23 lutego 2010

33. Zabawa kwasami

Gdy ojciec wysłał ją do swojego pokoju, postanowiła nie marnotrawić czasu. Z kuchni wzięła specjalne składniki i wróciła do swojej sypialni. Ledwo więziła się do roboty, już ktoś jej przeszkodził.
- Co robisz?
Był to głos Charity.
- Bawię się kwasami – odpowiedziała lekceważącym tonem.
Uniosła szklaną fiolkę i pokazała Charity jej zawartość.
- Chciałaś coś? – dodała, powracając do swojego zajęcia.
- Twoja matka jest irytująca – wypaliła, zaciskając z wściekłości pięści.
- Tak samo jak ty – odparła niewzruszona. – Tylko ona jest ładniejsza. Wiesz, że mój ojciec był w niej bardzo zakochany? Gdyby żyła, nie spojrzałby na ciebie. Jesteś tak jakby… zastępstwem za kontuzjowaną.
- Ale ona nie żyje – oświadczyła najbardziej stanowczym i niskim głosem, na jaki ją było stać.
Selene pokiwała głową. Nie dała się wyprowadzić z równowagi, chociaż Charity bardzo na tym zależało. Chciała znów poskarżyć się Snape’owi, by ten dał jej w końcu jakąś karę. Elin jednak przejrzała ją natychmiast.
- Wiem, akceptuję to – odrzekła po dłuższym zastanowieniu. – Ale nie akceptuję ciebie, więc wyjdź. Chyba, że chcesz, aby ta mieszanka przypadkiem znalazła się na twojej twarzy.
Potrząsnęła lekko fiolką, a przezroczysty płyn zabulgotał i zasyczał. Charity trzasnęła drzwiami, wściekła i obrażona na żeńską część rodziny Snape’ów.

- Irytujące… źle wychowane… - mruczała obelgi pod adresem Astraji i Selene, schodząc po schodach.
Snape siedział już w salonie. Na stoliku i obok niego na kanapie leżał stos zapisanych pergaminów – testów z obrony przed czarną magią.
- Jestem już kłębkiem nerwów! – zawołała blondynka. – Obie nabijają się ze mnie!
- Kto się nabija? – spytał niewinnym tonem Severus, wyrwany ze swoich zajęć.
- Selene i Astraja! Nie mam pojęcia, co im się we mnie nie podoba!
Snape nie bardzo się przejął oburzeniem narzeczonej. Wystawił kolejnego trolla za wypracowanie Hanny Abbot.
- Ignoruj je – poradził jej.
- Nawet jeśli bym chciała, nic to nie da! – wykrzyknęła. – Prowadzisz tu jakąś zabawę! Dlaczego nie ukarzesz Seleny? Porządne lanie by ją otrzeźwiło! I wyrzuć ten irytujący portret!
Severus po raz pierwszy okazał zainteresowanie całą tą rozmową.
- Nie uderzę córki – oświadczył oburzony. – Nie mam zamiaru jej w jakikolwiek sposób karać. Jestem zaskoczony, że coś takiego mi proponujesz. Selene jest dorosła, nie mam prawa w takie sposób ingerować w jej życie.
Patrzył na Charity tak, jakby ją widział po raz pierwszy w życiu.
- Nie liczę się dla ciebie? – zapytała z wyrzutem, siadając mu na kolanach. - Selene mówiła, że tylko zastępuję ci Astraję.
Snape przygryzł na chwilę wargi. Nie znosił takich rozmów. Trudno mu było określić, którą z kobiet kochał bardziej. Musiał się długo zastanowić nad odpowiedzią, żeby nie zranić Charity, ale też żeby nie zbrukać pamięci o Astraji.

- Obie jesteście dla mnie w pewien sposób ważne – odrzekł w końcu. – Astraja jest moją pierwszą narzeczoną i matką mojej córki, ty zaś nie byłabyś ze mną, gdyby nie jej śmierć.
- To samo powiedziała Selena – mruknęła blondynka, celowo robiąc błąd w imieniu jego córki.
- Selene – poprawił ją Severus. – Ale mnie chodziło o to, że może los najpierw odebrał życie Astraji, żebyśmy mogli być razem.
Idiota, debil, kretyn, pomyślał. Osiągnął zupełnie odwrotny cel. Chciał tylko uspokoić Charity, ale ta najwyraźniej zrozumiała, że jest dla niego ważniejsza, niż matka Elin. Rozpromieniona, odeszła do kuchni, by przygotować obiad.

