21 marca 2009

13. Artystka

Kilka dni po zajściu w Pokoju Życzeń, Selene nie sprawiała wrażenia, że cokolwiek się tam stało. Cały swój wolny czas poświęcała naprawie szafki, a może i nawet ten czas, w którym mogłaby zabrać się za naukę. Jej oceny zaczęły gwałtownie spadać, przez co została zatrzymana po lekcji obrony przed czarną magią przez swojego ojca.
- Posłuchaj – powiedział spokojnie Snape. – Wiem, że chcesz pomóc Malfoyowi, ale nie powinno to być kosztem twoich ocen.
- Nie chcę, żeby on go zabił – odrzekła Selene, kręcąc się nerwowo. – A przecież w końcu opanuje szkołę, więc oceny nie są aż takie ważne.
Widząc spojrzenie ojca, dodała szybko:
- To znaczy, nauka jest ważna, ale życia Malfoya chyba bardziej, prawda?
Snape zetknął palce w sposób, jaki Dumbledore to zwykle czynił i mruknął:
- Wydawało mi się, że nienawidzisz go od pierwszej klasy.
- Nooo… raczej się nie lubimy, ale muszę przecież wybrać większe dobro – ucięła Selene, odwróciła się na pięcie i opuściła tandetną klasę swojego ojca. Co ją obchodziły jakieś tam oceny z historii magii czy eliksirów, skoro Czarnego Pana nawet nie obchodzą jej wyniki w szkole? Przecież wszystko zawsze i tak dla niego robiła.
Selene zbiegła schodami do lochu. Szła właśnie w stronę dormitorium Ślizgonów, kiedy zobaczyła przed ścianą jakiegoś słabo znanego jej chłopaka. Miał brązowe włosy, groźnie napinał muskuły i wywrzaskiwał coś do kamiennej ściany.
- Nie wydzieraj się tak – warknęła Selene, podchodząc bliżej.
- Ta cholerna ściana nie chce mnie wpuścić – wycedził facet. Wyglądał na starszego od Selene. Musiał chodzić do siódmej klasy, lub nie przejść przynajmniej raz.
- Bo dzisiaj rano zmieniło się hasło, gamoniu – poinformowała go Selene i zwróciła się do ściany: - Papier klozetowy.
W ścianie ukazało się tajemne przejście, przez które panna Snape czym prędzej przeszła. Owy gamoń wgramolił się za nią.
- Jesteś nowy, czy jak? – zapytała go. – Nie kojarzę cię jakoś…
- Nie jestem nowy – odpowiedział. – Nazywam się Eryk Selwyn.
Selene zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Selwyn? – powtórzyła. – Jesteś…
- Synem Tytusa Selwyna – wpadł jej w słowo Eryk. – Dobrze zgadłaś, Selene.
Selene zmroziła go spojrzeniem i odwróciła się do niego gwałtownie.
- Skąd wiesz, że tak mam na imię? – zapytała ze złością, na co Eryk roześmiał się prawie pochlebczo.
- Jestem synem Śmierciożercy – odpowiedział krótko.
- Ale nie samym Śmierciożercą – zauważyła Selene, uśmiechając się kpiąco. – Nie zaznałeś takiej łaski co ja, Selwyn.
Odwróciła się i udała się do pokoju wspólnego Ślizgonów. Postanowiła rozważyć słowa ojca i porządnie przygotować się do testu z transmutacji. Zajęła więc jeden z foteli, najbardziej oddalonych od centrum salonu, rozłożyła notatki i zaczęła uczyć się na pamięć regułek. Jej ambitne plany zakłócił Malfoy. Objął ją z tyłu za szyję i szepnął jej do ucha:
- Nie pracujesz przy szafce?
Selene zasyczała ostrzegawczo:
- Zabierz  te łapy, albo ci je odrąbię zaklęciem.
Draco posłusznie cofnął ręce i, chichocząc pod nosem, usiadł niedaleko Selene, wodząc nieco znudzonym wzrokiem po salonie. Panna Snape studiowała przez kilka minut swoje notatki, starając się nie rozpraszać swojej uwagi. W końcu zerknęła znad kartek na Malfoya, który nie robił nic innego, oprócz przyglądania się przebywającym w pokoju. Obserwowała go przez chwilę, zastanawiając się, jak można tak marnotrawić czas wiedząc, że jest się praktycznie skazanym na śmierć.
Pogrzebała w torbie, wyciągnęła z niej czystą kartkę pergaminu, czarny tusz i pióro, zastanowiła się chwilę i zaczęła rysować. Dracona oczywiście. Chciałaby zobaczyć go kiedyś uczącego się. Jeszcze chyba nigdy nie widziała go, robiącego coś pożytecznego. Cóż, teraz przynajmniej siedział na miejscu, nie wałęsał się i nie przeszkadzał, więc Selene mogła go spokojnie narysować. Prawdę mówiąc, to planowała to już od dawna, ale jakoś nie nadarzała się okazja.
Gdy skończyła, zaczęła podziwiać swoje czarnobiałe, atramentowe dzieło. Zaraz po czytaniu książek, uwielbiała rysować. I chociaż tego nie przyznawała, robiła to doskonale. Selene nie była próżna. Nie miała na tyle bogactwa i wygód, by uważać się za lepszą, ojciec nie kochał jej na tyle mocno, by uważała się za szczęściarę. Była jednak dumna, że została wierną sługą Czarnego Pana i że mogła spełniać jego wszystkie rozkazy. To wywyższało ją ponad wszystkich. Przynajmniej w jej mniemaniu.

