobrze – rzekł, wpatrując się w swoją uczennicę tak intensywnie, że musiała opuścić wzrok. – Możesz już wracać do Hogwartu. Dość na dziś.
- Nie – wypaliła Selene. – To znaczy… chciałabym uczyć się dalej. Jeśli tylko nie byłoby to dla ciebie problemem, panie.
Voldemort uśmiechnął się szeroko.
- To dobrze, że chcesz uczyć się czarnej magii – odparł. W jego jedwabistym, spokojnym, ale groźnym głosie można było usłyszeć nutę samozadowolenia. Czyli jak zwykle. – Skoro już opanowałaś sztukę opierania się zaklęciu Imperius, spróbuj teraz na mnie je rzucić.
Selene cofnęła się o krok z zaskoczenia. Propozycja Czarnego Pana niemalże ją przeraziła. Co ma mu kazać zrobić? Może pajacyki, jak to czynią dzieci w mugolskich przedszkolach? A może zatańczyć salsę?
- Ja… - zaczęła niepewnie. – Czy mogłabym spróbować na kimś innym? Na Glizdogonie na przykład.
- Ale dlaczego? – spytał Voldemort takim tonem, jakby pytał dziecko, jaki kolor lizaka ma sobie wybrać. – Dlaczego nie mogłabyś poćwiczyć na mnie? Jeśli uda ci się mnie do czegoś zmusić, to będziesz mogła to zrobić z każdym.
Selene uniosła różdżkę. Nie chciała się wykłócać z Czarnym Panem. Być może tolerował jej obecność, może nawet ją lubił, ale wiedziała, że Voldemort ma rację. Skoro mówi, że tak ma być, to nawet lubiana przez niego Śmierciożerca musiała go usłuchać. Jej ojciec często jej to powtarzał. Czarny Pan ma rację. Jego słowo jest prawem.
- I-Imperio – powiedziała nieśmiało, lecz jej zaklęcie natychmiast zostało odparte. Zauważyła, że Czarny Pan świetnie się bawi, obserwując poczynania swojej najmłodszej sługi.
- Postaraj się – rzekł. – Musisz naprawdę tego chcieć.
Selene skupiła się najmocniej jak tylko mogła. Widziała przed sobą tylko twarz Voldemorta. Znała formułkę, ale przerażała ją sama myśl o użyciu tego zaklęcia przeciwko swemu panu. Och, jakże ją później będzie musiał ukarać…
- Imperio – zawołała Selene. Przez chwilę poczułam gorące mrowienie w koniuszkach swoich palców prawej ręki, ściskającej różdżkę. Po sekundzie jednak ta więź jakby nieco osłabła, urwała się, później znów odtworzyła… W natłoku myśli, Selene powiedziała na głos:
- Czy mógłbyś się cofnąć o krok, panie?
Ku jej zdziwieniu, Voldemort spełnił prośbę. Przerażona tym odkryciem, cofnęła zaklęcia.
- Cóż, zbyt wyszukany ten rozkaz nie był – stwierdził Lord. – Czy potrafisz rzucać zaklęcie Cruciatus?
- Nigdy tego nie robiłam – przyznała szczerze Selene.
- Cofnij się – rzekł Czarny Pan. – Aż pod ścianę. Stoczysz ze mną pojedynek.
Selene zamarła. Voldemort zaśmiał się, widząc jej minę.
- Ależ nie chcę cię zabić – dodał, przetaczając różdżkę pomiędzy swoimi długimi palcami. – Jesteś dla mnie zbyt cenna. Nie, chcę cię tylko przygotować na pewien incydent.
W tej samej chwili, kiedy Voldemort zawołał Crucio, Selene krzyknęła Protego. Zaklęcie odbiło się od niewidzialnej tarczy i ugodziło w ścianę. Moc była tak silna, że aż zadrżał żyrandol.
Czarny Pan nie zważył na to. Ponownie krzyknął Crucio!, ale tym razem Sez lene nie wykazała się tak znakomitym refleksem. Upadła na podłogę, wijąc się z bólu. Chciała to zakończyć. Pragnienie śmierci stało się jej obsesją na tą minutę. Chwila przerwy, zaledwie sekunda na zaczerpnięcie powietrza i znów ta dojmująca fala bólu, trwająca za każdym razem coraz dłużej. I tak kilkakrotnie. Po piątym razie załamała się. Nie miała siły walczyć z tym zaklęciem. Poddała się mu. Zaledwie chwilę później, ból ustał. Nie powrócił jednak, jak się tego spodziewała. Czyjaś koścista ręka odgarnęła włosy z jej karku i przyłożyła do niego dwa palce, by wyczuć puls.
