Kilka dni po zajściu w Pokoju Życzeń, Selene nie
sprawiała wrażenia, że cokolwiek się tam stało. Cały swój wolny czas poświęcała
naprawie szafki, a może i nawet ten czas, w którym mogłaby zabrać się za naukę.
Jej oceny zaczęły gwałtownie spadać, przez co została zatrzymana po lekcji obrony
przed czarną magią przez swojego ojca.
- Posłuchaj – powiedział spokojnie Snape. – Wiem, że
chcesz pomóc Malfoyowi, ale nie powinno to być kosztem twoich ocen.
- Nie chcę, żeby on
go zabił – odrzekła Selene, kręcąc się nerwowo. – A przecież w końcu opanuje
szkołę, więc oceny nie są aż takie ważne.
Widząc spojrzenie ojca, dodała szybko:
- To znaczy, nauka jest ważna, ale życia Malfoya chyba
bardziej, prawda?
Snape zetknął palce w sposób, jaki Dumbledore to zwykle
czynił i mruknął:
- Wydawało mi się, że nienawidzisz go od pierwszej
klasy.
- Nooo… raczej się nie lubimy, ale muszę przecież
wybrać większe dobro – ucięła Selene, odwróciła się na pięcie i opuściła tandetną
klasę swojego ojca. Co ją obchodziły jakieś tam oceny z historii magii czy
eliksirów, skoro Czarnego Pana nawet nie obchodzą jej wyniki w szkole? Przecież
wszystko zawsze i tak dla niego robiła.
Selene zbiegła schodami do lochu. Szła właśnie w stronę
dormitorium Ślizgonów, kiedy zobaczyła przed ścianą jakiegoś słabo znanego jej
chłopaka. Miał brązowe włosy, groźnie napinał muskuły i wywrzaskiwał coś do kamiennej
ściany.
- Nie wydzieraj się tak – warknęła Selene, podchodząc
bliżej.
- Ta cholerna ściana nie chce mnie wpuścić – wycedził
facet. Wyglądał na starszego od Selene. Musiał chodzić do siódmej klasy, lub
nie przejść przynajmniej raz.
- Bo dzisiaj rano zmieniło się hasło, gamoniu –
poinformowała go Selene i zwróciła się do ściany: - Papier klozetowy.
W ścianie ukazało się tajemne przejście, przez które
panna Snape czym prędzej przeszła. Owy gamoń wgramolił się za nią.
- Jesteś nowy, czy jak? – zapytała go. – Nie kojarzę
cię jakoś…
- Nie jestem nowy – odpowiedział. – Nazywam się Eryk
Selwyn.
Selene zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Selwyn? – powtórzyła. – Jesteś…
- Synem Tytusa Selwyna – wpadł jej w słowo Eryk. –
Dobrze zgadłaś, Selene.
Selene zmroziła go spojrzeniem i odwróciła się do niego
gwałtownie.
- Skąd wiesz, że tak mam na imię? – zapytała ze
złością, na co Eryk roześmiał się prawie pochlebczo.
- Jestem synem Śmierciożercy – odpowiedział krótko.
- Ale nie samym Śmierciożercą – zauważyła Selene,
uśmiechając się kpiąco. – Nie zaznałeś takiej łaski co ja, Selwyn.
Odwróciła się i udała się do pokoju wspólnego
Ślizgonów. Postanowiła rozważyć słowa ojca i porządnie przygotować się do testu
z transmutacji. Zajęła więc jeden z foteli, najbardziej oddalonych od centrum
salonu, rozłożyła notatki i zaczęła uczyć się na pamięć regułek. Jej ambitne
plany zakłócił Malfoy. Objął ją z tyłu za szyję i szepnął jej do ucha:
- Nie pracujesz przy szafce?
Selene zasyczała ostrzegawczo:
- Zabierz te
łapy, albo ci je odrąbię zaklęciem.
Draco posłusznie cofnął ręce i, chichocząc pod nosem,
usiadł niedaleko Selene, wodząc nieco znudzonym wzrokiem po salonie. Panna
Snape studiowała przez kilka minut swoje notatki, starając się nie rozpraszać
swojej uwagi. W końcu zerknęła znad kartek na Malfoya, który nie robił nic
innego, oprócz przyglądania się przebywającym w pokoju. Obserwowała go przez
chwilę, zastanawiając się, jak można tak marnotrawić czas wiedząc, że jest się
praktycznie skazanym na śmierć.
