Była wściekła. Szła szybko, nawet nie zważając na
młodszych uczniów, których po drodze potrącała. Gdy dotarła do celu, zatrzymała
się gwałtownie przed portretem Grubej Damy, skrzyżowała ręce na piersiach i
warknęła:
- Wpuść mnie.
Portret prychnął.
- Po pierwsze: jesteś Ślizgonką, a po drugie: nie znasz
hasła – odparła.
- Tak? – zadrwiła Selene. – Więc zawołaj mi tutaj
Pottera.
- Co?
- Zawołaj mi tu Harry’ego Pottera – powtórzyła. – To
mój chłopak, purchawko. Mam prawo z nim porozmawiać, a ty masz prawo mi to ułatwić.
Gruba Dama, przerażona miną i zachowaniem dziewczyny,
wyszła z ram portretu. Wróciła chwilkę później, niosąc wieści:
- Za chwilę będzie.
Ledwo to powiedziała, przejście się otworzyło i pojawił
się Harry.
- O co chodzi? – zapytał.
- O Malfoya – wycedziła Elin. – To mój były i wiem, że
jest podły, ale żeby zaraz strzelać w niego takim
zaklęciem?! A ja myślałam, że brzydzisz się czarnej magii. W takim razie nie
mamy o czym rozmawiać.
Odwróciła się na pięcie i chciała odejść, ale poczuła
dłoń Pottera w swojej.
- Daj mi to wytłumaczyć – poprosił i pociągnął ją do
przodu, bo Gruba Dama już zaczęła nadstawiać uszu.
Gdy odeszli już kawałek, Harry zaczął opowiadać:
- On rozmawiał z Jęczącą Martą. Zauważył mnie w lustrze
i strzelił we mnie zaklęciem. Później walka trwałą trochę, a kiedy chciał
rzucić na mnie Cruciatusa, ja strzeliłem tym zaklęciem Sectusempra, czy jakoś
tak… nie miałem pojęcia, że on tak zadziała, widziałem je w jakiejś książce
Księcia Półkrwi.
Selene zatrzymała się.
- To, co ci powiedziałam o Sam-Wiesz-Kim… zapomnij o
tym – mruknęła. – Może nie wiedziałeś nic o tym zaklęciu, ale ono podziałało.
Gdyby użył go jakiś Weasley czy Diggory, nic by się nie stało. A ja nie chcę
się zadawać ze Śmierciożercami. Lepiej będzie, jeśli się nie będziemy na razie
widywać.
- Przecież wiesz, że nie jestem nim – zaprzeczył
natychmiast Potter. – To nie koniec z nami, prawda?
- Nie wiem.
Zostawiła Pottera na środku korytarza, a sama udała się
do skrzydła szpitalnego, gdzie leżał Malfoy. Następnego ranka miał zostać
wypuszczony do dormitorium, ale ten dzień musiał jeszcze zostać na obserwacji,
co go bardzo irytowało.
Pansy Parkinson spędzała przy nim niemalże każdą
chwilę, więc Selene nie miała czasu ani sposobności, by z nim porozmawiać.
Elin zajrzała do środka, aby się upewnić, czy nigdzie
nie ma Parkinson, po czym pchnęła drzwi. Malfoy siedział u wezgłowia żelaznego
łóżka i czytał „Proroka Codziennego”.
- Tak się uczysz? – zapytała Selene.
Draco podniósł wzrok znad gazety.
- Już niedługo ferie wielkanocne – odparł. – Siedzę tu
od wczoraj i cały czas się zastanawiam, kiedy mnie odwiedzisz.
- Niestety, pewna osoba mi to uniemożliwia.
Usiadła w nogach łóżka.
- Mówiłem Parkinson, żeby tu nie przyłaziła, ale ona
cały czas myśli, że ma jakieś szanse – westchnął Malfoy.
- Od sześciu lat robisz jej nadzieję – stwierdziła
Selene.
- A ty robisz nadzieję mnie.
Elin przewróciła ze zniecierpliwienia oczami.
- Gdyby nie Potter i on, to może… - zaczęła. – Nie mam teraz czasu na poważne związki.
