9 listopada 2008

7. Połączeni

Selene i Karen zostały odesłane z powrotem do Hogwartu, a towarzyszył im przy tym Snape. Emocje trochę już opadły, a panna Black nieco się uspokoiła (jej ciało powróciło do zwykłego stanu), choć obie Ślizgonki nadal były myślami w Malfoy Manor. Wypalone przez Lorda Voldemorta blizny paliły tak, jakby ktoś regularnie polewał je kwasem, ale szesnastolatki starały się być silne, więc nie powiedziały na to ani słowa skargi. Elin przez całą drogę bacznie obserwowała przyjaciółkę, w ogóle się nie domyślając, że Karen mogła zupełnie inaczej przyjąć ceremonię naznaczenia. Nie mieściło jej się w głowie, że można gardzić taką łaską.
— Czemu przymulasz? — zapytała, szturchając ją łokciem.  
Ślizgonka tylko wzruszyła ramionami i wsunęła ręce głębiej do kieszeni. Twarz miała poszarzałą przez gwałtowną teleportację, do której jeszcze nie zdążyła przywyknąć, a już czekała ją kolejna magiczna podróż.
Selene domyślała się, co ją gryzło, jednak nie śmiała poruszyć tego tematu przy ojcu, który dopiero co walnął im kazanie na temat dyskrecji i ciągłej kontroli swego umysłu; już nawet umówił się z Karen, że życzyłby sobie, aby przychodziła do niego na regularne lekcje oklumencji, co wypełniło dziewczynę jeszcze większym strachem niż podróż do głównej siedziby Lorda Voldemorta.
Mistrz Eliksirów teleportował się razem z dziewczynami do Hogsmeade, skąd miały drogą przez Zakazany Las wrócić prosto do szkoły, po czym sam zniknął w mroku z cichym pop, łopocząc połami swej czarnej peleryny (zdawał się nie zwracać uwagi na niebezpieczeństwa czyhające w puszczy pełnej potworów); szesnastolatki zostały całkiem same. Karen była przerażona samą perspektywą wałęsania się po Zakazanym Lesie (o ciemności i magicznych stworach starała się nie myśleć), ale Selene uznała, że to idealna sytuacja, aby spróbować porozmawiać z przyjaciółką. Wiedziała, że jeśli użyje odpowiednich argumentów, Mary zacznie dostrzegać piękno i korzyści płynące z posiadania Mrocznego Znaku. Podchodziła ją na różne sposoby, ale dziewczyna milczała albo mruczała coś niezrozumiałego, starając się nie patrzeć przed siebie — przyglądała się swoim stopom, jakby to miało ustrzec ją od niebezpiecznych stworzeń grasujących po lesie. Pierwszy raz okazała się tak nieustępliwa i stanowcza, choć Selene podejrzewała, że musi to być spowodowane strachem — Karen nigdy dotąd nie wymykała się nocą z zamku, a o wejściu do Zakazanego Lasu po zmroku nie było nawet mowy. Za to Elin była w swoim żywiole. Choć na co dzień nie miała zbyt wielu przyjaciół, zawsze była pierwsza, jeśli chodziło o wysmarowanie jakiegoś złośliwego dowcipu. Snape musiał niejednokrotnie wstawiać się za nią u innych nauczycieli, aby chociaż zmniejszyli szlaban jego córki. W czwartej klasie nawet zapuściła się do Zakazanego Lasu tak głęboko, że jakimś cudem natknęła się na gniazdo akromantul. Z całą pewnością byłoby już po niej, gdyby nie ocalił jej pobielały z przerażenia Hagrid, ale dziewczyna nie wyciągnęła wniosków z tej niebezpiecznej wyprawy i już tęskniła za kolejną.
Szły w milczeniu przez dobrych kilkadziesiąt minut, starając się nie spuszczać z oczu ścieżki, która prowadziła prosto pod szkolną bramę. Deszcz już dawno przestał padać, a w powietrzu unosił się mocny zapach mokrej ściółki, ale dziewczęta nie mogły się skupić na zachwycaniu się jedną z ostatnich przyjemnie chłodnych nocy (lada dzień mogły zacząć się jesienne słoty, a może nawet i pierwsze śniegi), bo każda wciąż myślała o Mrocznym Znaku na lewym przedramieniu — Selene z nadzieją i podnieceniem, a Karen z przerażeniem i ściskającym żołądek niepokojem.
Tuż przed wysoką bramą skręciły w głąb Zakazanego Lasu. Wiedziały, że od kiedy wyszło na jaw, że Lord Voldemort powrócił, wszystkie budynki użytku publicznego były lepiej chronione i nie każdy miał wstęp na posesję. Przechadzka nocą przez las była niebezpieczna i niesamowicie ryzykowna, ale od czego Ślizgonki miały różdżki? Selene była pewna swoich umiejętności i w głębi serca miała chętkę na jakiś mały pojedynek z centaurem, Karen natomiast wolała pokonać te ostatnie kroki biegiem, lecz wiedziała, że jeśli to zaproponuje, zostanie przez przyjaciółkę okrutnie wyśmiana. Czego jak czego, ale Elin nie brakowało odwagi.
— No i co, warto było tak trząść portkami? — zadrwiła, kiedy wyszły tuż obok chatki Hagrida.
Karen nic nie odpowiedziała, tylko jeszcze głębiej wcisnęła dłonie do kieszeni szaty. Było jej bardzo przykro, że przyjaciółka tak kpiła z jej strachów; cieszyła się, że było ciemno, bo Selene jeszcze wykpiłaby jej zaczerwienione ze wstydu policzki i wilgotne oczy.
Szły teraz trawiastym łagodnym zboczem, po prawej miały chatkę Hagrida. W oknach nie płonęło już światło, co oznaczało, że pół-olbrzym albo już dawno spał, albo wałęsał się w jakimś tajemniczym celu po lesie. Karen chciała leżeć już bezpiecznie w swoim ciepłym łóżku i starać się zapomnieć o tym, co wydarzyło się w pałacu Lucjusza Malfoya, choć wiedziała, że paląca blizna na jej przedramieniu jeszcze długo będzie jej o tym przypominać. Natomiast Selene nie miała zamiaru jeszcze wracać do szkoły. Piekielnie niebezpieczna podróż do Malfoy Manor, spotkanie z Czarnym Panem i spacer przez Zakazany Las tylko podsyciły apetyt Elin na przygodę.
— Nie znoszę tego gburowatego mieszańca — mruknęła, patrząc zamglonymi oczami na ciemne okna w chatce na błoniach. — Umbridge była wkurwiająca, ale miała rację. Takie niedouczone ciele nie powinno uczyć w szkole. Wyobraź sobie. Nie skończył szkoły, ale ludzie mówią do niego panie profesorze.
— Ma jakieś doświadczenie w opiece nad magicznymi stworzeniami… — Karen nie miała ochoty na obgadywanie Hagrida.
— No i co z tego? Byłabym zaskoczona, gdyby potrafił pisać. Wywaliłabym go na zbity pysk.
— Uratował ci życie…
Selene spojrzała na nią z uniesionymi brwiami, a jej twarz wykrzywił firmowy grymas. Zirytowało ją zachowanie przyjaciółki; nagle zdała sobie sprawę, że praktycznie w ogóle jej nie zna. Przez myśl przemknęło jej nawet, że Karen Black absolutnie nie nadaje się na Ślizgonkę.
— Wiesz co, ale przymulasz… Od kiedy ty tak bronisz tego Hagrida? Chodź tu…
Podeszła na palcach do chaty gajowego i zajrzała przez okno do środka, ale było tak ciemno, że nie mogła niczego dojrzeć. Choć poczuła się jak dorosła kobieta, jej ślizgońska natura w tym momencie wzięła górę nad rozsądkiem. Po prostu musiała wysmażyć jakiś dowcip. Jej wyobraźnia zaczęła pracować; Selene już przegrzebywała myśli w poszukiwaniu jakiegoś małego zaklęcia, które mogłoby wyczarować lub przywołać jakąś wielką kupę, kiedy Karen pociągnęła ją mocno za ramię i syknęła:
— Zwariowałaś? A jak nas złapią? Jak im wytłumaczymy, że jesteśmy o tej porze poza zamkiem? Nie znam oklumencji…
— To twój problem — prychnęła i wyszarpnęła ramię ze słabego uścisku przyjaciółki. — Poza tym ja nie zamierzam dać się złapać.
— To idiotyczne…
— Cicho! — syknęła Elin.
Karen tylko wzruszyła ramionami. Była wściekła na przyjaciółkę, miała jej plan za niesamowicie infantylny. Chciała natychmiast odejść i zostawić ją sam na sam z durnym pomysłem, ale była świadoma konsekwencji. Gdyby sobie poszła, Selene już nigdy by się do niej nie odezwała. Dlatego obserwowała w milczeniu, jak dziewczyna obchodzi dookoła budynek w poszukiwaniu czegoś, co natchnęłoby ją do zrobienia głupiego żartu. Przez chwilę opierała się pokusie podpalenia pokrytego strzechą dachu, ale na koniec stwierdziła, że to była chyba jednak lekka przesada; gdyby odkryto, kto jest podpalaczem, mogłaby ponieść poważne konsekwencje i tym samym zawieść Czarnego Pana, który jej zaufał. Każdy jej krok i czyn dedykowała właśnie jemu.
W pewnej chwili spostrzegła jakiś dziwny przedmiot jaśniejący na tle szarego kamienia. O jedną ze ścian był oparty różowy parasol, którego gajowy używał od czasu do czasu do czarowania. Wśród uczniów, zwłaszcza tych młodszych, od dawna krążyły plotki, że Hagrid ukrył w nim szczątki swojej połamanej różdżki, kiedy Ministerstwo Magii usunęło go z Hogwartu.
Selene zarechotała złośliwie.
— No, grubas go sobie trochę poszuka… — mruknęła do siebie i schowała krótki, różowy parasol pod płaszczem.
Karen nawet nie próbowała zrozumieć toku myślenia przyjaciółki. Chciała, aby dziewczyna skończyła nareszcie tę błazenadę, bo będą mogły nareszcie wrócić do szkoły. Zaczęła drżeć z zimna, bo lodowata mgła zaczęła osadzać się na błoniach i jeziorze.
Elin jeszcze raz zajrzała przez okno do chaty, po czym obejrzała się przez ramię i szybkim krokiem udała się w stronę zamku, a Mary pobiegła za nią. W jej głowie narodził się nowy problem — jak miały o tej porze dostać się do zamku? Od kiedy Lord Voldemort się ujawnił, Dumbledore rozkazał Filchowi zamykać drzwi wejściowe nie tylko w nocy, ale i podczas zajęć, kiedy nauczyciele są zajęci prowadzeniem lekcji. Jednak Selene wydawała się całkowicie spokojna, jakby zupełnie zapomniała o nowych zwyczajach. Ten bez wątpienia chamski dowcip, który wywinęła Hagridowi, wprawił ją w bardzo dobry humor. Maszerowała w kierunku drzwi wejściowych z szerokim uśmiechem na ustach i wyciągniętą przed siebie różdżką.
— Ciekawa jestem, jak teraz wejdziemy do środka. — Karen była wściekła.
Żałowała, że jej przyjaciółka nie mogła wykorzystać tych swoich czarodziejskich sztuczek do znalezienia jakiegoś tajnego przejścia, ale Selene ani trochę się nie zmartwiła. Z jej twarzy nawet na chwilę nie schodził ten denerwujący, pełen satysfakcji uśmiech.
Spojrzała na zegarek.
— Mamy jeszcze jedenaście minut — odparła, chowając różdżkę do kieszeni szaty. — Ojciec zaczarował te drzwi, aby otworzyły się dokładnie o północy. Więc nie siej paniki. Ty się w ogóle nie nadajesz na…
Urwała, zacmokała cicho i pokręciła głową, wydymając usta. Skrzyżowała ręce na piersiach i wcisnęła się w kąt niewielkiego przedsionka, bo właśnie zerwał się zimny wiatr. Karen uczyniła to samo; była wściekła na towarzyszkę, mimo że ta pomyślała o wszystkim, a może właśnie dlatego, że pomyślała?

