Kiedy kobiety opuściły dom
Snape’a, Selene natychmiast ukryła się w mrokach swego małego pokoiku, udając,
że przez cały czas tam siedziała, ale ojciec już do niej nie zajrzał. Nie miała
też pojęcia, co takiego Draco Malfoy musiał wykonać i dlaczego jego matka tak
przeżywała tę tajemniczą misję, ale jedno było pewne — dziewczynie
wydawało się, że dopóki nie dowie się prawdy, nie pomyśli o niczym innym. Na
początku kusiło ją, żeby jakoś sprytnie podpytać ojca, ale szybko zrezygnowała
z tego pomysłu — Snape natychmiast odkryłby, że podsłuchiwała. A tego
by nie chciała. Jeszcze tego samego wieczora zakopała się w książkach, lecz nie
znalazła w nich ani słowa o jakichkolwiek satanistycznych rytuałach, nie mówiąc
już o czymś, co mogłoby zwać się Wieczystą
Przysięgą, ale niepowodzenie wcale nie zniechęciło szesnastolatki, wręcz
przeciwnie — stworzenie nowego planu zajęło jej zaledwie kilka
sekund.
Choć Selene nadal była
dzieckiem i wracała na letnie wakacje do domu ojca, bardzo rzadko spędzali
razem czas; Severus Snape zwykle wychodził, pozostawiając córkę samą w czterech
ścianach. Zdawał się jej całkowicie ufać, a ona o tym wiedziała, ale (pomimo
swojego oczywistego charakterku i złego nastawienia do ojca) raczej tego nie
wykorzystywała. Jednak tym razem miało być inaczej.
Selene nie musiała zbyt
długo czekać, aby Mistrz Eliksirów zniknął. Od pamiętnego wydarzenia w salonie
minęły dwa dni, kiedy czarodziej opuścił Spinner’s End, teleportując się prosto
z zarośniętej wycieraczki przed drzwiami wejściowymi.
Nie
wiem. Będę, kiedy wrócę, odpowiedział wymijająco, gdy córka
zagadnęła go o powrót.
Selene miała sobie coś ugotować,
a jeśli nie, to niech ponagli Glizdogona — miała gdzieś takie rady. Nie
zamierzała babrać się w surowej wołowinie, która wisiała w spiżarce pod
sufitem, wolała wstawić makaron i zająć się swoimi sprawami. Odczekała kilka
minut, aby się upewnić, że jej ojciec nie wróci niespodziewanie po jakąś rzecz,
po czym zbiegła na dół do salonu i stanęła ze skrzyżowanymi ramionami przed
regałami sięgającymi sufitu. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, czego mogły
dotyczyć oprawione w skórę woluminy, mimo że mieszkała w tym domu od urodzenia.
Snape nie zabraniał jej dotykania książek (co było celowym posunięciem), więc
Selene nie odczuwała pokusy, aby na złość ojcu zajrzeć do któregoś tomu, choć
domyślała się, że nie byłby zachwycony, gdyby przyłapał ją na szperaniu w
swoich drogocennych zbiorach. To oznaczałoby kłopoty. Przysunęła się bliżej,
aby móc odczytać tytuły wypisane złotem na szerokich grzbietach, ale w
większości były one po łacinie. Dziewczyna prychnęła pod nosem. Bezużyteczne. Wyciągnęła
kilka najgrubszych książek w ojczystym języku, usiadła po turecku na podłodze i
zaczęła przewracać pofalowane, grube kartki z żółtawego pergaminu. Pierwsze dwa
woluminy wielkości płyt chodnikowych nie dały jej odpowiedzi na nurtujące
pytanie, tak naprawdę traktowały jedynie o czarno magicznych klątwach, więc
sięgnęła po trzeci, ale w tym czasie do pokoju cichutko wsunął się Glizdogon.
Kiedy nie było Snape’a, zachowywał się o wiele śmielej, a na jego wstrętnej,
szczurzej twarzy pojawił się uśmieszek, który upodobnił go do szaleńca. Selene
nie zwróciła na niego uwagi, była zbyt pochłonięta wyszukiwaniem słów przysięga i wieczyste.