Ty również. Co właściwie ci zrobił Potter, że się tu znalazłeś? Myślałam, że on
nie potrafi rzucać nawet zaklęcia „Lumos”, a co dopiero coś takiego…
Jej słowa bardzo uraziły Malfoya.
- Co on ma, czego ja nie mam? – zapytał z oburzeniem.
- Bliznę na czole – odpowiedziała Selene. – Ale ma też
nieświeży oddech i głupich znajomych. Gdyby nie on, to w ogóle bym sobie nie zawracała głowy tym debilem.
Przez chwilę milczeli. Selene myślała, kiedy będzie
mogła już ukarać Selwyna. Czarny Pan jej obiecał, a przecież on nie łamie
danego słowa.
- Pójdę już – wstała z łóżka. – Jutro i tak wychodzisz.
Zresztą, zobaczymy się na meczu.
- Mam nadzieję, że Gryfoni przegrają – rzucił na
pożegnanie Draco, a Selene opuściła skrzydło szpitalne.
Zeszła schodami do lochów, doszła do drewnianych drzwi
i zapukała. Nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Snape siedział za
biurkiem i pisał coś na długim zwoju pergaminu. Jego małe, ciasne litery
zajmowały już prawie cały zwój, który ciągnął się już po ziemi. Gdy jego córka
weszła, szybko zwinął pergamin i schował do szuflady.
- Cześć – mruknęła, siadając na krześle przed biurkiem.
– Słyszałeś o Potterze?
- Sam przyłapałem go na rzucaniu tego zaklęcia –
odrzekł.
- Nic dziwnego, że był taki przybity – stwierdziła
Selene. – Żalił się, że to nie jego wina, że nie wiedział jak działa to
zaklęcie…
Parsknęła śmiechem. Snape’a zainteresowała jednak
wypowiedziana mimochodem uwaga.
- A nie mówił ci, gdzie znalazł to zaklęcie? – spytał.
- W książce jakiegoś Księcia Półkrwi – odpowiedziała Selene,
wzruszając ramionami. Oczy Severusa zwęziły się gwałtownie. Było tak, jak się
spodziewał.
- No, mniejsza o to – odezwał się już normalnym głosem.
– Draconowi co raz lepiej idą prace, poradzi sobie już bez ciebie. Może wrócisz
ze mną do domu na ferie wielkanocne?
Selene nawet nie próbowała kryć swojego zaskoczenia.
- Ależ dobrze – zgodził się, unosząc wysoko brwi. –
Skoro nalegasz, to bardzo chętnie. Nie chcę powtórki z Bożego Narodzenia, nie
mam pojęcia, ilu osobą zechce się jeszcze zabawić moim kosztem.
Na twarzy Mistrza Eliksirów pojawił się uśmiech
zadowolenia.
- To świetnie – ucieszył się. – Może teraz odwiedzisz
Dracona?
- Już to zrobiłam – odparła Elin, wstając. – Ale skoro
chcesz jak najszybciej się mnie pozbyć…
Udała się w stronę dormitorium. Nie doszła nawet do
tajnej ściany, za którą znajdowało się wejście, a już natknęła się na Pansy
Parkinson. Była wściekła.
- Chciałaś czegoś? – zapytała beztroskim tonem Selene.
- Byłam u Dracona – odparła. – I właśnie się
dowiedziałam, że ty też tam byłaś.
Selene wzruszyła ramionami.
- No i co z tego? – spytała zdziwionym tonem. – Chyba
mam do tego prawo, to mój były facet.
Pansy aż nadęła się ze złości.
- A może ty chcesz mi go odbić? – zapytała
podejrzliwie.
Selene przewróciła oczami ze zniecierpliwienia i
westchnęła ciężko.
- Czy ty nie masz innych problemów? – warknęła. –
Jestem teraz z Potterem. Odczep się ode mnie. Tak w ogóle, to nie wiem,
dlaczego robisz mi sceny zazdrości. Wcale nie jestem tą twoją tchórzofretką
zainteresowana.
Zanim się spostrzegła, Pansy szarpnęła ją za włosy.
- Nie mów tak o Dracusiu! – zawołała.
