4 kwietnia 2010

Rozdział 35

Następnego dnia Snape kazał się córce teleportować do Hogwartu; sam został w domu kilka dni dłużej, żeby nie budzić podejrzeń.

- Oczywiście – warknęła do Kareen podczas pierwszego śniadania w Hogwarcie. – Został w domu po to, żeby się mizdrzyć z Charity pod nosem mojej matki.
Kareen popatrzyła na przyjaciółkę ze zdziwieniem.
- Nad łóżkiem ojca wisi jej portret. Współczuję mamie, że musi na to patrzeć – wyjaśniła Selene.
Obie wstały od stołu i ruszyły w stronę wyjścia, żeby pójść na lekcję transmutacji. Nie wyszły nawet z Wielkiej Sali, kiedy dopadł do nich Harry Potter.
- Wróciłaś – zauważył.
- No tak.
- Nie ma Snape’a – powiedział.
Selene wymieniła znaczące spojrzenie z Kareen.
- No co ty – udała zdziwioną, choć nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Od dawna?
- Od kilku dni – odparł Wybraniec. – Teraz zastępuje go McGonagall, lekcje są o wiele mniej przerażające.
Elin znów popatrzyła na przyjaciółkę, a kąciki ust zadrgały jej.
- To cudownie – stwierdziła.

*

Dwa dni później jednak Harry nie miał już tyle szczęścia. Podczas śniadania zobaczył Snape’a przy stole nauczycielskim. A tego dnia Gryfonom i Ślizgonom z szóstej klasy wypadały dwie godziny obrony przed czarną magią.

Podczas śniadania jak zwykle przybyła sowia poczta. Setki sów wleciało do Wielkiej Sali, krążąc nad stołami w poszukiwaniu odbiorców. Selene nie spodziewała się żadnego listu, więc tylko zerknęła na burą mieszaninę. Wśród nich dostrzegła swoją domową sowę. Od razu ją rozpoznała, bo ptak był ogromny, czarno rudy. Minął jednak stół Slytherinu i wylądował przed Snape’em. Kiedy ten otworzył kopertę i przeczytał pierwszą linijkę tekstu, wstał i wszedł do komnaty przystającej.
Pewnie jakiś liścik miłosny od narzeczonej, pomyślała Elin. Albo papiery rozwodowe lub zakaz zbliżania.
Wstała od stołu i poszła z Kareen na zielarstwo.
Podczas pozostałych lekcji wypadł jej z głowy list, który dostał jej ojciec. Po prostu nie uznała tego za coś wartego jej uwagi. Jednak przed obroną przed czarną magią zmuszona była sobie o nim na nowo przypomnieć.

Zwykle Snape wyłaniał się z klasy i łaskawie wpuszczał ich do środka. Teraz było inaczej. Severus nadszedł od strony pokoju nauczycielskiego. Dyskretnie wcisnął córce pogięty kawałek pergaminu do ręki i obrzucił uczniów groźną komendą rozejść się.
Selene rozwinęła kulkę pergaminy, wyprasowała ręką i przeczytała w milczeniu:

Severusie
Dziś rano zrobiłam test i wyszło, że jestem w ciąży. Od razu postanowiłam do Ciebie napisać. Będziesz ojcem, czy to nie cudowne? A Selene będzie miała młodszego braciszka. Poinformuj ją, ale tak delikatnie, mam nadzieję, że się ucieszy.
Charity

Kareen wyciągnęła z ręki przyjaciółki kartkę, żeby przeczytać. Selene tak zszokowała ta wiadomość, że poczuła się słabo. Przed oczami jej pociemniało. Zachwiała się i z hukiem przewróciła się na podłogę. Mary oderwała się od tekstu, patrząc z niepokojem na Elin.
Snape odepchnął na bok rozkojarzonego Rona i pochylił się nad Selene.
- Enervate – mruknął, celując w jej pierś różdżką.
Elin westchnęła ciężko, zamrugała i otworzyła oczy.
- Dobrze się czujesz, Hate? – zapytał lodowatym tonem. – Natychmiast do skrzydła szpitalnego. Dreamlove, zaprowadź ją.
- Czuję się bardzo dobrze, ale dzięki za troskę – odpowiedziała Selene, ale pozwoliła się podnieść przyjaciółce.
- Bez dyskusji – przerwał jej stanowczo Snape. – A wy do środka.