Podniosła głowę, ale tam, gdzie uprzednio siedział bezczynnie Malfoy, nie było już nikogo.
- Ładne – usłyszała. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła stojącego nad sobą Dracona.
- Nie masz nic lepszego do roboty od straszenia ludzi? – spytała z wyrzutem. Malfoy zaśmiał się w swój cyniczny, irytujący sposób.
- Artystka – powiedział tylko i wziął do ręki rysunek, by lepiej się mu przyjrzeć.
- Weź go – odparła Selene, wstała z miejsca, spakowała swoje rzeczy i zerknęła na zegarek. – Już 20:00, za pół godziny mam spotkanie z Harrym.
Draco podniósł wzrok znad swojego portretu i uniósł brwi.
- Już mówisz mu po imieniu? – zdziwił się.
- Pytasz się mnie o to za każdym razem, kiedy o nim wspomnę – prychnęła Selene. Nagle uśmiechnęła się złośliwie i spytała: - A co, zazdrosny?
Malfoy nie zdążył rzucić jakiejś kąśliwej uwagi, bo odwróciła się na pięcie i odeszła do sypialni dziewczyn, gdzie Draco nie miał wstępu. Zostało mu jedynie odprowadzić ją wzrokiem.
Selene musiała coraz staranniej przygotowywać się na spotkania z Potterem. Bała się, że może zostać zdemaskowana i wtedy jej plan całkiem by się rozsypał. Ba, nawet plany Śmierciożerców mogłyby nie wypalić, bo Potter natychmiast poleciałby do Dumbledore’a i wszystko by mu opowiedział, a wtedy Selene byłaby najbardziej znienawidzonym przez Czarnego Pana Śmierciożercą.
Na „randkę” przybyła nieco spóźniona. W Pokoju Życzeń Harry już na nią czekał. Siedział przy dwuosobowym stoliku, nakrytym białym obrusem, na którym znajdowały się świece, i tym podobne. Jednym słowem, zapowiadała się romantyczna kolacja wśród świec. Na samą myśl, Selene zrobiło się niedobrze. Pamiętała jednak o obietnicy, danej ojcu. Musiała wybrać większe dobro…
- Pięknie wyglądasz – powitał ją Harry. Ten tekst Selene słyszała co najmniej pięć razy dziennie. Postanowiła wypytać go tym razem nie o plany Zakonu, ale o przyjaciół. Usiadła więc naprzeciw Pottera przy stole, poprawiła dekolt czerwonej sukienki i zapytała:
- Dużo myślałam dziś o naszym… związku. Czy twoim przyjaciołom nie przeszkadza to, że się spotykamy?
Harry zamówił sobie właśnie jakieś owoce morza [taka sama porcja pojawiła się na talerzu Selene], więc bez większego entuzjazmu, odpowiedział:
