14 września 2008

2. Ciekawość to pierwszy stopień do śmierciożerstwa


Kiedy kobiety opuściły dom Snape’a, Selene natychmiast ukryła się w mrokach swego małego pokoiku, udając, że przez cały czas tam siedziała, ale ojciec już do niej nie zajrzał. Nie miała też pojęcia, co takiego Draco Malfoy musiał wykonać i dlaczego jego matka tak przeżywała tę tajemniczą misję, ale jedno było pewne — dziewczynie wydawało się, że dopóki nie dowie się prawdy, nie pomyśli o niczym innym. Na początku kusiło ją, żeby jakoś sprytnie podpytać ojca, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu — Snape natychmiast odkryłby, że podsłuchiwała. A tego by nie chciała. Jeszcze tego samego wieczora zakopała się w książkach, lecz nie znalazła w nich ani słowa o jakichkolwiek satanistycznych rytuałach, nie mówiąc już o czymś, co mogłoby zwać się Wieczystą Przysięgą, ale niepowodzenie wcale nie zniechęciło szesnastolatki, wręcz przeciwnie — stworzenie nowego planu zajęło jej zaledwie kilka sekund.
Choć Selene nadal była dzieckiem i wracała na letnie wakacje do domu ojca, bardzo rzadko spędzali razem czas; Severus Snape zwykle wychodził, pozostawiając córkę samą w czterech ścianach. Zdawał się jej całkowicie ufać, a ona o tym wiedziała, ale (pomimo swojego oczywistego charakterku i złego nastawienia do ojca) raczej tego nie wykorzystywała. Jednak tym razem miało być inaczej.
Selene nie musiała zbyt długo czekać, aby Mistrz Eliksirów zniknął. Od pamiętnego wydarzenia w salonie minęły dwa dni, kiedy czarodziej opuścił Spinner’s End, teleportując się prosto z zarośniętej wycieraczki przed drzwiami wejściowymi.
Nie wiem. Będę, kiedy wrócę, odpowiedział wymijająco, gdy córka zagadnęła go o powrót.
Selene miała sobie coś ugotować, a jeśli nie, to niech ponagli Glizdogona — miała gdzieś takie rady. Nie zamierzała babrać się w surowej wołowinie, która wisiała w spiżarce pod sufitem, wolała wstawić makaron i zająć się swoimi sprawami. Odczekała kilka minut, aby się upewnić, że jej ojciec nie wróci niespodziewanie po jakąś rzecz, po czym zbiegła na dół do salonu i stanęła ze skrzyżowanymi ramionami przed regałami sięgającymi sufitu. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, czego mogły dotyczyć oprawione w skórę woluminy, mimo że mieszkała w tym domu od urodzenia. Snape nie zabraniał jej dotykania książek (co było celowym posunięciem), więc Selene nie odczuwała pokusy, aby na złość ojcu zajrzeć do któregoś tomu, choć domyślała się, że nie byłby zachwycony, gdyby przyłapał ją na szperaniu w swoich drogocennych zbiorach. To oznaczałoby kłopoty. Przysunęła się bliżej, aby móc odczytać tytuły wypisane złotem na szerokich grzbietach, ale w większości były one po łacinie. Dziewczyna prychnęła pod nosem. Bezużyteczne. Wyciągnęła kilka najgrubszych książek w ojczystym języku, usiadła po turecku na podłodze i zaczęła przewracać pofalowane, grube kartki z żółtawego pergaminu. Pierwsze dwa woluminy wielkości płyt chodnikowych nie dały jej odpowiedzi na nurtujące pytanie, tak naprawdę traktowały jedynie o czarno magicznych klątwach, więc sięgnęła po trzeci, ale w tym czasie do pokoju cichutko wsunął się Glizdogon. Kiedy nie było Snape’a, zachowywał się o wiele śmielej, a na jego wstrętnej, szczurzej twarzy pojawił się uśmieszek, który upodobnił go do szaleńca. Selene nie zwróciła na niego uwagi, była zbyt pochłonięta wyszukiwaniem słów przysięga i wieczyste.