Ledwo Snape usiadł głębiej w rogu kanapy i odetchnął ciężko, ktoś zapukał do drzwi wejściowych i wszedł do środka.
- Jest Selene? – zapytała Kareen.
- Jesteś za wcześnie – zauważył Mistrz Eliksirów, zerkając na zegarek.
- Dzień dobry, panie profesorze – dziewczyna zwróciła ku niemu wzrok.
Snape też na nią spojrzał. Kareen ubrana była i pomalowana tak jak na jakąś imprezę.
- Nie jest za wcześnie – wtrąciła się Elin, która dopiero co zeszła na dół. – Przyszła pomóc mi się uporać z tym.
Pokazała mu szminkę i tusz do rzęs, które trzymała w ręce. Dała znak Kareen, by poszła za nią. Dziewczyna szybko minęła rozeźlonego Snape’a i poszła z przyjaciółką do jej pokoju.

- Co za człowiek – westchnęła Selene, opadając na krzesło stojące przy biurku. – Myśli, że będę miała dziesięć lat przez całe życie. A gdy umrze, będę mogła spokojnie dorosnąć. Nadal brzmi mi w uszach ta jego „rozmowa”.
- Draco cię już nie odwiedza, prawda? – zapytała Kareen.
Selene parsknęła drwiącym śmiechem.
- Ty chyba żartujesz – zakpiła. – Ojciec obdarłby go ze skóry, gdyby się tu pojawił. Dzisiaj za to wygłosił kazanie na temat poglądów mojej matki. To znaczy, jej portretu.
- Charity?
- A kto inny?
Kareen przystąpiła do robienia makijażu Selene. Kazała jej zamknąć oczy, kiedy nakładała cień do powiek.
- Charity też chciała ze mnie kiedyś zrobić plastika – odezwała się Elin, przerywając ciszę, panującą w pokoju. – Uznała, że taki styl nie przystoi córce wielkiego pana Severusa Snape’a.
Zachichotała pod nosem.
- Co się jej nie podoba w twoim stylu? – spytała Mary.
Selene tylko wzruszyła ramionami.
- Ogólnie: wszystko – odparła. – Szczegółowo: ubranie, kolor włosów, fryzura, makijaż i w ogóle ja. Najchętniej ufarbowałaby mnie na blond, ubrała w różową sukienkę, wsadziła w łapę lizaka i zaprowadziła na wzorową pensję dla panienek.
- Zrób jej kiedyś na złość i przebierz się za idealną dziewczynkę - zaproponowała Kareen.
Elin skwitowała tą uwagę śmiechem. Oczami wyobraźni widziała już siebie, z żółtymi włosami, sznurkiem sztucznych pereł na szyi, w różowej sukience w kwiatki, tandetnym makijażu i pomalowanymi na różowo paznokciami. Wizja ta spowodowała, że Selene zaczęła się głośno śmiać, a gdy zaczęła, to już nie mogła przestać.

