Selene i Karen zostały
odesłane z powrotem do Hogwartu, a towarzyszył im przy tym Snape. Emocje trochę
już opadły, a panna Black nieco się uspokoiła (jej ciało powróciło do zwykłego
stanu), choć obie Ślizgonki nadal były myślami w Malfoy Manor. Wypalone przez
Lorda Voldemorta blizny paliły tak, jakby ktoś regularnie polewał je kwasem,
ale szesnastolatki starały się być silne, więc nie powiedziały na to ani słowa
skargi. Elin przez całą drogę bacznie obserwowała przyjaciółkę, w ogóle się nie
domyślając, że Karen mogła zupełnie inaczej przyjąć ceremonię naznaczenia. Nie
mieściło jej się w głowie, że można gardzić taką łaską.
— Czemu przymulasz? —
zapytała, szturchając ją łokciem.
Ślizgonka tylko wzruszyła
ramionami i wsunęła ręce głębiej do kieszeni. Twarz miała poszarzałą przez
gwałtowną teleportację, do której jeszcze nie zdążyła przywyknąć, a już czekała
ją kolejna magiczna podróż.
Selene domyślała się, co
ją gryzło, jednak nie śmiała poruszyć tego tematu przy ojcu, który dopiero co
walnął im kazanie na temat dyskrecji i ciągłej kontroli swego umysłu; już nawet
umówił się z Karen, że życzyłby sobie, aby przychodziła do niego na regularne
lekcje oklumencji, co wypełniło dziewczynę jeszcze większym strachem niż podróż
do głównej siedziby Lorda Voldemorta.
Mistrz Eliksirów teleportował
się razem z dziewczynami do Hogsmeade, skąd miały drogą przez Zakazany Las
wrócić prosto do szkoły, po czym sam zniknął w mroku z cichym pop, łopocząc połami swej czarnej
peleryny (zdawał się nie zwracać uwagi na niebezpieczeństwa czyhające w puszczy
pełnej potworów); szesnastolatki zostały całkiem same. Karen była przerażona
samą perspektywą wałęsania się po Zakazanym Lesie (o ciemności i magicznych
stworach starała się nie myśleć), ale Selene uznała, że to idealna sytuacja,
aby spróbować porozmawiać z przyjaciółką. Wiedziała, że jeśli użyje odpowiednich
argumentów, Mary zacznie dostrzegać piękno i korzyści płynące z posiadania
Mrocznego Znaku. Podchodziła ją na różne sposoby, ale dziewczyna milczała albo
mruczała coś niezrozumiałego, starając się nie patrzeć przed siebie —
przyglądała się swoim stopom, jakby to miało ustrzec ją od niebezpiecznych
stworzeń grasujących po lesie. Pierwszy raz okazała się tak nieustępliwa i
stanowcza, choć Selene podejrzewała, że musi to być spowodowane strachem —
Karen nigdy dotąd nie wymykała się nocą z zamku, a o wejściu do Zakazanego Lasu
po zmroku nie było nawet mowy. Za to Elin była w swoim żywiole. Choć na co
dzień nie miała zbyt wielu przyjaciół, zawsze była pierwsza, jeśli chodziło o
wysmarowanie jakiegoś złośliwego dowcipu. Snape musiał niejednokrotnie wstawiać
się za nią u innych nauczycieli, aby chociaż zmniejszyli szlaban jego córki. W
czwartej klasie nawet zapuściła się do Zakazanego Lasu tak głęboko, że jakimś
cudem natknęła się na gniazdo akromantul. Z całą pewnością byłoby już po niej,
gdyby nie ocalił jej pobielały z przerażenia Hagrid, ale dziewczyna nie
wyciągnęła wniosków z tej niebezpiecznej wyprawy i już tęskniła za kolejną.
Szły w milczeniu przez
dobrych kilkadziesiąt minut, starając się nie spuszczać z oczu ścieżki, która
prowadziła prosto pod szkolną bramę. Deszcz już dawno przestał padać, a w
powietrzu unosił się mocny zapach mokrej ściółki, ale dziewczęta nie mogły się
skupić na zachwycaniu się jedną z ostatnich przyjemnie chłodnych nocy (lada
dzień mogły zacząć się jesienne słoty, a może nawet i pierwsze śniegi), bo
każda wciąż myślała o Mrocznym Znaku na lewym przedramieniu — Selene z nadzieją
i podnieceniem, a Karen z przerażeniem i ściskającym żołądek niepokojem.
Tuż przed wysoką bramą
skręciły w głąb Zakazanego Lasu. Wiedziały, że od kiedy wyszło na jaw, że Lord
Voldemort powrócił, wszystkie budynki użytku publicznego były lepiej chronione
i nie każdy miał wstęp na posesję. Przechadzka nocą przez las była
niebezpieczna i niesamowicie ryzykowna, ale od czego Ślizgonki miały różdżki? Selene
była pewna swoich umiejętności i w głębi serca miała chętkę na jakiś mały
pojedynek z centaurem, Karen natomiast wolała pokonać te ostatnie kroki
biegiem, lecz wiedziała, że jeśli to zaproponuje, zostanie przez przyjaciółkę
okrutnie wyśmiana. Czego jak czego, ale Elin nie brakowało odwagi.
— No i co, warto było
tak trząść portkami? — zadrwiła, kiedy wyszły tuż obok chatki Hagrida.
Karen nic nie
odpowiedziała, tylko jeszcze głębiej wcisnęła dłonie do kieszeni szaty. Było
jej bardzo przykro, że przyjaciółka tak kpiła z jej strachów; cieszyła się, że
było ciemno, bo Selene jeszcze wykpiłaby jej zaczerwienione ze wstydu policzki
i wilgotne oczy.
Szły teraz trawiastym łagodnym
zboczem, po prawej miały chatkę Hagrida. W oknach nie płonęło już światło, co
oznaczało, że pół-olbrzym albo już dawno spał, albo wałęsał się w jakimś
tajemniczym celu po lesie. Karen chciała leżeć już bezpiecznie w swoim ciepłym
łóżku i starać się zapomnieć o tym, co wydarzyło się w pałacu Lucjusza Malfoya,
choć wiedziała, że paląca blizna na jej przedramieniu jeszcze długo będzie jej
o tym przypominać. Natomiast Selene nie miała zamiaru jeszcze wracać do szkoły.
Piekielnie niebezpieczna podróż do Malfoy Manor, spotkanie z Czarnym Panem i
spacer przez Zakazany Las tylko podsyciły apetyt Elin na przygodę.
— Nie znoszę tego
gburowatego mieszańca — mruknęła, patrząc zamglonymi oczami na ciemne okna w
chatce na błoniach. — Umbridge była wkurwiająca, ale miała rację. Takie
niedouczone ciele nie powinno uczyć w szkole. Wyobraź sobie. Nie skończył
szkoły, ale ludzie mówią do niego panie profesorze.