Wydarzenie z poprzedniej nocy całkowicie wymiotło z głowy Selene obietnicę, którą złożyła Malfoyowi. Teraz już nie potrzebowała jego łaski, aby dowiedzieć się, czym takim miał się zająć w tym roku, ale zupełnie zapomniała go o tym poinformować. Nie wiedziała też, że Draco postąpił zgodnie ze swoimi słowami — wieczorem, kiedy Selene i Karen wymknęły się już z zamku, Blaise Zabini rozpowiedział na absolutnie cały salon Ślizgonów, że jego kumpel wybrał sobie na dziewczynę tę złośliwą dziwaczkę Elin Burke. Zdecydowana większość (która składała się prawie z samych dziewcząt) skomentowała to jedynie drwiącym śmiechem i złośliwymi uwagami na temat jej urody, starsi chłopcy poklepali Malfoya z pożałowaniem po plecach, a Pansy Parkinson i jakieś trzy dużo młodsze Ślizgonki skrzywiły się okropnie. Oczywiście pierwsza wspomniana poczuła się najbardziej poszkodowana. Nawet nie próbowała ukryć łez; trzepotała szybko powiekami, a łzy bez skrępowania płynęły jej po policzkach, rozmazując tusz i czarną kredkę.
— A to szmata. — Udało się jej wyrzucić pomiędzy dwoma spazmami. — Wiesz, c-co mi powiedziała ta sz-szmata…? Że on ma dziew-ewczynę z innego domu…
Millicenta Bulstrode, która przez całe swoje życie mogła jedynie marzyć o tym, aby mieć chłopaka, jedynie poklepała ją niezgrabnie po ramieniu i burknęła pod nosem jakieś niezbyt przekonujące przekleństwo, podczas gdy Pansy rozglądała się po pokoju wspólnym z nadzieją, że Selene kryje się jak szczur w jakimś ciemnym kącie, ale ani jej, ani jej wiernej towarzyszki nigdzie nie było, dlatego Parkinson mogła jedynie wypłakiwać sobie cichutko oczy i zerkać na Malfoya, który triumfował.
Draco nie widział tych łez. I bardzo dobrze, ponieważ natychmiast ogarnęłoby go poczucie winy. Nigdy nie traktował poważnie ani Pansy Parkinson, ani jej uczuć do niego; przez wszystkie lata podejrzewał, że ta dziewczyna po prostu niesamowicie pragnie nieustannie ogrzewać się w blasku jego sławy, a Malfoyowi to bardzo odpowiadało, gdyż robiła wszystko, na co miał tylko ochotę, a on w zamian musiał jedynie znosić jej zaloty. To był uczciwy układ. Oczywiście do czasu, bo od kilkunastu miesięcy Pansy dawała mu bardzo niedyskretne sygnały, jakoby miała nierówno pod sufitem, dlatego plan z oficjalną dziewczyną okazał się idealny. Od momentu, kiedy Blaise wyjawił imię i nazwisko jego wybranki (czyli od niecałych czterech minut), Parkinson nie odezwała się do niego ani słowem, więc mógł to uznać za swój osobisty sukces.