— Myślę, że Snape by się wściekł, gdyby się dowiedział, że grzebiesz w jego książkach…
Dziewczyna spojrzała na niego spode łba, nie przerywając przewracania grubych stron; wzrok pałających, przekrwionych oczu Glizdogona wywołał w niej nieznany dotąd niepokój. Ten mały, nalany człowieczek wydał się jej nagle znacznie bardziej niebezpieczny niż ogarnięta furią Bellatriks.
— Nie obchodzi mnie, co myślisz — wycedziła, powracając do wczytywania się w tekst przeglądanej książki; uznała, że przed takim człowiekiem należało ukryć strach za wszelką cenę. Tymczasem śmierciożerca nadal krążył po salonie.
— Szukasz jakiegoś małego zaklątka ze spisu tych zakazanych?
Selene jeszcze raz rzuciła mu pogardliwe spojrzenie, a wściekłość powoli przerastała zdenerwowanie.
— Spieprzaj, patafianie! Jak stąd nie wyjdziesz, powiem ojcu, że mnie obmacywałeś!
Obserwowała, jak paskudnie skrzywiony Glizdogon obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku komórki, w której Snape go umieścił; dopiero kiedy trzasnęły wąskie drzwi, a zalegające na podłodze tumany kurzu wzbiły się w powietrze, szesnastolatka powróciła do przeglądania kolejnej książki. W tej musiało coś być, myślała, po czym brała następną, następną i następną… Receptury skomplikowanych eliksirów ciągnące się przez kilkanaście stron, biografie okrutnych, średniowiecznych czarnoksiężników, listy uroków, o których jej się nie śniło, ale kompletnie nic o diabelskich rytuałach. A stos grymuarów piętrzył się coraz wyższy i wyższy; przekartkowała czternastą księgę mniej więcej do połowy i dopiero wtedy natknęła się na coś, co sprawiło, że serce mocniej jej zabiło.
Przysięga Wieczysta, czytała, jest zaklęciem niewerbalnym; naukowcy kłócą się o klasyfikację. Jedni twierdzą, że jest to zaklęcie, inni zaś uznają ją za klątwę. Jego właściwości są proste w teorii, diabelnie skomplikowane w praktyce — Przysięga Wieczysta jest magicznym węzłem, który splata ze śmiercią losy czarodziejów, którzy nie zamierzają dotrzymać danej i zapieczętowanej obietnicy. Przysięga jest ważna tylko wtedy, kiedy Gwarant (osoba trzymająca różdżkę) rzuci to zaklęcie…
Dalej było coś o przebiegu rytuału — dokładnie taki, jaki miał miejsce dwa dni temu — przykłady zerwanych przyrzeczeń (Selene wyczytała, że w 1820 roku zanotowano zgon całej rodziny, która złożyła Przysięgę Wieczystą, ale nie dopełniła zobowiązań) i przykładowy opis śmierci, ale dziewczyna otrzymała już odpowiedź na gnębiące ją pytanie. Zatrzasnęła książkę, która trysnęła jej w twarz strumieniem kurzu, powciskała wszystkie tomy na odpowiednie półki i pobiegła na górę, a w głowie już rodziły się kolejne wątpliwości. Wiedziała już, na czym polegał ów rytuał (była zaskoczona, że nigdy o czymś takim nie słyszała), ale nie miała zielonego pojęcia, co takiego musiał zrobić Draco Malfoy, że jego matka udała się do Snape’a, błagając o pomoc.
Może Malfoy ma osobiście zabić Pottera? Albo Dumbledore’a?
Selene prędko skarciła się w myślach za te fantazje. Każdy wiedział, że Draco Malfoy był niedorajdą i najwyżej przeciętnym czarodziejem, a Lord Voldemort musiał to natychmiast wyczytać w jego umyśle. Nie, ktoś taki nie mógł zaskarbić sobie takiej łaski.