Pogrzebała w torbie, wyciągnęła z niej czystą kartkę
pergaminu, czarny tusz i pióro, zastanowiła się chwilę i zaczęła rysować.
Dracona oczywiście. Chciałaby zobaczyć go kiedyś uczącego się. Jeszcze chyba
nigdy nie widziała go, robiącego coś pożytecznego. Cóż, teraz przynajmniej
siedział na miejscu, nie wałęsał się i nie przeszkadzał, więc Selene mogła go
spokojnie narysować. Prawdę mówiąc, to planowała to już od dawna, ale jakoś nie
nadarzała się okazja.
Gdy skończyła, zaczęła podziwiać swoje czarnobiałe, atramentowe
dzieło. Zaraz po czytaniu książek, uwielbiała rysować. I chociaż tego nie
przyznawała, robiła to doskonale. Selene nie była próżna. Nie miała na tyle
bogactwa i wygód, by uważać się za lepszą, ojciec nie kochał jej na tyle mocno,
by uważała się za szczęściarę. Była jednak dumna, że została wierną sługą
Czarnego Pana i że mogła spełniać jego wszystkie rozkazy. To wywyższało ją
ponad wszystkich. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Podniosła głowę, ale tam, gdzie uprzednio siedział
bezczynnie Malfoy, nie było już nikogo.
- Ładne – usłyszała. Odwróciła się gwałtownie i
zobaczyła stojącego nad sobą Dracona.
- Nie masz nic lepszego do roboty od straszenia ludzi?
– spytała z wyrzutem. Malfoy zaśmiał się w swój cyniczny, irytujący sposób.
- Artystka – powiedział tylko i wziął do ręki rysunek,
by lepiej się mu przyjrzeć.
- Weź go – odparła Selene, wstała z miejsca, spakowała
swoje rzeczy i zerknęła na zegarek. – Już 20:00, za pół godziny mam spotkanie z
Harrym.
Draco podniósł wzrok znad swojego portretu i uniósł
brwi.
- Już mówisz mu po imieniu? – zdziwił się.
- Pytasz się mnie o to za każdym razem, kiedy o nim
wspomnę – prychnęła Selene. Nagle uśmiechnęła się złośliwie i spytała: - A co,
zazdrosny?
Malfoy nie zdążył rzucić jakiejś kąśliwej uwagi, bo
odwróciła się na pięcie i odeszła do sypialni dziewczyn, gdzie Draco nie miał
wstępu. Zostało mu jedynie odprowadzić ją wzrokiem.
Selene musiała coraz staranniej przygotowywać się na
spotkania z Potterem. Bała się, że może zostać zdemaskowana i wtedy jej plan
całkiem by się rozsypał. Ba, nawet plany Śmierciożerców mogłyby nie wypalić, bo
Potter natychmiast poleciałby do Dumbledore’a i wszystko by mu opowiedział, a
wtedy Selene byłaby najbardziej znienawidzonym przez Czarnego Pana
Śmierciożercą.
Na „randkę” przybyła nieco spóźniona. W Pokoju Życzeń
Harry już na nią czekał. Siedział przy dwuosobowym stoliku, nakrytym białym
obrusem, na którym znajdowały się świece, i tym podobne. Jednym słowem,
zapowiadała się romantyczna kolacja wśród świec. Na samą myśl, Selene zrobiło
się niedobrze. Pamiętała jednak o obietnicy, danej ojcu. Musiała wybrać większe
dobro…
- Pięknie wyglądasz – powitał ją Harry. Ten tekst
Selene słyszała co najmniej pięć razy dziennie. Postanowiła wypytać go tym
razem nie o plany Zakonu, ale o przyjaciół. Usiadła więc naprzeciw Pottera przy
stole, poprawiła dekolt czerwonej sukienki i zapytała:
- Dużo myślałam dziś o naszym… związku. Czy twoim
przyjaciołom nie przeszkadza to, że się spotykamy?
Harry zamówił sobie właśnie jakieś owoce morza [taka
sama porcja pojawiła się na talerzu Selene], więc bez większego entuzjazmu,
odpowiedział:
- Niewiele o nas wiedzą. Co prawda, Hermiona nawet się
cieszy, że Gryfon potrafi się dogadać ze Ślizgonką… Dlaczego nie jesz?