Selene nie miała pojęcia, co takiego wydarzyło się poprzedniej nocy, że praktycznie wszyscy starsi Ślizgoni i niektórzy uczniowie z innych domów odwracali się za nią na korytarzach i szeptali po kątach. Nawet zaczęła się zastanawiać, czy może Karen nie palnęła czegoś głupiego, dzięki czemu wszyscy dowiedzieli się o ich nocnej eskapadzie, ale z czasem doszła do wniosku, że te wścibskie spojrzenia obejmują jedynie ją, przenikając przez Mary tak, jakby była duchem. To musiało być coś innego.
Przecież się dzisiaj uczesałam, do jasnej cholery, pomyślała głupio.
Ona również zapomniała, że od wczoraj jest już oficjalnie dziewczyną Dracona Malfoya. W głowie sobie z niego drwiła, że zapomniał o jej ceremonii naznaczenia, choć sama nie pamiętała o umowie, której realizacja wypadła właśnie na pierwszy dzień października. A dowiedziała się o wszystkim dopiero przy śniadaniu. Siedziała razem z Karen (która wciąż była na nią trochę obrażona) przy stole i grzebała zwyczajowo w misce płatków z jogurtem, kiedy do Wielkiej Sali wpadła Pansy Parkinson. To była zaledwie chwila i nawet tak żwawa Selene nie była w stanie zareagować w odpowiednim momencie. Pansy doskoczyła do niej, zamachnęła się, a najbliżej siedzący Ślizgoni odwrócili głowy jak na komendę, bo tę część jadalni wypełnił suchy trzask.
Elin odsunęła się gwałtownie na swoim krześle, nie potrafiąc przez te kilka sekund sobie wyjaśnić, co się właściwie stało. Usłyszała tupot nóg, a zaraz potem poczuła silne uderzenie. Kiedy pierwszy szok minął, a dziewczyna umiejscowiła nareszcie źródło owego ciosu, podniosła powoli lewą dłoń do pulsującego czerwienią policzka, a drugą momentalnie wyszarpnęła z kieszeni różdżkę, czego z kolei nie spodziewała się Pansy Parkinson. To również był moment — Selene zerwała się z miejsca, a gniew już dawno przelał maleńki dzban cierpliwości, którą miała do tej głupiej Ślizgonki.
Błysnęło, a Pansy przeleciała kilkanaście stóp do tyłu i zatrzymała się w połowie drogi do drzwi prowadzących na salę wejściową. Choć Millicenta rzuciła się na Elin, ją również odrzuciło, a Elin już biegła w kierunku jęczącej i macającej się po plecach Parkinson. Była rozwścieczona niczym młody byczek, a na twarzy wykwitły jej purpurowe plamy, które nie zwiastowały niczego dobrego.
— Zabiję cię, ty dziwko! — ryknęła na całą Wielką Salę, a wszyscy uczniowie wlepili wzrok w krzyczącą dziewczynę, szepcząc gorączkowo do uszu swoich sąsiadów; Ślizgoni głośno kibicowali napastniczce (choć nie przepadali za wredną i wulgarną Selene, jeszcze bardziej nie znosili złośliwej Pansy, która niejednokrotnie nie omieszkała donieść na swoich pobratymców do Filcha lub któregoś z nauczycieli).
Niestety Pansy Parkinson przeżyła to starcie, ponieważ przy rozwścieczonej szesnastolatce znalazła się już profesor McGonagall i chwyciła mocno ramię uczennicy, aby powstrzymać ją od rzucenia zaklęcia (na końcu jej różdżki już płonęło czerwone światełko zwiastujące jakaś straszliwą klątwę), co dało ofierze czas na ucieczkę. Choć grzbiet miała boleśnie stłuczony, poderwała się na równe nogi i uciekła z Wielkiej Sali w salwie śmiechów i gwizdów. Kiedy tylko nauczycielka odwróciła Selene tak, aby mogła spojrzeć na jej twarz, przeżyła szok. Jeszcze nigdy w całej swojej wieloletniej karierze nie widziała w oczach uczennicy takiej nienawiści. W Elin wprost się gotowało. Choć była całkowicie blada, jej czoło, policzki i szyję pokrywały ciemnowiśniowe plamy, które mocno kontrastowały z zaciśniętymi do białości wargami, przez które przebijały do połowy obnażone zęby.
— Doprawdy… Nie wiem, czy dać ci punkty za znakomite zaklęcie niewerbalne, czy odebrać za ten obrzydliwy atak na koleżankę… — wydyszała profesor McGonagall, przyciskając drugą rękę do szybko falującej piersi.
Ale nauczycielka została wybawiona od tego kłopotliwego wyboru, bo prawie natychmiast za jej plecami pojawił się Snape. Choć był spokojny, Selene wyczuła bijącą od niego zimną furię. Podziękował profesor McGonagall i oświadczył, że on sam — jako były opiekun Ślizgonów — zaprowadzi pannę Burke do gabinetu Slughorna i dopilnuje, ale dziewczyna dostała adekwatną do przewinienia karę. W Wielkiej Sali wszystko powoli wracało do normy, choć młodsi uczniowie wciąż szeptali w podnieceniu, zachwyceni czarami tej brzydkiej, chudej dziewczyny, którą Mistrz Eliksirów wziął pod swoje czarne, drapieżne skrzydła.
Hermiona Granger tylko wymieniła współczujące spojrzenie z Ginny Weasley i powróciła do siorbania swojej herbaty, podczas gdy Harry przyglądał się z wypiekami na twarzy kierującej się w stronę wyjścia Elin.