Kareen poprowadziła Elin do skrzydła szpitalnego, gdzie ta otrzymała od pani Pomfrey eliksir wzmacniający.
- Widać jak się ucieszyłaś – mruknęła Mary, kiedy Selene została wyposzczona do dormitorium. Mogła już nie iść na resztę lekcji, w tym przypadku na zaklęcia. Dlatego spędziła ten wolny czas na czarowaniu pod drzwiami gabinetu ojca.

W końcu na korytarzu usłyszała kroki, a na horyzoncie pojawił się Snape.
- No – odezwała się Selene, krzyżując ręce na piersiach. – Możesz mi to jakoś wytłumaczyć?
Severus wyciągnął różdżkę i otworzył nią drzwi do swojego gabinetu. Elin z obrażoną miną wkroczyła do środka i usiadła na miejscu ojca przy biurku.
- Nie planowałem tego, to nie moja wina – odpowiedział Snape.
- To co, Charity sama sobie to dziecko zrobiła? – zawołała Selene. – Mogłeś mnie chociaż zapytać, czy chcę użerać się z bachorem! Wybrałeś sobie idealny moment na robienie dzieci. Ja będę pracowała, a ty zajmował się tym bękartem, tak? A może to ja będę jego niańką, a Charity będzie jeździła do salonów odnowy?
- Ciszej, proszę cię – odezwał się Snape, który przez cały czas słuchał spokojnie swojej córki. – Wiem, że to było głupie, ale jesteś już dorosła, więc zrozumiesz to. Przecież dziecko urodzi się za sześć miesięcy, może więcej. Dawno już skończysz Hogwart, założysz własną rodzinę, będziesz mieć swoje życie. Nikt ci nie każe zostać w domu, bardzo to nawet mało prawdopodobne, że zostaniesz.
- W tym się akurat zgadzam – wycedziła Selene przez zaciśnięte zęby. – Nie zostanę w tej dziurze ani chwili dłużej. Nie z nią. Albo ona, albo ja.
- Selene, nie stawiaj mi ultimatum.
Elin prychnęła z pogardą.
- Będę, jeśli zechcę – warknęła. – Wiem, że masz prawo ułożyć sobie życie z kim chcesz, ale nie wciągaj w to mnie.
- Przecież nie wciągam…
- Słuchaj, nie chcę mieć rodzeństwa – przerwała mu stanowczo. – Czy ja mówię niewyraźnie? Nie chcę wysłuchiwać miałczenia tego bachora, nie mam zamiaru go zabawiać, bo rodzice będą zbyt zabiegani. W dupie mam taki układ, nie zostałabym z tym gnojkiem, choćbyś mi płacił!
Snape skrzyżował na piersiach ręce i ściągnął brwi.
- Dlaczego pałasz taką nienawiścią do tego dziecka? Przecież nawet się nie urodziło.
- Nie lubię dzieci. W ogóle – warknęła Selene.
- A gdyby Astraja żyła…
- Gdyby to było jej dziecko, nawet bym się słowem nie odezwała – odpowiedziała. – Prędzej bym się pogodziła, gdyby mama urodziła trzydzieści gnojków, niż Charity jednego.
Severus westchnął ciężko, usiadł na krześle naprzeciwko córki i wychylił się w jej stronę.
- Słuchaj. Nie da się już tego cofnąć. Musisz to zaakceptować, nie ma innego wyjścia – stwierdził. – Nie musisz angażować się w życie tego dziecka, nie musisz się nim zajmować, ale przynajmniej je zaakceptuj.
Selene odwróciła wzrok z jeszcze bardziej zaciętą miną. Owszem, zaakceptować bachora mogła, przynajmniej dopóki się nie urodził. Ale Charity w ciąży nie mogła. Teraz stanie się jeszcze bardziej nieznośna i nie będzie można jej dręczyć, żeby się nie zdenerwowała. Chociaż z drugiej strony może szybciej popadnie w obłęd.