— Myślę, że Snape by
się wściekł, gdyby się dowiedział, że grzebiesz w jego książkach…
Dziewczyna spojrzała na
niego spode łba, nie przerywając przewracania grubych stron; wzrok pałających, przekrwionych
oczu Glizdogona wywołał w niej nieznany dotąd niepokój. Ten mały, nalany
człowieczek wydał się jej nagle znacznie bardziej niebezpieczny niż ogarnięta
furią Bellatriks.
— Nie obchodzi mnie,
co myślisz — wycedziła, powracając do wczytywania się w tekst
przeglądanej książki; uznała, że przed takim człowiekiem należało ukryć strach
za wszelką cenę. Tymczasem śmierciożerca nadal krążył po salonie.
— Szukasz jakiegoś
małego zaklątka ze spisu tych zakazanych?
Selene jeszcze raz rzuciła
mu pogardliwe spojrzenie, a wściekłość powoli przerastała zdenerwowanie.
— Spieprzaj, patafianie!
Jak stąd nie wyjdziesz, powiem ojcu, że mnie obmacywałeś!
Obserwowała, jak paskudnie
skrzywiony Glizdogon obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku komórki, w
której Snape go umieścił; dopiero kiedy trzasnęły wąskie drzwi, a zalegające na
podłodze tumany kurzu wzbiły się w powietrze, szesnastolatka powróciła do
przeglądania kolejnej książki. W tej musiało coś być, myślała, po czym brała
następną, następną i następną… Receptury skomplikowanych eliksirów ciągnące się
przez kilkanaście stron, biografie okrutnych, średniowiecznych
czarnoksiężników, listy uroków, o których jej się nie śniło, ale kompletnie nic
o diabelskich rytuałach. A stos grymuarów piętrzył się coraz wyższy i wyższy; przekartkowała
czternastą księgę mniej więcej do połowy i dopiero wtedy natknęła się na coś,
co sprawiło, że serce mocniej jej zabiło.
Przysięga
Wieczysta, czytała, jest
zaklęciem niewerbalnym; naukowcy kłócą się o klasyfikację. Jedni twierdzą, że
jest to zaklęcie, inni zaś uznają ją za klątwę. Jego właściwości są proste w
teorii, diabelnie skomplikowane w praktyce — Przysięga Wieczysta jest
magicznym węzłem, który splata ze śmiercią losy czarodziejów, którzy nie
zamierzają dotrzymać danej i zapieczętowanej obietnicy. Przysięga jest ważna
tylko wtedy, kiedy Gwarant (osoba trzymająca różdżkę) rzuci to zaklęcie…
Dalej było coś o przebiegu
rytuału — dokładnie taki, jaki miał miejsce dwa dni temu — przykłady
zerwanych przyrzeczeń (Selene wyczytała, że w 1820 roku zanotowano zgon całej
rodziny, która złożyła Przysięgę Wieczystą, ale nie dopełniła zobowiązań) i przykładowy
opis śmierci, ale dziewczyna otrzymała już odpowiedź na gnębiące ją pytanie.
Zatrzasnęła książkę, która trysnęła jej w twarz strumieniem kurzu, powciskała
wszystkie tomy na odpowiednie półki i pobiegła na górę, a w głowie już rodziły
się kolejne wątpliwości. Wiedziała już, na czym polegał ów rytuał (była
zaskoczona, że nigdy o czymś takim nie słyszała), ale nie miała zielonego
pojęcia, co takiego musiał zrobić Draco Malfoy, że jego matka udała się do
Snape’a, błagając o pomoc.
Może
Malfoy ma osobiście zabić Pottera? Albo Dumbledore’a?
Selene prędko skarciła się
w myślach za te fantazje. Każdy wiedział, że Draco Malfoy był niedorajdą i najwyżej
przeciętnym czarodziejem, a Lord Voldemort musiał to natychmiast wyczytać w
jego umyśle. Nie, ktoś taki nie mógł zaskarbić sobie takiej łaski.