W końcu się uspokoiła, dysząc ciężko.
- Wybacz, ale nie mogłabym tego zrobić – odezwała się. – Samo wyobrażenie tego sprawia, że nie mogę się powstrzymać od chichotu. Gdybym siebie taką zobaczyła, umarłaby ze śmiechu. A chcę dalej żyć i uprzykrzać życie Charity.
- Zrób jej tą przyjemność – namawiała ją nadal Kareen.
Selene machnęła tylko lekceważąco ręką. Przyjaciółka oznajmiła jej, że już skończyła. Elin otworzyła oczy i sięgnęła po lusterko, żeby ocenić efekt.
- Ujdzie – stwierdziła, podziwiając swoją twarz pod różnymi kątami. – A teraz wyjdź, chcę się przebrać.
Kareen opuściła pokój.
W końcu Selene wyszła, ubrana w błyszczącą, czarną, koronkową sukienkę. Obie zeszły na dół, gotowe do wyjścia.
- A wy gdzie? – zapytał natychmiast Snape, podnosząc głowę znad pergaminu.
- Idziemy na imprezę – odpowiedziała Elin. – Będzie trochę ludzi ze szkoły, bez obaw.
Snape natychmiast wstał, na jego twarz wystąpiło oburzenie. Skrzyżował ręce na piersiach, lecz jego córka ani trochę się nie przestraszyła groźnej miny ojca.
- Nigdzie cię teraz nie puszczę – oświadczył. – Po pierwsze nie mam pojęcia, gdzie idziesz, kto będzie, kiedy wrócisz, a po drugie za chwilę będzie obiad.
- Muszę jeść ten haniebny tort? – zapytała z rozpaczą Elin. – Jeśli Czarny Pan zobaczy to w moich myślach – postukała się w skroń palcem – to Charity będzie miała kłopoty.
- A nie zobaczy tego, bo użyjesz oklumencji – rzekł i machnął różdżką, żeby usunąć stos prac domowych z kanapy i małego okrągłego stołu.
- Okłamujesz Czarnego Pana i zmuszasz do tego mnie – oświadczyła. – Jestem dorosła, mogę sobie nawet skoczyć ze szczytu Wieży Astronomicznej na golasa, krzycząc mój stary sobie goli pięty, a tobie nic do tego.
- Póki co, żyjesz pod moim dachem, więc musisz się dostosować – rzekł.
Selene szturchnęła w bok Kareen.
- Dopóki nie miałam siedemnastu lat smęcił, że ma nade mną władzę, bo nie jestem dorosła – powiedziała. – Teraz używa argumentu „mieszkasz pod moim dachem”. Kiedy się wyprowadzę, będzie „jestem twoim ojcem, nie masz do mnie szacunku”.
Usiadły na kanapie, a Snape poszedł po Charity.

Po odśpiewaniu albo raczej „sfałszowaniu” klasycznego „sto lat”, Selene z nadąsaną miną zdmuchnęła świeczki, a Charity pokroiła tort.
Elin stwierdziła, że narzeczona Severusa o wiele lepiej gotuje niż piecze.
- Lukier smakuje jak stare kapcie – oświadczyła.
- A skąd wiedz, jak smakują stare kapcie? – zapytał Snape.
- Nie wiem – Selene wzruszyła ramionami. – Ale się domyślam.
Skończyła jeść jako pierwsza, poczekała na Kareen, aż skończy swój kawałek, po czym wstała. Z westchnieniem ulgi ruszyła w stronę drzwi.
- Kiedy wrócisz? – zawołał za nią Snape.
- Jak się skończy impreza – mruknęła i wyszła z Kareen na zewnątrz.


Szły przez jakiś czas w milczeniu. Klub, do którego zmieszały nie był tak daleko położony, żeby trzeba było się teleportować.
- Kto właściwie jeszcze przyjdzie? – zapytała Mary.
- Nie martw się, nie zaprosiłam Weasleyów  - odparła Selene, uśmiechając się lekko. – Przyjdą ci, którzy jakoś zniosą moją obecność.
Doszły do dużego, zatłoczonego klubu. Nikogo znajomego tam jednak nie zobaczyły.
- Co właściwie będziemy tutaj robić o czwartej po południu? – zapytała Kareen.
- Nic – odparła. – Chciałam ci tylko pokazać to miejsce, żebyś mogła przyprowadzić tu resztę. Ja idę do Czarnego Pana, chcę dowiedzieć się o kilku rzeczach…
- Nie wzywał cię – wpadła jej w słowo Mary.
- No i co z tego? Powiedzmy, że mam u niego taryfę ulgową, którą otrzymali jedynie nieliczni. No i ja zawsze mam mu do przekazania bardzo istotne informacje dotyczące Pottera. Będę pod klubem, czekajcie tu na mnie, aczkolwiek sądzę, że będę wcześniej… Och, i lepiej wróć do domu, u ciebie będą się teleportować.
Pomachała zaskoczonej przyjaciółce na pożegnanie i deportowała się.

