31 grudnia 2008

Rozdział 10

Następnego dnia, kiedy Selene usiadła przy stole Ślizgonów, a sowa przyniosła jej „Proroka Codziennego”, naprzeciwko niej pojawił się Draco Malfoy. Był wściekły i nawet nie starał się tego ukryć. On również musiał dostać już pocztę. Ich milcząca rywalizacja stawała się coraz bardziej zażarta.
- Sądzę, że jesteś z siebie dumna – wysyczał. Jego oczy płonęły żywym ogniem, jednak starał się nie podnosić głosu, aby nie zwrócić na siebie uwagi innych uczniów.
- Tak się składa, że jestem, ale dzięki za troskę – mruknęła Selene, rozkładając przed sobą gazetę w taki sposób, aby móc spokojnie jeść jajecznicę i czytać. Na pierwszej stronie ogromnymi literami wypisane było:

MASOWA UCIECZKA OLBRZYMÓW Z GÓR ALP

Selene uśmiechnęła się do siebie. Po przeczytaniu artykułu doszła do wniosku, że olbrzymy przyłączyły się do Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i są już oficjalnie niebezpiecznymi dla ludzi stworzeniami magicznymi. Radował ją każdy, nawet najmniejszy krok Czarnego Pana w stronę zwycięstwa nad fanatykami niszczącymi szlachetne rody czarodziejów czystej krwi.

- A jak ci tam idą… ach, prace remontowe? – zadrwiła, nie odrywając wzroku od artykułu.
Malfoy nie odpowiedział, tylko zmarszczył brwi. Jego pewność siebie uleciała z niego, jak z przekłutego balonika, jednak nie zamierzał dać tego po sobie poznać. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to zmienić temat. Już nawet wiedział, na jaki.
- Nie o tym chciałem porozmawiać – zaczął.
- A o czym?
- O… o Potterze.
Selene podniosła głowę i spojrzała na niego, uśmiechając się kpiąco. Jej brwi były uniesione, oczy błyszczały, a ona sama zastanawiała się przez chwilę, co powinna zrobić. Czy mogła ryzykować? Malfoy z całą pewnością lękał się Voldemorta, ale jego mania bycia najlepszym w każdej dziedzinie (oczywiście poza nauką) potrafiła przezwyciężyć strach. Mógł ją wydać nie tylko przed Wybrańcem, ale i przed wszystkimi mieszkańcami zamku.
Ale kto mu uwierzy? To jego ojciec był śmierciożercą, co wydało się zaledwie kilka miesięcy temu. Poza tym nic złego nie mogło jej grozić. Profesorowi Snape’owi zawsze udawało się wyciągnąć ją z kłopotów, jeśli w nie wpadła. Dlaczego tym razem miało być inaczej?
- Chodź, to opowiem ci wszystko – odpowiedziała i pociągnęła Malfoya za ramię. Ten wyszedł ze swoją ślizgońską towarzyszką z Wielkiej Sali i skierował się w stronę lochów. Elin bez słowa ruszyła za nim. Wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną, kiedy zaczęła mówić.
- Kiedy już umówiłam się z Potterem, ten powiedział mi co nieco o planach Zakonu Feniksa. Mogę go teraz zapytać, o co tylko zechcę. A później przekazać to Czarnemu Panu. Już powiedziałam mu o kilku sprawach, których ty i twój mały mózg nigdy nie pojmie.  
Zatrzymała się tuż obok płonącej błękitnym, gazowym płomieniem pochodni i wsunęła ręce do kieszeni. Jej ciemny, chłodny blask padał na jej ziemistą, szczupłą twarz i sprawiał, że policzki zdawały się być bardziej zapadnięte, a oczy jeszcze bardziej podkrążone.
- Jestem z siebie niezwykle dumna – dodała nieco ciszej.
Draco przygryzł wargi i zmrużył oczy. Był bardzo niezadowolony tym nowym pomysłem Selene, który zresztą sam jej podsunął. Musiał zaakceptować fakt, że nie tylko on był nowym wybrańcem Czarnego Pana. Dla własnego dobra powinien tolerować Selene, ponieważ teraz to ona i Snape byli ulubieńcami Lorda Voldemorta, a Malfoyowie popadli w niełaskę. Jednak nie to bolało go najbardziej. Dzięki temu, że Elin nie była wcześniej skłócona z Potterem, mogła wykorzystać teraz swoją kobiecość i faktycznie zrobić z nim to, co się jej podobało. A tego właśnie pragnął Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać: informacji o nim.
- Nie musisz tego robić – mruknął.
- Oczywiście, że nie muszę – odparła. – Ale chcę. Ten pomysł bardzo spodobał się Czarnemu Panu. Uznał, że jest świetny, więc dlaczego miałabym z tego rezygnować?
Malfoy wzruszył ramionami.
- Sam nie wiem, ale… może kiedyś przestaniesz udawać? Nie zastanawiałaś się nad tym? Może nadejdzie kiedyś taki dzień, że faktycznie zakochasz się w Harrym Potterze. Zdradzisz naszego pana, zawiedziesz ojca…
Selene parsknęła śmiechem i pogroziła mu palcem. Wyglądała na szczerze rozbawioną tą dziwną hipotezą Ślizgona. Teraz nie miała żadnych wątpliwości: był zazdrosny o jej dokonania i względy, którymi obdarzył ją Lord Voldemort.
- Przejrzałam cię! – zaśmiała się. – Nie możesz po prostu znieść tego, że dziewczyna jest w czymś od ciebie lepsza.
Zerknęła teatralnie na nieistniejący zegarek na nadgarstku i dodała:
- Wybacz, że cię opuszczam, ale mam kolejną randkę z Potterem.
Pobiegła w stronę ukrytego za kamienną ścianą dormitorium, by się przebrać. Zabawa z Wybrańcem zaczęła ją wciągać. Czuła, że wszystko kontroluje i bardzo się jej to spodobało. Zdominowana przez surowego ojca dziewczyna doskonale czuła się w nowej roli, którą teraz grała w tym związku. Ubrała zieloną sukienkę do kolana, tym samym podkreślając swoją przynależność do Domu Węża, uczesała włosy w kok i udała się w stronę Pokoju Życzeń. Pewność siebie biła z niej jasną, ciepłą aurą, kiedy kroczyła lekko korytarzem.

Gdy dotarła na miejsce, Harry Potter już na nią czekał. Powitał ją tymi słowami:
- Pięknie wyglądasz.
Selene uśmiechnęła się słodko i oboje weszli do Pokoju Życzeń. Tym razem zmienił się w duże pomieszczenie z kanapą na środku i niewielką szafką w kącie, na której stał wazon z żółtymi różami. Wszystko było proste, bez choćby odrobiny klasy czy romantyzmu. Jednak Ślizgonka nie spodziewała się po swoim towarzyszu czegoś lepszego.
Ten Potter to nie ma wyobraźni, pomyślała i spoczęła na kanapie, oczekując na kolejny krok Gryfona.  
- Nie chodzisz z Malfoyem, mam rację? – spytał na jednym oddechu tak szybko, że Selene natychmiast zrozumiała, ile kosztowało go wydukanie tego pytania. Zaśmiała się cicho, a jej oczy zapłonęły w półmroku.
- Nie, postanowiłam oddać mu pewną przysługę. On chce tylko odpocząć od Parkinson, to wszystko – odparła krótko. – To co powiesz? Jak tam idzie Dumbledore’owi?  
Harry nieco zmarkotniał. Był jednym z tych chłopców, którzy nie kryli się ze swoimi emocjami. Bardzo różnił się od Dracona, który nie tylko skrywał swoje prawdziwe „ja”, ale i zastępował go nowym, fałszywym, które potrafiło zwieść nawet najbardziej doświadczonych oko.
- Dostałaś „Proroka”?
Selene pokiwała głową i również udała bardzo zasmuconą, jednak co chwilę zerkała kątem oka na swego towarzysza, aby niczego nie przeoczyć.  
- To okropne – westchnęła. – Uciekły do Sam-Wiesz-Kogo, tak?
Harry przytaknął milcząco.
- Lupin przysłał mi dziś wiadomość – odpowiedział. Selene uniosła brwi. Serce mocniej zabiło jej w piersi, jednak musiała natychmiast się opanować, aby Potter nie zauważył jej podniecenia.
- Lupin? – zdziwiła się. – Czy to nie ten wilkołak, który uczył nas w trzeciej klasie obrony przed czarną magią? Snape coś wspominał… Gdzie on teraz jest?
- Próbuje przeciągnąć wilkołaki na naszą stronę – odrzekł Potter.
Selene odniosła tego dnia kolejny, wielki sukces.
Wystarczy krótka sukienka, żeby owinąć sobie faceta wokół palca, pomyślała i uśmiechnęła się do Harry’ego.
- I jak mu idzie? – spytała, starając się, by to pytanie zabrzmiało niewinnie.  
- Nie wiem tego. To tajemnica, w końcu praca z wilkołakami to bardzo delikatna sprawa – odpowiedział.
- Oczywiście.

Przez chwilę milczeli.
Selene chciała zadać jeszcze tylko jedno pytanie, ale bała się, że tym mogła wszystko zepsuć. Postanowiła więc poczekać, a skupić się na czymś bardziej ogólnym. Musiała zacząć się kontrolować. Musiała powstrzymywać nie tylko emocje, ale i ambicje. Chciałaby dowiedzieć się wszystkiego natychmiast, wycisnąć Harry’ego Pottera jak gąbkę, wchłonąć to, co wie, a później wyrzucić go, jak zużyte, zniszczone pióro.
- Skąd wiesz tyle na temat działań Zakonu? – zapytała, starając się, aby w jej głosie zabrzmiał w miarę szczery podziw.
Harry wypiął dumnie pierś.
- Teraz mam zajęcia z Dumbledore’em, a wiesz, jaki on jest. Zawsze coś mimochodem wspomni na ten temat – odpowiedział i nagle spoważniał. W jego zielonych, jasnych oczach zamigotał przez chwilę strach. – Ale pamiętaj, to tajemnica.
Selene pokiwała głową.
- Na mnie już czas, muszę napisać coś na eliksiry dla Slughorna – odezwała się i wstała szybko. Dowiedziała się wszystkiego, czego chciała, jej misja na dziś została zakończona sukcesem.
- Może spotkamy się jutro? – zaproponował Gryfon. Dziewczyna uśmiechnęła się słodko.
- Oczywiście – odparła i już jej nie było.