Ślizgonka spędziła resztę dnia samotnie w swoim pokoju, wychodząc tylko do łazienki na piętrze, za każdym razem upewniając się, że Glizdogon nie buszował po salonie. Z nieba lał się późnoletni żar, więc dziewczyna otworzyła wąskie okno, przez które wpadał przyjemnie chłodny wiaterek; gdyby ktoś obcy wszedł do tego pomieszczenia, natychmiast wyczułby nieprzyjemny zapach, który wydobywał się z płynącej niedaleko rzeki, ale Selene była już do niego tak przyzwyczajona, że nawet w tak upalny dzień jej nos nie rejestrował smrodu stęchłych glonów.
Snape wrócił grubo po dwudziestej trzeciej, ale dziewczyna jeszcze nie spała. Natychmiast usłyszała przeraźliwe skrzypienie drzwi wejściowych, a później podłogi w dużym pokoju, ale całkowicie to zignorowała. Siedziała przy pomazanym ołówkiem biurku i kreśliła jakieś niezidentyfikowane kształty na zeszłorocznych notatkach z obrony przed czarną magią, wsłuchana w najnowszą piosenkę Fatalnych Jędz, którą od dawna znała na pamięć. Ostry, regularny dźwięk kobiecego growla prawie natychmiast zakłóciło spokojne wołanie z dołu; Selene cisnęła pióro na blat, święcie przekonana, że Pettigrew natychmiast doniósł Snape’owi o porannym szperaniu w domowej bibliotece, dlatego starała się schodzić powoli i głośno, żeby wymyślić przekonującą wymówkę. Oczekiwała kolejnych bezpodstawnych pretensji, ale zastała ojca całkiem wyciszonego. I żadnego Glizdogona w salonie.
— Hmm? — mruknęła tradycyjnie, podpierając ręce o biodra.
— Dotykałaś moich książek? — zapytał, nie patrząc na nią.
Dziewczyna milczała, a w jej głowie natychmiast pojawiło się oskarżenie — Glizdogon. Musiał natychmiast polecieć do Snape’a na skargę, Selene poznała się na nim w momencie, kiedy pierwszy raz go ujrzała. Ta szczurza mordka mogła skrywać jedynie złośliwość i obłudę.
— On ci powiedział? — Wskazała podbródkiem na drzwi, za którymi Peter Pettigrew podsłuchiwał ich rozmowę. — A co, to zabronione? Nie mówiłeś, że nie wolno. Trzeba było założyć łańcuch. Albo zamknąć ten antykwariat w sejfie, a najlepiej w Banku Gringotta…
— Nie. I nie — przerwał jej mężczyzna; a kąciki jego ust drgnęły, a on sam wskazał jej różdżką na regały.
Selene nie zwracała na nie uwagi, dopiero w tej chwili rzuciła okiem na wskazany mebel; okazało się, że niektóre woluminy — dokładnie te, które dotykała — pokrywały jaskrawozielone, fosforyzujące w ciepłym półmroku odciski rąk i palców. Dziewczyna w jednej chwili poczuła gorąco wypełniające policzki, lecz za wszelką cenę chciała zachować spokój.
— Wystarczyło zapytać. Czego tam szukałaś? — ponaglił ją Snape, porzuciwszy swój łagodny ton.
— Niczego.
Przez chwilę lustrowali się natarczywie wzrokiem — ciężko było powiedzieć, czyje oczy ciskały większe gromy, choć obie twarze — ostre i niezdrowo blade — pozostawały nienaturalnie beznamiętne. Tę podniosłą chwilę przerwał jakiś stłumiony, ciężki odgłos dochodzący zza drzwi, za którymi Glizdogon musiał w tej chwili podsłuchiwać; oboje automatycznie zwrócili się w kierunku ukrytej komnaty, ale Pettigrew po prostu potrącił swoim niezgrabnym cielskiem jakąś miotłę, która strąciła z półki jakieś bibeloty, zwabiony podniesionymi głosami.
Mistrz Eliksirów miał dość igraszek z córką. Wstał.
— Otwórz umysł.