Pojawiła się w domu Malfoyów. Bez zastanowienia przeszła przez hol i zapukała w zamknięte drzwi salonu. Nikt jej nie odpowiedział, a z doświadczenia wiedziała, że Voldemort zawsze się odzywał.
- Czarnego Pana nie ma – usłyszała za sobą czyjś jadowity głos.
Odwróciła się i zobaczyła idącą w jej kierunku Bellatrix.
- Więc gdzie jest? – zapytała Selene.
Bella parsknęła drwiącym śmiechem.
- Skoro nie wiesz tego, Czarny Pan uznał, że nie powinnaś wiedzieć – wycedziła, świdrując ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu. – Może uważa, że jesteś niegodna zaufania?
Teraz Selene się zaśmiała.
- Ty też nie wiesz, gdzie on jest – powiedziała. – On nie mówi nikomu, jeśli gdzieś wychodzi. Jest dorosły, więc nie musi się tobie meldować. Podobnie jak ja, więc traktuj mnie z szacunkiem, bo zdaje się, niedługo to ja będę się cieszyła większą łaską. Nie musisz się mną opiekować, poczekam na niego. W samotności.
Rzuciła Bellatrix wściekłe spojrzenie i ruszyła w stronę drzwi do lochów. W środku było ciemno, lecz gdy tylko Selene otworzyła drzwi, pochodnie wiszące na ścianach zapłonęły jasnym płomieniem. Wybrała jedne z czterech drzwi i otworzyła je różdżką. Kiedy światło padło na ciemną otchłań lochu, okazało się, że nikogo nie ma w środku.
Cóż, pomyślała. Czarny Pan musiał szybko spełnić moje życzenie. Szkoda, chciałabym go sobie jeszcze potorturować.
Opuściła loch trochę zawiedziona, ale i zaciekawiona. Usiadła na jednym z krzeseł w salonie i utkwiła wzrok w jednym z obrazów, wiszących na ścianie.

*

Czekała długo. Już prawie się ściemniło, kiedy Selene usłyszała czyjeś kroki na korytarzu i szelest, przypominający ślizgającego się po podłodze węża. Do salonu wszedł Lord Voldemort, za nim wpełzła Nagini. Selene poderwała nogi z podłogi, kiedy wśliznęła się pod stół.
- Przepraszam – odezwała się Elin, stając na baczność przed swoim panem.
- Nie szkodzi, siedź – mruknął i z ciężkim westchnieniem opadł na swoje krzesło. – Wybierasz się gdzieś?
- Czemu tak sądzisz, panie?
- Ładnie wyglądasz. Sądziłem, że Severus nie pozwala ci tak się ubierać – odparł.
- Dzisiaj mam urodziny – powiedziała cicho Selene. – Siedemnaste.
Voldemort pokiwał milcząco głową.
- Już nie będę musiał informować o wszystkim twojego ojca – rzekł.
Selene zaśmiała się.
- Ale nic nie musisz mu mówić – powiedziała. – Chciałabym zapytać… Eryk Selwyn… odesłałeś go, panie?
- Tak.
Milczał przez chwilę, patrząc przed siebie pustym, nieobecnym wzrokiem. Selene przyglądała mu się przez chwilę, pogrążona we własnych myślach.

- Musisz się przestać kłócić z Bellą – oświadczył nagle Czarny Pan. – Nie rozumiem waszych sporów. Wydaje mi się, że powinniście się przyjaźnić, obie jesteście bardzo wykwalifikowanymi czarownicami.
- No właśnie, o to chodzi – odparła Elin. – Ona cały czas coś ode mnie chce. Burczy na mnie, w ogóle mnie nie szanuje. A oczekuje ode mnie respektu. Nie będę się przed nią płaszczyć tylko dla tego, że jest ode mnie starsza. A jeśli jest zazdrosna o mnie, to jej problem, nie będę dłużej tego znosiła, po prostu dam jej w twarz.
Voldemort zamrugał szybko i uśmiechnął się w miarę przyjacielsko.
- Bella jest zazdrosna? – powtórzył. – O co?
Selene pewna była, że Czarny Pan wiedział, co jej chodzi po głowie. Głupio jej było rozmawiać o takich sprawach z Voldemortem. Milczała więc, obmyślając, jak mogłaby mu to powiedzieć.