— Ma jakieś
doświadczenie w opiece nad magicznymi stworzeniami… — Karen nie miała ochoty na
obgadywanie Hagrida.
— No i co z tego?
Byłabym zaskoczona, gdyby potrafił pisać. Wywaliłabym go na zbity pysk.
— Uratował ci życie…
Selene spojrzała na nią z
uniesionymi brwiami, a jej twarz wykrzywił firmowy grymas. Zirytowało ją
zachowanie przyjaciółki; nagle zdała sobie sprawę, że praktycznie w ogóle jej
nie zna. Przez myśl przemknęło jej nawet, że Karen Black absolutnie nie nadaje
się na Ślizgonkę.
— Wiesz co, ale
przymulasz… Od kiedy ty tak bronisz tego Hagrida? Chodź tu…
Podeszła na palcach do
chaty gajowego i zajrzała przez okno do środka, ale było tak ciemno, że nie
mogła niczego dojrzeć. Choć poczuła się jak dorosła kobieta, jej ślizgońska
natura w tym momencie wzięła górę nad rozsądkiem. Po prostu musiała wysmażyć
jakiś dowcip. Jej wyobraźnia zaczęła pracować; Selene już przegrzebywała myśli
w poszukiwaniu jakiegoś małego zaklęcia, które mogłoby wyczarować lub przywołać
jakąś wielką kupę, kiedy Karen pociągnęła ją mocno za ramię i syknęła:
— Zwariowałaś? A jak
nas złapią? Jak im wytłumaczymy, że jesteśmy o tej porze poza zamkiem? Nie znam
oklumencji…
— To twój problem —
prychnęła i wyszarpnęła ramię ze słabego uścisku przyjaciółki. — Poza tym ja
nie zamierzam dać się złapać.
— To idiotyczne…
— Cicho! — syknęła Elin.
Karen tylko wzruszyła
ramionami. Była wściekła na przyjaciółkę, miała jej plan za niesamowicie
infantylny. Chciała natychmiast odejść i zostawić ją sam na sam z durnym
pomysłem, ale była świadoma konsekwencji. Gdyby sobie poszła, Selene już nigdy
by się do niej nie odezwała. Dlatego obserwowała w milczeniu, jak dziewczyna
obchodzi dookoła budynek w poszukiwaniu czegoś, co natchnęłoby ją do zrobienia
głupiego żartu. Przez chwilę opierała się pokusie podpalenia pokrytego strzechą
dachu, ale na koniec stwierdziła, że to była chyba jednak lekka przesada; gdyby
odkryto, kto jest podpalaczem, mogłaby ponieść poważne konsekwencje i tym samym
zawieść Czarnego Pana, który jej zaufał.
Każdy jej krok i czyn dedykowała właśnie jemu.
W pewnej chwili
spostrzegła jakiś dziwny przedmiot jaśniejący na tle szarego kamienia. O jedną
ze ścian był oparty różowy parasol, którego gajowy używał od czasu do czasu do
czarowania. Wśród uczniów, zwłaszcza tych młodszych, od dawna krążyły plotki,
że Hagrid ukrył w nim szczątki swojej połamanej różdżki, kiedy Ministerstwo
Magii usunęło go z Hogwartu.
Selene zarechotała
złośliwie.
— No, grubas go sobie
trochę poszuka… — mruknęła do siebie i schowała krótki, różowy parasol pod
płaszczem.
Karen nawet nie próbowała
zrozumieć toku myślenia przyjaciółki. Chciała, aby dziewczyna skończyła
nareszcie tę błazenadę, bo będą mogły nareszcie wrócić do szkoły. Zaczęła drżeć
z zimna, bo lodowata mgła zaczęła osadzać się na błoniach i jeziorze.
Elin jeszcze raz zajrzała
przez okno do chaty, po czym obejrzała się przez ramię i szybkim krokiem udała
się w stronę zamku, a Mary pobiegła za nią. W jej głowie narodził się nowy
problem — jak miały o tej porze dostać się do zamku? Od kiedy Lord Voldemort
się ujawnił, Dumbledore rozkazał Filchowi zamykać drzwi wejściowe nie tylko w
nocy, ale i podczas zajęć, kiedy nauczyciele są zajęci prowadzeniem lekcji.
Jednak Selene wydawała się całkowicie spokojna, jakby zupełnie zapomniała o
nowych zwyczajach. Ten bez wątpienia chamski dowcip, który wywinęła Hagridowi,
wprawił ją w bardzo dobry humor. Maszerowała w kierunku drzwi wejściowych z
szerokim uśmiechem na ustach i wyciągniętą przed siebie różdżką.
— Ciekawa jestem, jak
teraz wejdziemy do środka. — Karen była wściekła.
Żałowała, że jej
przyjaciółka nie mogła wykorzystać tych swoich czarodziejskich sztuczek do
znalezienia jakiegoś tajnego przejścia, ale Selene ani trochę się nie
zmartwiła. Z jej twarzy nawet na chwilę nie schodził ten denerwujący, pełen
satysfakcji uśmiech.
Spojrzała na zegarek.
— Mamy jeszcze
jedenaście minut — odparła, chowając różdżkę do kieszeni szaty. — Ojciec
zaczarował te drzwi, aby otworzyły się dokładnie o północy. Więc nie siej
paniki. Ty się w ogóle nie nadajesz na…
Urwała, zacmokała cicho i
pokręciła głową, wydymając usta. Skrzyżowała ręce na piersiach i wcisnęła się w
kąt niewielkiego przedsionka, bo właśnie zerwał się zimny wiatr. Karen uczyniła
to samo; była wściekła na towarzyszkę, mimo że ta pomyślała o wszystkim, a może
właśnie dlatego, że pomyślała?
Wydarzenie z poprzedniej
nocy całkowicie wymiotło z głowy Selene obietnicę, którą złożyła Malfoyowi.
Teraz już nie potrzebowała jego łaski, aby dowiedzieć się, czym takim miał się
zająć w tym roku, ale zupełnie zapomniała go o tym poinformować. Nie wiedziała
też, że Draco postąpił zgodnie ze swoimi słowami — wieczorem, kiedy Selene i
Karen wymknęły się już z zamku, Blaise Zabini rozpowiedział na absolutnie cały
salon Ślizgonów, że jego kumpel wybrał sobie na dziewczynę tę złośliwą
dziwaczkę Elin Burke. Zdecydowana większość (która składała się prawie z samych
dziewcząt) skomentowała to jedynie drwiącym śmiechem i złośliwymi uwagami na
temat jej urody, starsi chłopcy poklepali Malfoya z pożałowaniem po plecach, a
Pansy Parkinson i jakieś trzy dużo młodsze Ślizgonki skrzywiły się okropnie.
Oczywiście pierwsza wspomniana poczuła się najbardziej poszkodowana. Nawet nie
próbowała ukryć łez; trzepotała szybko powiekami, a łzy bez skrępowania płynęły
jej po policzkach, rozmazując tusz i czarną kredkę.
