W dużym pokoju rezydencji Malfoyów, dookoła długiego, wypolerowanego na wysoki połysk stołu, siedziało mnóstwo postaci, przyodzianych w czerń. Pomimo, że dzień był w pełni, a słońce wysoko na niebie, w salonie panował mrok, gdyż zasłony były zaciągnięte. Jedynym źródłem światła był ogień buzujący w kominku za złowrogą, łysą postacią. Lord Voldemort milczał, wodząc wzrokiem po zebranych.
- Moi Śmierciożercy – odezwał się. – Jest wam wiadome, że ostatnio robimy postępy, przesuwamy się do przodu. Cel jest na wyciągnięcie ręki, choć znajduje się daleko.
Zamilkł na chwilę. Już miał ułożony cały plan. Potrzebował jedynie pomocy młodej córki Snape’a i odrobiny głupoty Zakonu.
Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy nagle do drzwi ktoś niezdarnie zapukał, a po chwili pojawiła się w nich głowa Glizdogona.
- Czy jesteś świadom, Glizdogonie – rzekł spokojnym, ale groźnym tonem Voldemort. – Że przeszkodziłeś właśnie w ważnym zebraniu?
Glizdogon w jednej chwili zrobił się szary, a później czerwony i odpowiedział wylęknionym tonem:
- Mam list od Selene… Dopiero przyleciała sowa.
Voldemort pokiwał głową.
- Daj go i odejdź – rzucił zniecierpliwiony. Pettigrew położył kopertę na wyciągniętej ręce swego pana i opuścił pokój, bijąc pokłony.
Czarny Pan rozerwał kopertę i przebiegł wzrokiem po krótkiej, ale ścisłej treści listu.
- Doskonale – mruknął do siebie, po czym zwrócił się z powrotem do Śmierciożerców: - Zakon podejrzewa, że uderzymy niedługo w Reykjavik, [od autorki: to stolica Islandii, tak dla niewiedzących] gdzie znajduje się obecnie kryjówka wiernych nam wilkołaków. Myślą też, że zaatakujemy głupią wioskę Holocaust. My jednak niczego w najbliższym czasie nie będziemy atakować.
- Panie – odezwał się krępy mężczyzna, siedzący nieopodal Snape’a, zajmującego miejsce po lewej stronie Voldemorta. – Ale przecież planowaliśmy ten najazd na Reykjavik i wioskę w Hiszpanii.
Voldemort uśmiechnął się pogardliwie.
- Czy ty nie rozumiesz, Lestrange, że musimy dać Zakonowi do zrozumienia, że są od nas słabsi, głupsi i nie potrafią przewidzieć żadnego naszego ruchu? – odparł. – Zrobimy na odwrót, oni są przekonani, że zaatakujemy te miejsca, a my niestety sprawimy im zawód.
Lestrange nie powiedział już więcej ani słowa, za to odezwała się jego żona:
- Więc co teraz mamy robić?
- Zrównanie tych miast z ziemią to nic, w porównaniu z moim nowym planem – odrzekł Voldemort. – Napadniemy na Hogwart, a Selene będzie kluczem do jego bram.
Nie tylko Bellatrix była zadziwiona tymi słowami. Wszyscy wpatrywali się w napięciu w swojego pana, czekając co powie. Jednak Czarny Pan milczał. Czekał na reakcję jednego ze swoich sług.
- Panie – odezwał się, jak to Riddle przewidywał, Snape. – To moja…
- Tylko mi nie mów, Severusie, że odezwało się w tobie sumienie – przerwał mu Voldemort. – Selene jest dobrą Śmierciożercą, zrobiła więcej niż większość z was. Ta dziewczyna będzie z nami zdobywać Hogwart…
- A jeśli zginie? – wtrącił się Snape.
- Zginie w słusznej sprawie – warknął Czarny Pan. – Z resztą, kto powiedział, że zginie? Kiedy już zdobędziemy Hogwart, pozwolę jej zabić Dumbledore’a. Zasługuje na nagrodę.
Wszyscy milczeli. Snape był bardzo inteligentnym człowiekiem i widział, że nie warto dalej kłócić się z Czarnym Panem.
Voldemort uśmiechnął się z satysfakcją, widząc, jak zapał na twarzy Snape’a powoli blednie.