Selene uśmiechnęła się krzywo i skłamała:
- Jestem uczulona na krewetki.
- Więc zamówimy coś innego… - zaczął Harry, ale Selene
wyciągnęła mu z ręki menu.
- Nie – odparła. – Nie jestem głodna. Wolałabym z tobą
porozmawiać. Dobrze mi się z tobą gada.
Uśmiechnęła się kokieteryjnie i zatrzepotała zalotnie
rzęsami. Starała się zrobić to tak, jak robiła to często Pansy, ale obawiała
się, że nieba rdzo jej to wyszło.
- Ostatnio dużo czasu spędzasz z siostrą twojego
przyjaciela – zauważyła, bawiąc się widelcem. – Mam być zazdrosna, czy…
- Możesz być spokojna – odpowiedział Harry śmiałym
tonem. – Ginny jest w drużynie, więc to normalne, że często się widujemy. To
tylko moja przyjaciółka.
Selene uśmiechnęła się z udawaną ulgą. Aż się zdziwiła,
jak Potter mógł tego nie zauważyć. Elin była mistrzynią w kłamstwie, ale
przecież Harry był taki dobry, szlachetny i bystry, że musiał wyczuć przekręt z
odległości mili.
- Zauważyłem, że lubisz dużo mówić – odezwał się po
chwili Harry. Selene nie zrozumiała jego intencji. To chyba oczywiste, bo
musiała z niego jak najwięcej wydusić.
- No tak – odparła, szukając gorączkowo słów. – Wolę
jednak pytać. Na przykład… jesteś bardo lojalny wobec swoich przyjaciół.
Oddałbyś za nich życie? Należysz przecież do Gryffindoru.
Harry wypiął dumnie pierś.
- Przyjaciele są dla mnie najważniejsi – powiedział.
- Pozwoliłbyś nawet zabić się Sam-Wiesz-Komu, żeby ich
ocalić? – ciągnęła Selene. Wyraz twarzy Harry’ego zmienił się. Już nie
uśmiechał się, ale patrzył na ukochaną podejrzliwym wzrokiem swoich zielonych
tęczówek.
- Dlaczego pytasz? – zapytał podejrzliwie.
- Oh, chciałabym wiedzieć, czy za mnie też byś się
poświęcił – odrzekła szybko Selene. – Pytam z ciekawości.
Twarz Hary’ego rozluźniła się nieco.
- Za ciebie zginąłbym z rozkoszą – brzmiała odpowiedź.
Selene zerknęła na zegarek. Było kwadrans po 21:00.
- Muszę już iść – poinformowała go, wstając pospiesznie
od stołu. Harry również wstał. Elin podeszła do niego, pocałowała go w policzek
i opuściła Pokój Życzeń. Czarny Pan kazał jej pisać o wszystkim, nawet o najdrobniejszych
detalach, które zdoła wyciągnąć z Pottera, a te informacje, zdobyte tego dnia
były z pewnością bardzo ważne.
Pobiegła do salonu Ślizgonów, przebrała się w zwykłą
szatę, chwyciła coś do pisanie i udała się do sowiarni. Naskrobała kilka zdań, chwyciła
najbliżej siedzącą sowę, przywiązała jej do nóżki list i wyrzuciła ją przez
okno. Chciała, by informacje przekazane zostały jeszcze tego wieczoru. Ostatnio
całkowicie zapomniała o tym. Tak pochłonęła ją praca przy szafce, że zaniedbała
swoje zadanie.
Śledziła sowę na ciemnoniebieskim niebie, dopóki ta nie
znikła jej całkowicie z oczu. Robiło się już zimno, więc opuściła sowiarnię,
oglądając się co chwilę za siebie, by się upewnić, że nikt za nią nie szedł.
Pomimo, że nikogo nie widziała, czuła nieprzyjemne mrowienie na karku. Przez
całą drogę do pokoju wspólnego Ślizgonów odnosiła wrażenie, że ktoś ją śledził.
Cóż, jeśli nawet, to nie mógł się domyślić, co i do kogo napisała.
Ledwo wkroczyła do salonu, poczuła na swoim lewym
przedramieniu palący ból. Chwyciła się za nie, zaciskając mocno wargi, by nie
jęknąć z bólu i wybiegła z pokoju, czemu towarzyszyły szydercze chichoty
Ślizgonów.