Snape był wściekły. Jego peleryna powiewała za nim tak gwałtownie, jakby w lochach zerwał się porywisty wiatr, a oczy przybrały tak zimny i morderczy wyraz, że niejeden uczeń z siódmej klasy uciekłyby w popłochu, gdyby natknął się na to spojrzenie. Ale Elin wcale się go nie bała, wręcz przeciwnie. Nadal była wściekła, choć jej gniew podzielił się teraz między Pansy Parkinson i nauczycieli, którzy przerwali jej atak na rówieśniczkę.
— Mogę wiedzieć — wydyszała — dlaczego prowadzisz mnie do Slughorna?
— Od miesiąca jest twoim opiekunem.
Mistrz Eliksirów nie był rozmowny. I wcale nie żałował, że oddał nauczycielowi eliksirów wychowawstwo; nie miał najmniejszej ochoty na znoszenie swojej córki podczas miesięcznego szlabanu, który z pewnością będzie sprawiedliwą karą. Nie mógł uwierzyć, że dziewczyna wywróciła całą Wielką Salę do góry nogami zaledwie kilkanaście godzin po tym, jak została śmierciożercą, aczkolwiek pierwszy raz w życiu naprawdę chciał zrozumieć jej postępowanie.
Chyba za bardzo wczuła się w nową rolę, pomyślał, całkowicie ignorując wydarzenie, które miało miejsce tuż przed wybuchem jego córki. Być może właśnie dlatego profesor McGonagall zachowała taki spokój; tego siarczystego policzka nie sposób było nie usłyszeć.
Profesor Snape odmówił zmiany gabinetu, więc Slughornowi przypadły inne komnaty (również w lochach), ale starszy czarodziej w ogóle się na to nie skarżył, ponieważ były one co najmniej dwa razy większe od jego dawnego biura, w którym teraz rezydował Mistrz Eliksirów. Był też bardzo zaskoczony, kiedy ujrzał przed drzwiami swego byłego ucznia w towarzystwie wściekłej, buntowniczo wykrzywionej uczennicy. Był już ubrany, aczkolwiek siwe wąsy sterczały dziwnie w różne strony, co oznaczało, że Snape przerwał mu poranną toaletę.
— O co chodzi, Severusie? — zapytał, lustrując uprzejmie wściekłą Ślizgonkę, na co ta wykrzywiła się jeszcze bezczelniej. — I co ugryzło tę młodą damę?
Slughorn bardzo lubił Selene, ponieważ wykazywała nieprzeciętny talent nie tylko w czarach, ale i w sporządzaniu eliksirów, była prawie tak dobra, jak Harry Potter, dlatego nie poczuł się ani trochę urażony jej nieprzyjemną miną i prowokującym spojrzeniem, czego nie można było powiedzieć o Snape’ie, który szturchnął ją łokciem, zanim rzekł:
— Rozbroiła koleżankę podczas śniadania.
Brzuchaty czarodziej był bardzo zmieszany tą wiadomością. Zmarszczył brwi i uniósł rękę do ust z zamiarem podskubania wąsów, co miało mu pomóc w rozwiązaniu tego problemu, ale Snape go wyręczył. 
— Proponuję miesięczny szlaban, spotkania w każdą sobotę… Zadecydujesz, co będzie najlepszą karą dla panny Burke za ten wyskok, chociaż… — tu zniżył głos do szeptu — dziewczyna została sprowokowana przez pannę Parkinson, więc liczę, że potraktujesz to jako okoliczność łagodzącą…
Nauczyciel najwyraźniej bardzo się ucieszył, że jego poprzednik odwalił za niego całą czarną robotę, bo odsunął dłoń od wąsów i uśmiechnął się pod nimi, mówiąc:
— Oczywiście, Severusie, oczywiście, nie możemy przetrzymywać takich utalentowanych uczniów w lochach i zmuszać ich do segregowania gumochłonów… Coś dla ciebie wymyślę, Elin, przyjdź w tę sobotę po kolacji… Tylko nie tak wcześnie… może jakoś o ósmej? Pasuje? To znakomicie, Elin, znakomicie… A teraz wybaczcie mi, muszę…
Nie powiedział już, co musi, tylko pomachał im na pożegnanie pulchną ręką i zatrzasnął drzwi. Snape spojrzał na córkę, która ani myślała spokornieć. Miał ochotę ją rozszarpać; nie mógł uwierzyć, że poprzedniej nocy uwierzył w jej zmianę. Selene już zawsze będzie wybuchowa i nieposłuszna, i nic tego nie zmieni. Nawet ceremonia naznaczenia.
— Na co czekasz? — prychnął. — Słyszałaś, co powiedział pan profesor. A teraz zmiataj na lekcje. I niech jeszcze coś dzisiaj usłyszę…
Odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę jasnej plamki wskazującej na wyjście z lochów; szesnastolatka została sama. Wciąż była wściekła i wiedziała, że jeśli tego dnia jeszcze raz spotka Parkinson, ponownie jej dołoży, ale (na szczęście dla niej) pierwszą lekcją była transmutacja, na którą dostało się bardzo niewielu uczniów — Pansy nie była jedną z nich — więc Selene miała czas, aby się uspokoić. Dziewczyna powlokła się na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się klasa profesor McGonagall. Na korytarzach nie spotkała zbyt wielu uczniów, ponieważ jeden z nowych punktów w regulaminie szkolnym mówił, że nie wolno wałęsać się bez powodu po szkole, ale ci starsi uczniowie, którzy ją mijali, oglądali się za nią i chichotali w dłonie przyciskane do ust. Elin starała się ignorować te irytujące zaczepki, ale nadal była zdenerwowana zdarzeniem w Wielkiej Sali. Z wściekłą miną usiadła na podłodze przed klasą, ale do pierwszej lekcji pozostało jeszcze kilkanaście minut, więc musiała spędzić je w samotności. Przez korytarz przeleciał jedynie duch Grubego Mnicha, ale w odpowiedzi na pytanie o samopoczucie otrzymał jedynie serię przekleństw i pogróżek, więc czym prędzej odpłynął, użalając się nad chamstwem dzisiejszych dziewcząt.
Przed klasą profesor McGonagall zaczęli się zbierać uczniowie. Ślizgoni mieli te zajęcia razem z Puchonami, którzy nie byli mistrzami w transmutacji, więc cała grupka z godziny dziewiątej liczyła zaledwie dziesięć osób. Ślizgoni natychmiast podeszli do Selene, aby jej pogratulować znakomitego zaklęcia niewerbalnego oraz znokautowania Pansy Parkinson (szczególnie zachwycony był oczywiście Draco Malfoy), a dwie uczennice z Hufflepuffu postanowiły poczekać na profesor McGonagall pod przeciwległą ścianą, chowając się za plecami trzech kolegów z domu.
Choć Karen nie przepadała za Pansy, nie wyglądała na zachwyconą zachowaniem swojej przyjaciółki.
— To nie było rozsądne — szepnęła, kiedy Blaise Zabini skończył gratulować Elin rozniesienia Parkinson. — Miałyśmy nie zwracać na siebie uwagi, a dzisiaj stało się zupełnie odwrotnie…
— Nie widziałaś, co ta wariatka mi zrobiła? — przerwała jej, chwytając przyjaciółkę za szczękę rozczapierzoną dłonią. Była tak wściekła, że miała ochotę wbić paznokcie w jej policzki i wyrwać z nich kawał mięsa. — Nie chciałabyś być w jej skórze…
Odepchnęła przyjaciółkę tak, że ta poleciała do tyłu i wpadła na Blaise’a, który skomentował to jedynie krótkim śmiechem. Wszyscy już dawno przyzwyczaili się do brutalności, z jaką Elin traktowała Mary Shafiq. Jedni mieli z tego niezłą uciechę, inni natomiast obawiali się, że dziewczyna postanowi zmienić swój worek treningowy, więc nie reagowali. Młodsi uczniowie obawiali się Selene, ale większą trwogę wzbudzała w nich jej różdżka.
Jednak Ślizgonka bardzo rzadko aż tak brutalnie traktowała swoją towarzyszkę i nie widziała w swoim zachowaniu niczego złego. Karen nie usłyszała od niej nawet cichych przeprosin, ale już przywykła, że nie ma co liczyć na lepsze traktowanie. Pozostało jej mieć nadzieję, że Elin kiedyś się ogarnie.
Nadeszła profesor McGonagall. Nie zwróciła uwagi na rechoczących Ślizgonów ani na skrzywioną Selene, tylko otworzyła drzwi do klasy i weszła do środka, a za nią wtoczyli się powoli koczujący na korytarzu uczniowie. Karen podejrzewała, że jej przyjaciółka zajmie ich stałe miejsce mniej więcej w środku rzędu pod ścianą, ale nie. Elin chwyciła leżącą na ostatniej ławce torbę Zabiniego i wcisnęła mu ją w ramiona, po czym sama usiadła na jego miejscu tuż obok Dracona Malfoya, który wyszczerzył się głupio do kumpla.
Profesor McGonagall zaczęła od zbierania pracy domowej, a na tablicy pojawiły się wskazówki dotyczące kolejnych esejów, które mieli jej oddać za półtora tygodnia, ale Selene szybko zanotowała wszystkie informacje i natychmiast pochyliła się nad uchem swego sąsiada, aby wyszeptać:
— Rozgadałeś, że jesteśmy parą, tak?
Draco zarechotał, nie odrywając wzroku do tablicy. Starał się jak najdokładniej przepisać temat kolejnej pracy domowej, choć tak naprawdę wcale nie zamierzał jej oddać. Odczekał, aż nauczycielka przejdzie do następnego rzędu, dopiero po tym odpowiedział:
— Przecież się umawialiśmy, nie zaprzeczaj… Ale nie wiedziałem, że Pansy tak zareaguje. Chyba faktycznie brak jej piątej klepki…
Ślizgonka ucieszyła się w duchu ze słów Malfoya, choć była na niego bardzo zła. Miała do siebie żal, że nie uprzedziła go o ceremonii naznaczenia, a na siebie była wściekła. Poczuła nieprzyjemne ukłucie wyrzutów sumienia — gdyby pamiętała, że pierwszego października Draco Malfoy miał nareszcie ogłosić ich fikcyjny związek, przygotowałaby się na agresję Pansy, a do całej sytuacji by nie doszło. I teraz będzie przez miesiąc w każdą sobotę przesiadywać w gabinecie Slughorna, wysłuchiwać jego historii o sławnych uczniach, a Malfoy będzie w tym czasie szukał sposobu, aby wykonać zadanie dla Czarnego Pana. No i Karen… Nie powinna była jej popychać. 

