31 października 2009

Rozdział 26

Była wściekła. Szła szybko, nawet nie zważając na młodszych uczniów, których po drodze potrącała. Gdy dotarła do celu, zatrzymała się gwałtownie przed portretem Grubej Damy, skrzyżowała ręce na piersiach i warknęła:
- Wpuść mnie.
Portret prychnął.
- Po pierwsze: jesteś Ślizgonką, a po drugie: nie znasz hasła – odparła.
- Tak? – zadrwiła Selene. – Więc zawołaj mi tutaj Pottera.
- Co?
- Zawołaj mi tu Harry’ego Pottera – powtórzyła. – To mój chłopak, purchawko. Mam prawo z nim porozmawiać, a ty masz prawo mi to ułatwić.
Gruba Dama, przerażona miną i zachowaniem dziewczyny, wyszła z ram portretu. Wróciła chwilkę później, niosąc wieści:
- Za chwilę będzie.
Ledwo to powiedziała, przejście się otworzyło i pojawił się Harry.
- O co chodzi? – zapytał.
- O Malfoya – wycedziła Elin. – To mój były i wiem, że jest podły, ale żeby zaraz strzelać w niego takim zaklęciem?! A ja myślałam, że brzydzisz się czarnej magii. W takim razie nie mamy o czym rozmawiać.
Odwróciła się na pięcie i chciała odejść, ale poczuła dłoń Pottera w swojej.
- Daj mi to wytłumaczyć – poprosił i pociągnął ją do przodu, bo Gruba Dama już zaczęła nadstawiać uszu.

Gdy odeszli już kawałek, Harry zaczął opowiadać:
- On rozmawiał z Jęczącą Martą. Zauważył mnie w lustrze i strzelił we mnie zaklęciem. Później walka trwałą trochę, a kiedy chciał rzucić na mnie Cruciatusa, ja strzeliłem tym zaklęciem Sectusempra, czy jakoś tak… nie miałem pojęcia, że on tak zadziała, widziałem je w jakiejś książce Księcia Półkrwi.
Selene zatrzymała się.
- To, co ci powiedziałam o Sam-Wiesz-Kim… zapomnij o tym – mruknęła. – Może nie wiedziałeś nic o tym zaklęciu, ale ono podziałało. Gdyby użył go jakiś Weasley czy Diggory, nic by się nie stało. A ja nie chcę się zadawać ze Śmierciożercami. Lepiej będzie, jeśli się nie będziemy na razie widywać.
- Przecież wiesz, że nie jestem nim – zaprzeczył natychmiast Potter. – To nie koniec z nami, prawda?
- Nie wiem.

Zostawiła Pottera na środku korytarza, a sama udała się do skrzydła szpitalnego, gdzie leżał Malfoy. Następnego ranka miał zostać wypuszczony do dormitorium, ale ten dzień musiał jeszcze zostać na obserwacji, co go bardzo irytowało.
Pansy Parkinson spędzała przy nim niemalże każdą chwilę, więc Selene nie miała czasu ani sposobności, by z nim porozmawiać.

Elin zajrzała do środka, aby się upewnić, czy nigdzie nie ma Parkinson, po czym pchnęła drzwi. Malfoy siedział u wezgłowia żelaznego łóżka i czytał „Proroka Codziennego”.
- Tak się uczysz? – zapytała Selene.
Draco podniósł wzrok znad gazety.
- Już niedługo ferie wielkanocne – odparł. – Siedzę tu od wczoraj i cały czas się zastanawiam, kiedy mnie odwiedzisz.
- Niestety, pewna osoba mi to uniemożliwia.
Usiadła w nogach łóżka.
- Mówiłem Parkinson, żeby tu nie przyłaziła, ale ona cały czas myśli, że ma jakieś szanse – westchnął Malfoy.
- Od sześciu lat robisz jej nadzieję – stwierdziła Selene.
- A ty robisz nadzieję mnie.
Elin przewróciła ze zniecierpliwienia oczami.
- Gdyby nie Potter i on, to może… - zaczęła. – Nie mam teraz czasu na poważne związki. Ty również. Co właściwie ci zrobił Potter, że się tu znalazłeś? Myślałam, że on nie potrafi rzucać nawet zaklęcia „Lumos”, a co dopiero coś takiego…
Jej słowa bardzo uraziły Malfoya.
- Co on ma, czego ja nie mam? – zapytał z oburzeniem.
- Bliznę na czole – odpowiedziała Selene. – Ale ma też nieświeży oddech i głupich znajomych. Gdyby nie on, to w ogóle bym sobie nie zawracała głowy tym debilem.