Pobiegła do dormitorium Ślizgonów, by się przebrać w czarną szatę i wybiegła na błonia, skąd miała zamiar teleportować się do rezydencji państwa Malfoyów. Chciała na bieżąco przekazywać wszystkie informacje prosto do Czarnego Pana. Jednak w pewnej chwili poczuła, że ktoś mocno chwyta ją za ramię.
- Tym razem to ci się nie uda – wycedził Draco.
- I oto mam kolejną cenną informację dla Czarnego Pana – wydyszała Selene, wyszarpując się ze stalowego uścisku Ślizgona. – Draco Malfoy utrudnia działanie śmierciożerców. Nie uważasz, że ta wiadomość może zainteresować Czarnego Pana?
- Nie, Selene… Zaraz! Możesz mi zaufać! – zawołał za nią, ale ona już odepchnęła go i teleportowała się do rezydencji Malfoyów. Była rozwścieczona tak, jak nigdy. Nie zapukała, tylko wkroczyła do holu, tym razem już bez cienia strachu. Była w bojowym nastroju, którego nie potrafiły stłumić nawet majestatyczne, piękne, malowane postacie śledzące ją z bogato zdobionych ram.
- Czarny Pan wiedział, że dziś przyjdziesz – usłyszała chłodny głos Narcyzy Malfoy, która pojawiła się nagle u szczytu marmurowych schodów.
- Tak? To świetnie, bo mam dla niego całkiem interesujące informacje – odpowiedziała Elin, a ton jej głosu był lodowaty jak ściany w lochach Hogwartu.
Podeszła do masywnych drzwi salonu i podnosiła rękę, by zapukać, ale zanim to uczyniła, usłyszała łaskawe „proszę”. Posłusznie weszła do środka. Czarny Pan ponownie zbił ją z tropu i sprawił, że pewność siebie momentalnie uciekła, ustępując miejsca niepewności.
- Podejdź i opowiedz mi o wszystkim, czego się dowiedziałaś – polecił jej Voldemort i wskazał  krzesło. Snape usiadła i na wstępie zapytała:
- Czy mogłabym wysyłać ci sowy, panie?  Tak byłoby bezpieczniej, bo ktoś mógłby zacząć coś podejrzewać. Żadna uczennica nie powinna wymykać się ze szkoły, a zwłaszcza teraz, kiedy ochrona zamku została wzmocniona.
Czarny Pan pokiwał milcząco głową.
Selene opowiedziała mu wszystko, czego się dowiedziała. Była najczystszym potokiem słów, które jej słuchacz z chęcią pochłaniał. Gdy zaś skończyła, spuściła nieco głowę, czekając, aż Voldemort każe jej odejść. Ale tak się nie stało. Czarny Pan wstał i zaczął krążyć po pokoju. Słychać było tylko cichy szelest przesuwającej się po dywanie peleryny.
- A co z Malfoyem? – spytał.
Elin wzdrygnęła się lekko.
- W jakim sensie? – wyjąkała.
- Co chcesz przede mną ukryć, Selene? Może swoje uczucia? A może jakieś informacje?
Selene potrząsnęła przecząco głową. Ogarnęło ją prawdziwe przerażenie, wydawało jej się, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi. Na moment straciła dech, jednak w chwili, kiedy go odzyskała, wykrzyknęła:
- Nie, nic nie chcę przed tobą ukryć! Panie, wiesz wszystko, co powinieneś wiedzieć! Ja nigdy… Chcę ci służyć do końca życia i nie mam przed tobą żadnych tajemnic! Możesz mi zaufać…!
Voldemort zatrzymał się, nie odrywając od twarzy Selene wzroku. Jej strach wywołał w nim lekką, przyjemną radość i satysfakcję. Dziewczyna bez wątpienia nie miała nad sobą nikogo poza nim, tak, widział w jej oczach ten sam gorący fanatyzm, którym już dawno przesiąkło także ciało Bellatriks. Jednak w żadnym wypadku go to nie raziło, wręcz przeciwnie. Każdy sługa o tak młodzieńczym i szalonym zapale był na wagę złota. Nie mógł sobie pozwolić na utratę dziewczyny, która stała teraz z bijącym w piersi sercem i przerażeniem wymalowanym na bladej twarzy, oczekując na osąd. Przemówił więc:
- Możesz być spokojna, Severus dobrze cię wychował. Odejdź.
Elin skłoniła się i natychmiast wykonała rozkaz swego pana. Wciąż była roztrzęsiona po tym, co od niego usłyszała. Długo jeszcze miała przed oczami te spokojne, szkarłatne oczy wpatrzone w nią jak w obrazek, kiedy opowiadała o swoim spotkaniu z Wybrańcem. Właśnie to milczenie zmotywowało ją do dalszego działania.

~*~


To nie koniec, moi drodzy. Następny rozdział ukaże się już w 2009 roku, niestety… Właśnie kończący się rok zmobilizował mnie do napisania tego odcinka. Życzę więc udanego Sylwestra, zabawy do białego rana i radosnego początku Nowego Roku. Zobaczymy się już niebawem. 

13 grudnia 2008

Rozdział 9

Na spotkanie z Harrym Potterem Selene przygotowała się wyjątkowo starannie. Choć wiedziała, że to niemożliwe, postawiła sobie za punkt honoru, aby wszyscy byli nią zachwyceni: każdy uczeń, sowa, kot szwędający się po błoniach, całe Hogsmeade, a nawet ten stary ramol Filch, ale najbardziej oczarowany miał być Potter. Była pewna, że uwodzenie za pomocą intelektu miała opanowane do perfekcji, ale z wyglądem i wdziękiem było znacznie gorzej, więc musiała przeprosić się na chwilę z Karen, schować dumę do kieszeni i nareszcie dać sobie pomóc. Zgrzytała ze złości zębami, kiedy Ślizgonka przetrząsała swój kufer w poszukiwaniu jakiejś pasującej na pierwszą randkę kreacji; dziewczyna pobladła, kiedy ujrzała, jak Mary rozkłada na łóżku wybraną szatę. Selene przez myśl by nie przyszło, że będzie musiała kiedyś coś takiego na siebie włożyć, ale nie miała wyboru. Uwinęła się tak szybko, jak tylko mogła, ale nie obyło się oczywiście bez doświadczonej ręki Karen. Szesnastolatka pomogła jej nie tylko z szatą, ale i włosami; ogarnęła także zwykle nieokrzesany makijaż przyjaciółki.
— Czuję, jak iloraz inteligencji spada mi o pięćdziesiąt — mruknęła Elin, starając się wcisnąć na stopę należący do panny Black but na wysokim obcasie.
— Poczekaj, aż zobaczysz się w lustrze! — Ślizgonka była zachwycona.
Nareszcie czuła się potrzebna, a fakt, że Selene Snape oddała się w jej ręce i pozwoliła tak ingerować w swój wygląd, świadczył jedynie o zaufaniu, jakim ją darzyła. Choć nie uważała randkowania z Harrym Potterem za rozsądne posunięcie, tego dnia nic nie mogło jej popsuć humoru.
Kiedy Elin w końcu wcisnęła nogi w trochę za małe szpilki i chwiejnym krokiem przeszła przez sypialnię, Mary ściągnęła narzuconą na lustro kotarę (którą notabene na tę okazje zdjęła z karniszy otaczających jej łóżko), bardzo dumna ze swojego dzieła, czego jednak nie można było powiedzieć o Selene. Przechylała głowę to w jedną, to w drugą stronę, mrużyła i otwierała oczy, starając dopatrzeć się w swojej przemianie czegoś pozytywnego, ale w odbiciu wciąż widziała tego samego koczkodana — przystrojonego i upiększonego — lecz nadal koczkodana. Włosy miała ładnie uczesane i spięte na karku jakąś ciemną przypinką, sięgająca nieco za kolano mugolska sukienka z jakiegoś sztucznego, połyskującego materiału była trochę za duża (Karen robiła wszystko, żeby choć trochę ją zmniejszyć, ale efekt końcowy nie był tak zadowalający, jak obie dziewczyny tego oczekiwały), a małe buciki na szpilce piły ją nieprzyjemnie w stopy. Przez myśl jej przeszło, że być może jakaś inna uczennica wyglądałaby w tych ciuchach słodko, ale nie ona. Wręcz przeciwnie — była groteskowo wystrojona. I jeszcze ten makijaż… Miała ochotę zedrzeć go z twarzy wraz ze skórą.
— Fuj — mruknęła z niesmakiem Selene. — Koszmar… Wyglądam jak strojnisia. 
Ale Karen roześmiała się; tylko Elin widziała w lustrze przebranego potwora. Owszem, do piękności było jej daleko, ale nareszcie można było odróżnić ją od Snape’a, wystarczyło tylko trochę zmniejszyć objętość krzaczastych brwi, nadać ziemistemu licu nieco koloru, a i ten wielki nos nie rzucał się tak bardzo w oczy. 
— Jak zwykle przesadzasz — prychnęła. — Zobaczysz reakcję Pottera.
Selene rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie; była wściekła, i tylko ta niesamowita serdeczność ze strony przyjaciółki powstrzymywała ją przed spoliczkowaniem Karen. A w tej chwili miała na to większą ochotę niż kiedykolwiek wcześniej. Czuła się idiotycznie i miała wrażenie, że będzie przyciągać uwagę innych tym swoim śmiesznym strojem. To tak, jakby przebrać Mistrza Eliksirów w którąś z szat Lockharta. Albo ubrać Dracona Malfoya w dres. A te buty… Była przekonana, że nie zdoła postawić w nich ani jednego kroku bez potknięcia się.
— No nie wiem, nie wiem… Skoro spodobałam mu się bez tych wszystkich cudów, może teraz też to nie jest potrzebne — mruknęła, próbując zetrzeć ukradkiem z policzków jak najwięcej różu.
— Żartujesz? — przerwała jej z zapałem Karen; nareszcie rozmawiały na temat, na który miała dużo do powiedzenia. — Nie jest aż takim tępakiem, żeby patrzeć tylko na twój wygląd, ale kiedy przyjdziesz na randkę taka wystrojona, wypachniona, to od razu zauważy, że ci na nim zależy!
— Skoro tak mówisz…
Zrobiła kilka chwiejnych kroków w stronę wyjścia (starała się zapomnieć o nieprzyjemnym bólu w stopach), ale zatrzymała się gdzieś w progu i obejrzała się za siebie. Liczyła na to, że przyjaciółka dotrzyma jej towarzystwa choć w drodze do holu, ale nie, Karen zabrała się za wieszanie swojej kotary, a robiła to tak powoli, jakby nie miała tego dnia już nic więcej do roboty.
— A ty nie idziesz? — zapytała.
— Nie. Dostałam w tym tygodniu szlaban od McGonagall, bo drugi raz oddałam jej nieskończoną pracę — odparła takim tonem, jakby mówiła o pogodzie. — Poza tym mam wieczorem „prywatne lekcje” u Snape’a — to mówiąc, wykonała w powietrzu gest imitujący cudzysłów — więc chyba to nie jest najlepszy dzień na wycieczki… A! Właśnie! Zapomniałabym!
Doskoczyła do swojej zawalonej kosmetykami i słodyczami szafki nocnej, po czym wygrzebała z szufladki kilka różnokolorowych flakoników wypełnionych perfumami. Karen zaczęła z entuzjazmem wąchać każdy szklany koreczek, bacznie obserwowana przez Selene, która od zawsze twierdziła, że najlepszym pachnidłem jest czysta woda i mydło. W końcu Mary zdecydowała się na któryś z zapachów, bo pochwyciła buteleczkę i trysnęła przyjaciółce jego zawartością prosto w twarz, życząc powodzenia z Potterem.