- Niewiele o nas wiedzą. Co prawda, Hermiona nawet się cieszy, że Gryfon potrafi się dogadać ze Ślizgonką… Dlaczego nie jesz?
Selene uśmiechnęła się krzywo i skłamała:
- Jestem uczulona na krewetki.
- Więc zamówimy coś innego… - zaczął Harry, ale Selene wyciągnęła mu z ręki menu.
- Nie – odparła. – Nie jestem głodna. Wolałabym z tobą porozmawiać. Dobrze mi się z tobą gada.
Uśmiechnęła się kokieteryjnie i zatrzepotała zalotnie rzęsami. Starała się zrobić to tak, jak robiła to często Pansy, ale obawiała się, że nieba rdzo jej to wyszło.
- Ostatnio dużo czasu spędzasz z siostrą twojego przyjaciela – zauważyła, bawiąc się widelcem. – Mam być zazdrosna, czy…
- Możesz być spokojna – odpowiedział Harry śmiałym tonem. – Ginny jest w drużynie, więc to normalne, że często się widujemy. To tylko moja przyjaciółka.
Selene uśmiechnęła się z udawaną ulgą. Aż się zdziwiła, jak Potter mógł tego nie zauważyć. Elin była mistrzynią w kłamstwie, ale przecież Harry był taki dobry, szlachetny i bystry, że musiał wyczuć przekręt z odległości mili.
- Zauważyłem, że lubisz dużo mówić – odezwał się po chwili Harry. Selene nie zrozumiała jego intencji. To chyba oczywiste, bo musiała z niego jak najwięcej wydusić.
- No tak – odparła, szukając gorączkowo słów. – Wolę jednak pytać. Na przykład… jesteś bardo lojalny wobec swoich przyjaciół. Oddałbyś za nich życie? Należysz przecież do Gryffindoru.
Harry wypiął dumnie pierś.
- Przyjaciele są dla mnie najważniejsi – powiedział.
- Pozwoliłbyś nawet zabić się Sam-Wiesz-Komu, żeby ich ocalić? – ciągnęła Selene. Wyraz twarzy Harry’ego zmienił się. Już nie uśmiechał się, ale patrzył na ukochaną podejrzliwym wzrokiem swoich zielonych tęczówek.
- Dlaczego pytasz? – zapytał podejrzliwie.
- Oh, chciałabym wiedzieć, czy za mnie też byś się poświęcił – odrzekła szybko Selene. – Pytam z ciekawości.
Twarz Hary’ego rozluźniła się nieco.
- Za ciebie zginąłbym z rozkoszą – brzmiała odpowiedź. Selene zerknęła na zegarek. Było kwadrans po 21:00.
- Muszę już iść – poinformowała go, wstając pospiesznie od stołu. Harry również wstał. Elin podeszła do niego, pocałowała go w policzek i opuściła Pokój Życzeń. Czarny Pan kazał jej pisać o wszystkim, nawet o najdrobniejszych detalach, które zdoła wyciągnąć z Pottera, a te informacje, zdobyte tego dnia były z pewnością bardzo ważne.

