5 marca 2010

Rozdział 34

Selene obudziła się bardzo wczesnym rankiem. Głowa jej strasznie ciążyła, nie pamiętała całkiem sporej części z ostatniego wieczora. Zauważyła, że znajduje się w łóżku, nie było to jednak jej posłanie. Odwróciła głowę i spostrzegła leżącego obok niej Malfoya, równie skacowanego co ona. Szturchnęła go w ramię. Draco westchnął ciężko i podniósł głowę. Rozejrzał się dookoła. Kiedy zauważył Selene, uśmiechnął się blado.
- Też nic nie pamiętasz? – spytał.
- Kompletnie.
Z ciężkim westchnieniem opada z powrotem na poduszki. Usiłowała sobie przypomnieć cokolwiek, ale tylko rozbolała ją głowa, więc zrezygnowała z dalszych poczynań.
- Jak się tu znaleźliśmy? – zapytała.
- Miałem ciebie o to spytać – mruknął Draco.
- Pamiętam tych napalonych zboczeńców – powiedziała Selene. – Znokautowałam jednego z nich, drugi oberwał z kwasu. Goyle chyba się porzygał jakimś drinkiem…
- To był Crabbe – poprawił ją Malfoy. – Chyba. Musimy zapytać Kareen, ona wszystko widziała.
- Chyba że też się upiła – wtrąciła swoją uwagę Selene.
Przez chwilę leżeli w milczeniu, gapiąc się w sufit.

- Czyje to mieszkanie? – zapytała w końcu Elin.
- Moje.
Jęknęła cicho na myśl, że z takim kacem będzie musiała planować ucieczkę. Nie bała się, że natknie się na Narcyzę. O wiele bardziej stresowało ją spotkanie z Bellatrix. Ona naskarżyłaby na nich nawet Potterowi.


- Śmierciożercy lubią spotykać się tu w nocy – odezwał się Malfoy. – Kurde, interesuje mnie to, jak się tu dostaliśmy, nie budząc niczyich podejrzeń. A nie mogliśmy się zachowywać cicho.
Selene po patrzyła na niego ze zgorszeniem.
- No co, raz już wróciłem taki do domu – wyjaśnił. – No wiesz, pijany. Obudziłem wszystkie portrety, nie mówiąc już o rodzicach. Strasznie się wściekli, smęcili coś o przyrzeczeniu, czy coś w tym rodzaju…
Elin bardzo rozśmieszyła wizja, którą wytworzyła jej wyobraźnia. Draco zataczający się w holu, Narcyza z wałkami na głowie i plastrami ogórka na twarzy, Lucjusz blady i rozczochrany, pryskający śliną i wrzeszczący na syna.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał oburzony Malfoy.
- Wyobrażam sobie reakcję twoich starych, to musiało być cudownie paskudne, zupełnie jak Charity rano – odparła, powoli się uspokajając. – Poza tym, panuj nad sobą, mały. Jestem już dorosłą, a ty nadal jesteś gówniarzem. I czemu mnie to nie dziwi.
Malfoy szturchnął ją w ramię.
- Ale jestem też większy i silniejszy, poza tym miesiąc jeszcze i skończę siedemnaście lat – rzekł.
Selene nie odpowiedziała nic, bo przeszył ją spazm bólu w głowie. Zamknęła oczy, żeby nie widzieć rażącego słońca. Poczuła, jak Draco obejmuje ją i przyciąga do siebie.
- Przestań, takiego kaca nie miałam nigdy – mruknęła, zapierając się obiema rękami.
Zrezygnowała i otumaniona tępym bólem pulsującym w czaszce, pozwoliła się w końcu objąć.
- Twoja matka nie przychodzi do ciebie rano? – zapytała.
- Nie. Boi się, co tu zastanie – mruknął. – Każe mi samemu sprzątać pokój. Wiesz, wzmacniać charakter i kości…
- To od mleka – wpadła mu w słowo Elin. – Mój ojciec robi to często. Zwykle budzi mnie wcześnie rano, żeby powiedzieć, że przyjdzie późno wieczorem. A odkąd Charity się wprowadziła… sam byłeś świadkiem.
Z ciężkim westchnieniem podniosła się  łóżka i zaczęła zbierać z podłogi poszczególne części swojej garderoby.