Selene zamurowało. Od kiedy tylko spostrzegła te czarodziejskie ślady swoich własnych dłoni (których — mogła przysiąc — wcześniej nie widziała), stało się oczywiste, że mogła się liczyć z taką prośbą, choć jej ojciec raczej nie stosował wobec niej legilimencji, zwykle odgrażał się tylko na wszelki wypadek, gdyby kiedykolwiek miało dojść do randki, na którą jakiś niespełna rozumu głuchy ślepiec ośmieliłby się zaprosić jego córkę.
— Co? — Dziewczyna usiłowała grać na zwłokę. — Ani mi się śni!
— Poprosiłem cię, żebyś otworzyła swój umysł — powtórzył. — No, już, bez marudzenia. Albo najbliższą Gwiazdkę spędzisz tutaj z Glizdogonem.
Już wiedziała, co jej ojciec chciał zobaczyć, jego wzrok mówił wszystko. Wściekła na siebie, ale wciąż łudząc się, że jednak nie usłyszał jej wtedy na półpiętrze i to wszystko wina Pettigrew, westchnęła tylko i przewróciła teatralnie oczami, jak to zwykle raczyła czynić, kiedy ktoś usiłował ją do czegoś przymusić. Ale nie było odwrotu, potrzebowała trochę grosza i za żadne skarby nie chciała spędzić Bożego Narodzenia w tej norze.
— Dobrze, jak sobie życzysz — prychnęła zajadle.  
Zamknęła oczy.
Snape natychmiast wdarł się w jej umysł, a zrobił to tak zręcznie, że Selene nawet nie poczuła uderzenia zaklęcia. Mimo to automatycznie przez chwilę walczyła z czarami, lecz Mistrz Eliksirów bez trudu dotarł do wspomnień, które go interesowały; nie potrzebował wnikliwej analizy, wystarczyło zerknąć, żeby przekonać się, że słuch i doświadczenie go nie myliły. Widział to jak na przyśpieszonym filmie — Glizdogon znikający w ciemnym korytarzu, odwiedziny sióstr Black, oglądana z ukrycia rozmowa, Przysięga Wieczysta. Te obrazy znacznie się wyostrzyły, lecz Ślizgonka nie zdążyła nawet pomyśleć o tym, co wspominała, kiedy…
Wszystko ustało.
Przez długą chwilę oboje milczeli, lustrując się wzrokiem — Selene ognistym, pełnym wyrzutów, a Snape spokojnym, całkowicie nieprzeniknionym. Nie było jej śpieszno do słuchania kazań, ale z zaskoczeniem odkryła, że tamten w pewnej chwili… uśmiechnął się. Dziewczyna całkowicie straciła kontrolę nad sytuacją.
— Jesteś wścibska, Czarny Pan to doceni — rzekł oschle. — Ale musisz popracować nad ostrożnością, naszemu panu nie są potrzebni ludzie, którzy zdradzają się przy pierwszym lepszym zadaniu.  
Selene wytrzeszczyła na niego oczy.
— W co ty pogrywasz? — burknęła pod nosem, a Mistrz Eliksirów przeszedł energicznie przez cały salon i usiadł z powrotem w swoim fotelu, wciąż nie chowając różdżki.  
— Czarnemu Panu są potrzebni oddani zwolennicy, którzy pragną narazić dla niego życie. I chodzi tu głównie o zdobywanie informacji, które ceni ponad jakąkolwiek magiczną moc. Zwłaszcza w twoim wypadku, przecież nie można oczekiwać od dziecka zbyt wiele…
Selene poczuła się urażona, że ojciec nazwał ją dzieckiem, ale jego pochlebne słowa szybko wymazały z jej serca gniew. Nawet skinęła posłusznie głową, choć w środku zaczęła drżeć; od bardzo dawna chciała porozmawiać z ojcem o Lordzie Voldemorcie, dowiedzieć się czegoś nowego o swojej przyszłości, o planach… Ale sama wstydziła się zacząć, by nie zdradzić, że istniała na świecie sprawa, która wywoływała w niej podekscytowanie. Natomiast Mistrz Eliksirów uparcie milczał; tym razem nie było inaczej. Wskazał podbródkiem na schody, co oznaczało koniec rozmowy.