Szła powoli przez hol, modląc się do Boga, w którego nie wierzyła, aby się nie przewrócić, a wybierający się do Hogsmeade uczniowie przyglądali jej się i szeptali do uszu swych kolegów uwagi na temat Selene. Dziewczyna miała rację. Nie mogła przejść obojętnie nawet obok grupki drugoroczniaków, którzy wlepili wzrok w chwiejące się pod Ślizgonką buty na obcasie i chichotali bezczelnie. Jednak dziewczyna była na tyle pewna swego oddania misji, że te złośliwe uwagi dziewcząt i żarliwe spojrzenia męskiej części Hogwartu w całości się od niej odbijały. Liczyło się tylko to, co na to powie Harry Potter.
Ale oczywiście nie mogło się odbyć bez żadnych zakłóceń.
Kiedy tylko dotarła do głównych schodów, niemal od razu natknęła się na swojego ojca. Severus Snape we własnej osobie wychodził właśnie z Wielkiej Sali, a minę miał taką, jakby ktoś właśnie mu doniósł, że jego córka ma zamiar łajdaczyć się z każdym, kogo spodka w pobliskiej wiosce.
— Gdzie ty się wybierasz w tym stroju? — syknął, upewniwszy się, że nikt na nich nie patrzy.
Miał ochotę szarpać ją za ramię tak mocno, aż jakimś magicznym sposobem zmieni jej sukienkę w zwyczajną czarną szatę. Domyślił się, że ten strój Selene musiała pożyczyć od Karen — w tym momencie i tak nikła sympatia do tej dziewczyny zmalała prawie do zera. Zawsze przypuszczał, że to jego córka miała zły wpływ na pannę Black, ale okazało się, że obie są siebie warte. Snape wiedział, że Elin za jakiś czas skończy siedemnaście lat i stanie się dorosłą czarownicą, lecz jej widok w takiej kobiecej sukience, w tych dorosłych butach wzburzył w nim krew w ten sam nieprzyjemny sposób, kiedy pierwszego września pokłócił się z córką tuż przed jej wyjściem z domu. Wtedy też nie mógł znieść tej jej zbyt kusej spódniczki i podkreślonych chudych nóg.
Selene natomiast jedynie przewróciła oczami. Nie miała zielonego pojęcia, co czuł jej ojciec, ba, nie zdawała sobie sprawy z tego, że Mistrz Eliksirów mógł czuć cokolwiek poza złością. Był przecież tak czepialski, że nie widział niczego poza czubkiem swego garbatego kinola, który zresztą był tak wielki, że dziewczyna wcale się nie dziwiła, że nie dostrzegał poza nim świata.
— Próbuję działaś — odwarknęła i odsunęła się na tyle, aby przechodząca nieopodal nich Puchonka z czwartej klasy nie zauważyła, że ze sobą rozmawiają. —Nie będziesz mną rządził. A sam mi powiedziałeś, że to nie zabawa.
Znów odwrócili od siebie głowy, bo z Wielkiej Sali wyleciała właśnie grupa perłowo białych, na wpół przezroczystych duchów, lecz i one nawet nie zaszczyciły ich spojrzeniem, gdyż były zbyt zajęte obgadywaniem jakiejś martwej od prawie pięciuset lat kobiety.
— Nie mam już do ciebie siły, smarkulo — odparł Snape, definitywnie kończąc na tę chwilę ich rozmowę. — Nawet nie chcę wiedzieć, na czym ma polegać ten plan, ale żebyś mi później nie ryczała, że…
Urwał, nie wiedząc, co dokładnie chciał powiedzieć. Wymienił jeszcze z córką te same mocne, nienawistne spojrzenia, odwrócił się na pięcie i wkroczył w głąb holu, aby nakrzyczeć na trójkę Bogu ducha winnych Krukonów, którzy akurat nawinęli mu się pod rękę. Po raz kolejny zdał sobie sprawę z własnej bezsilności. Trzymał w ryzach cały Hogwart, a nie potrafił poradzić sobie z jedną bezczelną gówniarą, która grała mu na nosie od dnia, kiedy przyszła na świat. Już wtedy obsikała mu dosłownie całą szatę, a Snape do dziś nie miał pojęcia, jakim cudem tak małe, chude dziecko może w sobie tyle pomieścić. Kilka dni później wziął ją na ręce po raz drugi, ale Selene zmieniła taktykę — tym razem go obrzygała. I tak do jej piątych urodzin, a później… Później było już tylko gorzej, aż Mistrz Eliksirów całkiem zapętlił się w swojej niewiedzy, pozwalając na to, aby jego córka wyrosła na to, czym teraz była.

Harry stał mniej więcej w środku kolejki, poprawiając nerwowo włosy i sprawdzając dyskretnie swój oddech, podczas gdy Filch przepuszczał uczniów przez drzwi wejściowe i odhaczał ich nazwiska na długiej liście, która ciągnęła się przed nim aż po podłodze — wszyscy chcieli skorzystać z ostatnich przyjemnych dni, zanim cała Wielka Brytania na cztery miesiące pogrąży się w chłodnych i ponurych szarościach zimy. Selene obserwowała go przez chwilę z ciemniejszego kąta sali wejściowej, podziwiając w duchu własny geniusz.
— Potter. — Selene niespodzianie szybko przebrnęła przez wypełniający się uczniami hol, co dodatkowo wywołało zaskakująco szczery uśmiech na jej twarzy.
Chłopak spłonął rumieńcem, kiedy tylko ją ujrzał. Ron, Hermiona i Ginny przez cały wczorajszy wieczór naśmiewali się z tego, jak wygląda dziewczyna, którą postanowił zaprosić na wycieczkę do Hogsmeade, ba, poruszyli też nieprzyjemny temat Cho Chang, jakoby Krukonka przynajmniej nigdy nie przyniosła mu wstydu, a przecież Wybrańcowi nie wypada szlajać się po wiosce ze Ślizgonką. Ron nawet pokusił się o śmiałą teorię (dotyczącą oczywiście podobieństwa Elin do Mistrza Eliksirów), że na następny wypad do Hogsmeade Harry powinien zaprosić profesora Snape’a. Po tym komentarzu Potter poczuł w żołądku nieprzyjemny uścisk, który trzymał go aż do dziś, lecz puścił w momencie, kiedy tylko Gryfon ujrzał Selene. Choć nie należał do grona tych chłopców, którzy znali się na tych wszystkich kobiecych fatałaszkach, natychmiast zauważył różnicę. Wyglądała niesamowicie. Gryfoni rzadko mieli zajęcia ze Ślizgonami, ale podczas tych nielicznych lekcji Harry zdążył już zauważyć, z jak utalentowaną czarownicą miał do czynienia. A teraz wyglądała tak… inaczej! Nie mógł oderwać od niej wzroku.
— Elin… och, no tak… Cześć.  
- Idziemy? – zaproponowała, wskazując głową na otwarte drzwi.
- Oczywiście.
Granie słodkiej idiotki bynajmniej nie zachwycało Selene, ale dla Czarnego Pana gotowa była się poświęcić. Nie rozmawiała z nim o tym, ale ten plan pojawił się w jej głowie tak spontanicznie… Voldemort był dla niej wszystkim. Stał się jej nową fascynacją. Oddałaby dla niego życie, rodzinę, duszę i wszystko, czego by zażądał.