Kiedy się już ubrała, skrzyżowała ręce na piersiach z miną uprzejmego oczekiwania.
- Jak się stąd wydostać…? – zapytała, ale nie doczekała się odpowiedzi.
- Draco podszedł do szafy i zaczął szukać w niej nowego ubrania.
- Pospiesz się, mój ojciec na sto procent się martwi – pogoniła go Selene, coraz bardziej tracąc do niego cierpliwość. – Jak wrócę… oczywiście jeśli uda mi się stąd wydostać… da mi szlaban do końca życia.
Malfoy rzucił wybrane dopiero co ubrania na łóżko i wyjrzał przez uchylone drzwi.
- Moja matka trzyma gdzieś eliksir na kaca – powiedział. – Były takie poranki, że tego potrzebowali  z ojcem.

- No tak, bo wam tylko imprezy w głowie – stwierdziła Selene, kiwając się ze zniecierpliwieniem do przodu i do tyłu. – Wielcy arystokraci nie mają nic innego do roboty, tylko się przez całe życie bawić.
Malfoy zignorował jej uwagę, ale popatrzył na nią tak, jak zwykle patrzył na Harry’ego Pottera. Wymknął się z pokoju, a Elin usiadła na szerokim, marmurowym parapecie, obserwując wschód słońca. Niebo było przejrzyste, jasnoniebieskie, słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu, nadając chmurom różowy i filetowy wygląd.


Usłyszała odgłos rozmowy; to on wyrwał ją z odrętwienia. Najciszej jak potrafiła, ześlizgnęła się z parapetu, przerażona, że owe osoby, do których należą głosy, mogą być gdzieś w pobliżu. Uchyliła drzwi i wytężyła słuch.

- Jestem zmęczony, nie mam teraz do tego głowy – dosłyszała z pozoru niewinny, lecz podejrzanie przymilny głos Dracona.
- Pansy była z tobą cały czas? – spytała Narcyza.
Malfoy potwierdził jej słowa.
- W takim razie dlaczego nie wróciła z tobą? – dodała, osądzającym tonem zatroskanej matki.
- Bo odprowadziłem ją do domu, jak przystało na porządnego faceta.
Chwile napięcia, milczenia, a potem…
- Dobrze już, wracaj do łóżka – oświadczyła Narcyza swoim typowym, władczym tonem.
Na korytarzu rozległy się kroki, Selene natychmiast odskoczyła od drzwi, żeby nie dostać nimi w głowę. Draco wparował do pokoju, w rękach ściskał buteleczkę pełną jasnoniebieskiego, połyskującego płynu. Wcisnął ją Selene w dłoń i powiedział półgłosem:
- Moja matka grasuje po domu, nie ufa mi. Nie możesz wyjść drzwiami.
Elin wypiła zawartość fiolki i zaczęła się rozglądać po pokoju. Poczuła, że jej głowa staje się niesamowicie lekka, wszystkie objawy kaca zniknęły w magiczny sposób. Na ich miejscu pojawił się gniew.
- Co ty sobie myślisz, że wyrosną mi skrzydła i wylecę stąd oknem? – zapytała poirytowana.
Nagle doszła do wniosku, że rzeczywiście może użyć okna, aby wydostać się z tej pułapki. Podeszła do niego, otworzyła cicho i wyjrzała na zewnątrz. W twarz uderzyło ją świeże, poranne, wiosenne powietrze.

- Na dół jest co najmniej dwadzieścia metrów – dodała.
- Chcesz uciec przez okno? – spytał ostrożnie Malfoy, bojąc się, że Selene znów wybuchnie. A tym razem Narcyza mogła to usłyszeć.
- A czemu nie? Wyjdę przez nie bez problemu – odparła przełożyła nogę przez futrynę okna.
Różdżką wyczarowała długą, grubą linę, której jeden koniec kazała przywiązać Draconowi do nogi łóżka, a drugi wyrzuciła na sam dół. Pożegnała Malfoya i, trzymając się mocno liny, zaczęła się spuszczać na dół. Normalny człowiek, nawet bardzo wytworny alpinista, nie dałby sobie rady, nie raniąc sobie boleśnie rąk. Selene jednak pomagała sobie czarami. Jedną ręką trzymała się liny, w drugiej tkwiła jej różdżka.


