19 lutego 2010

32. Obraz, który gada

Siedemnaste urodziny Selene zostały bardzo dokładnie zaplanowane. Albo raczej sam powrót do domu. Miała iść do gabinetu Snape’a, skąd miała, dzięki użyciu sieci Fiuu, polecieć do domu Kasandry, skąd dopiero miała się teleportować, całkiem bezpieczna i niewykrywalna przez Ministerstwo Magii oraz ciekawskiego Dumbledore’a.
Tak też więc zrobiła. Zaraz po śniadaniu udała się do gabinetu ojca i wskoczyła w zielone płomienie, mówiąc dokładnie adres domu babci.
Kiedy Snape wyskoczył za nią, bardzo się zdziwiła. Kasandra również. Została uprzedzona, że tylko jej wnuczka pojawi się w jej kominku. O niedoszłym zięciu nie wiedziała.
- A ty co tu robisz, zdrajco? – zapytała z wyrzutem. – Ja ci dam…
Chwyciła lampkę i zaczęła go nią okładać. Snape zasłonił się rękami, próbując uniknąć ciosów od niedoszłej teściowej.
- Kobieto, uspokój się! – krzyczał.
- Nie słuchaj, babciu, daj mu popalić – wtrąciła Selene, skręcając się ze śmiechu.
Jej doping najwyraźniej podniósł staruszkę na duchu, bo zaczęła obkładać Snape’a z jeszcze większym zaangażowaniem.
Mistrz Eliksirów postanowił to przerwać. Złapał w obie ręce lampkę i wyrwał ją, z lekkim trudem, starszej pani.
- Do cholery, opanuj się! – krzyknął, odrzucając lampę.
Dyszał ciężko, żyła pulsowała mu na skroni ze złości. Kasandra również wyglądała na rozwścieczoną. Zwykle pieczołowicie upięte w kok włosy wymknęły się spod perłowej zapinki, dokładnie wyprasowana szata pomięła się od szarpaniny z niedoszłym zięciem. Oboje sztyletowali się wzrokiem, bliscy tego, by na nowo rzucić się na siebie z pazurami.
Selene przyglądała się temu przez chwilę.
- Skoro skończyliście się bić, jakbyście mieli po osiem lat – zaczęła. – Możemy już wrócić do domu, co? Chyba, że chcecie pobawić się jeszcze w piaskownicy. Przynieść wam grabki?
Snape zignorował jej uwagę. Chwycił jej przegub i teleportował się. Selene spokojnie wylądowała na podwórku przed swoim domem. Była już przyzwyczajona do częstej deportacji i aportację. Bez słowa przeszła przez zaniedbany trawnik i weszła do środka. Nie zobaczyła Charity w salonie, co uznała za rzecz niezwykle sprzyjającą. Czyżby chciała zrobić Elin prezent urodzinowy i zniknęła z jej życia?

Usłyszała hałasy, dochodzące z kuchni. Poczuła się zawiedziona tym, że w tak ważnym dla niej dniu będzie się znajdować pod jednym dachem z Charity.
Snape wszedł chwilę po córce, zachowując się dużo głośniej niż ona. Zdjął podróżną pelerynę i oznajmił, że już jest. Blondynka wybiegła na chwilę z kuchni, żeby pocałować go w policzek i zapytać, co ma ugotować na obiad.
- To co robiłaś do tej pory? – zapytała Elin, unosząc wysoko brwi.
Charity uśmiechnęła się tajemniczo i szybko poszła do kuchni. Wróciła z niej, niosąc coś na tacy. Gdy podniosła pokrywę, oczom wszystkich ukazał się tort czekoladowy w kształcie Mrocznego Znaku, ozdobiony zielonym lukrem.
Selene aż parsknęła śmiechem.
- Ty kpisz? – spytała. – Co to jest?
- Tort – odpowiedziała, wyraźnie dumna ze swojego dzieła Charity. – Masz przecież urodziny. Nie podoba ci się?
Snape rzucił córce ostrzegawcze spojrzenia.
- Podoba, ale… - zaczęła wściekłym tonem głosu. – W ogóle nie masz szacunku dla Mrocznego Znaku.
Wbiła wzrok w podłogę, z trudem panując nad wybuchem gniewu. Była wściekła, że Charity tak zbezcześciła znak Śmierciożerców. Znak jej pana. A wyglądała tak, jakby to miał być jakiś świetny żart.