Mimo że Snape był bardzo poważny, kiedy ostrzegał córkę, aby unikała rywalizacji z Draconem, ta prawie całkowicie zignorowała ten fragment mowy. Nie liczyło się dla niej, co oznacza zabić kogoś, nie miała zielonego pojęcia, czy to naprawdę było potrzebne, bo obchodziło ją tylko bycie lepszą od Malfoya. W tym zadaniu widziała jedynie wyścig. Znała swoją wartość i znała umiejętności, dlaczego ani trochę nie obawiała się wyniku, aczkolwiek w chwili poznania misji wypełniło ją zrozumienie dla Narcyzy — nie mogła się jej dziwić, że przyszła do Snape’a z prośbą o pomoc. Nawet jego matka nie wierzyła, że Draconowi się uda. Selene była już spokojna o ojca.
Może sobie tę przysięgę wsadzić w tyłek, pomyślała.
Nie była już na niego taka wściekła. Czasami nawet starała się go zrozumieć, aczkolwiek jej dobre serce przestawało być takie dobre, kiedy ten znowu się czegoś „czepiał”. Od czasu do czasu rozmawiali na jakieś podnioślejsze tematy. Pewnego dnia Snape wyjawił jej nawet pewien sekret dotyczący tajemniczego dziennika Czarnego Pana, który posiadał jakąś ogromną mroczną moc. Na nieszczęście dla Lucjusza Malfoya, gdy ten otrzymał go na przechowanie, nie przejął się za bardzo tym z pozoru mało ważnym zadaniem, co doprowadziło do zniszczenia tajemniczego przedmiotu. Już od tamtego momentu Malfoy popadł w niełaskę u Voldemorta, a niepowodzenie w Ministerstwie Magii było kroplą, która przelała czarę. Oczywiście na korzyść dla Snape’a i jego córki. 
Selene nie ukrywała, że czuła wstręt do rodziny Dracona. Ta ich ignorancja… To ich obnoszenie się ze swoim statusem krwi… Ale okazało się, że duma, czystość krwi i złoto to nie wszystko. Selene podejrzewała, że Czarny Pan pokładał w niej ogromne nadzieje, znacznie większe niż jej ojciec, choć tak naprawdę Lord Voldemort ani razu nie pomyślał o niej personalnie. Była dla niego po prostu córką Snape’a. Za to Mistrz Eliksirów… On chyba naprawdę starał się ją kochać, mimo że była pomyłką popełnioną pochopnie, pod wpływem chwili. Niepospolite czarodziejskie zdolności Selene napawały go pewną dumą, aczkolwiek nie potrafił mówić o tym głośno. Nawet takie pochlebne myśli o córce zdawały mu się jakoś… żenujące.