*

— Idę się spakować — oświadczyła, podnosząc się z kulawego krzesła. — I wbij sobie, że nie życzę sobie tego parszywca jutro w moim pokoju.
Był ostatni dzień sierpnia, a Selene właśnie spożywała posiłek wraz ze swoim ojcem w ciasnej kuchni znajdującej się w piwnicy. Kamienne ściany, zakurzony kredens, półki zaopatrzone głównie w konserwy i nieużywane od lat przyprawy, ogromny, płócienny wór z ziemniakami, obierki wysypujące się z kosza pod zlewem — to wszystko przypominało raczej wystrój nieużywanej komórki w lochach, ale mieszkańcy Spinner’s End już dawno przestali zwracać uwagę na bałagan. Nastolatka połykała łapczywie kanapki (zrobione przez Glizdogona, ale Snape prędzej pozamiatałby za niego podłogę, niż wyznał to córce), aby jak najszybciej pobiec do siebie, Severus żuł powoli ostatni kęs swojej, popijając herbatą. Nie było dla niego niespodzianką, że córka starała się spędzać z nim jak najmniej czasu — nie mieli najlepszego kontaktu, a całoroczna kontrola w szkole wychodziła jej bokami.
— Zapominasz się, moja panno — syknął, ale nie spotkał się z żadną odpowiedzią.
Dziewczyna minęła ojca bez słowa pożegnania, w dwóch susach pokonała salon i wbiegła po schodach na piętro. Gdy znalazła się w swoim pokoju, zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. To pomieszczenie było twierdzą, w której nic jej nie groziło (oczywiście do momentu pojawienia się Glizdogona, z którym prowadziła milczącą wojnę; nigdy nie chciała rodzeństwa, a Pettigrew czasami zachowywał się jak młodszy brat, który robi wszystko, aby doprowadzić ją do białej gorączki), gdzie nie wchodził nikt poza nią. Nawet Snape unikał zaglądania tutaj i miał ku temu powody. Jej sypialnia była raczej mała i bardzo wysłużona. Ściany pokrywała biała, poszarzała farba, jakby nikt nie pofatygował się, aby kiedykolwiek je odmalować — i tak w istocie było, ponieważ farba pamiętała jeszcze czasy nastoletniego Severusa, których dorosły profesor Snape wolał sobie nie przypominać. Ale Selene nie za bardzo zwracała uwagę na stan swojego królestwa, ponieważ przez ostatnie pięć lat mieszkała tu tylko przez wakacje, starając się spędzać w domu jak najmniej czasu. Poszarzały parkiet pokrywała brązowa wykładzina, w kącie stało proste biurko z brzozowej sklejki, a pod wąskim oknem znajdowało się żelazne łóżko przykryte kołdrą z patchworku. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak za młodych lat ojca, kiedy to on zajmował tę ubogą sypialnię, z tym małym wyjątkiem, że teraz po podłodze walały się używane szkolne książki, których Selene jeszcze nie zdążyła rozpakować po swoich ostatnich zakupach na Pokątnej, a także podarte, zmiętolone i pozginane w niechlujne samolociki kartki z nieudanymi rysunkami.  
Dziewczyna zamachała ręką; ze szczytu odrapanej szafy zleciała brązowa sowa uszata i wylądowała miękko na jej ramieniu, uważając, aby zbyt mocno nie zacisnąć ostrych pazurów na skórze właścicielki. Pogładziła ptaka jednym palcem, a ten przymknął z przyjemnością oczy, odchylając główkę nieco na bok.
— Mam nadzieję, że ten Malfoy zdechnie podczas wykonywania zadania dla Czarnego Pana — powiedziała cicho do sowy i podeszła do biurka, by zamknąć sowę w klatce na krawędzi blatu. — Mogę tak myśleć! Dupek. Trzeba się było nie wychylać, to mnie ojciec obiecał…!
Aż zionęła nienawiścią do młodego Ślizgona, do którego wcześniej żywiła jedynie ultra zwyczajną i nieszkodliwą niechęć; teraz życzyła mu jak najgorzej, a zazdrość całkowicie ją zaślepiła. Nie widziała lub nie chciała tego widzieć, że to, co czekało Dracona, nie wynikało wcale z sympatii Lorda Voldemorta, wręcz przeciwnie. Udawała, że utrata przepowiedni przez Lucjusza Malfoya i nagły werbunek jego syna nie miały ze sobą nic wspólnego.
Westchnęła ciężko na myśl o tym, że po nieudanej próbie chłopaka to jej ojciec będzie musiał zrobić to coś. Oczywiście ona sama aż się paliła, aby móc się wykazać, choć potrafiła przyjąć do wiadomości, że ewentualnie to jej ojciec mógł dokończyć misję. Tak, jemu musiało się udać, bo Selene nie znała innego czarodzieja, który byłby tak utalentowany. Nie mogła też zrozumieć, w czym taki dzieciak mógł przysłużyć się Lordowi Voldemortowi. Co innego ona, ale Malfoy? O Draconie myślała jak najgorzej, a o ojcu jak najlepiej, choć niepokoiła ją jedna sprawa. Kiedy Mistrz Eliksirów składał Narcyzie Malfoy Wieczystą Przysięgę, szesnastolatka słyszała w jego głosie niepokój. Najprawdziwszy, zaprawiony strachem niepokój.
Trudno, może jakoś nie zdechną z głodu po jego śmierci,
pomyślała, wrzucając do kufra kilka wyświechtanych podręczników.
Choć nie darzyła ojca żadnymi cieplejszymi uczuciami, a i on nie okazywał jej specjalnego zainteresowania, jej serce ścisnął jakiś kaleki strach. Próbowała przekonać samą siebie, że działo się inaczej. Przecież nigdy jej na nim nie zależało. Nigdy nie spędzali ze sobą czasu. Nie pytał o jej uczucia. Zwracał się do niej jak do skrzata domowego, a jego jadowitym komentarzom nie było końca. Niby dbał o to, by zawsze dostawała tego, czego sobie zażyczyła, ale dotąd nie usłyszała od niego żadnego ciepłego słowa. Nawet w domu nie wychodził poza rolę nauczyciela.   