— A to szmata. —
Udało się jej wyrzucić pomiędzy dwoma spazmami. — Wiesz, c-co mi powiedziała ta
sz-szmata…? Że on ma dziew-ewczynę z innego domu…
Millicenta Bulstrode,
która przez całe swoje życie mogła jedynie marzyć o tym, aby mieć chłopaka,
jedynie poklepała ją niezgrabnie po ramieniu i burknęła pod nosem jakieś
niezbyt przekonujące przekleństwo, podczas gdy Pansy rozglądała się po pokoju
wspólnym z nadzieją, że Selene kryje się jak szczur w jakimś ciemnym kącie, ale
ani jej, ani jej wiernej towarzyszki nigdzie nie było, dlatego Parkinson mogła
jedynie wypłakiwać sobie cichutko oczy i zerkać na Malfoya, który triumfował.
Draco nie widział tych
łez. I bardzo dobrze, ponieważ natychmiast ogarnęłoby go poczucie winy. Nigdy
nie traktował poważnie ani Pansy Parkinson, ani jej uczuć do niego; przez
wszystkie lata podejrzewał, że ta dziewczyna po prostu niesamowicie pragnie
nieustannie ogrzewać się w blasku jego sławy, a Malfoyowi to bardzo
odpowiadało, gdyż robiła wszystko, na co miał tylko ochotę, a on w zamian
musiał jedynie znosić jej zaloty. To był uczciwy układ. Oczywiście do czasu, bo
od kilkunastu miesięcy Pansy dawała mu bardzo niedyskretne sygnały, jakoby miała
nierówno pod sufitem, dlatego plan z oficjalną dziewczyną okazał się idealny.
Od momentu, kiedy Blaise wyjawił imię i nazwisko jego wybranki (czyli od
niecałych czterech minut), Parkinson nie odezwała się do niego ani słowem, więc
mógł to uznać za swój osobisty sukces.
Selene nie miała pojęcia,
co takiego wydarzyło się poprzedniej nocy, że praktycznie wszyscy starsi
Ślizgoni i niektórzy uczniowie z innych domów odwracali się za nią na
korytarzach i szeptali po kątach. Nawet zaczęła się zastanawiać, czy może Karen
nie palnęła czegoś głupiego, dzięki czemu wszyscy dowiedzieli się o ich nocnej
eskapadzie, ale z czasem doszła do wniosku, że te wścibskie spojrzenia obejmują
jedynie ją, przenikając przez Mary tak, jakby była duchem. To musiało być coś
innego.
Przecież
się dzisiaj uczesałam, do jasnej cholery, pomyślała głupio.
Ona również zapomniała, że
od wczoraj jest już oficjalnie dziewczyną Dracona Malfoya. W głowie sobie z
niego drwiła, że zapomniał o jej ceremonii naznaczenia, choć sama nie pamiętała
o umowie, której realizacja wypadła właśnie na pierwszy dzień października. A
dowiedziała się o wszystkim dopiero przy śniadaniu. Siedziała razem z Karen
(która wciąż była na nią trochę obrażona) przy stole i grzebała zwyczajowo w
misce płatków z jogurtem, kiedy do Wielkiej Sali wpadła Pansy Parkinson. To
była zaledwie chwila i nawet tak żwawa Selene nie była w stanie zareagować w
odpowiednim momencie. Pansy doskoczyła do niej, zamachnęła się, a najbliżej
siedzący Ślizgoni odwrócili głowy jak na komendę, bo tę część jadalni wypełnił
suchy trzask.
Elin odsunęła się
gwałtownie na swoim krześle, nie potrafiąc przez te kilka sekund sobie
wyjaśnić, co się właściwie stało. Usłyszała tupot nóg, a zaraz potem poczuła
silne uderzenie. Kiedy pierwszy szok minął, a dziewczyna umiejscowiła nareszcie
źródło owego ciosu, podniosła powoli lewą dłoń do pulsującego czerwienią
policzka, a drugą momentalnie wyszarpnęła z kieszeni różdżkę, czego z kolei nie
spodziewała się Pansy Parkinson. To również był moment — Selene zerwała się z
miejsca, a gniew już dawno przelał maleńki dzban cierpliwości, którą miała do
tej głupiej Ślizgonki.
Błysnęło, a Pansy
przeleciała kilkanaście stóp do tyłu i zatrzymała się w połowie drogi do drzwi
prowadzących na salę wejściową. Choć Millicenta rzuciła się na Elin, ją również
odrzuciło, a Elin już biegła w kierunku jęczącej i macającej się po plecach
Parkinson. Była rozwścieczona niczym młody byczek, a na twarzy wykwitły jej
purpurowe plamy, które nie zwiastowały niczego dobrego.
— Zabiję cię, ty
dziwko! — ryknęła na całą Wielką Salę, a wszyscy uczniowie wlepili wzrok w
krzyczącą dziewczynę, szepcząc gorączkowo do uszu swoich sąsiadów; Ślizgoni głośno
kibicowali napastniczce (choć nie przepadali za wredną i wulgarną Selene,
jeszcze bardziej nie znosili złośliwej Pansy, która niejednokrotnie nie
omieszkała donieść na swoich pobratymców do Filcha lub któregoś z nauczycieli).
Niestety Pansy Parkinson
przeżyła to starcie, ponieważ przy rozwścieczonej szesnastolatce znalazła się
już profesor McGonagall i chwyciła mocno ramię uczennicy, aby powstrzymać ją od
rzucenia zaklęcia (na końcu jej różdżki już płonęło czerwone światełko zwiastujące
jakaś straszliwą klątwę), co dało ofierze czas na ucieczkę. Choć grzbiet miała
boleśnie stłuczony, poderwała się na równe nogi i uciekła z Wielkiej Sali w
salwie śmiechów i gwizdów. Kiedy tylko nauczycielka odwróciła Selene tak, aby
mogła spojrzeć na jej twarz, przeżyła szok. Jeszcze nigdy w całej swojej
wieloletniej karierze nie widziała w oczach uczennicy takiej nienawiści. W Elin
wprost się gotowało. Choć była całkowicie blada, jej czoło, policzki i szyję
pokrywały ciemnowiśniowe plamy, które mocno kontrastowały z zaciśniętymi do
białości wargami, przez które przebijały do połowy obnażone zęby.
— Doprawdy… Nie wiem,
czy dać ci punkty za znakomite zaklęcie niewerbalne, czy odebrać za ten
obrzydliwy atak na koleżankę… — wydyszała profesor McGonagall, przyciskając
drugą rękę do szybko falującej piersi.