Próbowała teleportować się już na błoniach zamkowych,
ale ból nie pozwalał jej się skupić. Musiała zagłębić się trochę w las, co też
niezwłocznie uczyniła.
Pojawiła się w holu na dworze Malfoyów. Udała się bez
wahania w stronę drzwi do salonu, śledzona przez bladolice postacie z portretów. Zatrzymała się
przed masywnymi, drewnianymi drzwiami i zapukała. Odpowiedziało jej spokojne
„proszę”. Pchnęła więc drzwi i weszła do ciemnego, mrocznego salonu. Wyglądał
tak, jak go ostatnim razem zapamiętała. W kominku buzował czerwony ogień, meble
były poodsuwane w nieładzie pod ściany, na środku znajdował się długi,
wypolerowany stół z rzędami krzeseł. U szczytu stołu siedział Voldemort, a
nieopodal niego wiła się Nagini. Czarnemu Panu towarzystwa dotrzymywał
Glizdogon.
- Selene – powitał ją Voldemort, wskazując jej miejsce
po swojej prawej stronie. - Usiądź.
Selene przeszła śmiało przez pokój i zajęła wskazane
miejsce.
- Na początku chciałbym ci powiedzieć – ciągnął
Voldemort, przetaczając pomiędzy swoimi długimi, białymi palcami różdżkę. –
Żebyś nigdy nie podpisywała się swoim imieniem i nazwiskiem. Wystarczy samo
imię. Nie możemy sobie pozwolić, aby ministerstwo przechwyciło jakiś list,
prawda?
- Więc dlatego tak szybko otrzymałeś mój list, panie? –
zapytała Selene.
- Tak. Jeden z moich oddanych sług patrolował niebo –
odparł Voldemort, nadal bawiąc się różdżką. – Nie po to jednak cię wezwałem,
aby o tym z tobą rozmawiać. Czytałem twój list – tu wskazał na leżący przed nim
rozłożony kawałek pergaminu. – Te informacje z pewnością będą bardzo przydatne.
Wstał i stanął za krzesłem Elin. Glizdogon bez słowa
przyglądał się tej scenie. Minę miał tak nabożną, jakby był w kościele.
- Doszedłem do wniosku – mówił dalej Voldemort. – Że
potrzebujesz o wiele bardziej uzdolnionego nauczyciela, niż tych, którzy uczą
cię w Hogwarcie.
- Mam przestać chodzić do szkoły? – zapytała ze zdziwieniem
Selene. – Ależ to by było zbyt…
- Nie – przerwał jej spokojnie Czarny Pan. W jego
głosie nie było złości. Słychać było jedynie wyraźnie satysfakcję i
zadowolenie. – Pozostaniesz w Hogwarcie, ale musisz nauczyć się czarnej magii,
jeśli chcesz być moją Śmierciożercą.
Selene nie wiedziała, do czego prowadzi ta rozmowa.
- Więc kto ma mnie uczyć? – spytała.
- Ja – odparł Voldemort. Elin spojrzała mu prosto w
oczy. Jej pan uśmiechał się szeroko, ale był to raczej uśmiech złowrogi i
przerażający, niż radosny, jakim niedawno obdarzył ją Harry.
- Może zaczniemy? – zaproponował Voldemort. –
Glizdogonie, zostaw nas.
Glizdogon posłusznie opuścił pokój, kłaniając się co
chwilę i gładząc swoją srebrną dłoń, którą otrzymał niecałe 2 lata temu od
swego pana.
Voldemort machnął różdżką i stół zniknął. Zniknęły też
wszystkie krzesła. Selene w ostatniej chwili poderwała się ze swojego. Czego
Czarny Pan ma zamiar jej nauczyć? Czy będzie chciał sprawdzić jej odporność na
zaklęcie Cruciatus? Albo każe jej torturować jakiegoś innego Śmierciożercę?
Jednak, po mimo lęku, mogła czuć się zaszczycona.
~*~
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale zepsuł mi się
komputer, później nie miałam czasu, a na samym końcu weny. Mam jednak nadzieję,
że notka się podobała xD Mam już całą masę pomysłów, więc rozdziały postaram
się dawać częściej.
No to mamy pierwszy dzień wiosny xD Nie było śniegu, o
dziwo xD Dedykacja dla Ciemnej Pani :* Tekst nie jest różowy, tylko jasnoczerwony.
Nienawidzę różowego… xD