Ślizgonka spędziła resztę
dnia samotnie w swoim pokoju, wychodząc tylko do łazienki na piętrze, za każdym
razem upewniając się, że Glizdogon nie buszował po salonie. Z nieba lał się
późnoletni żar, więc dziewczyna otworzyła wąskie okno, przez które wpadał
przyjemnie chłodny wiaterek; gdyby ktoś obcy wszedł do tego pomieszczenia,
natychmiast wyczułby nieprzyjemny zapach, który wydobywał się z płynącej
niedaleko rzeki, ale Selene była już do niego tak przyzwyczajona, że nawet w
tak upalny dzień jej nos nie rejestrował smrodu stęchłych glonów.
Snape wrócił grubo po
dwudziestej trzeciej, ale dziewczyna jeszcze nie spała. Natychmiast usłyszała przeraźliwe
skrzypienie drzwi wejściowych, a później podłogi w dużym pokoju, ale całkowicie
to zignorowała. Siedziała przy pomazanym ołówkiem biurku i kreśliła jakieś niezidentyfikowane
kształty na zeszłorocznych notatkach z obrony przed czarną magią, wsłuchana w
najnowszą piosenkę Fatalnych Jędz, którą od dawna znała na pamięć. Ostry,
regularny dźwięk kobiecego growla prawie natychmiast zakłóciło spokojne wołanie
z dołu; Selene cisnęła pióro na blat, święcie przekonana, że Pettigrew
natychmiast doniósł Snape’owi o porannym szperaniu w domowej bibliotece,
dlatego starała się schodzić powoli i głośno, żeby wymyślić przekonującą
wymówkę. Oczekiwała kolejnych bezpodstawnych pretensji, ale zastała ojca
całkiem wyciszonego. I żadnego Glizdogona w salonie.
— Hmm? — mruknęła
tradycyjnie, podpierając ręce o biodra.
— Dotykałaś moich
książek? — zapytał, nie patrząc na nią.
Dziewczyna milczała, a w
jej głowie natychmiast pojawiło się oskarżenie — Glizdogon. Musiał natychmiast polecieć do Snape’a na skargę, Selene
poznała się na nim w momencie, kiedy pierwszy raz go ujrzała. Ta szczurza
mordka mogła skrywać jedynie złośliwość i obłudę.
— On ci powiedział? — Wskazała podbródkiem
na drzwi, za którymi Peter Pettigrew podsłuchiwał ich rozmowę. — A co, to
zabronione? Nie mówiłeś, że nie wolno. Trzeba było założyć łańcuch. Albo
zamknąć ten antykwariat w sejfie, a najlepiej w Banku Gringotta…
— Nie. I nie — przerwał
jej mężczyzna; a kąciki jego ust drgnęły, a on sam wskazał jej różdżką na
regały.
Selene nie zwracała na nie
uwagi, dopiero w tej chwili rzuciła okiem na wskazany mebel; okazało się, że
niektóre woluminy — dokładnie te, które
dotykała — pokrywały jaskrawozielone, fosforyzujące w ciepłym
półmroku odciski rąk i palców. Dziewczyna w jednej chwili poczuła gorąco
wypełniające policzki, lecz za wszelką cenę chciała zachować spokój.
— Wystarczyło
zapytać. Czego tam szukałaś? — ponaglił ją Snape, porzuciwszy swój łagodny
ton.
— Niczego.
Przez chwilę lustrowali
się natarczywie wzrokiem — ciężko było powiedzieć, czyje oczy ciskały
większe gromy, choć obie twarze — ostre i niezdrowo
blade — pozostawały nienaturalnie beznamiętne. Tę podniosłą chwilę
przerwał jakiś stłumiony, ciężki odgłos dochodzący zza drzwi, za którymi Glizdogon
musiał w tej chwili podsłuchiwać; oboje automatycznie zwrócili się w kierunku
ukrytej komnaty, ale Pettigrew po prostu potrącił swoim niezgrabnym cielskiem
jakąś miotłę, która strąciła z półki jakieś bibeloty, zwabiony podniesionymi
głosami.
Mistrz Eliksirów miał dość
igraszek z córką. Wstał.
— Otwórz umysł.