Dotarli do Hogsmeade i zatrzymali się po środku placu. Musiała przyznać, że nawet całkiem dobrze się im rozmawiało. Pomijając całą jego obrzydliwą otoczkę bycia Harrym Potterem i jej naturalnym wrogiem, nie wyglądał na bufona. Nie irytował ją ciągłymi szyderstwami, zadzieraniem nosa czy pustymi przechwałkami. Niemniej jednak – wciąż był Wybrańcem, którego nienawidziła i życzyła jak najgorzej.
- Znam dość miłe miejsce, może wpadniemy tam na kawę? – zaproponowała ze słodkim uśmiechem Selene.
- J-jak sobie życzysz – Harry nadal był oszołomiony tym, że towarzyszy mu tak urocza i przemiła Ślizgonka. Nie potrafił uwierzyć w swoje szczęście, które pod urzekającą kołderką ukrywało jadowitego pecha.
Selene poprowadziła go do małej herbaciarni madame Celestyny. Była to mała knajpka, pełna dwuosobowych stolików. Dominowały barwy różowe, brązowe i złote, więc Selene od razu zaczęło się robić niedobrze. Nie znosiła takich miejsc. Mimo to bez choćby jednego skrzywienia zajęła z Harrym stolik po środku herbaciarni i rozejrzała się. Za plecami Harry’ego siedziała Kareen z jakimś Ślizgonem z siódmej klasy i puściła do niej oko. Elin odmrugnęła, wzięła do ręki łyżeczkę i zaczęła się nią bawić.
- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? – zapytał Harry.
- Jeszcze nie – odrzekła Elin, nie rezygnując z zachęcającego uśmiechu i zaczęła się zastanawiać, jak szybko musiała biec Kareen, aby być tu przed nią.
Do ich stolika podeszła uśmiechnięta madame Celestyna. Była to niska blondynka około czterdziestki odziana w falbaniaste, szkarłatne szaty.
- Prosimy o dwie kawy – powiedziała Selene. Madame Celestyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i odeszła.
Ślizgonka postanowiła przystąpić do dzieła. Położyła prawą dłoń na stoliku i czekała. Po chwili jakaś skrzatka przyniosła im zamówienie i rachunek. Selene pochwyciła swoją filiżankę i upiła z niej trochę.
- Jak tam ci idzie w szkole, Potter? – zapytała obojętnie. – Słyszałam o tej akcji ze Snape’em.
Harry drgnął.
- Było, minęło… To stare dzieje – mruknął, przestraszony tym nagłym pytaniem.
- Bardzo ci współczuję utraty ojca chrzestnego – dodała, przeklinając w duchu Syriusza Blacka i jego chrześniaka od siedmiu boleści. Zrobiła bardzo zasmuconą minę i zmarszczyła lekko brwi.
- To miłe z twojej strony.
Po chwili milczenia, Selene postanowiła pójść na całość. Skoro i tak już kłamała, mogła oszukać Wybrańca jeszcze bardziej. Nie zależało jej na chłopcu, był dla niej tylko ścieżką, którą mogła dotrzeć do serca swego pana. 
- Wiesz… moja matka też była w Zakonie Feniksa…
- Naprawdę? – zdziwił się jej towarzysz. – Syriusz nigdy nie wspominał o pani Hate…
Selene udała przygnębioną. Jeśli tylko jej na czymś zależało, była świetną aktorką, podobnie jak Draco Malfoy. To była kolejna cecha, która ich łączyła.
- Nie dziwię się – mruknęła. – Wątpię, aby ktokolwiek o niej teraz pamiętał. Została zamordowana dwa dni po przystąpieniu do Zakonu. Zamordował ją jakiś śmierciożerca. Wątpię, aby Dumbledore kojarzył, że ktoś taki w ogóle istniał…
Westchnęła ciężko.
- Bardzo chciałabym się zemścić oprawcy mojej matki i na jego panu – dodała. Kłamstwo za kłamstwem. Zacisnęła powieki i zmusiła się do płaczu. Kilka łez wypłynęło spod jej czarnych rzęs. Harry niezręcznie chwycił ją za rękę, nie wierząc w to, co widzi. W tamtym roku był w podobnej kawiarni razem z Cho Chang i ona również płakała. Nie mógł popełnić tego samego błędu, co z Krukonką.
- Pomścimy swoich rodziców – zapewnił ją gorliwie. – Obalimy Voldemorta.
Selene otworzyła załzawione oczy wypełnione tak przekonująco nadzieją, że jeszcze chwila i sama sobie uwierzyłaby w to oszustwo.  
- Jesteś inny, niż Ślizgoni, Harry – powiedziała.
Opuściła swoje miejsce i usiadła Potterowi na kolanach. Objęła Harry’ego za szyję i pocałowała go w usta. Starała się tego uniknąć, ale skoro Wybraniec nie chciał mówić, nie miała innego wyboru.
Po chwili oderwała się od jego warg i przylgnęła do niego całym ciałem. Otarła dyskretnie usta wierzchem dłoni i wykrzywiła się z obrzydzeniem ponad ramieniem Harry’ego, na co Kareen zaczęła bezgłośnie chichotać.
- Chciałabym jakoś pomóc Zakonowi – wyznała Elin. – Co on teraz robi?
Harry zawahał się. Wciąż był w głębokim szoku po tym, co zrobiła Selene. Co on właściwie wiedział o swojej nowej towarzyszce? Była piękną i mądrą Ślizgonką, bez wątpienia niesamowicie sprytną, miała także matkę w Zakonie Feniksa, która została zamordowana… Ale poza tym? Nic więcej. Jednak coś w sercu podpowiadało mu, że ona jest inna, niż uczniowie przydzieleni przez Tiarę do Domu Węża.
- Nie zaszkodzi, jak coś ci powiem – odezwał się niepewnie. – Skoro naprawdę chcesz pomóc…
- Harry, on zabił moją matką – wpadła mu w słowo, aby utwierdzić go w przekonaniu, że niesamowicie jej zależy na zemście.  
- To… to może się przejdziemy? – zaproponował Potter. Selene zerwała się z jego kolan i ubrała płaszcz. Serce waliło jej w piersi z niedowierzenia, że w tak krótkim czasie udało jej się oczarować jego prosty umysł.
Harry zapłacił madame Celestynie za kawy i razem z Selene opuścił herbaciarnię. Zaczęli wolno przechadzać się alejami, zasłanymi przez złote i rude liście. Słońce delikatnie przygrzewało, a jesienny wiaterek rozwiewał ich płaszcze.
- Opowiedz mi o Zakonie – poprosiła Selene, chwytając rękę Pottera.
- Niewiele wiem – mówił. – Remus Lupin wyznał mi kiedyś, że jak najszybciej muszą przeciągnąć na swoją stronę inne magiczne stworzenia, zanim zrobi to Voldemort. Niestety wiele nie możemy zrobić.
- A jakie na przykład? – dopytywała się Elin.
- Olbrzymy, wilkołaki… Gobliny, jak się da – wymieniał Harry. – Ale to drobnostka. Znajdujemy też nowych członków, głównie z innych krajów.
Selene słuchała dokładnie. Chciała wszystko przekazać Czarnemu Panu, a te informacje, które usłyszała, w zupełności pomogłyby Voldemortowi w zdobywaniu władzy… Oczywiście wiedziała, że jej pan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robi Zakon, ale chciała mu pokazać, że sama aż rwie się do pracy. Miała nadzieję na bardziej odpowiedzialne zadanie.
- A Dumbledore? – zapytała po chwili. – Co on robi? Musi to być coś ważnego, skoro znika na całe dnie… Nie ukrywaj, że nie zauważyłeś, że coraz częściej jego krzesło przy stole nauczycielskim jest puste. Wszyscy plotkują na ten temat, nie tylko uczniowie, ale i pracownicy ministerstwa, mogę się założyć, że…
- On… eee…
- Nie ufasz mi? – przerwała mu Selene.
- Elin, to nie tak… po prostu sam nie wiem, gdzie znika. Nie dzieli się ze mną wszystkim i jest niesamowicie tajemniczy - powiedział szybko Potter. – Szuka jakichś wspomnień o Voldemorcie, aby dowiedzieć się jak najwięcej o jego przeszłości, poznać jego słabości…
Selene zmarszczyła brwi i wbiła wzrok w swoje buty. To miałoby sens… Dumbledore wymyka się ze szkoły nie tylko w poszukiwaniu wspomnień. On szuka czegoś, co MOŻE być słabością Czarnego Pana… Nie mogła dłużej towarzyszyć Gryfonowi w tej wycieczce po Hogsmeade. Odkryła coś, co… po prostu nie mogła złapać tchu.
- Muszę już iść – odezwała się w końcu Elin.
- Dlaczego?
- Mam… Właśnie mi się przypomniało, że mam szlaban u profesora Snape’a, nie mogę się spóźnić – Selene wymyśliła jakieś niewinne kłamstwo na poczekaniu. – Może jeszcze się spotkamy… Tak, na pewno jeszcze kiedyś się zobaczymy, było bardzo miło.
I pobiegła w stronę drogi prowadzącej do Hogwartu. Obiecała Kareen, że powie jej wszystko, o czym rozmawiała z Potterem, ale w takiej sytuacji musiała natychmiast skontaktować się z Czarnym Panem. Wiadomo jej było tylko tyle, że ma kwaterę w rezydencji Malfoyów, ale na pewno nie spędza tam swojego wolnego czasu… Niemniej jednak postanowiła natychmiast się tam udać. Musiała zaryzykować.
Deportowała się prędko do wioski, gdzie znajdował się dwór Malfoyów i zaczęła się rozglądać. Szybko wpatrzyła ich rezydencję. Była ukryta dla mugolskich oczu, aby nikt niepożądany nie niepokoił arystokratycznych mieszkańców dworu. Podbiegła do bramy i pchnęła furtkę. Po chwili znalazła się w holu.
- Czy jest tu kto? – zawołała. Odpowiedziały jej kroki i w drzwiach do jakiejś komnaty stanęła Narcyza Malfoy.
- Selene? Co ty tu robisz?! – zdziwiła się.
- Przybyłam do Czarnego Pana – odpowiedziała, prostując się godnie. – Mam dla niego informacje pochodzące od samego Harry’ego Pottera.
Jej gładka wypowiedź zrobiła na Narcyzie ogromne wrażenie. Może było to skutkiem strachu, a może też zaufania do córki najwierniejszego sługi Czarnego Pana, wskazała ręką na dębowe drzwi.
- Czarny Pan dopiero wrócił, ale ciebie z pewnością przyjmie – rzekła.
Selene podeszła do drzwi i zapukała, po czym przekręciła mosiężną gałkę w kształcie głowy węża. W pokoju panował mrok, pomimo tego, że było południe; ktoś musiał zasłonić długie, grube zasłony. Po środku stał długi stół, a pod ścianą, w marmurowym kominku buzował  ogień. Selene rozejrzała się, lecz nie odnalazła żadnej postaci – jej oczy jeszcze nie przyzwyczaiły się do ciemności.
- Eee… jeśli przeszkadzam, to sobie pójdę, panie… - odezwała się niepewnie.
Nagle przed kominkiem pojawiła się postać, spowita w czarną szatę. Na jej ramionach kołysał się ogromny wąż.
- Nie, nie przeszkadzasz – odezwał się Voldemort. – Podejdź.
Selene zamknęła za sobą drzwi i natychmiast spełniła rozkaz. Serce waliło jej w piersiach jak dzwon, a dłonie zrobiły się zimne ze strachu. Drżała na całym ciele.
- Nie wiem, czy pamiętasz, panie… jestem Selene Snape…
Voldemort roześmiał się piskliwie.
- Pamiętam – przerwał jej. – Niepokoisz mnie w mojej obecnej kwaterze, więc musisz mieć mi coś niezwykle ważnego do powiedzenia. Nie mylę się?
Elin zdziwił ton jego głosu. Nie był obojętny i groźny, wręcz przeciwnie, wydawał się jakby… uprzejmy? Postanowiła jeszcze bardziej uważać na swoje słowa.
- Ja… widziałam się dziś z Potterem – zaczęła. – Wyciągnęłam od niego pewne informację i uważam, że mogą się przydać…
Voldemort wskazał jej ręką krzesło po swojej prawej stronie. Nie rzekł do niej nic, ale dziewczyna zrozumiała, że proponuje jej, aby spoczęła. Usiadła więc, rzucając niepewne spojrzenia na kołyszącego się na ramionach Czarnego Pana węża.
Ten jakby zrozumiał niepokój swego młodego gościa, bo zasyczał cicho, a wąż odpełzł gdzieś w ciemny kąt. Selene otworzyła usta, ale nie mogła słowa z siebie wydobyć ze strachu. Przerażał ją fakt, że w komnacie znajduje się tylko Lord Voldemort i marna istotka, którą była. Wielu śmierciożerców oddałoby życie, aby znaleźć się na jej miejscu. Zaszczyt, jaki ją spotkał, przytłoczył jej słabe sumienie.
- Spokojnie, Selene – zaśmiał się pobłażliwie Voldemort. – Powiedz, czego się dowiedziałaś od Pottera.
Dziewczyna odetchnęła głęboko i zaczęła mówić:
- Potter od dawna się we mnie kochał, więc wykorzystałam to. Powiedział mi, że Zakon zbiera do pomocy magiczne stworzenia. Przekonują też do siebie czarodziejów z innych krajów. Ale to już na pewno wiesz, mój panie…
Umilkła na chwilę, zastanawiając się, czy rzeczywiście dobrze zrobiła, przychodząc tutaj. Jeśli powie Czarnemu Panu o swoich podejrzeniach, ten albo ją wyśmieje, albo wpadnie w szał i zechce pozbyć się jej…
- Tak, podejrzewałem coś takiego – mruknął Lord. – Dobrze się spisałaś, Selene.
- Ale to nie wszystko – wydyszała. Z trudem mogła z siebie coś wykrztusić, czuła się tak, jakby serce właśnie miało wyskoczyć jej przez gardło na blat wypolerowanego stołu. - Potter powiedział mi też, że Dumbledore szuka wspomnień, które ciebie dotyczą.
Przez twarz Voldemorta przebiegł cień, który przeraził dziewczynę.
- Tak? – zapytał tylko.
Ślizgonka kiwnęła głową, zerkając na niego dyskretnie. Nie potrafiła spojrzeć w jego szkarłatne, wielkie oczy z wąskimi, przenikliwymi szparkami zamiast źrenic. Przerażała ją jego niesamowita powłoka, lecz… nie wywoływała obrzydzenia. Wręcz przeciwnie. Było w tej jego nienaturalności coś fascynującego.
- Dobrze się spisałaś, Selene – powtórzył. – A teraz wracaj do szkoły. Masz duży potencjał, nie zmarnuj go.
Selene skłoniła się nisko i jak najszybciej opuściła komnatę. Wciąż słyszała w głowie ten cichy, ale przeszywający szept: dobrze się spisałaś, Selene… dobrze się spisałaś…