Przez chwilę milczeli. Selene myślała, kiedy będzie mogła już ukarać Selwyna. Czarny Pan jej obiecał, a przecież on nie łamie danego słowa.
- Pójdę już – wstała z łóżka. – Jutro i tak wychodzisz. Zresztą, zobaczymy się na meczu.
- Mam nadzieję, że Gryfoni przegrają – rzucił na pożegnanie Draco, a Selene opuściła skrzydło szpitalne.

Zeszła schodami do lochów, doszła do drewnianych drzwi i zapukała. Nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Snape siedział za biurkiem i pisał coś na długim zwoju pergaminu. Jego małe, ciasne litery zajmowały już prawie cały zwój, który ciągnął się już po ziemi. Gdy jego córka weszła, szybko zwinął pergamin i schował do szuflady.

- Cześć – mruknęła, siadając na krześle przed biurkiem. – Słyszałeś o Potterze?
- Sam przyłapałem go na rzucaniu tego zaklęcia – odrzekł.
- Nic dziwnego, że był taki przybity – stwierdziła Selene. – Żalił się, że to nie jego wina, że nie wiedział jak działa to zaklęcie…
Parsknęła śmiechem. Snape’a zainteresowała jednak wypowiedziana mimochodem uwaga.
- A nie mówił ci, gdzie znalazł to zaklęcie? – spytał.
- W książce jakiegoś Księcia Półkrwi – odpowiedziała Selene, wzruszając ramionami. Oczy Severusa zwęziły się gwałtownie. Było tak, jak się spodziewał.
- No, mniejsza o to – odezwał się już normalnym głosem. – Draconowi co raz lepiej idą prace, poradzi sobie już bez ciebie. Może wrócisz ze mną do domu na ferie wielkanocne?
Selene nawet nie próbowała kryć swojego zaskoczenia.
- Ależ dobrze – zgodził się, unosząc wysoko brwi. – Skoro nalegasz, to bardzo chętnie. Nie chcę powtórki z Bożego Narodzenia, nie mam pojęcia, ilu osobą zechce się jeszcze zabawić moim kosztem.
Na twarzy Mistrza Eliksirów pojawił się uśmiech zadowolenia.
- To świetnie – ucieszył się. – Może teraz odwiedzisz Dracona?
- Już to zrobiłam – odparła Elin, wstając. – Ale skoro chcesz jak najszybciej się mnie pozbyć…

Udała się w stronę dormitorium. Nie doszła nawet do tajnej ściany, za którą znajdowało się wejście, a już natknęła się na Pansy Parkinson. Była wściekła.
- Chciałaś czegoś? – zapytała beztroskim tonem Selene.
- Byłam u Dracona – odparła. – I właśnie się dowiedziałam, że ty też tam byłaś.
Selene wzruszyła ramionami.
- No i co z tego? – spytała zdziwionym tonem. – Chyba mam do tego prawo, to mój były facet.
Pansy aż nadęła się ze złości.
- A może ty chcesz mi go odbić? – zapytała podejrzliwie.
Selene przewróciła oczami ze zniecierpliwienia i westchnęła ciężko.
- Czy ty nie masz innych problemów? – warknęła. – Jestem teraz z Potterem. Odczep się ode mnie. Tak w ogóle, to nie wiem, dlaczego robisz mi sceny zazdrości. Wcale nie jestem tą twoją tchórzofretką zainteresowana.
Zanim się spostrzegła, Pansy szarpnęła ją za włosy.
- Nie mów tak o Dracusiu! – zawołała.
- Mogę sobie mówić, że jest nawet obszczymurem, a tobie nic do tego – wycedziła Elin. Zamachnęła się i uderzyła Pansy w twarz z otwartej dłoni. Parkinson zaczerpnęła gwałtownie powietrza.
- Ty k*rwo, tego ci nie daruję! – krzyknęła i rzuciła się na nią.
- Za to twoja stara to dziwka, pedałko – oświadczyła Selene, kopiąc Pansy w goleń.
Przez chwilę szarpały się, drapały i ciągły za włosy, wymieniając kąśliwe uwagi, aż nagle Selene powiedziała coś, co doprowadziła Pansy do szału:
- Jesteś zbyt wielką k*rwą, dla tego Malfoy cię nie chce. Kiedy to do ciebie w końcu dotrze? Nigdy nie byliście razem i nie będziecie!