Kiedy dotarła na sam dół, zauważyła, że zapomniała butów. W ogóle nie przypominała sobie, żeby widziała je w pokoju Malfoya. Bała się, że gdy będzie krzyczeć, by ten otworzył okno i sprawdził, czy ich u niego nie zostawiła, zwróci na siebie uwagę mieszkańców i będzie mieć kłopoty. Zaklęła pod nosem i teleportowała się.


Miała nadzieję, że Charity jeszcze śpi, a Severus jest już w pracy. Dlatego najciszej jak umiała, otworzyła drzwi i wemknęła się do środka. Ledwo je zamknęła, usłyszała czyjś pełen pretensji głos:
- No, myślałam, że już tam zamieszkasz na stałe.

Selene aż podskoczyła.
- Co cię to interesuje? – warknęła. – Tobie się nie będę tłumaczyć.
Na schodach rozległy się hałasy, charakterystyczne skrzypienie drewnianych stopni.
- Ale mnie się chyba wyjaśnienia należą – odezwał się Snape. – Gdzie masz buty?
- Nie wiem – mruknęła Selene, wzruszając ramionami. – Kiedy wracamy do szkoły?
- Jak wytrzeźwiejesz.
Z ciężkim westchnieniem ruszyła w kierunku schodów, lecz Severus zastawił jej drogę. Z twarzy nie zniknął mu jeszcze ten wyraz niedowierzania.
- Nie tak prędko, moja panno – rzekł. – Chcę wiedzieć, co robiłaś.
- Nie pamiętam, możesz dać mi spokój?! – krzyknęła Selene, wyprowadzona już z równowagi przez to przesłuchanie. – Jestem zmęczona tymi waszymi ciągłymi pretensjami. Idę do Kareen.
Minęła ojca, wbiegła po schodach na pierwsze piętro i zamknęła się w łazience.
Kiedy się przebrała i zeszła na dół, Severus i Charity siedzieli w salonie i rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami.
- To co, mam jej kupić smycz? – spytał Snape rozeźlonym tonem.
- Nie, ale Selene sama się prosi – odpowiedziała Charity głośnym szeptem. – Jeśli coś jej się stanie, sama sobie będzie winna.
- Moja córka jest doskonałą czarownicą – oświadczył Mistrz Eliksirów.
Charity oparła się o oparcie fotela i przewróciła oczami z ciężkim westchnieniem.
- Z jednej strony jesteś na nią wściekły, ale nic nie chcesz zrobić – stwierdziła. – Musisz być konsekwentny! Wydaje mi się, że bardziej od ciebie przejmuję się losem twojej córki. A w ogóle nie powinnam się nią martwić!
Selene postanowiła ujawnić im swoją obecność. Zeszła ze schodów, zanosząc się triumfalnym śmiechem.
- Jeszcze trochę i chyba będziesz musiała się stąd wyprowadzić – powiedziała z fałszywym rozczarowaniem. – Mogę już spakować ci rzeczy. Chyba że chcesz to sama zrobić.
Uśmiechnęła się głupio do blondynki i wyszła z domu. Poszła do Kareen, jej matki akurat nie było, więc mogły spokojnie porozmawiać.


- Nigdy się tak nie zachowywałaś – odpowiedziała, kiedy Selene zapytała ją, co poprzedniej nocy robiła. – Naprawdę nic nie pamiętasz?
Elin spojrzała na nią krzywo.
- Czy wyglądam tak, jakbym pamiętała? – zapytała.
Kareen pokiwała milcząco głową.
- Jakim cudem pojawiłam się u Malfoya? – podjęła na nowo Selene.
Mary skrzywiła się lekko i odwróciła na chwilę wzrok.
- Wyszliście po prostu z klubu – powiedziała cicho. – Ale gorzej będzie, jeśli Pansy powie twojemu ojcu, jak się zachowywałaś. Ty i Draco.
- Co, aż tak źle?
Kareen skinęła głową.
- No to w dupie jestem.

~*~


Wybaczcie, że rozdział taki krótki, ale piszę go na laptopie taty, a nie przywykłam do takiej delikatnej klawiatury. Poza tym w pokoju siedzę, a smark "King Konga" ogląda. Za to szablon zmieniłam, znów, ale zostawię go na dłużej. Dedykacja dla Morsmorde :*