~*~


Długo nie pisałam, co? Mam jednak nadzieję, że się podobało xD No i nie mam już tego tandetnego szablonu, musiałam usunąć, bo już mnie irytował. Ten rozdział dedykuję mojej kochanej Cam., którą adoptowałam i nie jest już „odkurzaczem”. xD 

25 listopada 2008

8. Zastrzyk najczystszej odwagi

Selene wciąż bardzo przeżywała wczorajsze wydarzenie znad jeziorka. Oczywiście prędzej zgodziłaby się na kolejny pocałunek z Draconem Malfoyem, niż dała po sobie poznać, że czymś się frasuje, aczkolwiek ukrycie prawdy przed Karen okazało się o wiele trudniejsze. Nauka z transmutacji stała się dla Elin wybawieniem, a szlaban u Slughorna — idealną wymówką. Kto by pomyślał. Nareszcie mogła uciec od napastliwych spojrzeń przyjaciółki.
Podczas kolacji dość długo siedziała przy stole, żując powoli kanapkę z szynką i obserwując ukradkiem stół nauczycielski. Prawie wszyscy już dawno wrócili do swoich dormitoriów, a w Wielkiej Sali pozostali jedynie ci, którzy lubili sobie trochę więcej podjeść (był wśród nich również profesor Slughorn). Ale Selene nie siedziała sama. Towarzyszyła jej Karen, udając rzep, którego Elin chciała się pozbyć od samego rana.
— Pansy rozpowiada, że jesteś lesbijką i robisz Malfoya w bambuko. — Karen już poznała drugą stronę związku swojej przyjaciółki z rozchwytywanym Ślizgonem, aczkolwiek od samego początku domyślała się, że może chodzić właśnie o coś takiego.
Selene tylko wzruszyła ramionami. Miała głęboko w poważaniu to, co mówiła o niej Pansy Parkinson; przecież zawsze mogła zaczaić się na nią w toalecie i pokazać, na co stać jej różdżkę.
— Zobaczymy, czy będzie taka wyszczekana, kiedy zamienię jej gębę z dupskiem. Może wtedy będzie miała większe powodzenie…
Spostrzegła, że Slughorn otarł wąsy haftowaną chusteczką, dopił herbatę, którą wcześniej doprawił czymś mocniejszym ze swojej piersiówki, po czym wstał i przeturlał się między ścianą a stołem, mrugając do Selene, która wpakowała do ust ostatni kawałek kanapki i dodała:
— Dobra… Spadam. Zobaczymy się później.
Karen odprowadziła ją wzrokiem do drzwi wyjściowych, przy których Elin dogoniła nauczyciela i razem odeszli w kierunku lochów. Slughorn był w wyjątkowo dobrym humorze, dlatego nie planował zbytnio karać swojej ulubionej uczennicy za uczynek, o którym wszyscy już dawno zapomnieli (aczkolwiek niektórzy pierwszo i drugoklasiści nadal podniecali się bójką z Wielkiej Sali).
Przeszli przez długi, ciemny korytarz oświetlony jedynie niewielkimi pochodniami o gazowych płomykach, które nie dawały zbyt wiele światła, a Selene już była zmuszona do wysłuchania historii z młodości profesora, który chwalił się, że już jako uczeń był doceniany przez społeczeństwo, a skrzaty domowe same przynosiły mu do dormitorium jakieś wyszukane smakołyki, dzięki czemu nie musiał zakradać się do kuchni. Do tego zapewnił ją, że wszyscy nauczyciele doskonale zdają sobie sprawę z tego, że niektórzy uczniowie wynoszą z kuchni jedzenie, a na podkradanie mocniejszych trunków przymykają oczy, o ile robią to jedynie starsi studenci. Choć Elin była trochę zirytowana, po dłuższym zastanowieniu doszła do wniosku, że te szlabany u profesora Slughorna mogą być istną kopalnią wiedzy nie tylko o przeszłości szkoły (która z pewnością jest bardzo ciekawa), ale i o ludziach, którzy się tu uczyli.
Czarodziej otworzył drzwi do swego gabinetu i wpuścił Selene do środka. Dziewczyna rozejrzała się po wielkim pomieszczeniu; jeszcze nigdy tu nie była, choć domyślała się, jak będzie wyglądało jego wnętrze. Biurko i szafki były zawalone jakimiś książkami, pustymi fiolkami po eliksirach, przeróżnymi ingrediencjami do sporządzania mikstur w koszyczkach, pudełeczkach, woreczkach i puszeczkach, pustymi opakowaniami po kandyzowanych ananasach oraz rozpoczętymi butelkami z wybornymi trunkami. Nic zaskakującego, aczkolwiek Selene stwierdziła, że nauczyciel eliksirów musiał być wielkim bałaganiarzem. Miał tylko jedną szafkę utrzymaną w idealnym porządku. Na idealnie wyszorowanym meblu stały równiutko poukładane fotografie w lakierowanych ramkach, a każda przedstawiała jakąś szychę. Oczywiście nauczyciel nie omieszkał opowiedzieć swojej uczennicy o absolutnie każdej fotografii, zanim przeszli do szlabanu, a ona musiała po prostu zacisnąć zęby i jakoś tego wysłuchać.
— Dużo myślałem o tym, co tu moglibyśmy porobić… I akurat sobie przypomniałem, że mam na poniedziałek przygotować dla pierwszaków dwie proste mikstury… Eliksir Zmieniający Kolor Włosów i jakiś napój leczący… Na rozpisce jest napisane, że musi być ten z czyraków. Pomożesz mi je zrobić, hmm?
Zaprowadził ją w głąb gabinetu, gdzie znajdowały się wysokie szafy wypełnione przeróżnymi eliksirami (profesor bardzo często przynosił na swoje lekcje mikstury, które później sami mieli sporządzić, więc Selene przypuszczała, że znajdują się one właśnie na tych półkach), a w ścianę wmurowany był ogromny kominek, który mógł pomieścić nawet pięciu Slughornów. Nad zimnym paleniskiem wisiało dziesięć niewielkich wysłużonych kociołków; nauczyciel machnął od niechcenia różdżką, a czarne węgielki zapłonęły wesoło trzaskającym ogniem.
— No… Weź sobie jeden kociołek i do roboty! — zachęcił swoją podopieczną profesor Slughorn, po czym sam zaczął się krzątać przy niskiej komodzie, w której również składował różne (tym razem bardzo cuchnące) składniki. — Już zacząłem robić Eliksir Zmieniający, więc ty możesz się zabrać za ten leczniczy…
Ślizgonka stała przez chwilę przy kulawym stoliku, na którym profesor już rozłożył swój kociołek; czuła się skrępowana wesołkowatością nauczyciela, aczkolwiek cieszyła się, że na szlabanie przypadło jej robienie banalnej mikstury, którą jej klasa sporządzała wraz ze Snape’em na pierwszej lekcji eliksirów. Uśmiechnęła się sama do siebie, kiedy sobie przypomniała, jak fajtłapowaty Neville Longbottom rozlał całą zawartość kociołka kolegi i spalił sobie szatę. Nabijanie się z tego ciamajdy stanowiło jedną z ulubionych rozrywek Selene, która nigdy nie traciła okazji, aby zrobić mu jakiś kawał albo ponabijać się z jego słabych stopni lub niezdarności — razem z Karen nazywały to po prostu pierdołowatością.