- O mnie – odpowiedziała w końcu. – Sądzi, że tylko ją masz prawo lubić. Wybacz, panie, nie wiem, jak mam to nazwać…
- Nie Bellatrix steruje moim życiem, tylko ja – przerwał jej spokojnym głosem. – I nie będzie mi mówiła, co mam robić. Oceniam moich Śmierciożerców po tym, jak są mi wierni, co robią i jak się dla mnie poświęcają. Wiek nie ma tutaj znaczenia, to tylko cyfra. Nie zawracaj sobie więcej Bellą głowy. Idź do swoich przyjaciół, sądzę, że już na ciebie czekają.
Selene wyszła z salonu z trochę niepewną miną. Po tej bez wątpienia dziwnej rozmowie zauważyła, że przekroczyła jakąś niewidzialną granicę. Dowiedziała się o swoim panu więcej, trochę nawet za dużo niż by chciała.

Szybko opuściła dom Malfoyów, teleportując się prosto z salonu, bo nie chciała się natknąć na Bellatrix.
Pod klubem nikogo jeszcze nie było. No, przynajmniej nikogo z jej znajomych. Grupka pijanych mężczyzn kołysała się przy drzwiach i zaczepiała wchodzących i wychodzących ludzi.
Selene dostrzegła jakąś kolejną grupę ludzi. Rozpoznała wśród nich Kareen.
- Czekam tu na was długo – oznajmiła jej Elin.
- Bylibyśmy wcześniej, ale ktoś musiał poprawić makijaż – spojrzała znacząco na Pansy Parkinson. – Dwa razy.
Dziewczyna zrobiła niewinną minę.
- No wiesz, wybacz, że pragnę upiększyć ten klub – odpowiedziała urażonym tonem.
Patrząc na nią, Selene uniosła nieco brwi. Pansy ściskała ramię Dracona z ważną miną, on zaś wyglądał na bardzo zakłopotanego. Usiłował się oswobodzić z silnego uścisku Pansy, ale ona przykleiła się doń jak pijawka.
- Uspokój się – zwróciła mu uwagę. – Bo powiem twojej matce. Przyszedłeś tu ze mną…
- Ale nie dla ciebie – przerwała jej Selene i pocałowała Malfoya w usta, ku wielkiemu oburzeniu panny Parkinson.
- Chodźmy już – dodała.
Siedmioosobowa grupa minęła mijanych mężczyzn i weszła do środka. W klubie było tłoczno i duszno. Zapach perfum mieszał się z odorem przeróżnych alkoholi. Selene zamówiła dla każdego po drinku i zapłaciła mugolskiemu barmanowi tak zwanymi pieniędzmi. Zaśmiała się, widząc jak Crabbe i Goyle krzywią się, pijąc mugolski alkohol.
- Co, nie smakuje wam? – zapytała ze śmiechem.
Dwaj goryle nic nie odpowiedzieli, podczas gdy Selene wlała w siebie kolejnego drinka.

Wszyscy wyszli na chwilę na parkiet. Selene od razu została otoczona przez dwóch starszych o kilka lat, już trochę podpitych facetów.
- Co tu robisz sama, ślicznotko? – zapytał jeden z nich.
- Nie jestem sama – odparła z lekceważącą miną Elin. – I nie jestem ślicznotką.
Zauważyła, że mężczyźni spychają ją w stronę bocznego wyjścia.
- Jaki ty jesteś uroczy – zagadała bardziej pijanego mugola. Gdy ten usiłował ją objąć, odepchnęła go. – Za wysokie progi na twoje nogi.