Ale nauczycielka została
wybawiona od tego kłopotliwego wyboru, bo prawie natychmiast za jej plecami
pojawił się Snape. Choć był spokojny, Selene wyczuła bijącą od niego zimną
furię. Podziękował profesor McGonagall i oświadczył, że on sam — jako były
opiekun Ślizgonów — zaprowadzi pannę Burke do gabinetu Slughorna i dopilnuje,
ale dziewczyna dostała adekwatną do przewinienia karę. W Wielkiej Sali wszystko
powoli wracało do normy, choć młodsi uczniowie wciąż szeptali w podnieceniu,
zachwyceni czarami tej brzydkiej, chudej dziewczyny, którą Mistrz Eliksirów
wziął pod swoje czarne, drapieżne skrzydła.
Hermiona Granger tylko
wymieniła współczujące spojrzenie z Ginny Weasley i powróciła do siorbania
swojej herbaty, podczas gdy Harry przyglądał się z wypiekami na twarzy
kierującej się w stronę wyjścia Elin.
Snape był wściekły. Jego
peleryna powiewała za nim tak gwałtownie, jakby w lochach zerwał się porywisty
wiatr, a oczy przybrały tak zimny i morderczy wyraz, że niejeden uczeń z
siódmej klasy uciekłyby w popłochu, gdyby natknął się na to spojrzenie. Ale
Elin wcale się go nie bała, wręcz przeciwnie. Nadal była wściekła, choć jej
gniew podzielił się teraz między Pansy Parkinson i nauczycieli, którzy
przerwali jej atak na rówieśniczkę.
— Mogę wiedzieć —
wydyszała — dlaczego prowadzisz mnie do Slughorna?
— Od miesiąca jest
twoim opiekunem.
Mistrz Eliksirów nie był
rozmowny. I wcale nie żałował, że oddał nauczycielowi eliksirów wychowawstwo;
nie miał najmniejszej ochoty na znoszenie swojej córki podczas miesięcznego
szlabanu, który z pewnością będzie sprawiedliwą karą. Nie mógł uwierzyć, że
dziewczyna wywróciła całą Wielką Salę do góry nogami zaledwie kilkanaście
godzin po tym, jak została śmierciożercą, aczkolwiek pierwszy raz w życiu
naprawdę chciał zrozumieć jej postępowanie.
Chyba
za bardzo wczuła się w nową rolę, pomyślał, całkowicie
ignorując wydarzenie, które miało miejsce tuż przed wybuchem jego córki. Być
może właśnie dlatego profesor McGonagall zachowała taki spokój; tego
siarczystego policzka nie sposób było nie usłyszeć.
Profesor Snape odmówił
zmiany gabinetu, więc Slughornowi przypadły inne komnaty (również w lochach),
ale starszy czarodziej w ogóle się na to nie skarżył, ponieważ były one co
najmniej dwa razy większe od jego dawnego biura, w którym teraz rezydował
Mistrz Eliksirów. Był też bardzo zaskoczony, kiedy ujrzał przed drzwiami swego
byłego ucznia w towarzystwie wściekłej, buntowniczo wykrzywionej uczennicy. Był
już ubrany, aczkolwiek siwe wąsy sterczały dziwnie w różne strony, co
oznaczało, że Snape przerwał mu poranną toaletę.
— O co chodzi,
Severusie? — zapytał, lustrując uprzejmie wściekłą Ślizgonkę, na co ta
wykrzywiła się jeszcze bezczelniej. — I co ugryzło tę młodą damę?
Slughorn bardzo lubił
Selene, ponieważ wykazywała nieprzeciętny talent nie tylko w czarach, ale i w
sporządzaniu eliksirów, była prawie tak dobra, jak Harry Potter, dlatego nie
poczuł się ani trochę urażony jej nieprzyjemną miną i prowokującym spojrzeniem,
czego nie można było powiedzieć o Snape’ie, który szturchnął ją łokciem, zanim
rzekł:
— Rozbroiła koleżankę
podczas śniadania.
Brzuchaty czarodziej był
bardzo zmieszany tą wiadomością. Zmarszczył brwi i uniósł rękę do ust z
zamiarem podskubania wąsów, co miało mu pomóc w rozwiązaniu tego problemu, ale
Snape go wyręczył.
— Proponuję
miesięczny szlaban, spotkania w każdą sobotę… Zadecydujesz, co będzie najlepszą
karą dla panny Burke za ten wyskok, chociaż… — tu zniżył głos do szeptu — dziewczyna
została sprowokowana przez pannę Parkinson, więc liczę, że potraktujesz to jako
okoliczność łagodzącą…
Nauczyciel najwyraźniej
bardzo się ucieszył, że jego poprzednik odwalił za niego całą czarną robotę, bo
odsunął dłoń od wąsów i uśmiechnął się pod nimi, mówiąc:
— Oczywiście,
Severusie, oczywiście, nie możemy przetrzymywać takich utalentowanych uczniów w
lochach i zmuszać ich do segregowania gumochłonów… Coś dla ciebie wymyślę,
Elin, przyjdź w tę sobotę po kolacji… Tylko nie tak wcześnie… może jakoś o
ósmej? Pasuje? To znakomicie, Elin, znakomicie… A teraz wybaczcie mi, muszę…
Nie powiedział już, co musi, tylko pomachał im na pożegnanie
pulchną ręką i zatrzasnął drzwi. Snape spojrzał na córkę, która ani myślała
spokornieć. Miał ochotę ją rozszarpać; nie mógł uwierzyć, że poprzedniej nocy
uwierzył w jej zmianę. Selene już zawsze będzie wybuchowa i nieposłuszna, i nic
tego nie zmieni. Nawet ceremonia naznaczenia.
— Na co czekasz? —
prychnął. — Słyszałaś, co powiedział pan profesor. A teraz zmiataj na lekcje. I
niech jeszcze coś dzisiaj usłyszę…
Odwrócił się na pięcie i
odszedł w stronę jasnej plamki wskazującej na wyjście z lochów; szesnastolatka
została sama. Wciąż była wściekła i wiedziała, że jeśli tego dnia jeszcze raz
spotka Parkinson, ponownie jej dołoży, ale (na szczęście dla niej) pierwszą
lekcją była transmutacja, na którą dostało się bardzo niewielu uczniów — Pansy
nie była jedną z nich — więc Selene miała czas, aby się uspokoić. Dziewczyna
powlokła się na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się klasa profesor
McGonagall. Na korytarzach nie spotkała zbyt wielu uczniów, ponieważ jeden z
nowych punktów w regulaminie szkolnym mówił, że nie wolno wałęsać się bez
powodu po szkole, ale ci starsi uczniowie, którzy ją mijali, oglądali się za
nią i chichotali w dłonie przyciskane do ust. Elin starała się ignorować te
irytujące zaczepki, ale nadal była zdenerwowana zdarzeniem w Wielkiej Sali. Z
wściekłą miną usiadła na podłodze przed klasą, ale do pierwszej lekcji
pozostało jeszcze kilkanaście minut, więc musiała spędzić je w samotności.
Przez korytarz przeleciał jedynie duch Grubego Mnicha, ale w odpowiedzi na pytanie
o samopoczucie otrzymał jedynie serię przekleństw i pogróżek, więc czym prędzej
odpłynął, użalając się nad chamstwem dzisiejszych dziewcząt.