Szlaban okazał się tym razem całkiem przyjemnym przeżyciem. Slughorn opowiadał przez jakieś pół godziny, jak wyglądało za czasów jego młodości karanie uczniów („Kiedyś przyłapano mnie na paleniu fajki wodnej w toalecie… woźnym był wtedy pan Wringle, który wieszał mnie za to za ręce pod sufitem przez bitą godzinę… Podciągał i opuszczał, podciągał i opuszczał… A teraz co najwyżej groziłoby ci, moja droga, sprzątanie łazienki Jęczącej Marty…”; „Filch żałuje, że wycofano stosowanie kar cielesnych, ale spróbowałby sam poklęczeć na grochu przez kilka godzin, to inaczej by śpiewał!”); Selene stwierdziła, że nie tylko Filch byłby w siódmym niebie, gdyby przywrócono takie szlabany — Harry Potter nie miałby wtedy tak lekkiego życia ze Snape’em. Bo czym jest sortowanie gumochłonów w porównaniu do sprzątania klatek ognistych krabów?
Dodawała właśnie rogate ślimaki do swego wywaru, kiedy profesor Slughorn zagadnął ją wesoło:
— Chyba słyszałaś o Klubie Ślimaka, co? — Selene kiwnęła głową, więc kontynuował: — Założyłem ten elitarny klub dla samych wybitnych i znaczących uczniów… No wiesz, wypada nagradzać tych lepszych… Może wpadniesz na najbliższe spotkanko, co? Może uda się jakieś zorganizować, żeby zahaczyło o jeden z twoich szlabanów… To co, dam ci znać, hmm?
Selene uśmiechnęła się uprzejmie (co było dość zaskakujące), ale wargi miała zesztywniałe. Owszem, słyszała, że za czasów, kiedy Slughorn nauczał eliksirów, istniało coś takiego, ba, nawet Snape kiedyś wspominał, że należał do jakiegoś elitarnego klubu, ale dziewczyna nie odczuwała potrzeby wkręcenia się w grono tych lepszych. Pamiętała, że przecież nabijała się z Dracona Malfoya, który głośno narzekał, że Slughorn całkowicie go zignorował, chociaż podobno faworyzował jego ojca, kiedy Lucjusz uczęszczał jeszcze do Hogwartu. A teraz Selene ma stać się członkinią Klubu Ślimaka. Selene, która tak naprawdę niczego po tej jasnej stronie nie znaczyła. Chociaż — tu szesnastolatka uśmiechnęła się złośliwie — była bardzo ciekawa miny Malfoya, kiedy ten się dowie, że nauczyciel docenił , a nie tego wybitnego arystokratę.

Zegar wybił godzinę dwudziestą trzecią, kiedy Ślizgonka skończyła swoją miksturę, która spoczywała teraz bezpiecznie w zapieczętowanym kociołku gotowa na prezentację. Horacy Slughorn jeszcze mieszał zawzięcie swój eliksir, aczkolwiek i on był już na ukończeniu. Kiedy spostrzegł, że dziewczyna sprząta swoje miejsce pracy, otarł chusteczką zroszone potem czoło i rzekł:
— No, możemy uznać, że dzisiejszy szlaban masz odrobiony. Dobrze się spisałaś. Gdyby to nie był szlaban, nagrodziłbym cię punktami, ale… Sama rozumiesz.
Podziękowała nauczycielowi za miłe słowa, pożegnała się tak uprzejmie, jak tylko potrafiła i opuściła gabinet. Było już dość późno, a ona czuła się przyjemnie senna, mimo że szlaban prawie w ogóle jej nie zmęczył. Zamknęła za sobą drzwi do biura profesora Slughorna i zrobiła krok w stronę korytarza prowadzącego do dormitorium Ślizgonów, kiedy nagle tuż przed nią wyrosła jakaś wysoka, czarna postać. Elin przycisnęła obie ręce do piersi i wydała z siebie zduszony okrzyk, a serce podeszło jej do gardła, ale okazało się, że to tylko Snape. Koczował pod gabinetem swego dawnego nauczyciela już od ponad dziesięciu minut. Selene podejrzewała, że będzie dumny z jej pokornie odrobionego szlabanu, ale grubo się myliła; na twarzy Mistrza Eliksirów malował się ten okropny grymas, który przerażał prawie każdego ucznia. Elin znała go aż za dobrze.
Odetchnęła głębiej, żeby się uspokoić.
— No? — mruknęła złośliwie, aby zamaskować zakłopotanie.
Ale Snape’owi nie było w tej chwili do śmiechu; zazwyczaj patrzył przez palce na fochy swojej córki, ale dziś nie zamierzał ich znosić. Chwycił ją z całej siły za ramię i zaciągnął do swojego gabinetu, nie zważając na jej wulgarne protesty.
— Ja ci dam no — warknął, wpychając ją do ciemnego pomieszczenia. Zatrzasnął drzwi i kontynuował: — Masz mi coś do powiedzenia?
Dziewczyna wciąż cała się trzęsła; nie miała pojęcia, co znowu rozwścieczyło Snape’a. Przeszukiwała wspomnienia z ostatnich dni, usiłując sobie przypomnieć, co znowu takiego zrobiła, choć domyślała się, że Mistrz Eliksirów za chwilę ją oświeci. Skrzyżowała ręce na piersiach i wydęła usta. A tak było dobrze… Taki miała spokój. Przez te dwie godziny w gabinecie profesora Slughorna nareszcie poczuła się doceniona, mimo że nauczyciel miał denerwującą manierę w głosie i trzeba było mu nieustannie przytakiwać, choć sam nie szczędził Elin komplementów. Przez ten szlaban usłyszała więcej miłych słów od Slughorna, niż od ojca przez całe swoje życie. Jej niechęć do Snape’a jeszcze bardziej się przez to pogłębiła, choć przypuszczała, że jest to niemożliwe.
— Przecież odwaliłam pierwszy szlaban! Slughorn był ze mnie zadowolony, możesz go zapytać… — zaczęła, ale on szybko jej przerwał:
— Nie o tym mówię. W Hogwarcie aż huczy od plotek… Hagridowi zginął parasol. Masz z tym coś wspólnego?
Choć dziewczyna za wszelką cenę chciała ukryć przed ojcem prawdę, jej mina mówiła sama za siebie. Mistrz Eliksirów westchnął ciężko i również założył ręce na piersiach; do końca miał nadzieję, że jego córka pierwszy raz nie zrobiła nic złego, ale najwyraźniej ją przecenił. Coraz częściej podejrzewał, że Selene już zawsze będzie tak nieodpowiedzialna i infantylna.
— To był tylko żart, schowałam go w kufrze, to wszystko…
Snape wzniósł oczy do nieba i rozłożył ramiona. Kolejny raz nie miał pojęcia, co miał począć z tą okropną dziewczyną. Wydawało mu się, że już ją rozgryzł, ale ta robiła kolejną głupotę, zadziwiając swego ojca jeszcze bardziej.
— Nie chcę już słyszeć ani słowa. Pójdziesz teraz do dormitorium, weźmiesz parasol i przyniesiesz mi… Bez dyskusji. Tylko tak, żeby nikt nie widział.
Patrzył, jak nadąsana szesnastolatka opuszcza gabinet i trzaska za sobą drzwiami, demonstrując tym samym swoje nerwy. Odetchnął kilkakrotnie, aby się uspokoić; podparł się drżącymi rękami o blat biurka, ale wciąż był wściekły. Miał ochotę natychmiast odesłać córkę do mugolskiej szkoły z internatem, którą ją straszył, kiedy była młodsza — już wtedy ani myślała go słuchać, ale jakieś drobne groźby choć trochę na nią wpływały. Postanowił, że następnym razem powróci do starych metod, aczkolwiek nie sądził, aby to miało w czymkolwiek pomóc.