~*~

Mam nadzieję, że odcinek się podobał. Przepraszam za czasową nieobecność, ale już mam pomysł na tę historię. Chyba. Wyjdzie w praniu.

30 komentarzy:

  1. Cameron_Riddle
    14 września 2008 o 18:22

    Całkiem fajny rozdział ^^ Ciekawe co Selene wywinie w Hogwarcie xD Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:33
      Ooo, wywinie i to nie mało. W końcu śmiało może czuć się lepsza, ma w Hogwarcie ojca xD pomimo, że nikt o tym nie wie xD

      Usuń
  2. joe66@poczta.onet.pl
    14 września 2008 o 18:59

    Fajny rozdziałek . Zajrzyj też do mnie na http://www.ja–i–joe–jonas.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. ~AdriAnnkA
    14 września 2008 o 19:09

    No Frozenko;P Fajny ten twój nowy blog;DDD informuj mnie o nowych nociach;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:34
      Oki, może ten blog nie jest taki nowy ale to nic xD

      Usuń
  4. Brillen
    14 września 2008 o 19:19

    No świetnie słońce:)Selene jest zdeczka podobna do mnei tylko że ja mam innego tatę xD Rozdział bardzo udany:) I informuj mnie o newsach:)Buziam:*lg-potter.xx.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:35
      Mój k o c h a n y tatuś jest prawie tak miły, jak Severus dla Pottera xD

      Usuń
  5. ~Klaudia
    14 września 2008 o 19:25

    Nareszcie się doczekałm, bardzo fajny, ale czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:35
      Teraz już mnie leń opuścił, na jego miejsce wskoczyła nowa wena xD