Voldemort machnął różdżką, a stół i krzesła pojawiły się na swoich miejscach. Czarny Pan podniósł Selene. Nie była ciężka, ale jej skóra parzyła jego ręce w dziwny, niewyjaśniony sposób. Posadził ją na jednym z krzeseł i oparł o stół, żeby wyglądała jakby tak zasnęła. Różdżkę wciąż ściskała w ręku, pomimo ciężkich tortur.
Następnego ranka, Selene obudziła się, jęcząc cicho. Każdy kawałek jej ciała pulsował tępym bólem. Podniosła głowę, rozglądając się po pokoju. Nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Czuła się okropnie, czemu nie pomagało nienaturalne ciepło pomieszczenia, w którym była.
- Gdzie ja jestem? – spytała słabym głosem, choć nie oczekiwała odpowiedzi.
- W moim domu.
Był to z pewnością głos kobiecy, lecz Selene nie mogła sobie przypomnieć, do kogo należał. Słyszała go już kiedyś, lecz bardzo niewiele razy.
- Nic nie pamiętam – mruknęła Selene, przecierając oczy. – Chociaż…
Zawahała się. Pamiętała jak przez mgłę wydarzenia poprzedniego wieczoru. Wezwanie przez Czarnego Pana, zaklęcie Imperius, pojedynek, tortury.
- Chciałam… chciałam zadać ci kilka pytań – usłyszała głos kobiety. Przypomniała sobie. To była matka Malfoya…
- Czy może pani rozsunąć zasłony? – poprosiła Selene. Narcyza Malfoy machnęła różdżką, a ciężkie zasłony odsłoniły duże okna. Promienie słońca padły na bladą ze strachu twarz Narcyzy i poobijaną, ziemistą twarz Selene.
- O co chodzi? – zapytała ta druga, osłaniając ręką oczy przed rażącym światłem słońca.
- Chodzi o Dracona – brzmiała odpowiedź.
No tak, syndrom zatroskanego rodzica, pomyślała Selene, ale pozwoliła jej dalej ciągnąć.
- Dużo spędzasz z nim ostatnio czasu… zadanie dla Czarnego Pana…
Urwała, patrząc w zmęczone oczy Selene. Córka Mistrza Eliksirów nie wiedziała, do czego prowadzi ta rozmowa. Co miała niby powiedzieć matce Malfoya? Że z ostatniego testu Draco dostał Nędzny, albo że użył Zaklęcia Galaretowatych Nóg na małym Puchonie?
- Ja tylko mu pomagam, nic więcej – odrzekła Selene. – Draco mi się nie zwierza, właściwie to nic o nim nie wiem.
- Nie chodzi o to – powiedziała szybko Narcyza. – Czy Draco nadal jest takim… podrywaczem?
- Nadal?
Narcyza zmieszała się trochę. Nie wiedziała, czy ma prawo zaufać Selene. Co prawda, Czarny Pan ufał jej bezgranicznie, ale…
- Widzisz, Draco zbyt często zapraszał tu dziewczyny – wyjaśniła w końcu. – Musiałam użyć wielu zaklęć, by mu to udaremnić, ale w Hogwarcie praktycznie nikt go nie pilnuje…
- Nie, Draco bardzo się zaangażował w zadanie, dane mu przez Czarnego Pana – odpowiedziała Selene takim tonem, jakby to było coś oczywistego. Wewnątrz jednak, kipiała ze złości. Jednym słowem mówiąc, została perfidnie wykorzystana przez tego tchórzliwego gnojka, który nie potrafi nawet naprawić zawiasów w drzwiach.
Drzwi otworzyły się cicho i do salonu wpełzł wielki, ponury wąż. Narcyza zerwała się ze swojego miejsca z wrzaskiem przerażenia. Selene natomiast nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem.
- To tylko Nagini – mruknęła, starając się nie słuchać nieprzyjemnego chrzęstu łusek.