Na drugi dzień Selene obudziła się około godziny siódmej. Zawsze wstawała bardzo wcześnie, nie biorąc pod uwagę pory, o której chodziła spać. Czasami w ogóle się nie kładła. Kochała książki ponad wszystko i pochłaniała je w ogromnych ilościach. Czasami, kiedy jej upodobanie do lektur Karen określała jako nawyk szlamy Granger, Selene wpadała we wściekłość i ciskała w przyjaciółkę najbliżej leżącą książką (niektóre z nich były naprawdę wielkie i ciężkie). Zazwyczaj dziewczyna unikała ciosu ogromnym tomem, ale raz na jakiś czasu pannie Snape udawało się trafić ją w głowę. Aż trudno uwierzyć, że taka zepsuta dziewczyna jak Selene może upodobać sobie książki.
Selene długo się namęczyła, zanim zdołała namówić Karen do opuszczenia łóżka.
— Gdybyś wczoraj nie czekała, aż ja skończę czytać, nie miałabyś dziś tak podkrążonych oczu — zadrwiła Selene, kiedy usiadły przy stole Ślizgonów.
— I tak bym nie zasnęła, bo świecisz mi zawsze różdżką po oczach. Ten twój nawyk szlamy Granger zaczyna mnie już wkurzać — prychnęła Karen.
Tym razem jej się poszczęściło, bo Elin nie miała akurat pod ręką żadnej książki.

*

Piątek. Dzień najbardziej w tym roku znienawidzony przez Selene. Najpierw udręka na znienawidzonej numerologii, na której musiała znosić nieustannie popisującą się Hermionę Granger, a później dwie godziny eliksirów ze Slughornem, co było nieprzyjemnym przypomnieniem jutrzejszego szlabanu. Ale był też pewien plus: po eliksirach był obiad, a po obiedzie Elin kończyła lekcje, więc mogła usiąść i w spokoju zastanowić się, jak pozbędzie się Dumbledore’a. Okazało się, że nie jest to takie proste, jak na początku myślała. Nie dostrzegła tego, że Czarny Pan, który zlecił jej ten mały, sekretny pojedynek, doskonale się bawił — nie miał zbyt wielkich nadziei na powodzenie tej misji. Ale młodzi śmierciożercy potraktowali to śmiertelnie poważnie. Zwłaszcza Selene. Mogłaby podesłać mu jakieś zatrute wino czy coś… Ale nie. Na tak banalny pomysł mógł wpaść jedynie Draco Malfoy.
Po zakończonych zajęciach Selene wymknęła się z zamku (użyła oczywiście ukrytego przejścia) i udała się w kierunku Zakazanego Lasu. Tam zawsze najlepiej się jej myślało. Żadnych problemów, żaden kot z pierwszej klasy nie będzie jej przeszkadzał, żaden głupi Draco Malfoy…
Mimo że dopiero pierwszy tydzień października dobiegał końca, na błoniach było już bardzo zimno, ale dla Elin nie stanowiło to problemu, bo przed wyjściem ubrała grubą zimową pelerynę. Rękawy i poły płaszcza miała wytarte i w kilku miejscach postrzępione, ale dziewczyna nie przejmowała się stanem swoich ubrań. Od zawsze była chłopczycą, a Severus Snape tylko wspierał ją w unikaniu wszystkiego, co podkreślałoby jej kobiecość. Przemknęła przez wilgotny trawnik, chatkę Hagrida minęła bez choćby jednego przelotnego spojrzenia, mając na celowniku ciemny pasek Zakazanego Lasu. Choć było jeszcze jasno, niebo pokrywały szare burzowe chmury; do lasu nie docierał choćby jeden najdrobniejszy promień słońca, więc Selene już się przygotowała, że będzie musiała sobie przyświecać różdżką, o ile nie chce się zgubić. Kiedy dotarła do jasnej granicy, jeszcze raz obejrzała się za siebie, ale nie spostrzegła nikogo, więc śmiało wkroczyła między drzewa. Wystarczyło kilka kroków, aby las zamknął Elin w ciemnościach; zapaliła różdżkę i szczelniej otuliła się płaszczem, bo korony i pnie drzew były mokre od padającego przez całą noc deszczu — dziewczyna zaraz na skraju lasu poczuła zimne, zsuwające się z liści krople za kołnierzem. Było nieprzyjemnie chłodno, ale zapachy unoszące się wysoko nad ściółką czarowały tak zmysłowo, jak niejeden wabik.
Selene coraz bardziej zagłębiała się w puszczę; wyglądała tak, jakby szukała czegoś nieokreślonego, ale ona dobrze wiedziała, gdzie znajduje się jej cel. Minął kolejny kwadrans, a dziewczyna nareszcie znalazła to, co chciała. Idealnie okrągła polanka wyglądała jak jakieś magiczne sanktuarium, na samym środku znajdowało się małe jeziorko, a w koronach drzew był owalny otwór, przez który w nocy musiał zaglądać księżyc. Doprawdy urocze. Selene często tam przesiadywała; najpiękniej było oczywiście na wiosnę, kiedy jasnozielona trawa przebijała się już przez mokrą ściółkę, idealnie współgrając z soczystym fioletem fiołków. Teraz jednak dziewczyna musiała się zadowolić zeschłymi liśćmi i brunatną mieszaniną kory, igliwia i ziemi. Usiadła na brzegu jeziorka i spojrzała na swoje odbicie; lśniąca tafla była prawie nieruchoma. Selene skrzywiła się. Nie była próżna, nigdy nie przywiązywała zbytniej wagi do swojego wyglądu. Twierdziła nawet, że jest brzydka jak ojciec, który tylko utwierdzał ją w tym przekonaniu. Nie był w tym jednak odosobniony, ponieważ każdy, kto znał Selene, mógł o niej powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest ładna. Być może działoby się inaczej, gdyby dziewczyna wiecznie nie chodziła ze skwaszoną lub zagniewaną miną i zadbałaby o siebie, aczkolwiek wygląd nie miał zbyt dużego znaczenia, ponieważ było w jej charakterze coś odpychającego. Ona po prostu budziła w swoich rówieśnikach niechęć, a w młodszych uczniach — strach.
Musiała pomyśleć…