- A teraz odejdźcie – powiedział Lord. – I zastanówcie się nad tym, co powiedziałem.
*
Stała przed lustrem, długo przyglądając się swojemu odbiciu. Zbliżały się Święta, a ona przygotowywała się właśnie na "randkę" z Malfoyem. Nienawidziła, gdy ten patrzył na jej dekolt, dlatego teraz ubrała gruby, czarny sweter. Zawsze bardzo denerwowały ją głupie docinki Malfoya, jednak, podczas tych licznych "spotkań" w Pokoju Życzeń, musieli zapomnieć o dawnych urazach i zabrać się poważnie za robotę. Czarny Pan rano przysłał jej list, w którym napisał, że Malfoy musi się pospieszyć. Na samą myśl o tym, zawiązała byle jak swoje glany i opuściła pospiesznie dormitorium.
Po drodze do Pokoju Życzeń nie spotkała nikogo. Wszyscy byli na błoniach, ciesząc się śniegiem i zimowym słońcem.
Dotarła do gobelinu z tańczącymi balet trollami, minęła Crabbe’a, zmienionego na godzinę w 12-letnią dziewczynkę z żelazną wagą i weszła do Pokoju. Malfoy już grzebał przy szafce, w której wszystko znika.
- Nie dotykaj ego, bo zepsujesz – rzuciła na powitanie Selene i położyła torbę pod jakimiś rozwalającymi się regałami. Malfoy wyprostował się i skrzyżował ręce na piersiach.
- A od kiedy dziewczyny znają się na naprawie czegokolwiek lepiej od facetów? – zapytał.
- Od teraz – odpowiedziała krótko i zajrzała do szafki. Jak na szafkę, była dość dużych rozmiarów, wykonana z ciemnego, nieco zjedzonego przez korniki drewna.
- Czarny Pan kazał nam się pospieszyć – dodała, obchodząc mebel dookoła.
- Ty nie musisz się bać – zauważył Malfoy. – Masz już u niego taryfę ulgową.
To mówiąc, roześmiał się i usiadł pośród jakichś rozgrzebanych magicznych narzędzi, które znalazł pośród tych wszystkich gratów. Selene przewróciła oczami.
- Nie mam żadnej taryfy ulgowej, Draco – westchnęła. – Ja po prostu się staram.
- Kręcąc tyłkiem i podrywając Pottera? – zapytał. – Mogę zrobić to samo z chociażby… Granger.
Teraz Selene się roześmiała.
- Granger? – powtórzyła. – Przecież ty jej nie znosisz. To szlama.
- Dla Czarnego Pana trzeba się poświęcać – odparł, doskonale naśladując zarozumiały ton Selene.
- Bardzo śmieszne – prychnęła. – Zajmijmy się lepiej robotą, za godzinę kolacja.
Chwyciła jakieś metalowe narzędzie i wrzuciła do szafki, która natychmiast je wypluła. Selene pokręciła głową.
- Mówiłam, żebyś beze mnie niczego nie ruszał? – zapytała ze złością. – Jest jeszcze gorzej! Eh, nieważne… Chodź tutaj i potrzymaj te zawiasy przez chwilę.
Pracowali przez kilka minut w milczeniu. Selene coraz bardziej była niecierpliwiona niezgrabną pomocą Dracona, który sprawiał wrażenie, jakby kwestia przeżycia nie interesowała go bynajmniej. W końcu Malfoy cisnął czarodziejski młotek na podłogę i zaklął brzydko.
- To nie dla mnie, nie urodziłem się mugolskim robotnikiem! – krzyknął. Selene, cała czerwona na twarzy z wysiłku, również pochwaliła się znajomością "łaciny":
- Ku*wa, Malfoy, mówiłam ci, że sama nie utrzymam tej szafki! Trzeba to najpierw rozkręcić, żeby zobaczyć, co się zje*ało…
- A jak zamierzasz to złożyć do kupy? – spytał z ironią pan arystokrata.