Chciała odejść, ale obaj faceci chwycili ją jednocześnie za nadgarstki. Selene zesztywniała, kiedy jeden z nich przycisnął ją do ściany. Poczuła, jak zbiera w nim podniecenie, kumulując się w owej banalnej części ciała. Wydobyła z małej torebki buteleczkę z kwasem, który przygotowała rano. Szybkim ruchem odetkała korek, wciśnięty w szyjkę i wylała całą zawartość fiolki na twarz napastnika. Ten od razu osunął się na kolana, jęcząc i obmacując sobie twarz. Drugiego potraktowała zaś z kopniaka w kroczę.
- Drugi raz nie dam się skrzywdzić – wysyczała i wróciła do swoich przyjaciół, przez przypadek nadeptując jednemu z napastników na palce.
Kareen była przerażona.
- Nie zrobili ci nic? – zapytała, oglądając dokładnie przyjaciółkę.
- Nie, jednego potraktowałam kwasem, drugi zwija się z bólu z całkiem prozaicznych powodów – uśmiechnęła się złośliwie. – Bawmy się dalej, co się będziemy przejmować.

~*~


Nie no, za długi ten rozdział. Opanowała mnie ostatnio jakaś mania częstego zmieniania szablonów, więc jest nowy xD Dedykacja dla carmen37 :* 

19 lutego 2010

32. Obraz, który gada

Siedemnaste urodziny Selene zostały bardzo dokładnie zaplanowane. Albo raczej sam powrót do domu. Miała iść do gabinetu Snape’a, skąd miała, dzięki użyciu sieci Fiuu, polecieć do domu Kasandry, skąd dopiero miała się teleportować, całkiem bezpieczna i niewykrywalna przez Ministerstwo Magii oraz ciekawskiego Dumbledore’a.
Tak też więc zrobiła. Zaraz po śniadaniu udała się do gabinetu ojca i wskoczyła w zielone płomienie, mówiąc dokładnie adres domu babci.
Kiedy Snape wyskoczył za nią, bardzo się zdziwiła. Kasandra również. Została uprzedzona, że tylko jej wnuczka pojawi się w jej kominku. O niedoszłym zięciu nie wiedziała.
- A ty co tu robisz, zdrajco? – zapytała z wyrzutem. – Ja ci dam…
Chwyciła lampkę i zaczęła go nią okładać. Snape zasłonił się rękami, próbując uniknąć ciosów od niedoszłej teściowej.
- Kobieto, uspokój się! – krzyczał.
- Nie słuchaj, babciu, daj mu popalić – wtrąciła Selene, skręcając się ze śmiechu.
Jej doping najwyraźniej podniósł staruszkę na duchu, bo zaczęła obkładać Snape’a z jeszcze większym zaangażowaniem.
Mistrz Eliksirów postanowił to przerwać. Złapał w obie ręce lampkę i wyrwał ją, z lekkim trudem, starszej pani.
- Do cholery, opanuj się! – krzyknął, odrzucając lampę.
Dyszał ciężko, żyła pulsowała mu na skroni ze złości. Kasandra również wyglądała na rozwścieczoną. Zwykle pieczołowicie upięte w kok włosy wymknęły się spod perłowej zapinki, dokładnie wyprasowana szata pomięła się od szarpaniny z niedoszłym zięciem. Oboje sztyletowali się wzrokiem, bliscy tego, by na nowo rzucić się na siebie z pazurami.
Selene przyglądała się temu przez chwilę.
- Skoro skończyliście się bić, jakbyście mieli po osiem lat – zaczęła. – Możemy już wrócić do domu, co? Chyba, że chcecie pobawić się jeszcze w piaskownicy. Przynieść wam grabki?
Snape zignorował jej uwagę. Chwycił jej przegub i teleportował się. Selene spokojnie wylądowała na podwórku przed swoim domem. Była już przyzwyczajona do częstej deportacji i aportację. Bez słowa przeszła przez zaniedbany trawnik i weszła do środka. Nie zobaczyła Charity w salonie, co uznała za rzecz niezwykle sprzyjającą. Czyżby chciała zrobić Elin prezent urodzinowy i zniknęła z jej życia?