Powiedziała, że idzie do swojego pokoju, bo jest zmęczona. Nie udała się tam jednak. Różdżką otworzyła drzwi do sypialni ojca. Charity odcisnęła tam już swój ślad. Na toaletce przybyło kosmetyków, choć te, należące do Astraji wyglądały na nietknięte. Na skórzanym fotelu leżały w nieładzie ubrania zarówno jej, jak i Snape’a.
Selene usiadła po turecku po środku łóżka i utkwiła wzrok w zasłonach, które rozsunęły się, kiedy tylko machnęła w ich stronę różdżką. Astraja zdawała się być pogrążona w głębokim śnie, lecz gdy tylko padła na nią odrobina światła, otworzyła oczy. Uśmiechnęła się szeroko.
- Mamo – odezwała się niepewnie Selene, nie mając zupełnie pojęcia, jak zacząć rozmowę z portretem Astraji.
- Severus pozwolił ci ze mną porozmawiać? – zapytała.
- Nie. Mam dzisiaj urodziny. Mogę robić, co chcę – odparła, wzruszając ramionami.
- Ach, tak – pokiwała z uznaniem głową. – Jesteś już dorosła. Bardzo się zmieniłaś. Jesteś śliczną dziewczyną.
- Nie sądzę.
Astraja zaśmiała się tylko. Selene zaś popatrzyła na toaletkę i zmarszczyła czoło.
- Nie lubisz jej? – spytał portret.
- To mało powiedziane – odpowiedziała z goryczą w głosie Selene. – Zachowuje się tak, jakby była tu od zawsze.  Rozkazuje mi, jakby była moją matką.
- A nie jest?
Elin zaskoczyło to pytanie.
- Oczywiście, że nie! – zaprzeczyła natychmiast. – Ty nią jesteś! A ojciec o tobie zapomniał, kiedy się kłócę z Charity, tłumaczy mi, że muszę ją zaakceptować, bo ty już nie żyjesz.
- Nie jest inaczej – przyznała Astraja z o wiele bledszym uśmiechem. – Umarłam ponad dziesięć lat temu, Severus ma prawo ułożyć sobie życie z inną kobietą.
- Ale nie ma prawa zmuszać do tego i mnie!
Siedziała spokojnie, z podciągniętymi pod brodę kolanami, oplecionymi dookoła nich ramionami i wzrokiem utkwionym we wzorze na brązowym kocu. Milczała przez chwilę. Myślała o swoim ojcu i matce, jak to by było, gdyby byli teraz rodziną. Pod wpływem Astraji może nie byłaby taka zgorzkniała, może nie byłaby teraz Ślizgonką. A może to Astraja zeszłaby na złą w drogę i byliby rodziną Śmierciożerców.

Portret westchnął ciężko, spazmatycznie.
- Masz rację, nie miał prawa – odpowiedział.
- Tobie to jest tak łatwo powiedzieć – odezwała się z pretensją w głosie. – Wisisz tu, nie przejmujesz się niczym… A ja muszę ją znosić na co dzień.
- Nie zapominaj, że ta kobieta mieszka tu, śpi w moim łóżku, zajęła moje miejsce u boku Severusa… Pomyśl, co czuję, kiedy widzę ich tu razem.
Selene dostrzegła wagę swojego problemu i problemu swojej matki. Pokiwała ze smutkiem głową.
- Po prostu nie lubię, kiedy próbuje zastąpić mi ciebie – mruknęła. – Czasami mam ochotę ją zabić.
Nagle oczy jej rozbłysły.
- Najchętniej bym ją otruła – dodała, wzrok się jej zamglił, a twarz rozanieliła. – Na przykład kwasem mrówkowym, sparzyłby ją od środka…
Zaczęła się śmiać. Jej matka również trochę się rozchmurzyła.
- Zorientowałaby się, że coś jej wlałaś, ten kwas strasznie śmierdzi – stwierdziła. – Lepiej można było by jej podać kwas octowy. Skutki byłyby długotrwałe… w końcu mieć ocet w żołądku… całe noce spędzone w kiblu gwarantowane.
Obie wzdrygnęły się na samą myśl.
- Oczywiście żartuję – powiedziała jeszcze. – To życie Severusa, niech robi z nim, co chce. Ja jestem już po drugiej stronie.
Ktoś cicho wszedł do pokoju. Był to Snape. Powiedział córce, że chce porozmawiać z Astrają na osobności. Selene, zawiedzona, ale i zaskoczona, opuściła jego sypialnię.