Selene zamurowało. Od
kiedy tylko spostrzegła te czarodziejskie ślady swoich własnych dłoni (których — mogła
przysiąc — wcześniej nie widziała), stało się oczywiste, że mogła się
liczyć z taką prośbą, choć jej ojciec
raczej nie stosował wobec niej legilimencji, zwykle odgrażał się tylko na
wszelki wypadek, gdyby kiedykolwiek miało dojść do randki, na którą jakiś
niespełna rozumu głuchy ślepiec ośmieliłby się zaprosić jego córkę.
— Co? — Dziewczyna
usiłowała grać na zwłokę. — Ani mi się śni!
— Poprosiłem cię, żebyś otworzyła swój
umysł — powtórzył. — No, już, bez marudzenia. Albo
najbliższą Gwiazdkę spędzisz tutaj z Glizdogonem.
Już wiedziała, co jej ojciec
chciał zobaczyć, jego wzrok mówił wszystko. Wściekła na siebie, ale wciąż
łudząc się, że jednak nie usłyszał jej wtedy na półpiętrze i to wszystko wina
Pettigrew, westchnęła tylko i przewróciła teatralnie oczami, jak to zwykle raczyła
czynić, kiedy ktoś usiłował ją do czegoś przymusić. Ale nie było odwrotu,
potrzebowała trochę grosza i za żadne skarby nie chciała spędzić Bożego
Narodzenia w tej norze.
— Dobrze, jak sobie
życzysz — prychnęła zajadle.
Zamknęła oczy.
Snape natychmiast wdarł
się w jej umysł, a zrobił to tak zręcznie, że Selene nawet nie poczuła
uderzenia zaklęcia. Mimo to automatycznie przez chwilę walczyła z czarami, lecz
Mistrz Eliksirów bez trudu dotarł do wspomnień, które go interesowały; nie
potrzebował wnikliwej analizy, wystarczyło zerknąć, żeby przekonać się, że
słuch i doświadczenie go nie myliły. Widział to jak na przyśpieszonym filmie — Glizdogon
znikający w ciemnym korytarzu, odwiedziny sióstr Black, oglądana z ukrycia
rozmowa, Przysięga Wieczysta. Te obrazy znacznie się wyostrzyły, lecz Ślizgonka
nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, co wspominała, kiedy…
Wszystko ustało.
Przez długą chwilę oboje
milczeli, lustrując się wzrokiem — Selene ognistym, pełnym wyrzutów,
a Snape spokojnym, całkowicie nieprzeniknionym. Nie było jej śpieszno do
słuchania kazań, ale z zaskoczeniem odkryła, że tamten w pewnej chwili…
uśmiechnął się. Dziewczyna całkowicie straciła kontrolę nad sytuacją.
— Jesteś wścibska,
Czarny Pan to doceni — rzekł oschle. — Ale musisz
popracować nad ostrożnością, naszemu panu nie są potrzebni ludzie, którzy
zdradzają się przy pierwszym lepszym zadaniu.
Selene wytrzeszczyła na
niego oczy.
— W co ty pogrywasz? — burknęła
pod nosem, a Mistrz Eliksirów przeszedł energicznie przez cały salon i usiadł z
powrotem w swoim fotelu, wciąż nie chowając różdżki.
— Czarnemu Panu są
potrzebni oddani zwolennicy, którzy pragną narazić dla niego życie. I chodzi tu
głównie o zdobywanie informacji, które ceni ponad jakąkolwiek magiczną moc. Zwłaszcza
w twoim wypadku, przecież nie można oczekiwać od dziecka zbyt wiele…
Selene poczuła się
urażona, że ojciec nazwał ją dzieckiem, ale jego pochlebne słowa szybko
wymazały z jej serca gniew. Nawet skinęła posłusznie głową, choć w środku
zaczęła drżeć; od bardzo dawna chciała porozmawiać z ojcem o Lordzie
Voldemorcie, dowiedzieć się czegoś nowego o swojej przyszłości, o planach… Ale
sama wstydziła się zacząć, by nie zdradzić, że istniała na świecie sprawa,
która wywoływała w niej podekscytowanie. Natomiast Mistrz Eliksirów uparcie milczał;
tym razem nie było inaczej. Wskazał podbródkiem na schody, co oznaczało koniec
rozmowy.