Przed klasą profesor
McGonagall zaczęli się zbierać uczniowie. Ślizgoni mieli te zajęcia razem z
Puchonami, którzy nie byli mistrzami w transmutacji, więc cała grupka z godziny
dziewiątej liczyła zaledwie dziesięć osób. Ślizgoni natychmiast podeszli do
Selene, aby jej pogratulować znakomitego zaklęcia niewerbalnego oraz
znokautowania Pansy Parkinson (szczególnie zachwycony był oczywiście Draco
Malfoy), a dwie uczennice z Hufflepuffu postanowiły poczekać na profesor
McGonagall pod przeciwległą ścianą, chowając się za plecami trzech kolegów z
domu.
Choć Karen nie przepadała
za Pansy, nie wyglądała na zachwyconą zachowaniem swojej przyjaciółki.
— To nie było
rozsądne — szepnęła, kiedy Blaise Zabini skończył gratulować Elin rozniesienia Parkinson. — Miałyśmy nie
zwracać na siebie uwagi, a dzisiaj stało się zupełnie odwrotnie…
— Nie widziałaś, co
ta wariatka mi zrobiła? — przerwała jej, chwytając przyjaciółkę za szczękę
rozczapierzoną dłonią. Była tak wściekła, że miała ochotę wbić paznokcie w jej
policzki i wyrwać z nich kawał mięsa. — Nie chciałabyś być w jej skórze…
Odepchnęła przyjaciółkę
tak, że ta poleciała do tyłu i wpadła na Blaise’a, który skomentował to jedynie
krótkim śmiechem. Wszyscy już dawno przyzwyczaili się do brutalności, z jaką
Elin traktowała Mary Shafiq. Jedni mieli z tego niezłą uciechę, inni natomiast
obawiali się, że dziewczyna postanowi zmienić swój worek treningowy, więc nie
reagowali. Młodsi uczniowie obawiali się Selene, ale większą trwogę wzbudzała w
nich jej różdżka.
Jednak Ślizgonka bardzo
rzadko aż tak brutalnie traktowała swoją towarzyszkę i nie widziała w swoim
zachowaniu niczego złego. Karen nie usłyszała od niej nawet cichych przeprosin,
ale już przywykła, że nie ma co liczyć na lepsze traktowanie. Pozostało jej
mieć nadzieję, że Elin kiedyś się ogarnie.
Nadeszła profesor
McGonagall. Nie zwróciła uwagi na rechoczących Ślizgonów ani na skrzywioną
Selene, tylko otworzyła drzwi do klasy i weszła do środka, a za nią wtoczyli
się powoli koczujący na korytarzu uczniowie. Karen podejrzewała, że jej
przyjaciółka zajmie ich stałe miejsce mniej więcej w środku rzędu pod ścianą,
ale nie. Elin chwyciła leżącą na ostatniej ławce torbę Zabiniego i wcisnęła mu
ją w ramiona, po czym sama usiadła na jego miejscu tuż obok Dracona Malfoya,
który wyszczerzył się głupio do kumpla.
Profesor McGonagall
zaczęła od zbierania pracy domowej, a na tablicy pojawiły się wskazówki
dotyczące kolejnych esejów, które mieli jej oddać za półtora tygodnia, ale
Selene szybko zanotowała wszystkie informacje i natychmiast pochyliła się nad
uchem swego sąsiada, aby wyszeptać:
— Rozgadałeś, że
jesteśmy parą, tak?
Draco zarechotał, nie
odrywając wzroku do tablicy. Starał się jak najdokładniej przepisać temat
kolejnej pracy domowej, choć tak naprawdę wcale nie zamierzał jej oddać. Odczekał,
aż nauczycielka przejdzie do następnego rzędu, dopiero po tym odpowiedział:
— Przecież się
umawialiśmy, nie zaprzeczaj… Ale nie wiedziałem, że Pansy tak zareaguje. Chyba
faktycznie brak jej piątej klepki…
Ślizgonka ucieszyła się w
duchu ze słów Malfoya, choć była na niego bardzo zła. Miała do siebie żal, że
nie uprzedziła go o ceremonii naznaczenia, a na siebie była wściekła. Poczuła
nieprzyjemne ukłucie wyrzutów sumienia — gdyby pamiętała, że pierwszego
października Draco Malfoy miał nareszcie ogłosić ich fikcyjny związek,
przygotowałaby się na agresję Pansy, a do całej sytuacji by nie doszło. I teraz
będzie przez miesiąc w każdą sobotę przesiadywać w gabinecie Slughorna,
wysłuchiwać jego historii o sławnych uczniach, a Malfoy będzie w tym czasie
szukał sposobu, aby wykonać zadanie dla Czarnego Pana. No i Karen… Nie powinna była
jej popychać.
Mimo że Snape był bardzo
poważny, kiedy ostrzegał córkę, aby unikała rywalizacji z Draconem, ta prawie
całkowicie zignorowała ten fragment mowy. Nie liczyło się dla niej, co oznacza zabić kogoś, nie miała zielonego
pojęcia, czy to naprawdę było potrzebne, bo obchodziło ją tylko bycie lepszą od Malfoya. W tym zadaniu
widziała jedynie wyścig. Znała swoją wartość i znała umiejętności, dlaczego ani
trochę nie obawiała się wyniku, aczkolwiek w chwili poznania misji wypełniło ją
zrozumienie dla Narcyzy — nie mogła się jej dziwić, że przyszła do Snape’a z
prośbą o pomoc. Nawet jego matka nie wierzyła, że Draconowi się uda. Selene
była już spokojna o ojca.
Może
sobie tę przysięgę wsadzić w tyłek, pomyślała.
Nie była już na niego taka
wściekła. Czasami nawet starała się go zrozumieć, aczkolwiek jej dobre serce
przestawało być takie dobre, kiedy ten znowu się czegoś „czepiał”. Od czasu do
czasu rozmawiali na jakieś podnioślejsze tematy. Pewnego dnia Snape wyjawił jej
nawet pewien sekret dotyczący tajemniczego dziennika Czarnego Pana, który
posiadał jakąś ogromną mroczną moc. Na nieszczęście dla Lucjusza Malfoya, gdy
ten otrzymał go na przechowanie, nie przejął się za bardzo tym z pozoru mało
ważnym zadaniem, co doprowadziło do zniszczenia tajemniczego przedmiotu. Już od
tamtego momentu Malfoy popadł w niełaskę u Voldemorta, a niepowodzenie w
Ministerstwie Magii było kroplą, która przelała czarę. Oczywiście na korzyść
dla Snape’a i jego córki.