Severus usiadł na miejscu Elin, również podpierając podbródek na zaciśniętych pięściach.
- Czemu napuszczasz ją na Charity? – zapytał.
- Nie napuszczam.
Astraja zdawała się być niewzruszona. Uśmiechała się tylko delikatnie, słuchając cierpliwie słów Mistrza Eliksirów.
- Ależ tak – upierał się. – Powinnaś ją skarcić, kiedy powiedziała ci o tych kwasach.
- Daj sobie spokój – prychnęła. – Co bym nie powiedziała, ona i tak jej nie polubi. Zresztą, nie mam zamiaru się kryć z tym, że i ja nie przepadam za tą kobietą. Powinieneś poświęcać Selene więcej czasu. A jeśli tego nie robiłeś, to teraz ty na tym stracisz.
Utkwiła w nim poważny wzrok, nie mówiąc już ani słowa.
Do pokoju znów ktoś wszedł. Tym razem była to Charity. Usiadła obok Snape’a, wpatrując się w portret.
- Czy chociaż ty nie możesz dać nam spokoju? – zapytała.
Astraja przewróciła oczami ze zniecierpliwienia.
- To jest wasze życie, róbcie, co chcecie, nie potrzebne jest wam moje błogosławieństwo – odparła, patrząc to na Snape’a, to na Charity. – Ale pomyśl, Severusie, co czuję. Ja wiem, co wy robicie, ponieważ wiszę nad łóżkiem. Gdybym była prawdziwą Astrają, nie znosiłabym tego tak dobrze.
Zasłony zasunęły się z trzaskiem. Mistrz Eliksirów westchnął ciężko.
- Nie przejmuj się – powiedziała blondynka, by podnieść go na duchu. – To tylko obraz, który gada.
Zasłony gwałtownie rozsunęły się.
- Idź i umyj się lepiej! – krzyknęła Astraja. – Proponuję kwas oleinowy, najlepiej się pieni!
Przez chwilę obie sztyletowały się wzrokiem, po czym Charity wyszła z pokoju, a Astraja zniknęła za swoimi wspaniałymi zasłonami.

~*~


Whehehe, akurat miesiąc temu był ostatni rozdział xD Cóż, komputer dzisiaj długo chodził, więc już kończę. Stworzyłam jeszcze taką akcję, jej opis znajduje się powyżej rozdziału. Byłabym zaszczycona, gdyby ktoś wziął w niej udział. Dedykacja dla Olki :* 

21 komentarzy:

  1. ~wiki-pedia
    19 lutego 2010 o 21:31

    Jestem pierwsza.?? Plisss powiedz, że tak xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~wiki-pedia
      19 lutego 2010 o 21:38

      Och, ach, ech jestem pierwsza xD Jak miło xD

      Usuń
    2. 19 lutego 2010 o 21:41
      Mówię, że tak, jesteś pierwsza xD

      Usuń
  2. ~Elizabeth Schmitt
    19 lutego 2010 o 21:35

    Kurde, druga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 lutego 2010 o 21:44
      Noo, brawo xD

      Usuń
    2. ~Elizabeth Schmitt
      19 lutego 2010 o 21:47

      Dzięki ;D. Ale miałam być pierwsza, niestety, tym razem nie zdążyłam ;D.

      Usuń
    3. 19 lutego 2010 o 21:52
      Uda się następnym razem xD

      Usuń
    4. ~Elizabeth Schmitt
      19 lutego 2010 o 21:55

      Oby ;D.

      Usuń
  3. ~Elizabeth Schmitt
    19 lutego 2010 o 21:40

    Ale super, Astraja wreszcie pokazała się. No i nie lubi Charity, to super. Niezły tort dostała Selene, czekam na next ;D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 19 lutego 2010 o 21:46
      Mój brat dostał tort z piłkażami, a nie lubi piłki nożnej xD

      Usuń
    2. ~Elizabeth Schmitt
      19 lutego 2010 o 21:53

      Jak nie lubi to nie wiem czy mam współczuć czy co… Powiem tylko moje skromne zdanie, że lubię piłkę nożną ;D.

      Usuń
    3. 19 lutego 2010 o 21:56
      Ja sport lubię, ale nie oglądać. W nogę lubię grać, po kostkach strasznie kopię, ale u nas tych faulów się nie uznaje, więc korzystam xD O, nie, to się aut nazywa, pardon xD

      Usuń
    4. ~Elizabeth Schmitt
      19 lutego 2010 o 21:58

      Też lubię grać ;D. Latam za piłką i się cieszę. Raz chyba kogoś w goleń trafiłam ;D.

      Usuń
    5. 19 lutego 2010 o 22:05
      A ja lewą rękę złamałam xD

      Usuń
    6. ~Elizabeth Schmitt
      19 lutego 2010 o 22:07

      Wolę uwierzyć na słowo ;D.

      Usuń
  4. ~Olka
    20 lutego 2010 o 00:03

    Dziękuję za dedykację…….Fajny rozdział i ładny szablon.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. klaudia1009@autograf.pl
    20 lutego 2010 o 13:11

    oooo…… mamusia przeciwko tatusiowi? Robi się ciekawieKada113

    OdpowiedzUsuń
  6. Eles____
    20 lutego 2010 o 14:02

    Serdecznie zapraszam na nowy rodział {maudit} Pt.’Inna Bridget”.

    OdpowiedzUsuń
  7. Eles____
    20 lutego 2010 o 16:54

    Serdecznie zapraszam na nowy rozdział {corka-ciemnego-zla} Pt. „Amortencja”.

    OdpowiedzUsuń