*
— Idę się spakować — oświadczyła,
podnosząc się z kulawego krzesła. — I wbij sobie, że nie życzę sobie
tego parszywca jutro w moim pokoju.
Był ostatni dzień
sierpnia, a Selene właśnie spożywała posiłek wraz ze swoim ojcem w ciasnej
kuchni znajdującej się w piwnicy. Kamienne ściany, zakurzony kredens, półki
zaopatrzone głównie w konserwy i nieużywane od lat przyprawy, ogromny,
płócienny wór z ziemniakami, obierki wysypujące się z kosza pod
zlewem — to wszystko przypominało raczej wystrój nieużywanej komórki
w lochach, ale mieszkańcy Spinner’s End już dawno przestali zwracać uwagę na
bałagan. Nastolatka połykała łapczywie kanapki (zrobione przez Glizdogona, ale
Snape prędzej pozamiatałby za niego podłogę, niż wyznał to córce), aby jak
najszybciej pobiec do siebie, Severus żuł powoli ostatni kęs swojej, popijając
herbatą. Nie było dla niego niespodzianką, że córka starała się spędzać z nim
jak najmniej czasu — nie mieli najlepszego kontaktu, a całoroczna
kontrola w szkole wychodziła jej bokami.
— Zapominasz się,
moja panno — syknął, ale nie spotkał się z żadną odpowiedzią.
Dziewczyna minęła ojca bez
słowa pożegnania, w dwóch susach pokonała salon i wbiegła po schodach na
piętro. Gdy znalazła się w swoim pokoju, zamknęła drzwi i oparła się o nie
plecami. To pomieszczenie było twierdzą, w której nic jej nie groziło
(oczywiście do momentu pojawienia się Glizdogona, z którym prowadziła milczącą
wojnę; nigdy nie chciała rodzeństwa, a Pettigrew czasami zachowywał się jak
młodszy brat, który robi wszystko, aby doprowadzić ją do białej gorączki),
gdzie nie wchodził nikt poza nią. Nawet Snape unikał zaglądania tutaj i miał ku
temu powody. Jej sypialnia była raczej mała i bardzo wysłużona. Ściany
pokrywała biała, poszarzała farba, jakby nikt nie pofatygował się, aby
kiedykolwiek je odmalować — i tak w istocie było, ponieważ farba
pamiętała jeszcze czasy nastoletniego Severusa, których dorosły profesor Snape
wolał sobie nie przypominać. Ale Selene nie za bardzo zwracała uwagę na stan
swojego królestwa, ponieważ przez ostatnie pięć lat mieszkała tu tylko przez
wakacje, starając się spędzać w domu jak najmniej czasu. Poszarzały parkiet pokrywała
brązowa wykładzina, w kącie stało proste biurko z brzozowej sklejki, a pod wąskim
oknem znajdowało się żelazne łóżko przykryte kołdrą z patchworku. Wszystko
wyglądało dokładnie tak, jak za młodych lat ojca, kiedy to on zajmował tę ubogą
sypialnię, z tym małym wyjątkiem, że teraz po podłodze walały się używane
szkolne książki, których Selene jeszcze nie zdążyła rozpakować po swoich
ostatnich zakupach na Pokątnej, a także podarte, zmiętolone i pozginane w
niechlujne samolociki kartki z nieudanymi rysunkami.
Dziewczyna zamachała ręką;
ze szczytu odrapanej szafy zleciała brązowa sowa uszata i wylądowała miękko na
jej ramieniu, uważając, aby zbyt mocno nie zacisnąć ostrych pazurów na skórze
właścicielki. Pogładziła ptaka jednym palcem, a ten przymknął z przyjemnością
oczy, odchylając główkę nieco na bok.
— Mam nadzieję, że
ten Malfoy zdechnie podczas wykonywania zadania dla Czarnego Pana — powiedziała
cicho do sowy i podeszła do biurka, by zamknąć sowę w klatce na krawędzi
blatu. — Mogę tak myśleć! Dupek. Trzeba się było nie wychylać, to
mnie ojciec obiecał…!