- Mogę sobie mówić, że jest nawet obszczymurem, a tobie
nic do tego – wycedziła Elin. Zamachnęła się i uderzyła Pansy w twarz z
otwartej dłoni. Parkinson zaczerpnęła gwałtownie powietrza.
- Ty k*rwo, tego ci nie daruję! – krzyknęła i rzuciła
się na nią.
- Za to twoja stara to dziwka, pedałko – oświadczyła
Selene, kopiąc Pansy w goleń.
Przez chwilę szarpały się, drapały i ciągły za włosy,
wymieniając kąśliwe uwagi, aż nagle Selene powiedziała coś, co doprowadziła
Pansy do szału:
- Jesteś zbyt wielką k*rwą, dla tego Malfoy cię nie
chce. Kiedy to do ciebie w końcu dotrze? Nigdy nie byliście razem i nie
będziecie!
Parkinson najpierw zbladła, a później poczerwieniała na
twarzy. Wyrwała stojącej pod ścianą zbroi srebrny miecz, uniosła go wysoko i
uderzyła jego klingą Selene w głowę. Ta natychmiast przewróciła się na podłogę.
Chwilę później z jej głowy zaczęła cieknąć krew. Nie minęło nawet pół minuty,
kiedy Elin spoczęła w ogromnej kałuży krwi. Pansy odrzuciła miecz i wrzasnęła
ze strachu.
- Boże, zabiłam ją! – jęknęła.
Ściągnięty hałasem Snape, zatrzymał się gwałtownie. Gdy
parę sekund później doszedł do siebie, wyciągnął różdżkę i wyczarował kawałek
ogromnej gazy. Przycisnął go córce do rany z boku głowy i drugi raz machnął
różdżką. Dziewczyna uniosła się w powietrze. Severus pokierował nią do wyjścia.
Na schodach natknął się na Kareen. Ta, gdy tylko
zobaczyła przesiąkniętą już mocno krwią gazę, wystraszyła się.
- Co jej jest? – zapytała, biegnąc za Mistrzem
Eliksirów.
- Ta głupia Parkinson uderzyła ją mieczem – wyjaśnił,
otwierając biodrem drzwi do skrzydła szpitalnego. Położył córę na najbliższym
łóżku i zawołał panią Pomfrey.
Malfoy, który czytał jakiś komiks, zerwał się z łóżka.
- Co jej się stało? – spytał.
- Parkinson walnęła ją jakimś mieczem – odpowiedziała
Kareen, ocierając łzy. Czuła się po części winna, mimo że nawet nie była
świadkiem owego zajścia.
- Idiotka – mruknął pod nosem Malfoy.
Pani Pomfrey zajęła się Selene jak należy, bo po kilku
minutach dziewczyna doszła do siebie.
Zamrugała szybko. Na głowie miała wielki turban z
bandaży.
- Co mi jest? – zapytała nieprzytomnym tonem.
- Wstrząśnienie mózgu i pęknięcie czaszki – odparła
pani Pomfrey, ale kiedy wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem, dodała: - To
takie mugolskie uszkodzenie mózgu.
- Pocieszające – mruknęła Selene, opierając się o
poduszki. Zobaczyła zatroskaną, całą we łzach twarz Karen siedzącą na
przeciwległym łóżku.
Pani Pomfrey postawiła na szafce nocnej, stojącej obok
łóżka Selene szklankę z fioletowym płynem.
- Zostaniesz tutaj na noc – oświadczyła. – A to
wypijesz, żebyś mogła bez problemów zasnąć.
- Nie chcę spać! – oburzyła się, odrzucając koc na bok.
– Muszę dorwać tą dziwkę i oddać jej! Rozwalę jej łeb.
Chciała wstać, ale pani Pomfrey popchnęła ją z powrotem
na łóżko.
- Zapomnij, młoda damo – zakomenderowała pielęgniarka.
– Wypuszczę cię stąd dopiero jutro rano, kiedy stwierdzę, że możesz już
normalnie chodzić.
Wyprosiła grzecznie Snape’a i Kareen, po czym zniknęła
w swoim gabinecie.
Kareen pojawiła się jednak chwilę później. Usiadła na
brzegu łóżka przyjaciółki i utkwiła wzrok w swoich stopach.
- Przyszłam się z tobą pogodzić – odezwała się.