Usłyszała hałasy, dochodzące z kuchni. Poczuła się zawiedziona tym, że w tak ważnym dla niej dniu będzie się znajdować pod jednym dachem z Charity.
Snape wszedł chwilę po córce, zachowując się dużo głośniej niż ona. Zdjął podróżną pelerynę i oznajmił, że już jest. Blondynka wybiegła na chwilę z kuchni, żeby pocałować go w policzek i zapytać, co ma ugotować na obiad.
- To co robiłaś do tej pory? – zapytała Elin, unosząc wysoko brwi.
Charity uśmiechnęła się tajemniczo i szybko poszła do kuchni. Wróciła z niej, niosąc coś na tacy. Gdy podniosła pokrywę, oczom wszystkich ukazał się tort czekoladowy w kształcie Mrocznego Znaku, ozdobiony zielonym lukrem.
Selene aż parsknęła śmiechem.
- Ty kpisz? – spytała. – Co to jest?
- Tort – odpowiedziała, wyraźnie dumna ze swojego dzieła Charity. – Masz przecież urodziny. Nie podoba ci się?
Snape rzucił córce ostrzegawcze spojrzenia.
- Podoba, ale… - zaczęła wściekłym tonem głosu. – W ogóle nie masz szacunku dla Mrocznego Znaku.
Wbiła wzrok w podłogę, z trudem panując nad wybuchem gniewu. Była wściekła, że Charity tak zbezcześciła znak Śmierciożerców. Znak jej pana. A wyglądała tak, jakby to miał być jakiś świetny żart.

Powiedziała, że idzie do swojego pokoju, bo jest zmęczona. Nie udała się tam jednak. Różdżką otworzyła drzwi do sypialni ojca. Charity odcisnęła tam już swój ślad. Na toaletce przybyło kosmetyków, choć te, należące do Astraji wyglądały na nietknięte. Na skórzanym fotelu leżały w nieładzie ubrania zarówno jej, jak i Snape’a.
Selene usiadła po turecku po środku łóżka i utkwiła wzrok w zasłonach, które rozsunęły się, kiedy tylko machnęła w ich stronę różdżką. Astraja zdawała się być pogrążona w głębokim śnie, lecz gdy tylko padła na nią odrobina światła, otworzyła oczy. Uśmiechnęła się szeroko.
- Mamo – odezwała się niepewnie Selene, nie mając zupełnie pojęcia, jak zacząć rozmowę z portretem Astraji.
- Severus pozwolił ci ze mną porozmawiać? – zapytała.
- Nie. Mam dzisiaj urodziny. Mogę robić, co chcę – odparła, wzruszając ramionami.
- Ach, tak – pokiwała z uznaniem głową. – Jesteś już dorosła. Bardzo się zmieniłaś. Jesteś śliczną dziewczyną.
- Nie sądzę.
Astraja zaśmiała się tylko. Selene zaś popatrzyła na toaletkę i zmarszczyła czoło.
- Nie lubisz jej? – spytał portret.
- To mało powiedziane – odpowiedziała z goryczą w głosie Selene. – Zachowuje się tak, jakby była tu od zawsze.  Rozkazuje mi, jakby była moją matką.
- A nie jest?
Elin zaskoczyło to pytanie.
- Oczywiście, że nie! – zaprzeczyła natychmiast. – Ty nią jesteś! A ojciec o tobie zapomniał, kiedy się kłócę z Charity, tłumaczy mi, że muszę ją zaakceptować, bo ty już nie żyjesz.
- Nie jest inaczej – przyznała Astraja z o wiele bledszym uśmiechem. – Umarłam ponad dziesięć lat temu, Severus ma prawo ułożyć sobie życie z inną kobietą.
- Ale nie ma prawa zmuszać do tego i mnie!
Siedziała spokojnie, z podciągniętymi pod brodę kolanami, oplecionymi dookoła nich ramionami i wzrokiem utkwionym we wzorze na brązowym kocu. Milczała przez chwilę. Myślała o swoim ojcu i matce, jak to by było, gdyby byli teraz rodziną. Pod wpływem Astraji może nie byłaby taka zgorzkniała, może nie byłaby teraz Ślizgonką. A może to Astraja zeszłaby na złą w drogę i byliby rodziną Śmierciożerców.