Selene nie ukrywała, że
czuła wstręt do rodziny Dracona. Ta ich ignorancja… To ich obnoszenie się ze
swoim statusem krwi… Ale okazało się, że duma, czystość krwi i złoto to nie
wszystko. Selene podejrzewała, że Czarny Pan pokładał w niej ogromne nadzieje,
znacznie większe niż jej ojciec, choć tak naprawdę Lord Voldemort ani razu nie
pomyślał o niej personalnie. Była dla niego po prostu córką Snape’a. Za to
Mistrz Eliksirów… On chyba naprawdę starał się ją kochać, mimo że była pomyłką
popełnioną pochopnie, pod wpływem chwili. Niepospolite czarodziejskie zdolności
Selene napawały go pewną dumą, aczkolwiek nie potrafił mówić o tym głośno. Nawet
takie pochlebne myśli o córce zdawały mu się jakoś… żenujące.
Na drugi dzień Selene
obudziła się około godziny siódmej. Zawsze wstawała bardzo wcześnie, nie biorąc
pod uwagę pory, o której chodziła spać. Czasami w ogóle się nie kładła. Kochała
książki ponad wszystko i pochłaniała je w ogromnych ilościach. Czasami, kiedy
jej upodobanie do lektur Karen określała jako nawyk szlamy Granger, Selene wpadała we wściekłość i ciskała w
przyjaciółkę najbliżej leżącą książką (niektóre z nich były naprawdę wielkie i ciężkie).
Zazwyczaj dziewczyna unikała ciosu ogromnym tomem, ale raz na jakiś czasu
pannie Snape udawało się trafić ją w głowę. Aż trudno uwierzyć, że taka zepsuta
dziewczyna jak Selene może upodobać sobie książki.
Selene długo się
namęczyła, zanim zdołała namówić Karen do opuszczenia łóżka.
— Gdybyś wczoraj nie
czekała, aż ja skończę czytać, nie miałabyś dziś tak podkrążonych oczu —
zadrwiła Selene, kiedy usiadły przy stole Ślizgonów.
— I tak bym nie
zasnęła, bo świecisz mi zawsze różdżką po oczach. Ten twój nawyk szlamy Granger zaczyna mnie już wkurzać — prychnęła Karen.
Tym razem jej się
poszczęściło, bo Elin nie miała akurat pod ręką żadnej książki.
*
Piątek. Dzień najbardziej w
tym roku znienawidzony przez Selene. Najpierw udręka na znienawidzonej
numerologii, na której musiała znosić nieustannie popisującą się Hermionę
Granger, a później dwie godziny eliksirów ze Slughornem, co było nieprzyjemnym
przypomnieniem jutrzejszego szlabanu. Ale był też pewien plus: po eliksirach
był obiad, a po obiedzie Elin kończyła lekcje, więc mogła usiąść i w spokoju
zastanowić się, jak pozbędzie się Dumbledore’a. Okazało się, że nie jest to
takie proste, jak na początku myślała. Nie dostrzegła tego, że Czarny Pan,
który zlecił jej ten mały, sekretny pojedynek, doskonale się bawił — nie miał
zbyt wielkich nadziei na powodzenie tej misji. Ale młodzi śmierciożercy potraktowali
to śmiertelnie poważnie. Zwłaszcza Selene. Mogłaby podesłać mu jakieś zatrute
wino czy coś… Ale nie. Na tak banalny pomysł mógł wpaść jedynie Draco Malfoy.
Po zakończonych zajęciach
Selene wymknęła się z zamku (użyła oczywiście ukrytego przejścia) i udała się w
kierunku Zakazanego Lasu. Tam zawsze najlepiej się jej myślało. Żadnych
problemów, żaden kot z pierwszej klasy nie będzie jej przeszkadzał, żaden głupi
Draco Malfoy…
Mimo że dopiero pierwszy
tydzień października dobiegał końca, na błoniach było już bardzo zimno, ale dla
Elin nie stanowiło to problemu, bo przed wyjściem ubrała grubą zimową pelerynę.
Rękawy i poły płaszcza miała wytarte i w kilku miejscach postrzępione, ale dziewczyna
nie przejmowała się stanem swoich ubrań. Od zawsze była chłopczycą, a Severus
Snape tylko wspierał ją w unikaniu wszystkiego, co podkreślałoby jej kobiecość.
Przemknęła przez wilgotny trawnik, chatkę Hagrida minęła bez choćby jednego
przelotnego spojrzenia, mając na celowniku ciemny pasek Zakazanego Lasu. Choć
było jeszcze jasno, niebo pokrywały szare burzowe chmury; do lasu nie docierał
choćby jeden najdrobniejszy promień słońca, więc Selene już się przygotowała,
że będzie musiała sobie przyświecać różdżką, o ile nie chce się zgubić. Kiedy
dotarła do jasnej granicy, jeszcze raz obejrzała się za siebie, ale nie
spostrzegła nikogo, więc śmiało wkroczyła między drzewa. Wystarczyło kilka
kroków, aby las zamknął Elin w ciemnościach; zapaliła różdżkę i szczelniej
otuliła się płaszczem, bo korony i pnie drzew były mokre od padającego przez
całą noc deszczu — dziewczyna zaraz na skraju lasu poczuła zimne, zsuwające się
z liści krople za kołnierzem. Było nieprzyjemnie chłodno, ale zapachy unoszące
się wysoko nad ściółką czarowały tak zmysłowo, jak niejeden wabik.
Selene coraz bardziej zagłębiała
się w puszczę; wyglądała tak, jakby szukała czegoś nieokreślonego, ale ona
dobrze wiedziała, gdzie znajduje się jej cel. Minął kolejny kwadrans, a
dziewczyna nareszcie znalazła to, co chciała. Idealnie okrągła polanka
wyglądała jak jakieś magiczne sanktuarium, na samym środku znajdowało się małe
jeziorko, a w koronach drzew był owalny otwór, przez który w nocy musiał
zaglądać księżyc. Doprawdy urocze. Selene często tam przesiadywała; najpiękniej
było oczywiście na wiosnę, kiedy jasnozielona trawa przebijała się już przez
mokrą ściółkę, idealnie współgrając z soczystym fioletem fiołków. Teraz jednak
dziewczyna musiała się zadowolić zeschłymi liśćmi i brunatną mieszaniną kory,
igliwia i ziemi. Usiadła na brzegu jeziorka i spojrzała na swoje odbicie; lśniąca
tafla była prawie nieruchoma. Selene skrzywiła się. Nie była próżna, nigdy nie
przywiązywała zbytniej wagi do swojego wyglądu. Twierdziła nawet, że jest
brzydka jak ojciec, który tylko utwierdzał ją w tym przekonaniu. Nie był w tym
jednak odosobniony, ponieważ każdy, kto znał Selene, mógł o niej powiedzieć
wszystko, ale nie to, że jest ładna. Być może działoby się inaczej, gdyby
dziewczyna wiecznie nie chodziła ze skwaszoną lub zagniewaną miną i zadbałaby o
siebie, aczkolwiek wygląd nie miał zbyt dużego znaczenia, ponieważ było w jej
charakterze coś odpychającego. Ona po prostu budziła w swoich rówieśnikach
niechęć, a w młodszych uczniach — strach.