      Usuń
  6. ~blanikx
    14 września 2008 o 19:33

    Super rozdzialek;)http://dreamdark.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. agniesia666666@vp.pl
    14 września 2008 o 20:09

    Krótkie ale naprawde ciekawe xD. Czekam na nexta, powiadom :) http://www.joe–jonas.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brillen
      14 września 2008 o 20:14

      Chcę cie serdecznie zaprosić na nowy rozdział:)www.lg-potter.xx.pl :)

      Usuń
  8. madonna48@onet.eu
    14 września 2008 o 20:29

    No ;-) Jak zawsze napiszę, że masz ogromny talent do pisania i powoli „zakochuję” się w Twoich historiach :D ;-) Już nie potrafię się doczekać kolejnych rozdziałów na tym blogu oraz Siostrzenicy… >>M-jak-madonna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:39
      Dziękuję xD miło, że to doceniasz xD

      Usuń
  9. ~Agatha
    14 września 2008 o 20:47

    Jaka ciepła i rodzinna atmosferka u Snape’ów. Tylko pozazdrościć. xD Całuski, czekam na trzeci odc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:39
      Oh, oczywiście, że miła atmosfera. Każdy by chciał mieć tak w domu xD

      Usuń
  10. ~*Aga*
    14 września 2008 o 20:49

    ciekawy początek:) czekam na dalsze notki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:40
      To story nie będzie aż tak długie jak siostrzenica-czarnego-pana, ale na pewno nie zakończy się dobrze dla Selene. Nie sygeruję, że ją zabiję, ale może coś jej nie wyjść w planach xD

      Usuń
  11. ~Pisarka.
    14 września 2008 o 21:27

    Fajnie, podoba mi się ta Selen ;DD. Czekam na next.lily-evans-james-potter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:41
      Ona jest wredniejsza niż się wydaje, później to wypłynie xD

      Usuń
  12. ~Olka
    14 września 2008 o 22:09

    Fajny ten nowy twój blog,to opowiadanie co piszesz nie jest takie długie,wogóle piszesz fajne opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:41
      To też zależy od czcionki, jaką się pisze xD Ale, tak, nie jest długie xD

      Usuń
  13. ~Kate
    15 września 2008 o 07:30

    Bomba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 16 września 2008 o 15:42
      Dość długi komentarz, przyznaję xD

      Usuń
  14. ~DiabeLna_KsiezniCzka
    15 września 2008 o 14:03

    Bardzo ciekawy rozdział ;)Wybacz,że tak pózno ;(Zapraszam na http://www.ps-love-you.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Zamordowana Logika
    27 września 2011 o 20:30

    Ołje! Kolejna Mary Sójka, która oślepia chamstwem i zajebistością. Selen zna się na oklumencji *odhacza punkt na liście*. Snape dający sobą pomiatać głupiej smarkuli – jest *znów odhacza*.”[Snape] Nigdy nie darzył jej jakimś ciepłym uczuciem.” Och i ja się wcale nie dziwię, w końcu taką córeńkę trudno darzyć ciepłym uczuciem.Literówki – są! Nie są wprawdzie część kanonu opkowego, ale tak często występują one w tak często, że wolałam odhaczyć. Jeżeli autorka powyższego tekstu jest na mnie zła, to ulżę Ci oznajmiając, że już dłużej nie zniosę robienia ze Snape’a tego, czegoś, co żyje w tym opowiadaniu i nie zamierzam przeczytać już niczego więcej na tym blogu.P.S. Czytaj swoje wypociny, zanim je opublikujesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 września 2011 o 19:37
      Hahaha, i za to Cię lubię xD Muszę powiedzieć, że, wbrew całej bezpodstawnej krytyce, zaimponowałaś mi. Powiedziałaś, że Ci się nie podoba i nie będziesz czytać, za co wielki ukłon w Twoją stronę, biorąc pod uwagę to, jak zachowują się dzieci w naszych czasach xD Nie podoba się, a mimo wszystko czyta i miesza, aby jakaś kolejna „wojna” wybuchła na blogu xD

      Usuń