Aż zionęła nienawiścią do
młodego Ślizgona, do którego wcześniej żywiła jedynie ultra zwyczajną i
nieszkodliwą niechęć; teraz życzyła mu jak najgorzej, a zazdrość całkowicie ją
zaślepiła. Nie widziała lub nie chciała tego widzieć, że to, co czekało Dracona,
nie wynikało wcale z sympatii Lorda Voldemorta, wręcz przeciwnie. Udawała, że
utrata przepowiedni przez Lucjusza Malfoya i nagły werbunek jego syna nie miały
ze sobą nic wspólnego.
Westchnęła ciężko na myśl
o tym, że po nieudanej próbie chłopaka to jej ojciec będzie musiał zrobić to coś. Oczywiście ona sama aż się
paliła, aby móc się wykazać, choć potrafiła przyjąć do wiadomości, że ewentualnie to jej ojciec mógł dokończyć
misję. Tak, jemu musiało się udać, bo Selene nie znała innego czarodzieja,
który byłby tak utalentowany. Nie mogła też zrozumieć, w czym taki dzieciak mógł
przysłużyć się Lordowi Voldemortowi. Co innego ona, ale Malfoy? O Draconie myślała jak najgorzej, a o ojcu jak
najlepiej, choć niepokoiła ją jedna sprawa. Kiedy Mistrz Eliksirów składał
Narcyzie Malfoy Wieczystą Przysięgę, szesnastolatka słyszała w jego głosie
niepokój. Najprawdziwszy, zaprawiony strachem niepokój.
Trudno,
może jakoś nie zdechną z głodu po jego śmierci,
Choć nie darzyła ojca żadnymi
cieplejszymi uczuciami, a i on nie okazywał jej specjalnego zainteresowania,
jej serce ścisnął jakiś kaleki strach. Próbowała przekonać samą siebie, że działo
się inaczej. Przecież nigdy jej na nim
nie zależało. Nigdy nie spędzali ze sobą czasu. Nie pytał o jej uczucia. Zwracał
się do niej jak do skrzata domowego, a jego jadowitym komentarzom nie było
końca. Niby dbał o to, by zawsze dostawała tego, czego sobie zażyczyła, ale
dotąd nie usłyszała od niego żadnego ciepłego słowa. Nawet w domu nie wychodził
poza rolę nauczyciela.
~*~
Mam nadzieję, że odcinek
się podobał. Przepraszam za czasową nieobecność, ale już mam pomysł na tę historię.
Chyba. Wyjdzie w praniu.
Cameron_Riddle
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 18:22
Całkiem fajny rozdział ^^ Ciekawe co Selene wywinie w Hogwarcie xD Pozdrawiam
16 września 2008 o 15:33
UsuńOoo, wywinie i to nie mało. W końcu śmiało może czuć się lepsza, ma w Hogwarcie ojca xD pomimo, że nikt o tym nie wie xD
joe66@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 18:59
Fajny rozdziałek . Zajrzyj też do mnie na http://www.ja–i–joe–jonas.blog.onet.pl
16 września 2008 o 15:33
UsuńDziękuję, zajrzę xD
~AdriAnnkA
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 19:09
No Frozenko;P Fajny ten twój nowy blog;DDD informuj mnie o nowych nociach;]
16 września 2008 o 15:34
UsuńOki, może ten blog nie jest taki nowy ale to nic xD
Brillen
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 19:19
No świetnie słońce:)Selene jest zdeczka podobna do mnei tylko że ja mam innego tatę xD Rozdział bardzo udany:) I informuj mnie o newsach:)Buziam:*lg-potter.xx.pl
16 września 2008 o 15:35
UsuńMój k o c h a n y tatuś jest prawie tak miły, jak Severus dla Pottera xD
~Klaudia
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 19:25
Nareszcie się doczekałm, bardzo fajny, ale czekam na następny.