Parkinson najpierw zbladła, a później poczerwieniała na twarzy. Wyrwała stojącej pod ścianą zbroi srebrny miecz, uniosła go wysoko i uderzyła jego klingą Selene w głowę. Ta natychmiast przewróciła się na podłogę. Chwilę później z jej głowy zaczęła cieknąć krew. Nie minęło nawet pół minuty, kiedy Elin spoczęła w ogromnej kałuży krwi. Pansy odrzuciła miecz i wrzasnęła ze strachu.

- Boże, zabiłam ją! – jęknęła.
Ściągnięty hałasem Snape, zatrzymał się gwałtownie. Gdy parę sekund później doszedł do siebie, wyciągnął różdżkę i wyczarował kawałek ogromnej gazy. Przycisnął go córce do rany z boku głowy i drugi raz machnął różdżką. Dziewczyna uniosła się w powietrze. Severus pokierował nią do wyjścia.

Na schodach natknął się na Kareen. Ta, gdy tylko zobaczyła przesiąkniętą już mocno krwią gazę, wystraszyła się.
- Co jej jest? – zapytała, biegnąc za Mistrzem Eliksirów.
- Ta głupia Parkinson uderzyła ją mieczem – wyjaśnił, otwierając biodrem drzwi do skrzydła szpitalnego. Położył córę na najbliższym łóżku i zawołał panią Pomfrey.
Malfoy, który czytał jakiś komiks, zerwał się z łóżka.
- Co jej się stało? – spytał.
- Parkinson walnęła ją jakimś mieczem – odpowiedziała Kareen, ocierając łzy. Czuła się po części winna, mimo że nawet nie była świadkiem owego zajścia.
- Idiotka – mruknął pod nosem Malfoy.

Pani Pomfrey zajęła się Selene jak należy, bo po kilku minutach dziewczyna doszła do siebie.
Zamrugała szybko. Na głowie miała wielki turban z bandaży.
- Co mi jest? – zapytała nieprzytomnym tonem.
- Wstrząśnienie mózgu i pęknięcie czaszki – odparła pani Pomfrey, ale kiedy wszyscy popatrzyli na nią ze zdziwieniem, dodała: - To takie mugolskie uszkodzenie mózgu.
- Pocieszające – mruknęła Selene, opierając się o poduszki. Zobaczyła zatroskaną, całą we łzach twarz Karen siedzącą na przeciwległym łóżku.
Pani Pomfrey postawiła na szafce nocnej, stojącej obok łóżka Selene szklankę z fioletowym płynem.
- Zostaniesz tutaj na noc – oświadczyła. – A to wypijesz, żebyś mogła bez problemów zasnąć.
- Nie chcę spać! – oburzyła się, odrzucając koc na bok. – Muszę dorwać tą dziwkę i oddać jej! Rozwalę jej łeb.
Chciała wstać, ale pani Pomfrey popchnęła ją z powrotem na łóżko.
- Zapomnij, młoda damo – zakomenderowała pielęgniarka. – Wypuszczę cię stąd dopiero jutro rano, kiedy stwierdzę, że możesz już normalnie chodzić.
Wyprosiła grzecznie Snape’a i Kareen, po czym zniknęła w swoim gabinecie.
Kareen pojawiła się jednak chwilę później. Usiadła na brzegu łóżka przyjaciółki i utkwiła wzrok w swoich stopach.
- Przyszłam się z tobą pogodzić – odezwała się.
- Tak? – zapytała drwiącym tonem Selene. – A ja nie. Skoro twoje życie, to żyj sobie w samotności, skoro cię to tak cieszy.
- Ja tak z sercem na talerzu przychodzę…
- Żebyś nie wróciła z głową na talerzu – przerwała jej z groźną miną Selene. – Gdyby mnie Parkinson nie uderzyła, dalej byś się obnosiła po całej szkole z nosem wycelowanym  sufit.
Kareen wydała z siebie żałosny jęk i rozpłakała się.
- Strasznie samotna się czułam bez ciebie – wyjąkała.
- Nadajesz się do Hufflepuffu – stwierdziła. – Szczera, słaba i płaczliwa. Och, zapomniałabym o uczciwości. Przynosisz hańbę Ślizgonom.
- Chciałam cię przeprosić… - zaczęła.
- Nie mój już ani słowa – ukróciła to zdecydowanie Elin. – Przebaczę ci, ale już więcej nie zachowuj się jak Gryfon.
Zanim zdążyła jakoś zareagować, Kareen chwyciła ją w ramiona, prawie miażdżąc jej żebra.
Żałosne, pomyślała. Żałosne, ale takie słodkie. Aż się chce rzygnąć.