Pobiegła do salonu Ślizgonów, przebrała się w zwykłą szatę, chwyciła coś do pisanie i udała się do sowiarni. Naskrobała kilka zdań, chwyciła najbliżej siedzącą sowę, przywiązała jej do nóżki list i wyrzuciła ją przez okno. Chciała, by informacje przekazane zostały jeszcze tego wieczoru. Ostatnio całkowicie zapomniała o tym. Tak pochłonęła ją praca przy szafce, że zaniedbała swoje zadanie.
Śledziła sowę na ciemnoniebieskim niebie, dopóki ta nie znikła jej całkowicie z oczu. Robiło się już zimno, więc opuściła sowiarnię, oglądając się co chwilę za siebie, by się upewnić, że nikt za nią nie szedł. Pomimo, że nikogo nie widziała, czuła nieprzyjemne mrowienie na karku. Przez całą drogę do pokoju wspólnego Ślizgonów odnosiła wrażenie, że ktoś ją śledził. Cóż, jeśli nawet, to nie mógł się domyślić, co i do kogo napisała.
Ledwo wkroczyła do salonu, poczuła na swoim lewym przedramieniu palący ból. Chwyciła się za nie, zaciskając mocno wargi, by nie jęknąć z bólu i wybiegła z pokoju, czemu towarzyszyły szydercze chichoty Ślizgonów.
Próbowała teleportować się już na błoniach zamkowych, ale ból nie pozwalał jej się skupić. Musiała zagłębić się trochę w las, co też niezwłocznie uczyniła.
Pojawiła się w holu na dworze Malfoyów. Udała się bez wahania w stronę drzwi do salonu, śledzona przez  bladolice postacie z portretów. Zatrzymała się przed masywnymi, drewnianymi drzwiami i zapukała. Odpowiedziało jej spokojne „proszę”. Pchnęła więc drzwi i weszła do ciemnego, mrocznego salonu. Wyglądał tak, jak go ostatnim razem zapamiętała. W kominku buzował czerwony ogień, meble były poodsuwane w nieładzie pod ściany, na środku znajdował się długi, wypolerowany stół z rzędami krzeseł. U szczytu stołu siedział Voldemort, a nieopodal niego wiła się Nagini. Czarnemu Panu towarzystwa dotrzymywał Glizdogon.
- Selene – powitał ją Voldemort, wskazując jej miejsce po swojej prawej stronie. - Usiądź.
Selene przeszła śmiało przez pokój i zajęła wskazane miejsce.
- Na początku chciałbym ci powiedzieć – ciągnął Voldemort, przetaczając pomiędzy swoimi długimi, białymi palcami różdżkę. – Żebyś nigdy nie podpisywała się swoim imieniem i nazwiskiem. Wystarczy samo imię. Nie możemy sobie pozwolić, aby ministerstwo przechwyciło jakiś list, prawda?
- Więc dlatego tak szybko otrzymałeś mój list, panie? – zapytała Selene.
- Tak. Jeden z moich oddanych sług patrolował niebo – odparł Voldemort, nadal bawiąc się różdżką. – Nie po to jednak cię wezwałem, aby o tym z tobą rozmawiać. Czytałem twój list – tu wskazał na leżący przed nim rozłożony kawałek pergaminu. – Te informacje z pewnością będą bardzo przydatne.
Wstał i stanął za krzesłem Elin. Glizdogon bez słowa przyglądał się tej scenie. Minę miał tak nabożną, jakby był w kościele.
- Doszedłem do wniosku – mówił dalej Voldemort. – Że potrzebujesz o wiele bardziej uzdolnionego nauczyciela, niż tych, którzy uczą cię w Hogwarcie.
- Mam przestać chodzić do szkoły? – zapytała ze zdziwieniem Selene. – Ależ to by było zbyt…
- Nie – przerwał jej spokojnie Czarny Pan. W jego głosie nie było złości. Słychać było jedynie wyraźnie satysfakcję i zadowolenie. – Pozostaniesz w Hogwarcie, ale musisz nauczyć się czarnej magii, jeśli chcesz być moją Śmierciożercą.
Selene nie wiedziała, do czego prowadzi ta rozmowa.
- Więc kto ma mnie uczyć? – spytała.
- Ja – odparł Voldemort. Elin spojrzała mu prosto w oczy. Jej pan uśmiechał się szeroko, ale był to raczej uśmiech złowrogi i przerażający, niż radosny, jakim niedawno obdarzył ją Harry.
- Może zaczniemy? – zaproponował Voldemort. – Glizdogonie, zostaw nas.
Glizdogon posłusznie opuścił pokój, kłaniając się co chwilę i gładząc swoją srebrną dłoń, którą otrzymał niecałe 2 lata temu od swego pana.
Voldemort machnął różdżką i stół zniknął. Zniknęły też wszystkie krzesła. Selene w ostatniej chwili poderwała się ze swojego. Czego Czarny Pan ma zamiar jej nauczyć? Czy będzie chciał sprawdzić jej odporność na zaklęcie Cruciatus? Albo każe jej torturować jakiegoś innego Śmierciożercę? Jednak, po mimo lęku, mogła czuć się zaszczycona.

~*~

Przepraszam za tak długą nieobecność, ale zepsuł mi się komputer, później nie miałam czasu, a na samym końcu weny. Mam jednak nadzieję, że notka się podobała xD Mam już całą masę pomysłów, więc rozdziały postaram się dawać częściej.

No to mamy pierwszy dzień wiosny xD Nie było śniegu, o dziwo xD Dedykacja dla Ciemnej Pani :* Tekst nie jest różowy, tylko jasnoczerwony. Nienawidzę różowego… xD