Prawie przebiegła przez ciemny korytarz, szybko wypowiedziała hasło i wpadła do salonu, w którym nie zastała prawie nikogo. Nierozłączna ekipa Dracona Malfoya już dawno się rozeszła, młodsi uczniowie spali co najmniej od dwóch godzin, więc w pokoju wspólnym pozostała naprawdę garstka Ślizgonów. Dwie nastolatki z siódmej klasy oczywiście zachichotały na widok Selene (niektóre dziewczęta nadal przeżywały jej pseudo-związek z Malfoyem), ale uczący się do SUMów piątoklasiści nawet nie podnieśli wzroku znad książek. Przed kominkiem siedziała Karen, lecz Elin nawet jej nie zauważyła, bo prawie przemknęła przez salon; nie uszło to uwadze Mary. Dziewczyna porzuciła podręcznik do transmutacji i zerwała się z fotela, przewracając przy okazji butelkę z atramentem na swój niedokończony esej.
— I jak pierwszy szlaban u Slughorna? — zapytała wesoło, podskakując za przyjaciółką, która już wkroczyła na wąski korytarz prowadzący do poszczególnych sypialni Ślizgonek.
— Spoko… Mogę nawet powiedzieć, że całkiem zajebiście. — Selene nawet nie spojrzała na Karen. — Zaprosił mnie na najbliższe spotkanie tego jego klubu…
— Malfoy nie będzie zachwycony…
— Prawda — przyznała szesnastolatka i nagle zatrzymała się gwałtownie. Do głowy wpadł jej pewien pomysł. — A, właśnie… Podobno Dumbledore’a ściska w tyłku, bo zginęła ta parasolka Hagrida…
Karen również się zatrzymała i natychmiast spoważniała. Zawsze ślepo wierzyła w słowa przyjaciółki, mimo że ta bardzo często sobie z niej żartowała, więc i tym razem dała jej się wkręcić.
— Możemy mieć jeszcze przez to kłopoty — wyszeptała, a oczy zrobiły jej się wielkie i okrągłe jak monety.
Selene przewróciła teatralnie oczami i westchnęła ciężko, nie mogąc uwierzyć w naiwność Mary. Od czasu wypalenia Mrocznego Znaku na lewych przedramionach dziewcząt Elin zaczęła traktować towarzyszkę z jeszcze większym chłodem i chamstwem, a ona stała się jeszcze bardziej zahukana i nieśmiała. Pannie Snape bardzo taki układ odpowiadał, bo zawsze miała Karen za głupiutką gąskę, która nie jest w stanie znieść samotności, a teraz jej zdanie potwierdziło się. Robiła z nią, co tylko chciała, a ona nie potrafiła się jej sprzeciwić. Szesnastolatka uważała, że panna Black sama była sobie winna. Triumfowała.
— Po pierwsze… NIE my, TYLKO ja mogę mieć kłopoty, bo ty oczywiście po raz kolejny popisałaś się wielką odwagą — odpowiedziała, nie szczędząc ironii. — A po drugie… To Hagrid trzyma resztki swojej różdżki w parasolu, nie ja… Ale to nieważne, bo wymyśliłam, że gdybym przypadkiem natrafiła gdzieś na ten parasol i znalazła się sam na sam z naszym kochanym Dumblem, mogłabym…   
Teraz nie było mowy o pomyłce — Karen pobladła, a włosy jakby jej oklapły; przyglądała się Selene z najwyższym przerażeniem, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedziała. Od pewnego czasu myślała, że ciemne blizny na ich przedramionach oznaczał jedynie wierność Lordowi Voldemortowi, dlatego była przerażona, kiedy usłyszała o morderstwie. Może nie było to powiedziane wprost, ale Mary była przekonana, że potrafi wyczuć prawdziwe intencje drugiego człowieka. Elin natomiast tylko utwierdzała ją w tym przekonani — zrobiła śmiertelnie poważną minę i pokiwała głową; dopiero w momencie, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciółka naprawdę uwierzyła w to, co powiedziała, diametralnie się zmieniła. Natychmiast starła z twarzy ten komiczny wyraz, odsłaniając zniecierpliwienie. Trzasnęła Karen w twarz i warknęła:
— To był sarkazm, idiotko. Snape już o wszystkim wie, mam mu zanieść parasol…
Jeszcze raz westchnęła i pokonała resztę korytarza w jednym skoku, wpadła do sypialni i zaczęła grzebać w swoim kufrze. Mimo że jej rówieśniczki już spały, Selene nie omieszkała zapalić wszystkich świec na płaskim żyrandolu wiszącym tuż pod kamiennym sufitem; nie przejmowała się też hałasem, który robiła. Karen natomiast stała w progu z rozdziawioną buzią i trzymała się za piekący policzek. Była w szoku. W jej oczach błyszczały łzy, choć zagryzała zęby, aby Selene nie zauważyła słabości, a serce zamarło jej w piersi; w tej chwili ze wszystkich sił nienawidziła swojej przyjaciółki, choć tak naprawdę było jej niesamowicie przykro. Traktowała Elin jak najbliższą sobie osobę, dlatego bardzo często cierpiała, że ta nie potrafi docenić tej relacji, aczkolwiek w jej głowie powoli rodziły się wątpliwości — Selene nie mogła mieć serca. Wypełniał ją tylko jad.
Szesnastolatka znalazła to, po co wysłał ją ojciec. Schowała zniszczony, różowy parasol pod swoją szkolną szatą, zatrzasnęła wieko walizki i szybko opuściła sypialnię, celowo zapominając o zgaszeniu światła (zza jednej z kotar rozległo się gniewne bulgotanie Millicenty Bulstrode). Na korytarzu jeszcze szturchnęła zaczepnie Karen i rzuciła na odchodne:
— Przestań się mazać, sieroto.
Odeszła w podskokach, a kiedy opuściła salon Ślizgonów, wykrzywiona w rozpaczy twarz Karen odeszła w niepamięć, bo ponownie nad jej umysłem kontrolę przejęły rozmyślania o Draconie Malfoyu, dyrektorze Hogwartu i Lordzie Voldemorcie. Było ważne tylko to, co rozkazał Czarny Pan, choć tak naprawdę Selene nie potrafiła wyjaśnić, co tak naprawdę motywowało ją do wykonania tej misji. Złoto? Uznanie śmierciożerców? Duma ojca? A może zwycięstwo nad Malfoyem? Mary nie chciała tego komentować, aczkolwiek ona skłaniałaby się ku temu ostatniemu.  

*

Gdy następnego ranka Selene się obudziła, spostrzegła, że łóżko Karen było już puste. Dziewczynie przez myśl nie przeszło, że Ślizgonka mogła się przejąć jej wczorajszymi rzuconymi na wiatr słowami, ale zauważyła, że między nimi coś się zmieniło.
Unika mnie, pomyślała, sznurując stare glany.
Oczywiście było jej to na rękę, bo nie musiała wysłuchiwać ciągłych narzekań przyjaciółki; denerwowało ją to, że zamiast zrozumienia, Karen nieustannie dawała jej dobre rady. Nie była dobrą śmierciożercą, ona po prostu nosiła Mroczny Znak. Wolała siedzieć cicho i się nie wychylać, mimo że nikt tak naprawdę nie zwracał na nią uwagi. Dla Czarnego Pana była bezużyteczna, dlatego Elin nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ten obdarzył ją takimi przywilejami i postawił ją na równi z nią. Bolała nad tą niesprawiedliwością.  