W końcu Mary wypuściła ją z objęć. Chciała coś powiedzieć, ale do skrzydła szpitalnego znów ktoś wszedł.  Był to Harry Potter. Kareen przewróciła oczami.
- A ten po co się tu znowu przypałętał? – mruknęła.
- Możesz nas zostawić samych? – zapytał ją Wybraniec.
Mary chciała zaprotestować, ale Selene dała jej znak ręką, żeby milczała.
- Idź lepiej – powiedziała cicho.
Kareen, nie chcąc się narażać przyjaciółce, i tak już wściekłej na Pansy Parkinson, bez słowa opuściła szpital.
- Myślałem, że odkąd jesteśmy razem, nie zadajesz się z takimi, tylko z Gryfonami – powiedział na powitani Harry, siadając na brzegu łóżka swojej dziewczyny.
- Przyjaźnię się z Mary, więc nie waż się jej obrażać – wycedziła.
Potter poczerwieniał na twarzy i zaczął się pocić z nerwów.
- Kto ci to zrobił? – zapytał, wskazując na turban na głowie Elin.
- Nie ważne.
- Ale…
- Wiesz, czym się różnią Ślizgoni od Gryfonów? – zapytała nagle. – Nie są takimi pieprzonymi konfidentami.
Za plecami Harry’ego, Malfoy ryknął triumfalnym śmiechem. Oboje na niego popatrzyli.
- No co, to było śmieszne – usprawiedliwił się. – A ty, Potter, co się tak lampisz? Chcesz we mnie jakimś zaklęciem pie*dolnąć?
Harry powrócił do rozmowy z Selene.
- Wpadłem tylko zobaczyć, jak się czujesz – rzekł, wstając. – Jeszcze później wpadnę.
Pożegnał się z nią i wyszedł. Malfoy upewnił się, że Wybraniec już na pewno zniknął za zakrętem, i podszedł do łóżka Elin. Ujął jej policzek i pocałował ją w usta.
- Spędzisz święta w domu? – zapytał.
- Ojcu bardzo zależy, jak nigdy – odpowiedziała Selene. – Nie chcę nawet znać jego zamiarów.
- Więc może byś wpadła do nas, żeby potorturować Selwyna? – zaproponował Draco.
- To randka? – spytała Elin. – I przyznaj się chociaż raz, że chcesz się ze mną umówić.
Malfoy westchnął ciężko.
- Tak, chcę się z tobą umówić – odparł.
- Więc dobrze, spotkajmy się – odpowiedziała Selene. – Mam nadzieję, że nie przeszkodzi nam twoja głupia fanka.