- Tak? – zapytała drwiącym tonem Selene. – A ja nie.
Skoro twoje życie, to żyj sobie w samotności, skoro cię to tak cieszy.
- Ja tak z sercem na talerzu przychodzę…
- Żebyś nie wróciła z głową na talerzu – przerwała jej
z groźną miną Selene. – Gdyby mnie Parkinson nie uderzyła, dalej byś się
obnosiła po całej szkole z nosem wycelowanym
sufit.
Kareen wydała z siebie żałosny jęk i rozpłakała się.
- Strasznie samotna się czułam bez ciebie – wyjąkała.
- Nadajesz się do Hufflepuffu – stwierdziła. – Szczera,
słaba i płaczliwa. Och, zapomniałabym o uczciwości. Przynosisz hańbę Ślizgonom.
- Chciałam cię przeprosić… - zaczęła.
- Nie mój już ani słowa – ukróciła to zdecydowanie
Elin. – Przebaczę ci, ale już więcej nie zachowuj się jak Gryfon.
Zanim zdążyła jakoś zareagować, Kareen chwyciła ją w
ramiona, prawie miażdżąc jej żebra.
Żałosne,
pomyślała. Żałosne, ale takie słodkie. Aż
się chce rzygnąć.
W końcu Mary wypuściła ją z objęć. Chciała coś
powiedzieć, ale do skrzydła szpitalnego znów ktoś wszedł. Był to Harry Potter. Kareen przewróciła
oczami.
- A ten po co się tu znowu przypałętał? – mruknęła.
- Możesz nas zostawić samych? – zapytał ją Wybraniec.
Mary chciała zaprotestować, ale Selene dała jej znak
ręką, żeby milczała.
- Idź lepiej – powiedziała cicho.
Kareen, nie chcąc się narażać przyjaciółce, i tak już
wściekłej na Pansy Parkinson, bez słowa opuściła szpital.
- Myślałem, że odkąd jesteśmy razem, nie zadajesz się z
takimi, tylko z Gryfonami –
powiedział na powitani Harry, siadając na brzegu łóżka swojej dziewczyny.
- Przyjaźnię się z Mary, więc nie waż się jej obrażać –
wycedziła.
Potter poczerwieniał na twarzy i zaczął się pocić z
nerwów.
- Kto ci to zrobił? – zapytał, wskazując na turban na
głowie Elin.
- Nie ważne.
- Ale…
- Wiesz, czym się różnią Ślizgoni od Gryfonów? –
zapytała nagle. – Nie są takimi pieprzonymi konfidentami.
Za plecami Harry’ego, Malfoy ryknął triumfalnym
śmiechem. Oboje na niego popatrzyli.
- No co, to było śmieszne – usprawiedliwił się. – A ty,
Potter, co się tak lampisz? Chcesz we mnie jakimś zaklęciem pie*dolnąć?
Harry powrócił do rozmowy z Selene.
- Wpadłem tylko zobaczyć, jak się czujesz – rzekł,
wstając. – Jeszcze później wpadnę.
Pożegnał się z nią i wyszedł. Malfoy upewnił się, że
Wybraniec już na pewno zniknął za zakrętem, i podszedł do łóżka Elin. Ujął jej
policzek i pocałował ją w usta.
- Spędzisz święta w domu? – zapytał.
- Ojcu bardzo zależy, jak nigdy – odpowiedziała Selene.
– Nie chcę nawet znać jego zamiarów.
- Więc może byś wpadła do nas, żeby potorturować
Selwyna? – zaproponował Draco.
- To randka? – spytała Elin. – I przyznaj się chociaż
raz, że chcesz się ze mną umówić.
Malfoy westchnął ciężko.
- Tak, chcę się z tobą umówić – odparł.
- Więc dobrze, spotkajmy się – odpowiedziała Selene. –
Mam nadzieję, że nie przeszkodzi nam twoja głupia fanka.
~*~
Nie pisałam tak długo, bo nastała era sprawdzianów i
olimpiad. Tuszę, że się chociaż podobało, bo musiałam pogodzić naukę i pisanie.
Nie będę się rozgadywać, bo muszę się jeszcze na Halloween przygotować.
Dedykacja dla Claudii :*