- Wiem – powiedziała nerwowo Narcyza. – Ale jest taka… straszna.
Do pokoju wszedł ktoś jeszcze. Pomimo nieco otępiałych zmysłów, Selene wychwyciła odgłos czyichś kroków na korytarzu, później na progu. To pewnie jakiś Śmierciożerca wpadł na chwilę do kwatery głównej swego pana, by złożyć mu raport, czy coś w tym stylu. Selene zawsze fascynowała praca Śmierciożercy, jednak teraz nie wiedziała zbytnio, co mogą robić dorośli słudzy Czarnego Pana. Wałęsać się za jakimiś trollami, albo napadać na mugoli. W ostateczności jeszcze torturować szlamy, co było chyba najprzyjemniejszą częścią owej służby.
- Możesz odejść – rozległ się głos. Słowa nie były jednak skierowane do niej, gdyż usłyszała hałas odsuwanego w pośpiechu krzesła. Lodowaty, dobitny głos jej umiłowanego pana kazał właśnie opuścić salon Narcyzie. Selene zaczynała powoli myśleć logicznie i kojarzyć fakty.
Nie podniosła głowy. Nie chciała spojrzeć w oczy Czarnemu Panu. Nie po tym, co się stało. Bała się, że on wyczyta w jej oczach zmęczenie i zniechęcenie.
- Jak się czujesz? – spytał Voldemort, siadając na krześle, które dopiero opuściła Narcyza.
- Całkiem nieźle – powiedziała Selene, starając się, by jej głos zabrzmiał normalnie. Voldemort uśmiechnął się mimowolnie, widząc upór i zatwardziałość dziewczyny. Wziął jej rękę i pogładził ją.
- Wydaje mi się, że nie powinnaś wracać dziś do szkoły – rzekł.
- Nie! – zawołała Selene, podnosząc gwałtownie głowę i patrząc prosto w bezlitosne oczy Czarnego Pana. – Dzisiaj mam test z historii magii! Muszę go napisać, chciałam pomóc Malfoyowi.
- To jemu zleciłem to zadanie – powiedział Voldemort. – Poza tym, moim życzeniem jest, abyś tu została.
Selene nie odpowiedziała. Z powrotem oparła głowę o blat stołu, poddając się tępemu bólowi, tętniącego w jej czaszce. Nie znała intencji swojego pana, ale nie mogła się mu sprzeciwić. Musiała znieść cierpliwie wszystko, by nie powtórzyła się sytuacja z poprzedniego wieczora.
- Wczoraj trochę przesadziłem – odezwał się Voldemort, tonem tak niefrasobliwym, że nagle przypomniał on profesora Lockharta, który uczył ją w drugiej klasie. – Głupio to zabrzmi, ale wybacz.
- Czuję się, jakbym miała kaca – odparła Selene, zastanawiając się, czy jej pan zna znaczenie tego słowa.
- Ależ oczywiście, wiem co to jest kac – odpowiedział Voldemort, jakby czytał jej myśli. – Nie jestem taki, jak myślisz.
Nagle Selene przyszła do głowy dziwna myśl. Musiała się bardzo wysilić, co spotęgowało tylko ból głowy, aby nie wybuchnął śmiechem. Dziwne, że mówi o sobie w osobie męskiej, skoro jego jedyną namiętnością była nieśmiertelność i potęga…
Czarny Pan uśmiechnął się.
- Ach, pozwól, że ci udowodnię – powiedział, pochylił się i pocałował ją w usta. Selene zamarła, jakby się dowiedziała, że będzie miała brata. Rodzeństwo byłoby dla niej jak kara za najgorsze grzechy. Nie znosiła dzieci.
Pocałunki, które Selene otrzymywała od Malfoya znacznie różniły się od tych, które dawał jej Czarny Pan. Draco robił to jakby od niechcenia, za to Voldemort zdawał się skupiać na tym całą swoją uwagę. Podejrzewała, że bawi się jej uczuciami. Zawsze uważała swojego pana za autorytet, teraz jednak zaczęło się w niej wahać to poczucie.