16 września 2008 o 15:35
UsuńTeraz już mnie leń opuścił, na jego miejsce wskoczyła nowa wena xD
~blanikx
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 19:33
Super rozdzialek;)http://dreamdark.blog.onet.pl/
16 września 2008 o 15:36
UsuńDzięki za adres xD
agniesia666666@vp.pl
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 20:09
Krótkie ale naprawde ciekawe xD. Czekam na nexta, powiadom :) http://www.joe–jonas.blog.onet.pl
Brillen
Usuń14 września 2008 o 20:14
Chcę cie serdecznie zaprosić na nowy rozdział:)www.lg-potter.xx.pl :)
madonna48@onet.eu
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 20:29
No ;-) Jak zawsze napiszę, że masz ogromny talent do pisania i powoli „zakochuję” się w Twoich historiach :D ;-) Już nie potrafię się doczekać kolejnych rozdziałów na tym blogu oraz Siostrzenicy… >>M-jak-madonna
16 września 2008 o 15:39
UsuńDziękuję xD miło, że to doceniasz xD
~Agatha
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 20:47
Jaka ciepła i rodzinna atmosferka u Snape’ów. Tylko pozazdrościć. xD Całuski, czekam na trzeci odc.
16 września 2008 o 15:39
UsuńOh, oczywiście, że miła atmosfera. Każdy by chciał mieć tak w domu xD
~*Aga*
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 20:49
ciekawy początek:) czekam na dalsze notki
16 września 2008 o 15:40
UsuńTo story nie będzie aż tak długie jak siostrzenica-czarnego-pana, ale na pewno nie zakończy się dobrze dla Selene. Nie sygeruję, że ją zabiję, ale może coś jej nie wyjść w planach xD
~Pisarka.
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 21:27
Fajnie, podoba mi się ta Selen ;DD. Czekam na next.lily-evans-james-potter
16 września 2008 o 15:41
UsuńOna jest wredniejsza niż się wydaje, później to wypłynie xD
~Olka
OdpowiedzUsuń14 września 2008 o 22:09
Fajny ten nowy twój blog,to opowiadanie co piszesz nie jest takie długie,wogóle piszesz fajne opowiadania.
16 września 2008 o 15:41
UsuńTo też zależy od czcionki, jaką się pisze xD Ale, tak, nie jest długie xD
~Kate
OdpowiedzUsuń15 września 2008 o 07:30
Bomba!
16 września 2008 o 15:42
UsuńDość długi komentarz, przyznaję xD
~DiabeLna_KsiezniCzka
OdpowiedzUsuń15 września 2008 o 14:03
Bardzo ciekawy rozdział ;)Wybacz,że tak pózno ;(Zapraszam na http://www.ps-love-you.blog.onet.pl
16 września 2008 o 15:53
UsuńNie ma sprawy xD
~Zamordowana Logika
OdpowiedzUsuń27 września 2011 o 20:30
Ołje! Kolejna Mary Sójka, która oślepia chamstwem i zajebistością. Selen zna się na oklumencji *odhacza punkt na liście*. Snape dający sobą pomiatać głupiej smarkuli – jest *znów odhacza*.”[Snape] Nigdy nie darzył jej jakimś ciepłym uczuciem.” Och i ja się wcale nie dziwię, w końcu taką córeńkę trudno darzyć ciepłym uczuciem.Literówki – są! Nie są wprawdzie część kanonu opkowego, ale tak często występują one w tak często, że wolałam odhaczyć. Jeżeli autorka powyższego tekstu jest na mnie zła, to ulżę Ci oznajmiając, że już dłużej nie zniosę robienia ze Snape’a tego, czegoś, co żyje w tym opowiadaniu i nie zamierzam przeczytać już niczego więcej na tym blogu.P.S. Czytaj swoje wypociny, zanim je opublikujesz!
30 września 2011 o 19:37
UsuńHahaha, i za to Cię lubię xD Muszę powiedzieć, że, wbrew całej bezpodstawnej krytyce, zaimponowałaś mi. Powiedziałaś, że Ci się nie podoba i nie będziesz czytać, za co wielki ukłon w Twoją stronę, biorąc pod uwagę to, jak zachowują się dzieci w naszych czasach xD Nie podoba się, a mimo wszystko czyta i miesza, aby jakaś kolejna „wojna” wybuchła na blogu xD