~*~


Nie pisałam tak długo, bo nastała era sprawdzianów i olimpiad. Tuszę, że się chociaż podobało, bo musiałam pogodzić naukę i pisanie. Nie będę się rozgadywać, bo muszę się jeszcze na Halloween przygotować. Dedykacja dla Claudii :* 

7 października 2009

25. Siostra bliźniaczka

Ze względu na poszukiwania informacji dotyczących matki, ci stało się już jej obsesją, Selene jeszcze bardziej opuściła się w nauce. Test z eliksirów? Po co tracić czas na naukę, skoro można poszperać w starych aktach. Dzięki takim poszukiwaniom dowiedziała się, że rzeczywiście Astraja miała siostrę bliźniaczkę o imieniu Astraja Colin Violet, obie dziewczyny należały do Ravenclawu i były ze sobą bardzo związane, sądząc po dokumentach, w których wypisane były szlabany. Dziewczyny zawsze występowały razem, choć nie były takimi wybitnymi żartownisiami, jakimi byli sławni Huncwoci.
Astraja była bardzo mądra i uczyła się nie gorzej od Hermiony Granger, za to Amity była błyskotliwą, choć bardzo leniwą Krukonką. Selene stwierdziła, że musi ją odwiedzić.

- Naprawdę nie możemy się jutro spotkać – powiedziała Harry’emu, gdy ten zaproponował jej randkę w sobotę.
- Co więc takiego robisz, że nie możesz? – spytał.
- Odnalazłam siostrę mojej matki – odpowiedziała bez chwili wahania. – Muszę ją odwiedzić i wypytać o moją rodzinę Wiesz, jak to jest nie znać nawet swoich rodziców.
Zrobiła smutną minę.
- Dobrze, więc nie będę się narzucał – odparł Hary, trochę zawiedziony.

*

Następnego ranka, Selene nawet nie poszła na śniadanie, tylko od razu pobiegła do Zakazanego Lasu i teleportowała się.
Pojawiła się na jakimś osiedlu. Deszcz zacinał w szyby identycznych domów. Selene przygryzła wargi. Utkwiła wzrok w nowoczesnej tabliczce na jednym z budynków. A więc trafnie się deportowała. Kilka domów dalej stało mieszkanie Amity. Na skrzynce widniał pogrubiony napis: Radford i Amity Jackal. Selene weszła przez bramkę na teren posesji i zapukała do drzwi. Otworzyło jej mniej więcej dziesięcioletnie dziecko.

- Kim jesteś? – zapytała dziewczynka. Zanim Selene zdążyła odpowiedzieć, w holu rozległy się szybkie kroki i zniecierpliwiony, kobiecy głos:
- Babette, mówiłam ci, żebyś nie otwierała sama drzwi!
Za córką pojawiła się Amity. Była tak uderzająco podobna do siostry, że Selene przeżyła swego rodzaju szok. Stała i gapiła się na ciotkę z rozchylonymi ustami.
Amity uniosła wąską brew.
- A ty do kogo? – zapytała wyniosłym tonem.
- Jestem Selene Snape – powiedziała. – Astraja to moja matka.
Twarz Amity była przez moment całkiem bez wyrazu. Jej oczy utkwione były w oczach Selene.
- Babette – zwróciła się do córki. – Do swojego pokoju.
Dziewczynka niechętnie odeszła w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro. Amity odsunęła się, aby zrobić miejsce Selenie.
- Wejdź – dodała chłodno.
Elin weszła do środka. Kobieta poprowadziła ją do salonu.
- Usiądź.
Selene zajęła miejsce na kanapie. Amity, jak poprzednio Kasandra, usiadła naprzeciwko niej, złożyła dłonie, obwieszone pierścionkami na podołku i spuściła wzrok.
- Severus Snape zabrał cię zaraz po pogrzebie Astraji – powiedziała cicho. – Potem dowiedziałam się, że pracuje w Hogwarcie… Pomyślałam, że oddał cię do sierocińca, czy coś.
Spojrzała jej w oczy.
- Jesteście bardzo podobne – odezwała się Selene, chcąc zmienić temat. – Aż sama się sobie dziwię… To się wszystko dzieje tak szybko… Jeszcze miesiąc temu nie wiedziałam nawet, jak wygląda moja matka, a teraz spotykam swoją babkę, jej siostrę. Dowiaduję się, że mam rodzinę.
Westchnęła ciężko. Teraz sobie uświadomiła, jak ją bardzo to przytłoczyło, lecz zarazem było najcudowniejszą rzeczą, jaka ją kiedykolwiek spotkała. No, oczywiście zaraz po dołączeniu do grona Śmierciożerców.