Voldemort przesunął ręką po jej plecach. Oderwał się od jej ust i złożył jeszcze pocałunek na jej szyi, zanim się od niej odsunął. Selene czuła jeszcze chłód na policzku, w miejscu, gdzie dotykały jej skóry palce Czarnego Pana. Elin uśmiechnęła się, jednak nie był to wyraźnie wymuszony uśmiech.
- Co mam teraz myśleć? – spytała uprzejmie, drżącym z gniewu głosem. – Co mam myśleć po tym, co zrobiłeś, panie, swym największym sługom? Po tym, gdy Barty Crouch został oddany dementorom, Glizdogon stał się wrakiem człowieka i zdradził swoich przyjaciół, a Bellatrix jest niezrównoważoną psychicznie wariatką?
Przypuszczała, że ten śmiały wybuch Czarny Pan potraktuje jak znieważenie swojej osoby, ale ten nie przestał się szyderczo uśmiechać.
- Powinnaś być dumna, że spotkał cię ten zaszczyt – rzekł spokojnie.
- Regulusa, brata Syriusza Blacka też spotkał? – zapytała Selene.
Uśmiech spełzł z twarzy Voldemorta, ale ten pamiętał, że trzeba utrzymać Selene w dobrym nastroju, bez względu na to, co jest w stanie powiedzieć o nim w napływie gniewu.
- To nie była kara, te wczorajsze tortury – powiedział nagle, jakby zapomniał o słowach córki Snape’a, albo tamta sytuacja wcale nie miała miejsca. – Wiem, co jest między tobą a młodym Malfoyem. Ale nie bój się, nie powiem o niczym twojemu ojcu.
Strach, który pojawił się na twarzy Selene, ustąpił miejsca uldze.
- Chciałbym tylko – dodał Voldemort, wstając. – Aby nie dowiedział się o tym też Harry Potter.
Odwrócił się na pięcie i opuścił salon. Selene została sama z Nagini, wylegującą się beztrosko przed kominkiem. Podeszła do niej chwiejnym krokiem i usiadła na podłodze. Wąż nie przejął się tym towarzystwem. Jego puste, zimne oczy były nieruchome, jakby wpadł w trans.
Pół godziny później, do salonu weszła Narcyza, niosąc śniadanie na srebrnej tacy. Postawiła ją na stole i odezwała się:
- Pewnie nie chciałabyś, by przyniósł ją Glizdogon.
Selene wzruszyła ramionami. Było jej obojętne, kto przyniesie jej śniadanie. Poza tym, wcale nie była głodna.
- Myślałam, że jest w domu mojego ojca – mruknęła.
- Dziś pomaga w czymś Czarnemu Panu – wyjaśniła Narcyza.
- Bardzo bym sobie życzyła zostać sama – powiedziała po minucie milczenia Selene. Narcyza bez słowa opuściła salon, by córka Snape’a mogła zjeść samotny posiłek.
Selene pozwolono wrócić do Hogwartu dopiero pod wieczór. Z chęcią na to przystała, bo pobyt w domu Malfoyów nużył ją i irytował. Wielki dom, pełen pozamykanych sypialni i pustych korytarzy był dla niej raczej średnio ekscytujący, więc nawet nie podziękowała Narcyzie za ugoszczenie jej, prawie pod przymusem.
Gdy nocny wiatr uderzył ją w twarz, poczuła się w końcu bezpiecznie. Tylko w Hogwarcie czuła się jak w domu. Szybko przeszła przez błonia, modląc się w duchu, by drzwi były otwarte. Doszła do zamku, już miała nacisnąć ogromną, żelazną klamkę, gdy nagle usłyszała głuche dudnienie kroków. Serce podskoczyło jej do gardła. Przywarła plecami do drzwi, rozglądając się nerwowo. Powoli wyciągnęła różdżkę, ale okazało się to zbędne, bo ową hałasującą postacią okazał się Hagrid. Jednak nie był sam. Selene zaczaiła się pod wielkim dębem, obserwując poruszającego się niezdarnie… olbrzyma. Nie wiedziała, czy to tylko gęstość nocy, czy może jej zmęczenie tak działają na jej mózg, ale musiała być pewna. Bo jeśli to prawda, Czarny Pan będzie z niej dumny.
~*~
Znów mnie zbijecie. Ale człowiek nie ma czasu nawet podczas Świąt xD
Subskrybuj:
Posty (Atom)