Selene siedziała nad jeziorkiem jakąś godzinę i nadal nie przychodził jej do głowy żaden pomysł. Nic. Kompletna pustka. Jedyne, co zdołała ustalić, to fakt, że Dumbledore był o wiele mądrzejszy, niż jej się wcześniej wydawało. Była świadoma również tego, że bardzo trudno go będzie wykończyć. Nareszcie uzmysłowiła sobie, że owa misja nie będzie tak prosta, a do jej umysłu powoli docierała ta bolesna prawda — jeśli Czarny Pan miał poważny problem z pokonaniem Albusa Dumbledore’a, to co może taka niedoświadczona uczennica…
Całkowicie straciła poczucie czasu, choć na nadgarstku miała zegarek, na który mogła śmiało spojrzeć. Niebo powoli ciemniało, ale w jeziorku nadal odbijała się jedynie zamyślona twarz Selene wymalowana na tle ciemnoszarych chmur. Nie znajdowała się zbyt daleko od skraju lasu, aczkolwiek w tym miejscu nie można było dosłyszeć śpiewu ptaków; dookoła panowała martwa cisza. Jednak w pewnym momencie do uszu Elin dotarł cichusieńki trzask, a zaraz po nim pełen jadu głos:   
— Zajmujesz moje ulubione miejsce, Snape.
Dziewczyna podskoczyła i odwróciła się; serce zatrzepotało o żebra jak schwytany w klatkę ptak. Przycisnęła dłoń do falującej szybko piersi, rozglądając się dookoła. W cieniu powykręcanego drzewa zobaczyła znienawidzoną twarz Malfoya. Różdżka natychmiast znalazła się w jej ręce. Ten nawyk wyrobiła sobie już dawno.
Draco zacmokał cicho.
— Muszę przyznać, że refleks masz dobry — dodał i podszedł powoli do jeziorka, aby usiąść obok niej.
— Mogę wiedzieć, co tu robisz? — zapytała wyzywająco.
Czuła narastającą w sobie wściekłość; nie miała pojęcia, że Malfoy również często przesiadywał nad tym jeziorkiem. Choć nigdy nie przywiązywała się do konkretnych miejsc, poczuła ukłucie zazdrości o tę polankę, o tę ściółkę, a nawet o powietrze w tej części Zakazanego Lasu.
— Postanowiłem spokojnie zastanowić się nad pewnymi… ach, sprawami – odparł, robiąc tak przemądrzałe miny, że Selene miała ochotę trzasnąć go w twarz.
Uznała jednak, że dość już w tym tygodniu było bicia po twarzach, więc zacisnęła zęby i opanowała gniew, choć taki spokój zawsze najbardziej irytował Selene. Jednak tym razem nie dała się sprowokować. Patrzyła na Dracona, starając się zachować dojrzale. Nawet uśmiechnęła się złośliwie.
— Pamiętasz, jak ta szlama Granger podbiła ci oko? Kwiczałeś jak prosie, ubaw po pachy. Szkoda, że nie widziałeś wtedy swojej miny — odezwała się. — Albo Moody w czwartej klasie… Pasuje do ciebie ten szczurzy ryj…  
— To nie był szczur, moja droga, tylko fretka — powiedział spokojnie Malfoy, ale jego blade policzki lekko poróżowiały, a wargi zadrgały impulsywnie.
On również nie dał się sprowokować. Wyciągnął rękę i pogładził ją po ziemistym, zapadniętym policzku, który teraz nabrał żywego, zdrowego koloru. Draco pomyślał, że musi być nieco zawstydzona jego obecnością, ale Selene po prostu zaczęła odczuwać skutki ponad godzinnego siedzenia na mokrej ściółce. Kiedy przyglądała mu się z lekko uniesioną brwią i nie krzywiła się tak, jakby ktoś podstawił jej pod nos stopy trolla, była nawet całkiem ładna. Wystarczyło tylko przymrużyć jedno oko, zamknąć drugie, przekrzywić głowę… Tak, wtedy wyglądała znośnie.
— No i gdzie z tą łapą? — wycedziła i zmarszczyła krzaczaste brwi. — Zabieraj te wypacykowane paluchy… Co, paznokcie też malujesz?
Draco uśmiechnął się kwaśno.  
— Nie, ale ty powinnaś robić to częściej. — Spojrzał na nieco już odrośnięte, aczkolwiek nadal krzywe i poobdzierane kikuty. Resztki czarnego lakieru musiały mieć już minimum dwa tygodnie.
— Myślisz, że dam się wkręcić w ten głupi flirt?
— Tak, właśnie tak myślę — odrzekł Malfoy i pocałował ją w usta.
Selene zastygła w miejscu, z szeroko otworzonymi oczami i uniesionymi brwiami. To znów się działo. Tym razem nie była w tak porażającym szoku, jak wtedy w lochach, ale jej uczucia ani trochę nie zmieniły się na lepsze. Mało tego, Selene mogła powiedzieć, że jej obrzydzenie do Dracona tylko się pogłębiło. Kiedy sobie wyobrażała, jakie usta ta paskudna paszcza dotykała… Po plecach przebiegł jej dreszcz, a w żołądku poczuła skurcz (Elin pomyślała, że jej organizm buntował się przeciwko takiej bliskości Ślizgona, ale było zupełnie odwrotnie). Do gardła coś jej podeszło…
Dosyć tego dobrego!
Odepchnęła go brutalnie, aż ten przewrócił się na ściółkę, a ona wytarła usta wierzchem dłoni, jakby się bała, że mogłaby się od Dracona zarazić jakąś śmiertelną chorobą, i zerwała się z miejsca, nie mogąc powstrzymać wyrazu twarzy, który zwiastował nadchodzące wymioty. Jej twarz była zielonkawa; Elin jakimś cudem opanowała mdłości, ale nie potrafiła teraz patrzeć na Malfoya inaczej niż jak na wielkiego ślimaka. Zerwała się na równe nogi i pobiegła w las, szukając w pośpiechu różdżki. Nawet nie otrzepała płaszcza.