- Masz śliczną córkę – odezwała się znów Selene. – Szkoda, że nie będzie mnie już w Hogwarcie, kiedy ona tam przyjdzie.
Amity pokiwała głową.
- Przepraszam za moją matkę, jeśli ględziła – mruknęła. – Ona żyje w swoim świecie, nie chce otworzyć się na nowe… Myśli chyba, że świat pozostał taki sam, jak za jej młodości.
- Ona jest bardzo interesująca – stwierdziła Elin.
Oczy Amity nagle się rozszerzyły.
- Wybacz, Selene, nie zaproponowałam nic do picia… - zaczęła.
- Ale nie trzeba, i tak już się będę zbierać – odpowiedziała, wstając z kanapy. Amity zrobiła to samo.
- Wpadnij jeszcze kiedyś – zaproponowała, kiedy Elin była już przy drzwiach.
- Postaram się.
Ta uprzejmość trochę przerosła Selene. Uważała, że nikt nie może zachowywać się za grzecznie, jeśli nie chce być traktowany jak dziecko. Zatrzasnęła za sobą bramkę i teleportowała się.

*

Szedł szybkim krokiem. Cały drżał, w butach miał pełno wody. Pot mieszał się z krwią i wodą, w której mieszaninie był cały uwalany. Dotarł jakoś do dormitorium Gryfonów i drżącymi rękami otworzył drzwi do sypialni chłopców.

- Harry! – Ron aż poderwał się z podłogi, gdy go zobaczył. Dookoła niego walały się książki i papierki z cukierków. – Czy to krew?
- Później – rzucił krótko Potter. – Pożycz mi twoją książkę do eliksirów.
- A co z tą od księcia? – spytał jego kumpel.
- Później ci wyjaśnię – brzmiała stanowcza odpowiedź. Wybraniec chwycił książkę, podsuniętą przez Rona i opuścił dormitorium, ignorując wytrzeszczone nań oczy Gryfonów.
Po drodze do łazienki zatrzymał się gwałtownie przed gobelinem z tańczącymi balet trollami. Zacisnął mocno powieki.

Potrzebuję miejsca do ukrycia mojej książki…
Potrzebuję miejsca do ukrycia mojej książki…
Potrzebuję miejsca do ukrycia mojej książki…

Gdy otworzył oczy, ujrzał drzwi do Pokoju Życzeń. Bez zastanowienia pchnął je i wskoczył do środka. Wrzucił książkę Księcia Półkrwi do szafy. Na jej szczyt położył popiersie jakiegoś posągu, starą perukę i dziwną tiarę, aby zaznaczyć owe miejsce.

Gdy dotarł do łazienki, Snape czekał tam na niego. Bez słowa wziął od Harry’ego torbę i zaczął przeglądać jego podręczniki. Książkę do eliksirów zostawił sobie na koniec, niczym wielki kawał mięsa. Przejżał go bardzo dokładnie, strona po stronie.
- Jesteś pewny, Potter, że to jest twój egzemplarz Eliksirów dla zaawansowanych? – zapytał w końcu.
- Tak – brzmiała odpowiedź.
- Więc dlaczego na wewnętrznej stronie okładki napisane jest „Roonil Wazlib”?
Serce Harry’ego zamarło.
- To jest moja ksywa – odparł w końcu.
- Twoja ksywa, tak? – powtórzył Mistrz Eliksirów. Nie dał się nabrać na głupie wykręty swojego znienawidzonego ucznia. – Wiesz, co ja sądzę? Że jesteś oszustem i zasługujesz na szlaban – uśmiechnął się radośnie, zaciskając długie pazury na grzbiecie książki. – W każdą sobotę, aż do końca semestru. Co ty na to, Potter?
- Ja się nie zgadzam, panie profesorze – odrzekł stanowczo Harry, starając się nie patrzeć mu w oczy.
- Niestety, będziesz musiał się zgodzić – Snape czuł taką radość, że gdyby był osobą pokroju Gilderoya Lockhart’a, to zacząłby tańczyć hip-hop po środku tej łazienki. – Taka rozrywka z pewnością ci się przyda. Będziesz czuł się wypoczęty, a jaki szczęśliwy… W tą sobotę o dziesiątej w moim gabinecie.
- Ale… profesorze… - quidditch… to ostatni mecz… - wyjąkał Potter, gubiąc słowa.
- Cóż, wychodzi na to, że nie zgrasz – Snape udał bardzo zmartwionego. – Jeszcze jeden plus, nieprawdaż?
Oddał mu książkę, odwrócił się na pięcie i zostawił wybrańca samego w łazience.