Musiała pomyśleć…
Selene siedziała nad
jeziorkiem jakąś godzinę i nadal nie przychodził jej do głowy żaden pomysł. Nic.
Kompletna pustka. Jedyne, co zdołała ustalić, to fakt, że Dumbledore był o
wiele mądrzejszy, niż jej się wcześniej wydawało. Była świadoma również tego,
że bardzo trudno go będzie wykończyć. Nareszcie uzmysłowiła sobie, że owa misja
nie będzie tak prosta, a do jej umysłu powoli docierała ta bolesna prawda —
jeśli Czarny Pan miał poważny problem z pokonaniem Albusa Dumbledore’a, to co
może taka niedoświadczona uczennica…
Całkowicie straciła
poczucie czasu, choć na nadgarstku miała zegarek, na który mogła śmiało
spojrzeć. Niebo powoli ciemniało, ale w jeziorku nadal odbijała się jedynie
zamyślona twarz Selene wymalowana na tle ciemnoszarych chmur. Nie znajdowała
się zbyt daleko od skraju lasu, aczkolwiek w tym miejscu nie można było
dosłyszeć śpiewu ptaków; dookoła panowała martwa cisza. Jednak w pewnym
momencie do uszu Elin dotarł cichusieńki trzask, a zaraz po nim pełen jadu głos:
— Zajmujesz moje
ulubione miejsce, Snape.
Dziewczyna podskoczyła i
odwróciła się; serce zatrzepotało o żebra jak schwytany w klatkę ptak. Przycisnęła
dłoń do falującej szybko piersi, rozglądając się dookoła. W cieniu powykręcanego
drzewa zobaczyła znienawidzoną twarz Malfoya. Różdżka natychmiast znalazła się
w jej ręce. Ten nawyk wyrobiła sobie już dawno.
Draco zacmokał cicho.
— Muszę przyznać, że
refleks masz dobry — dodał i podszedł powoli do jeziorka, aby usiąść obok niej.
— Mogę wiedzieć, co tu
robisz? — zapytała wyzywająco.
Czuła narastającą w sobie
wściekłość; nie miała pojęcia, że Malfoy również często przesiadywał nad tym
jeziorkiem. Choć nigdy nie przywiązywała się do konkretnych miejsc, poczuła
ukłucie zazdrości o tę polankę, o tę ściółkę, a nawet o powietrze w tej części
Zakazanego Lasu.
— Postanowiłem
spokojnie zastanowić się nad pewnymi… ach, sprawami
– odparł, robiąc tak przemądrzałe miny, że Selene miała ochotę trzasnąć go w
twarz.
Uznała jednak, że dość już
w tym tygodniu było bicia po twarzach, więc zacisnęła zęby i opanowała gniew,
choć taki spokój zawsze najbardziej irytował Selene. Jednak tym razem nie dała
się sprowokować. Patrzyła na Dracona, starając się zachować dojrzale. Nawet
uśmiechnęła się złośliwie.
— Pamiętasz, jak ta
szlama Granger podbiła ci oko? Kwiczałeś jak prosie, ubaw po pachy. Szkoda, że
nie widziałeś wtedy swojej miny — odezwała się. — Albo Moody w czwartej klasie…
Pasuje do ciebie ten szczurzy ryj…
— To nie był szczur, moja
droga, tylko fretka — powiedział spokojnie Malfoy, ale jego blade policzki
lekko poróżowiały, a wargi zadrgały impulsywnie.
On również nie dał się
sprowokować. Wyciągnął rękę i pogładził ją po ziemistym, zapadniętym policzku,
który teraz nabrał żywego, zdrowego koloru. Draco pomyślał, że musi być nieco
zawstydzona jego obecnością, ale Selene po prostu zaczęła odczuwać skutki ponad
godzinnego siedzenia na mokrej ściółce. Kiedy przyglądała mu się z lekko
uniesioną brwią i nie krzywiła się tak, jakby ktoś podstawił jej pod nos stopy
trolla, była nawet całkiem ładna. Wystarczyło tylko przymrużyć jedno oko, zamknąć
drugie, przekrzywić głowę… Tak, wtedy wyglądała znośnie.
— No i gdzie z tą
łapą? — wycedziła i zmarszczyła krzaczaste brwi. — Zabieraj te wypacykowane
paluchy… Co, paznokcie też malujesz?
Draco uśmiechnął się
kwaśno.
— Nie, ale ty powinnaś robić to częściej.
— Spojrzał na nieco już odrośnięte, aczkolwiek nadal krzywe i poobdzierane
kikuty. Resztki czarnego lakieru musiały mieć już minimum dwa tygodnie.
— Myślisz, że dam się
wkręcić w ten głupi flirt?
— Tak, właśnie tak myślę
— odrzekł Malfoy i pocałował ją w usta.
Selene zastygła w miejscu,
z szeroko otworzonymi oczami i uniesionymi brwiami. To znów się działo. Tym
razem nie była w tak porażającym szoku, jak wtedy w lochach, ale jej uczucia
ani trochę nie zmieniły się na lepsze. Mało tego, Selene mogła powiedzieć, że
jej obrzydzenie do Dracona tylko się pogłębiło. Kiedy sobie wyobrażała, jakie
usta ta paskudna paszcza dotykała… Po plecach przebiegł jej dreszcz, a w
żołądku poczuła skurcz (Elin pomyślała, że jej organizm buntował się przeciwko
takiej bliskości Ślizgona, ale było zupełnie odwrotnie). Do gardła coś jej
podeszło…
Dosyć
tego dobrego!
Odepchnęła go brutalnie,
aż ten przewrócił się na ściółkę, a ona wytarła usta wierzchem dłoni, jakby się
bała, że mogłaby się od Dracona zarazić jakąś śmiertelną chorobą, i zerwała się
z miejsca, nie mogąc powstrzymać wyrazu twarzy, który zwiastował nadchodzące
wymioty. Jej twarz była zielonkawa; Elin jakimś cudem opanowała mdłości, ale nie
potrafiła teraz patrzeć na Malfoya inaczej niż jak na wielkiego ślimaka. Zerwała
się na równe nogi i pobiegła w las, szukając w pośpiechu różdżki. Nawet nie
otrzepała płaszcza.
~*~
Nie pisałam tu ponad
miesiąc! Bardzo was wszystkich przepraszam, ale jakoś nie chciało mi się pisać!
Miałam oczywiście wszystko poukładane, cały plan wydarzeń, ale miałam takiego
lenia… Notki postaram się dawać przynajmniej raz na tydzień, bo nauki mam coraz
więcej, nauczycielom się nagle zachciało robić sprawdziany, a nie mogę
zaniedbywać moich ocen.