- A ch*j cię to, rób co ci każę, albo skończysz jako obiad dla Nagini – warknęła Selene. – Chodź tu i trzymaj te drzwi…
- Żadna baba nie będzie mi rozkazy… - zaczął, ale nagle rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Ktoś był przed Pokojem Życzeń, a Goyle obdarzony szklanym słojem, właśnie im to uświadomił. Selene przyległa do najbliższej ściany i pociągnęła za sobą Malfoya.
- Wyobrażasz sobie, niedojdo, co by się stało, gdyby ktoś tu wszedł? – szepnęła ze złością. Malfoy strzelił z gumy do żucia, na co Selene syknęła:
- Przestań! Nie możesz po prostu umyć zębów?
Malfoy puścił tą uwagę mimo uszu. Stali tak przez kilka minut, nasłuchując. Nikt jednak nie miał najwyraźniej ochoty odwiedzić Pokoju Życzeń, przynajmniej nie w tej chwili. Selene podeszła do drzwi i uchyliła je na milimetr. Korytarz był pusty, nie licząc Crabbe’a, przebranego za czarnowłosą, piegowatą drugoklasistkę. Selene zamknęła drzwi i powiedziała głośno:
- Nie ma nikogo, możesz wyjść.
Zza sterty starych podręczników wyłonił się Draco. Na jego twarzy malował się niezbyt przekonujący, kpiący uśmiech.
- Idę na kolację – oświadczył.
- A ja nie – odparła Selene. – Muszę to rozebrać i zobaczyć, co jest nie tak.
- Nie musisz, Czarny Pan ci nie kazał tego robić – powiedział Malfoy.
- Nie chcę, żeby zżarła cię Nagini – brzmiała odpowiedź.
Malfoy roześmiał się.
- Martwisz się o mnie? – spytał.
- Nie – Selene powróciła do pracy. – Nie chcę mieć cię na sumieniu.
Zmagała się przez chwilę ze śrubkami, aż Malfoy westchnął i wyciągnął jej z ręki klucz francuski.
- Chcesz mi pomóc? – zapytała.
- Nie – odrzekł Malfoy. – Zrobiło mi się niebie żal.
- Co ty nie powiedz – zadrwiła.
Draco odrzucił klucz i przyciągnął ją do siebie.
- Mój ojciec będzie zły – zauważyła Selene.
- Ale Snape’a tu nie ma – odpowiedział Malfoy i zdjął z niej sweter.
Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Niedawno Draco uczył Selene teorii. Teraz przeszli do zajęć praktycznych.
*
Następnego dnia, kiedy Selene przyszła do Wielkiej Sali na śniadanie, a jej wzrok padł na stół Gryfonów, poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku. Nic nie czuła do Pottera, ale dziwnie się czuła po tym, co się stało poprzedniego wieczora.
- Myślałem, że zostaniesz mniszką – usłyszała tuż przy swoim uchu ciszy szept Malfoya.
- Dziwię się sama sobie, że nie zwymiotowałam – odpowiedziała, zajmując swoje miejsce przy stole Ślizgonów.
- Chcesz znać moje zdanie? – zapytał Draco, zajmując miejsce Kareen. – Byłaś okropna. Też prawie pawia nie puściłem.
Selene zmroziła go spojrzeniem.
- To po jakiego ciula ze mną spałeś? – warknęła, wzbudzając tym samym śmiech Dracona.
- Przecież żartuję – powiedział.
YHM, YHM.
Selene i Draco spojrzeli za siebie w obawie, że ujrzą Umbridge, ale to tylko Kareen nadeszła.
- Wiesz co, to było chamskie – stwierdziła Selene. – Wystarczył mi rok z tą ropuchą.
Kareen zepchnęła Malfoya ze swojego miejsca, po czym sama je zajęła.
- Przez przypadek usłyszałam waszą rozmowę – rzekła.
- Założę się, że bardzo chcący – prychnęła obrażona Selene. – I nie mam ci NIC do powiedzenia. Skoro wszystko słyszałaś, to sama się domyślisz.
Kareen wzruszyła ramionami i spojrzała w stronę stołu Gryfonów.
- Mam nadzieję, że twój Harry się nie dowie – odparła z westchnieniem.
~*~
Cóż, notki nie było aż miesiąc i jeden dzień, ale myślę, że jakoś wam to wynagrodzę xD Osobiście nie mogę się do niczego przyczepić xD Dedykacja dla Jeanne :*