Portret westchnął ciężko, spazmatycznie.
- Masz rację, nie miał prawa – odpowiedział.
- Tobie to jest tak łatwo powiedzieć – odezwała się z pretensją w głosie. – Wisisz tu, nie przejmujesz się niczym… A ja muszę ją znosić na co dzień.
- Nie zapominaj, że ta kobieta mieszka tu, śpi w moim łóżku, zajęła moje miejsce u boku Severusa… Pomyśl, co czuję, kiedy widzę ich tu razem.
Selene dostrzegła wagę swojego problemu i problemu swojej matki. Pokiwała ze smutkiem głową.
- Po prostu nie lubię, kiedy próbuje zastąpić mi ciebie – mruknęła. – Czasami mam ochotę ją zabić.
Nagle oczy jej rozbłysły.
- Najchętniej bym ją otruła – dodała, wzrok się jej zamglił, a twarz rozanieliła. – Na przykład kwasem mrówkowym, sparzyłby ją od środka…
Zaczęła się śmiać. Jej matka również trochę się rozchmurzyła.
- Zorientowałaby się, że coś jej wlałaś, ten kwas strasznie śmierdzi – stwierdziła. – Lepiej można było by jej podać kwas octowy. Skutki byłyby długotrwałe… w końcu mieć ocet w żołądku… całe noce spędzone w kiblu gwarantowane.
Obie wzdrygnęły się na samą myśl.
- Oczywiście żartuję – powiedziała jeszcze. – To życie Severusa, niech robi z nim, co chce. Ja jestem już po drugiej stronie.
Ktoś cicho wszedł do pokoju. Był to Snape. Powiedział córce, że chce porozmawiać z Astrają na osobności. Selene, zawiedzona, ale i zaskoczona, opuściła jego sypialnię.

Severus usiadł na miejscu Elin, również podpierając podbródek na zaciśniętych pięściach.
- Czemu napuszczasz ją na Charity? – zapytał.
- Nie napuszczam.
Astraja zdawała się być niewzruszona. Uśmiechała się tylko delikatnie, słuchając cierpliwie słów Mistrza Eliksirów.
- Ależ tak – upierał się. – Powinnaś ją skarcić, kiedy powiedziała ci o tych kwasach.
- Daj sobie spokój – prychnęła. – Co bym nie powiedziała, ona i tak jej nie polubi. Zresztą, nie mam zamiaru się kryć z tym, że i ja nie przepadam za tą kobietą. Powinieneś poświęcać Selene więcej czasu. A jeśli tego nie robiłeś, to teraz ty na tym stracisz.
Utkwiła w nim poważny wzrok, nie mówiąc już ani słowa.
Do pokoju znów ktoś wszedł. Tym razem była to Charity. Usiadła obok Snape’a, wpatrując się w portret.
- Czy chociaż ty nie możesz dać nam spokoju? – zapytała.
Astraja przewróciła oczami ze zniecierpliwienia.
- To jest wasze życie, róbcie, co chcecie, nie potrzebne jest wam moje błogosławieństwo – odparła, patrząc to na Snape’a, to na Charity. – Ale pomyśl, Severusie, co czuję. Ja wiem, co wy robicie, ponieważ wiszę nad łóżkiem. Gdybym była prawdziwą Astrają, nie znosiłabym tego tak dobrze.
Zasłony zasunęły się z trzaskiem. Mistrz Eliksirów westchnął ciężko.
- Nie przejmuj się – powiedziała blondynka, by podnieść go na duchu. – To tylko obraz, który gada.
Zasłony gwałtownie rozsunęły się.
- Idź i umyj się lepiej! – krzyknęła Astraja. – Proponuję kwas oleinowy, najlepiej się pieni!
Przez chwilę obie sztyletowały się wzrokiem, po czym Charity wyszła z pokoju, a Astraja zniknęła za swoimi wspaniałymi zasłonami.

~*~


Whehehe, akurat miesiąc temu był ostatni rozdział xD Cóż, komputer dzisiaj długo chodził, więc już kończę. Stworzyłam jeszcze taką akcję, jej opis znajduje się powyżej rozdziału. Byłabym zaszczycona, gdyby ktoś wziął w niej udział. Dedykacja dla Olki :*