Mam nadzieję, że nie
zanudziłam, że rozdział jest wystarczająco długi, że opisy są wystarczające…
OMG, trochę tego było xD A teraz dedykacja:
Dla moich wszystkich czytelników,
którzy przebrnęli przez ten rozdział :*
~K&M
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 19:29
Super rozdział. I kto by pomyślał, że Draco ją pocałuje… Ciekawe, jaki plan działania wymyśli Selena, aby zabić Dumbledora.^^ Mam nadzieję, że będzie to w następnym rozdziale. Pozdrawiam
16 listopada 2008 o 17:19
UsuńBędzie xD Postaram się też zmienić troszkę szablon xD
~maika
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 19:29
a wiecxD: wcale nie przynudzilas, notka swietna ci wyszla;], mam tylko nadzieje, ze nie planujesz wiecej takich dluugich przerw;p, hehePS. aaa pierwszy raz jestem pierwsza!! xDD
16 listopada 2008 o 17:21
UsuńNie planuję aż takich długich przerw xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 19:38
Całkiem fajny rozdział:) Mam nadzieję, że jakoś to wszystko posklejasz i że Selena dobije Dumbledora! Pozdrawiam
16 listopada 2008 o 17:23
UsuńZe śmiercią Dropsa postaram się tak, jak Rowling napisała, ale jeszcze nie wiem xD
agniesia666666@vp.pl
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 19:47
Hej ;) U mnie new nocia: http://www.joe–jonas.blog.onet.pl Zapraszam ;* I super rozdzialek ;)
16 listopada 2008 o 17:25
UsuńThx xD
agniesia666666@vp.pl
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 19:47
Hej ;) U mnie new nocia: http://www.joe–jonas.blog.onet.pl Zapraszam ;* I super rozdzialek ;)
16 listopada 2008 o 17:29
UsuńThx xD
~adriannka
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 19:56
super notka;Ppzdr!;pp
16 listopada 2008 o 17:30
UsuńDzięki xD
~immunologist
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 21:26
Fajna nocia, szczególnie scenka nad jeziorkiem. Czyżby cos miało zaiskrzyć między Malfoyem a Selene??
16 listopada 2008 o 17:30
UsuńRaczej tak xD
~Evera
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 21:26
Fajny rozdział, szczerze nie spodziewałam się zakończenia. No i ten plan zabicia Dumbledore’a- ona naprawdę zamierza to zrobić. Pozdrawiam
16 listopada 2008 o 17:30
UsuńJak Selene się zaweźmie, to wszystko może zrobić xD
~Olka
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 22:22
Fajny rozdział.Podobało mi się…..Selene bardzo zależy na zabiciu Dumbledora…….Na końcu Draco pocałował Selene…czy oni się zakochają w sobie? Czekam na kolejny rozdział.Pozdrawiam.
16 listopada 2008 o 17:31
UsuńBardzo jej zależy. Nawet bardziej, niż na Malfoyu. Ona się pewnie boi, że coś do niego poczuje, zanim wykończy Dropsa xD
chloe_april@autograf.pl
OdpowiedzUsuń9 listopada 2008 o 23:59
Notka mi się podobała, szczególnie to co się działo nad jeziorem. Podoba mi się to że Draco dość nie spodziewanie ją pocałował. Czekam na ciąg dalszy. [secret-of-lord]
16 listopada 2008 o 17:32
UsuńChciał zobaczyć, czy da się na to nabrać. Niestaty, nie wyszło mu xD
~Natasza__
OdpowiedzUsuń10 listopada 2008 o 08:43
Rozdział świetny Niech Selene zabije Dropsa i będzie się cieszyć chwałą u Czarnego PanaAle niech nie zakocha się w Draco bo nie Czekam na kolejny rozdziałPozdrawiam
16 listopada 2008 o 17:33
UsuńHehe, po co jej miłóść, skoro będzie mieć jakieś łaski u Voldka, no nie? xD
~delain
OdpowiedzUsuń10 listopada 2008 o 11:34
dziewczyno, to opowiadanie jest świetne. tylko dodawaj częściej noty.
16 listopada 2008 o 17:34
UsuńWiem wiem… ale jakoś nie mam czasu xD
~Clumsy
OdpowiedzUsuń10 listopada 2008 o 18:49
Łał ;P Draco ją pocałował :POdcinek BoOsS ;*www.ps-love-you.blog.onet.pl
16 listopada 2008 o 17:35
UsuńHehe, i podkreślam, że Selene nie jest do końca czystej krwi, bo Snape jest pół krwi, jej matka czystej, czyli nie na 100% Malfoyowi by pasowało xD
~Klaudek
OdpowiedzUsuń10 listopada 2008 o 21:38
Po tak długim czasie nadchodzę. ^^ Trochę akcji, trochę łez … czyli nowy rozdział na evans-w-hogwarcie. Zmieniłam tez wyglad bloga i liczę na opinie z twojej strony. Pozdrawiam, kochana ;
16 listopada 2008 o 17:36
UsuńOki, thx xD
~Nadia
OdpowiedzUsuń10 listopada 2008 o 23:18
Cieszę się, że w końcu napisałaś, już się bałam, że zapomniałaś o tym blogu. Na dłuższy komentarz nie mam czasu, w ten długi weekend staram się nadrobić braki w spaniu, rozdział był bardzo dobry, reszta jutro, mam nadzieję, że się nie obrazisz? :)))
16 listopada 2008 o 17:37
UsuńNiee, ja nie porzucam blogów. Nawet nie zawieszam, jeśli są to opki. Muszę skończyć, aż do epilogu xD
margot14@onet.eu
OdpowiedzUsuń11 listopada 2008 o 12:08
No, fajnie ci to wyszło. Harry i Selene? trzeba było napisać o tym trochę później… ;) Większa niespodzianka – dramione-draco-i-hermione – Gonia
16 listopada 2008 o 17:38
UsuńOna nawet na niego nie spojrzy. Jest dla niego zbyt inteligentna xD
~xXxMadzikxXx (krwawa)
OdpowiedzUsuń12 listopada 2008 o 15:02
super ;D …mam nadzieję, że Draco dostanie w ten pusty łeb i mu się coś poprzestawia ..i będzie lepszym śmierciożercą ;D czekam na newik i sorki, że koment tak późno
16 listopada 2008 o 17:39
UsuńHehe, on jest zbyt cykorowaty na Śmierciożercę xD
~delain
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 13:36
nie mogę się doczekać nowej noty =)
16 listopada 2008 o 17:39
UsuńHehe, nie mam na razie czasu na newsa xD
~buu~
OdpowiedzUsuń15 listopada 2008 o 18:46
ocene? ^^ http://buu-oceny.blog.onet.pl/
16 listopada 2008 o 17:40
UsuńNie, dziękuję xD
~x
OdpowiedzUsuń16 listopada 2008 o 18:42
info na krwisto-czerwona.blog.onet.pl
17 listopada 2008 o 18:59
UsuńThx xD
~xXxMAdzikxXx (krwawa)
OdpowiedzUsuń16 listopada 2008 o 18:42
info na krwisto-czerwona.blog.onet.pl
17 listopada 2008 o 19:00
UsuńDzięki xD