Selene zerknęła na zegarek. Było kilkanaście minut po godzinie dziewiątej. Mimo że nie znosiła piątków, a (dzięki szlabanom) teraz także i sobót, słoneczną niedzielę przyjęła z czymś, co można byłoby nazwać jakąś upośledzoną radością. Zjadła samotnie śniadanie (nie mogła się dopatrzeć Karen w Wielkiej Sali), a później ruszyła w kierunku holu. Był weekend, a aurorzy patrolowali błonia, więc drzwi wyjściowe były otwarte; chmury pierwszy raz od kilku tygodni odsłoniły słońce, więc na trawnik wylegli co starsi uczniowie, aby cieszyć się ostatnimi ciepłymi dniami w tym roku. Świeże, rześkie powietrze uderzyło szesnastolatkę w twarz i wypełniły nozdrza wonnościami znad Zakazanego Lasu. Spojrzała w niebo. Snuły się po nim różowe i pomarańczowe obłoczki, w stalowoszarym jeziorze odbijały się ostre promienie słońca, a na zeschłej trawie lśniły złotawo kropelki rosy; mimo to było czuć nadchodzącą zimę. Selene przez chwilę przechadzała się po błoniach, obserwując dyskretnie zgromadzonych pod drzewem uczniów; czuła się niepewnie, ponieważ wszystkie trzy siedzące pod dębem osoby przyglądały jej się badawczo — szesnastolatka podejrzewała, że najprawdopodobniej ją obgadują, bo jakiś rudy chłopak (to musiał być Ron Weasley, chociaż Elin znajdowała się jeszcze zbyt daleko od drzewa, żeby to stwierdzić) pochylał się nad uchem przeciętnie wyglądającej dziewczyny i zasłaniał usta dłonią. Ślizgonka skwitowała to krótkim, ostrym śmiechem, rozmyślając o poronionej dyskrecji Złotego Trio.
Dotarła do granicy między terenem Hogwartu a Zakazanym Lasem i oparła się plecami o jedno z drzew, by mieć pełną widoczność na zamek. Za sobą miała pachnące mroki puszczy, a przed sobą — potężną kamienną budowlę, w której spędziła najcudowniejsze lata swego życia. Mimo że w przyszłym roku zakończy edukację, wiedziała, że nie będzie tęsknić za tym miejscem, bo była pewna swego szczęścia poza nim. Czekało na nią podniecające, pełne adrenaliny i honoru życie, które chciała poświęcić Czarnemu Panu.
— Też lubię takie poranne spacerki.
Wzdrygnęła się tak gwałtownie, że odbiła się plecami od pnia drzewa i prawie wpadła w pobliskie krzaki. Myślała, że serce wyskoczy jej z piersi. Odwróciła się z czerwonymi plamami malującymi się na twarzy, a towarzyszyły temu głupkowate śmiechy Malfoya. Nienawidziła tej jego szczurzej gęby, którą ostatnio widywała w najmniej oczekiwanych momentach; zaczęła podejrzewać, że Ślizgon ją śledził.
— Jeszcze raz mnie tak wystraszysz, a wpakuję ci to w tyłek — wycedziła, celując różdżką w Malfoya.
Ten otarł z policzków łzy śmiechu i podszedł bliżej, ale nie spuszczał wzroku z końca różdżki, którą dziewczyna trzymała wysoko i pewnie. Szarpnął lekko głową, wskazując podbródkiem na zamek i dając jej tym samym zaproszenie na spacer. Ślizgonka przez sekundę lustrowała go gniewnie, ale w końcu powoli opuściła różdżkę i ruszyła bez pośpiechu łagodnym wzniesieniem, kierując się w stronę słonecznych plam. Wsunęła przy tym dłonie głęboko do kieszeni szaty, ponieważ ręka Dracona kołysała się niebezpiecznie blisko niej.
— I co, Parkinson się odwaliła? — mruknęła Selene, aby jakoś rozładować to nieprzyjemne napięcie między nimi.
— Jest na etapie focha, ale to minie, więc byłoby miło, gdybyś jeszcze przez chwilę poudawała moją dziewczynę. — Oczy błysnęły mu entuzjastycznie, kiedy to mówił.
Znaleźli się na tyle blisko wielkiego dębu, że mogli bez problemu rozpoznać poszczególne twarze siedzących pod nim uczniów; Elin miała rację, to Złota Trójca Gryfonów postanowiła zająć najbardziej pożądane przez młodzież miejsce na błoniach i pobyczyć się tam przez chwilę, zanim znowu zasiądą do nauki. Dziewczyna spostrzegła, że Ron Weasley bezczelnie się jej przygląda, podczas gdy Harry Potter ukrył się za podręcznikiem do eliksirów, ale książka nie do końca zakryła mu twarz i teraz widać było czoło koloru dojrzałych wiśni oraz burzę rozczochranych, kruczoczarnych włosów. Najbardziej naturalnie zachowywała się Hermiona Granger, która po prostu miała Selene i Dracona w głębokim poważaniu. Kartkowała Proroka Codziennego z miną wyrażającą głębokie znudzenie i rozkoszowała się ciepłymi promieniami przedpołudniowego słońca. Malfoy rzucił jej mocne spojrzenie, ale ta nawet na niego nie spojrzała.
— Ogarnij, jakiego buraka strzelił. — Elin szturchnęła swego towarzysza łokciem w żebra i wskazała podbródkiem na Harry’ego.
Draco zachichotał, choć Selene podejrzewała, że powodem jego rozbawienia nie był kolor twarzy Pottera, a coś zupełnie innego i, sądząc po minie Ślizgona, złowrogiego. Odczekał, aż oddalą się trochę od trójki Gryfonów, po czym wypalił:
— Wiesz, dlaczego się tak czerwieni?
Aż go skręcało, żeby jej wszystko od razu powiedzieć, ale Selene nie pałała aż takim entuzjazmem; natychmiast zgasiła go spojrzeniem i odparła:
— Nie, ale ty z pewnością za chwilę mnie oświecisz…
— On się w tobie podkochuje! — wypalił.
Oczekiwał, że dziewczyna się zdziwi, będzie wściekła… Albo chociaż obejrzy się za siebie i spojrzy z obrzydzeniem na Wybrańca, ale nie, ona po prostu nadal wpatrywała się w Malfoya i czekała na dalsze rewelacje. Draco nie wiedział, ale Karen już dawno robiła jej podobne aluzje (były one o wiele subtelniejsze), więc Elin nawet nie wzruszyła ramionami.
— A ty skąd o tym niby wiesz? — spytała.
— Podsłuchałem, jak Potter jąkał się o tym Wieprzlejowi…
Selene spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka, ale powstrzymała się od chamskich odzywek, pytając dla odmiany zaskakująco (jak na nią) uprzejmie:
— Co? Przecież cała szkoła wie, że ze sobą chodzimy. — Zacisnęła zęby i wydęła wargi, dając mu tym samym do zrozumienia, że gdyby się tak nie pospieszył z ogłoszeniem światu szczęśliwej nowiny, miałaby teraz spokój.
Przez myśl przemknęły jej podejrzenia, jakoby Draco Malfoy specjalnie zasiał w niej ziarno niepewności pod postacią rzekomego uczucia Pottera, które, kiełkując, odciągnęłoby jej uwagę od tego, co jest naprawdę ważne. Mimo że oboje skutecznie unikali tematu Dumbledore’a i Czarnego Pana, doskonale wiedzieli o swojej rywalizacji. Jednak wiadomość o zauroczonym Harrym Selene miała od Karen, a ona nie mogła współpracować z podstępnym Ślizgonem, bo Elin natychmiast by to odkryła. Nie, Mary nie potrafiła kłamać. Dlatego można było powiedzieć, że Malfoy pierwszy raz był z Selene szczery.
— Serdecznie ci współczuję — odpowiedział głosem ociekającym kpiną i poklepał ją pocieszycielsko po ramieniu. — Chyba już bym wolał, żeby podrywał mnie Crabbe…
Ale dziewczyna już miała w głowie pieczołowicie ułożony plan. Mimo że była raczej plastycznie uzdolniona, umysł miała ścisły i jasny. Żadnych zbędnych myśli, które mogłyby przeszkodzić w wyciąganiu wniosków. Draco nawet nie pomyślał, że pomógł swojej rywalce spłodzić doskonały plan.
Może to nie jest najgorsze, co mogło mnie spotkać, pomyślała, uśmiechając się do siebie figlarnie.
Odwróciła się do Malfoya plecami i ruszyła w kierunku zamku z nową koncepcją i chęcią do życia. Nareszcie miała jakiś punkt zaczepienia, wystarczyło jedynie uśmiechnąć się do losu w mniej złośliwy sposób, być może jakoś zaangażować w to Karen… Obiecała sobie, że następnym razem będzie dla niej troszkę bardziej wyrozumiała, może wtedy przyjaciółka przestanie strzelać fochy i nareszcie przyda się do czegoś pożytecznego.
— Hej, a ty gdzie! — zawołał za nią Malfoy, ale Ślizgonka już zniknęła w sali wejściowej.
Elin przypuszczała, że będzie musiała włożyć sporo wysiłku, aby zacząć wcielać w życie swój plan, ale on w jakiś magiczny sposób zaczął realizować się sam. Ledwo dziewczyna wpadła do zamku, obok Malfoya przemknął jakiś ciemny kształt, który okazał się jakimś wysokim, ciemnowłosym chłopcem. Draco uśmiechnął się z politowaniem, bo rozpoznał w nim Harry’ego Pottera. Bardzo zdenerwowanego Harry’ego Pottera.
Zatrzymał się gwałtownie przed zmierzającą w kierunku Wielkiej Sali Selene. Dziewczyna oczywiście usłyszała głośny tupot jego adidasów, więc szybko się odwróciła i uniosła wysoko brwi. Przekrzywiła nieco głowę, oczekując na jego pierwszy ruch; dałaby sobie uciąć głowę, że Gryfon słyszał jej rozmowę z Malfoyem. Musiał też widzieć jej uśmiech, kiedy myślała o swoim nowym planie, ale mylnie go zinterpretował, jednak wszystko poukładało się tak, aby zadziałać na chłopca jak zastrzyk najczystszej odwagi. Szesnastolatka zmusiła swoje skostniałe mięśnie w policzkach, aby jej uśmiech wyglądał na zachęcający, lecz w rzeczywistości efekt był marny, ale Harry najwyraźniej tego nie zauważył. Mimo że na zewnątrz było raczej chłodno, a on sam raczej nie zmęczył się biegiem, był cały spocony, a twarz pokryły mu niesymetrycznie rozmieszczone różowawe plamy. Splótł też razem wilgotne dłonie, aby zamaskować ich drżenie.
— Cześć — wydukał, unikając jej wzroku.
I pomyśleć, że w zeszłym roku chodził z taką laską jak Cho Chang, przeszło jej przez myśl, kiedy z satysfakcją obserwowała pocącego się i dyszącego Gryfona.
— No cześć.
Starała się zabrzmieć uprzejmie i (ku zaskoczeniu nie tylko Selene, ale i samego Harry’ego) nawet jej to wyszło. Teraz nareszcie mogła szczerze się uśmiechnąć. Choć bardzo często nabijała się z Hermiony Granger i jej przyjaciół, zdała sobie sprawę, że nigdy tak naprawdę nie rozmawiała z Potterem; przecież nie mogła do tego zaliczyć złośliwych komentarzy i przykrych docinków, które musiały (dopiero w tej chwili to pojęła) w pewnym sensie sprawić mu przykrość. Ta świadomość zalała jej żołądek jak słodki, rozkosznie ciepły eliksir.
— Mogę ci w czymś pomóc? — dodała, a jej głos wydał jej się całkiem obcy.
Gdyby siebie nie znała, pomyślałaby, że właśnie usłyszała jedną z tych idiotek, jakich pełno było przy stole Gryfonów, a którym dowodziła wiecznie rozchichotana i umalowana Lavender Brown; wiecznie podkręcała sobie różdżką loki, odkurzała szatę z paprochów (jakby kocie kłaki były zesłane przez szatana, aby kalać każdą dziewczęcą szatę szkolną), i… I była idealną uczennicą, którą Selene mogłaby naśladować. Wiedziała, że ze swoim sprytem i podpatrzonym u hogwarckiej idiotki urokiem zdoła zrealizować swój plan w stu procentach. Nie potrzebowała urody.
— Przed chwilą słyszałem… I widziałem… ja… W-w przyszłą sobotę jest Hogsmeade… — mruknął. — Może…?
Jego wypowiedź była zadziwiająco płynna, tak samo, jak zadziwiający był jeszcze szerszy uśmiech na twarzy Selene. Od dawna podziwiała swój zdumiewająco trafny instynkt, ale dzisiaj przeszła już samą siebie.
— Oczywiście, Potter — odpowiedziała cicho, starając się zabrzmieć dziewczęco i delikatnie. — To jesteśmy umówieni.
Odwróciła się i odeszła w stronę lochów, zapominając, że wcześniej kierowała się do Wielkiej Sali z nadzieją, że znajdzie tam Karen. Ale przyjaciółka już jej nie była potrzebna, gdyż Selene dostała już to, czego chciała. Teraz chciała jedynie pochwalić się jej swoją pierwszą fałszywą randką w życiu. Nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, że teraz nareszcie będzie potrzebowała pomocy Mary, która miała duże powodzenie w Hogwarcie i bardzo często bywała na randkach.

~*~


Wiem, wiem, długo nie pisałam, prawie miesiąc się skończył, a ja dopiero jedną notkę od ostatniej napisałam. Przymierzałam się już od dawna, żeby to napisać, ale jakoś nie miałam wiecznie czasu. Obiecywałam, że będzie jedna na tydzień, i co? Dobrze, mówcie sobie, jaka ta Frozenka jest niedobra… xD A dedykacja dla Ms. Riddle :* Za to, że prowadzi tak świetnego bloga i nie spóźnia się z notkami, tak jak ja. xD