- Dobrze – odpowiedziała w końcu Selene. – Zaakceptuję gnojka. Ale nie Charity. Przekaż jej, że bardzo się cieszę z jej dziecka, więc w nagrodę będę ją dręczyć jeszcze bardziej.
Uśmiechnęła się triumfalnie i opuściła gabinet ojca. Poszła do dormitorium Ślizgonów. Pierwsze, co się jej rzuciło w oczy, to ubrana w łososiowy płaszczyk dziewczyna z walizką w ręce. Siedziała w fotelu, najwyraźniej na kogoś czekając. Kiedy zobaczyła Selene, wstała i zrobiła kilka nieśmiałych kroków w jej stronę.
- Co? – zapytała Elin, gdy siostra Eryka Selwyna zastawiła jej drogę.
- Wyjeżdżamy – powiedziała cicho Becky.
- Co mnie to obchodzi?
- Przekonałaś Czarnego Pana, żeby pozwolił nam odejść – odpowiedziała Becky, z trudem powstrzymując eksplodujące w niej emocje. – Ulitowałaś się nad moim bratem!
- Cicho! – syknęła Elin, rozglądając się dookoła, żeby się upewnić, czy nikt nie zareagował na entuzjastyczny okrzyk małej Ślizgonki. – Zamieść to jeszcze w „Proroku Codziennym” albo napisz sobie na czole. To nie jest moja zasługa, powiedziałam mu, że los tego człowieka jest mi zupełnie obojętny. Może to twój ojciec błagał Czarnego Pana, by mu oszczędził syna.
Chciała już odejść, ale Becky ją zatrzymała.
- Mimo wszystko dziękuję.
Selene patrzyła przez chwilę z góry na małą.
- Spoko. Gdzie teraz się będziesz uczyć? – spytała.
- Jedziemy do Chicago, rodzice zapisali mnie i Eryka na Uniwersytet Magii Blackboard. Ale tata nadal będzie Śmierciożercą.
- No to niech ci się wiedzie – mruknęła Selene. – A twojego brata niech szlag trafi.
Odwróciła się i poszła do dormitorium dziewczyn, żeby już nie patrzeć na tą irytującą Ślizgonkę. A właściwie już nie Ślizgonkę, bo przecież przenosiła się do innej szkoły. Ciekawe, czy tam też są domy, a może uczniów dzielą w jakiś inny sposób?

W pokoju zobaczyła Kareen, siedzącą na swoim łóżku z numerem „Czarownicy” w rękach. Podniosła głowę znad czasopisma, kiedy usłyszała skrzypnięcie drzwi.
- No i co, jak się czujesz ze świadomością, że za kilka miesięcy będziesz musiała wstawać w nocy, żeby zmieniać pieluchy? – zapytała.
- To Charity jest w ciąży, nie ja. Poza tym nie baw się w psychologa, dobrze? To mój ojciec zrobił tej szmacie dziecko, nie mam zamiaru się do nich przyznawać – warknęła. – Dlaczego niby to ja miałabym się w tym łajnie paprać?
Kareen zaśmiała się.
- Mów sobie co chcesz – odpowiedziała. – Ja tam rodzeństwa nie mam, ale moja mama ma starszą siostrę, Heddę. Ona ma córkę w naszym wieku, Beryl. Rok temu urodziła drugie dziecko. Kiedy Hedda wychodziła z mężem na spotkania, imprezy albo w ogóle była zajęta, Beryl musiała się bachorem zajmować. Ale to zawsze jakiś plus, prawda? Jak urodzisz swoje dziecko, będziesz miała jakieś doświadczenie.
Selene prychnęła.
- Weź spadaj. Nie będę myła dupy temu obszczymurowi – warknęła.
Kareen tylko wzruszyła ramionami.
- Według mnie nie lubisz tego dziecka, bo jest Charity. Gdyby było kogoś innego, nie mówiłabyś tak – stwierdziła.
- Powtarzacie się – odpowiedziała Selene i machnęła lekceważąco ręką. Postanowiła sobie dać spokój z Charity, ale stwierdziła też, że dupy smarkowi wycierać nie będzie.

~*~

Zmieniłam szablon, choć nie bardzo pasuje do rozdziału. Już mam zrobiony też szablon na epilog, to takie dziwne uczucie. Ale do końca jeszcze daleko. Dedykacja dla Eles. :*

PS: Wiem, że już spóźnione, ale zawsze życzenia. Smacznego jajka i mokrego dyngusa xD