Udał się szybko do gabinetu Dumbledore’a, a czarna szata  tak się za nim wzdymała, że mogłaby posłużyć za hamulec.
Wypowiedział hasło, wbiegł po krętych schodach i załomotał w drzwi. Gdy usłyszał zaproszenie, wszedł do środka. Albus Dumbledore ze zmartwioną miną rozmawiał właśnie z profesor McGonagall.
- Pan Malfoy czuje się już lepiej, dobrze, że ta szybko zainterweniowałeś – rzekł do Severusa dyrektor, wskazując mu krzesło.
- Zająłem się już Potterem – wycedził Snape, siadając obok McGonagall. – To interesujące, skąd on zna to czarno magiczne zaklęcie.
McGonagall westchnęła.
- Pewnie je gdzieś przeczytał – stwierdza. – Ale nadal nie mogę uwierzyć, że wykazał się taką lekkomyślnością.
- On zawsze był nieodpowiedzialny – skomentował Snape. – Niemniej jednak, już go obdarowałem szlabanem do końca semestru.
McGonagall wyglądała tak, jakby zamierzała zacząć się kłócić z nauczycielem obrony przed czarną magią, ale zacisnęła tylko mocno wargi i zapytała dyrektora:
- Ale chyba nie wyleci ze szkoły, co?
- Nie dzisiaj, te szlabany od Severusa wystarczą – odrzekł Dumbledore. – Jeszcze nawet nie zaczęły się ferie wielkanocne… A, właśnie, wybieracie się gdzieś?
Uśmiechnął się szeroko, natomiast Snape i McGonagall wymienili oburzone spojrzenia.
- Albusie, to nie czas na to – skarciła go Minerwa.
- Jeśli już o tym mowa, to ja chciałbym na ten czas wziąć kilka dni wolnych – podjął temat Severus. Dumbledore uniósł brwi ze zdziwienia i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Nigdy nie prosiłeś tak otwarcie, po prostu nagle znikałeś – zauważył dyrektor. – Coś ze zdrowiem?
- Nie – odrzekł Snape i uśmiechnął się złośliwie. – Sprawy osobiste.
McGonagall wyglądała na bardzo zaskoczoną, ale nie odezwała się słówkiem. Za to Dumbledore dodał z jeszcze szerszym uśmiechem:
- Więc skoro ciebie nie będzie, to wygląda na to, że przepadnie Harry’emu szlaban, jak dobrze liczę, za tydzień.
Wargi Mistrza Eliksirów rozciągnęły się w mściwym uśmiechu.
- Bądź o to spokojny, dyrektorze, już się o to postarałem – powiedział cicho. – Potter pójdzie wtedy do pana Filcha. On mu znajdzie jakieś zajęcie, jak na przykład wycieranie szlamu z podłogi w klasie do eliksirów numer trzy albo szorowanie toalety Jęczącej Marty. Ostatnio bardzo lubił w niej przebywać.
Sama wizja Pottera, zmagającego się z mopem, wypełniła jego wnętrzności ciepłem i niebiańską pieśnią.
- W ostateczności może posprzątać też sowiarnię – doda, wyobrażając sobie samego Wybrańca, odłupującego od podłogi zaschnięte ptasie kupy. – To bardzo ekstremalne zajęcie, a wiadomo nam, że Potter w takich właśnie gustuje.
Wstał, pożegnał się i wyszedł. Chciał jeszcze odwiedzić Dracona Malfoya, ale nie w trosce o jego zdrowie. Miał nadzieję, że spotka w skrzydle szpitalnym córkę.

~*~


Wybaczcie mi to trochę komiczne zachowanie Snape’a, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać xD Dedykacja dla W. :*