~*~

Nie pisałam tu ponad miesiąc! Bardzo was wszystkich przepraszam, ale jakoś nie chciało mi się pisać! Miałam oczywiście wszystko poukładane, cały plan wydarzeń, ale miałam takiego lenia… Notki postaram się dawać przynajmniej raz na tydzień, bo nauki mam coraz więcej, nauczycielom się nagle zachciało robić sprawdziany, a nie mogę zaniedbywać moich ocen.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam, że rozdział jest wystarczająco długi, że opisy są wystarczające… OMG, trochę tego było xD A teraz dedykacja:

Dla moich wszystkich czytelników, którzy przebrnęli przez ten rozdział :* 

42 komentarze:

  1. ~K&M
    9 listopada 2008 o 19:29

    Super rozdział. I kto by pomyślał, że Draco ją pocałuje… Ciekawe, jaki plan działania wymyśli Selena, aby zabić Dumbledora.^^ Mam nadzieję, że będzie to w następnym rozdziale. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:19
      Będzie xD Postaram się też zmienić troszkę szablon xD

      Usuń
  2. ~maika
    9 listopada 2008 o 19:29

    a wiecxD: wcale nie przynudzilas, notka swietna ci wyszla;], mam tylko nadzieje, ze nie planujesz wiecej takich dluugich przerw;p, hehePS. aaa pierwszy raz jestem pierwsza!! xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:21
      Nie planuję aż takich długich przerw xD

      Usuń
  3. ~Cam.
    9 listopada 2008 o 19:38

    Całkiem fajny rozdział:) Mam nadzieję, że jakoś to wszystko posklejasz i że Selena dobije Dumbledora! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:23
      Ze śmiercią Dropsa postaram się tak, jak Rowling napisała, ale jeszcze nie wiem xD

      Usuń
  4. agniesia666666@vp.pl
    9 listopada 2008 o 19:47

    Hej ;) U mnie new nocia: http://www.joe–jonas.blog.onet.pl Zapraszam ;* I super rozdzialek ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. agniesia666666@vp.pl
    9 listopada 2008 o 19:47

    Hej ;) U mnie new nocia: http://www.joe–jonas.blog.onet.pl Zapraszam ;* I super rozdzialek ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ~adriannka
    9 listopada 2008 o 19:56

    super notka;Ppzdr!;pp

    OdpowiedzUsuń
  7. ~immunologist
    9 listopada 2008 o 21:26

    Fajna nocia, szczególnie scenka nad jeziorkiem. Czyżby cos miało zaiskrzyć między Malfoyem a Selene??

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Evera
    9 listopada 2008 o 21:26

    Fajny rozdział, szczerze nie spodziewałam się zakończenia. No i ten plan zabicia Dumbledore’a- ona naprawdę zamierza to zrobić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:30
      Jak Selene się zaweźmie, to wszystko może zrobić xD

      Usuń
  9. ~Olka
    9 listopada 2008 o 22:22

    Fajny rozdział.Podobało mi się…..Selene bardzo zależy na zabiciu Dumbledora…….Na końcu Draco pocałował Selene…czy oni się zakochają w sobie? Czekam na kolejny rozdział.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:31
      Bardzo jej zależy. Nawet bardziej, niż na Malfoyu. Ona się pewnie boi, że coś do niego poczuje, zanim wykończy Dropsa xD

      Usuń
  10. chloe_april@autograf.pl
    9 listopada 2008 o 23:59

    Notka mi się podobała, szczególnie to co się działo nad jeziorem. Podoba mi się to że Draco dość nie spodziewanie ją pocałował. Czekam na ciąg dalszy. [secret-of-lord]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:32
      Chciał zobaczyć, czy da się na to nabrać. Niestaty, nie wyszło mu xD

      Usuń
  11. ~Natasza__
    10 listopada 2008 o 08:43

    Rozdział świetny Niech Selene zabije Dropsa i będzie się cieszyć chwałą u Czarnego PanaAle niech nie zakocha się w Draco bo nie Czekam na kolejny rozdziałPozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:33
      Hehe, po co jej miłóść, skoro będzie mieć jakieś łaski u Voldka, no nie? xD

      Usuń
  12. ~delain
    10 listopada 2008 o 11:34

    dziewczyno, to opowiadanie jest świetne. tylko dodawaj częściej noty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:34
      Wiem wiem… ale jakoś nie mam czasu xD

      Usuń
  13. ~Clumsy
    10 listopada 2008 o 18:49

    Łał ;P Draco ją pocałował :POdcinek BoOsS ;*www.ps-love-you.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:35
      Hehe, i podkreślam, że Selene nie jest do końca czystej krwi, bo Snape jest pół krwi, jej matka czystej, czyli nie na 100% Malfoyowi by pasowało xD

      Usuń
  14. ~Klaudek
    10 listopada 2008 o 21:38

    Po tak długim czasie nadchodzę. ^^ Trochę akcji, trochę łez … czyli nowy rozdział na evans-w-hogwarcie. Zmieniłam tez wyglad bloga i liczę na opinie z twojej strony. Pozdrawiam, kochana ;

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Nadia
    10 listopada 2008 o 23:18

    Cieszę się, że w końcu napisałaś, już się bałam, że zapomniałaś o tym blogu. Na dłuższy komentarz nie mam czasu, w ten długi weekend staram się nadrobić braki w spaniu, rozdział był bardzo dobry, reszta jutro, mam nadzieję, że się nie obrazisz? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:37
      Niee, ja nie porzucam blogów. Nawet nie zawieszam, jeśli są to opki. Muszę skończyć, aż do epilogu xD

      Usuń
  16. margot14@onet.eu
    11 listopada 2008 o 12:08

    No, fajnie ci to wyszło. Harry i Selene? trzeba było napisać o tym trochę później… ;) Większa niespodzianka – dramione-draco-i-hermione – Gonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:38
      Ona nawet na niego nie spojrzy. Jest dla niego zbyt inteligentna xD

      Usuń
  17. ~xXxMadzikxXx (krwawa)
    12 listopada 2008 o 15:02

    super ;D …mam nadzieję, że Draco dostanie w ten pusty łeb i mu się coś poprzestawia ..i będzie lepszym śmierciożercą ;D czekam na newik i sorki, że koment tak późno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:39
      Hehe, on jest zbyt cykorowaty na Śmierciożercę xD

      Usuń
  18. ~delain
    15 listopada 2008 o 13:36

    nie mogę się doczekać nowej noty =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 listopada 2008 o 17:39
      Hehe, nie mam na razie czasu na newsa xD

      Usuń
  19. ~buu~
    15 listopada 2008 o 18:46

    ocene? ^^ http://buu-oceny.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  20. ~x
    16 listopada 2008 o 18:42

    info na krwisto-czerwona.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  21. ~xXxMAdzikxXx (krwawa)
    16 listopada 2008 o 18:42

    info na krwisto-czerwona.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń