16 września 2008

3. Cały wór nowości

— Selene, spóźnisz się na pociąg!
Dokładnie to samo, co w zeszłym roku. I dwa lata temu… Choć dziewczyna za każdym razem tak samo cieszyła się z powrotu do Hogwartu, nie mogła się zebrać, żeby wyjść z domu o czasie. A miała do przebycia naprawdę długą drogę, która nie wykluczała użycia jednego z czarodziejskich środków transportu.
Ślizgonka właśnie kończyła śniadanie, nie zwracając uwagi na gderanie ojca, który był dla niej teraz jedynie przerośniętą, brzęczącą muchą. Wstała z krzesła, zarzuciła na siebie płaszcz, chwyciła rączkę kufra i opuściła niewielką kuchnię, do której można było wejść tylko po małych kamiennych schodkach. Z opowieści ojca wiedziała, że za czasów, kiedy był w jej wieku, znajdował się tu zakurzony składzik (Selene domyślała się, że musiał tam sypiać, kiedy jego rodzice się kłócili, ponieważ kilka lat wcześniej znalazła w spiżarce jakiś zapleśniały materac).   
— Dobra, dobra, już idę, nie musisz się tak rzucać — warknęła i przeszła szybkim krokiem przez mały salon, ciągnąc za sobą kufer i przytwierdzoną do niego klatkę, która podskakiwała na nierównej podłodze.
Snape uniósł brwi.
— Tylko tyle? – zapytał, a Selene zatrzymała się gwałtownie.
Gniew powoli, ale skutecznie zaczął działać na jej napięte już nerwy. To denerwujące brzęczenie ojca zbudziło ją już o świcie, mącąc spokój.
— Daj spokój, przecież zobaczymy się wieczorem — prychnęła niegrzecznie, robiąc tę charakterystyczną dla siebie minę.
Za to mężczyzna zlustrował ją oceniającym spojrzeniem; choć sam niespecjalnie zwracał uwagę na to, w co ubierały się młode dziewczęta, gustu córki nie sposób było nie zauważyć. Na co dzień w szkole nosiła zwyczajne szaty (które musiała kupować w sklepach z używaną odzieżą), lecz poza nią czasami potrafiła przejść samą siebie, choć sprawiała wrażenie całkowicie zaskoczonej, kiedy ojciec zwracał jej na to uwagę, jakby naprawdę nie zauważała w swoim stroju niczego niestosownego. Snape przebolał jej glany (nawet się cieszył, że nie pindrzy się jak niektóre dziewczęta z okolicy), bluzki z tajemniczymi, mrocznymi lub satanistycznymi symbolami, ale nie mógł znieść jej krótkich spódniczek i podartych rajstop (domyślał się, że dziury nie znalazły się w nich przypadkiem). Coraz bardziej się niepokoił, bo jego córka szybko zaczęła zmieniać się z chudej chłopczycy w młodą kobietę; tak, już dawno dostrzegł, że pod szerokimi bluzkami pojawiają się dwa niewielkie (choć widoczne) wzgórza, a biodra i nogi, które tak często Selene odsłaniała, z pewnością kusiły niejednego nastolatka.
Snape wydął wargi.
— Trochę grzeczniej, młoda damo. Zamierzasz wyjść w tym? — W tej chwili zdał sobie sprawę, że zabrzmiał jak typowy zrzędzący stary, choć już dawno sobie obiecał, że nigdy taki nie będzie.
Nie musiał długo czekać na odpowiedź córki.
— Tak? — Selene skrzywiła się okropnie, a Severus wyczuł, że jest bliska wybuchu.
— Wyglądasz jak dziwka…
 — No i dobrze!
— Wróć na górę i natychmiast się przebierz…
— NIE! Nie przebiorę się!
Trzasnęły drzwi, a szyby w oknach zabrzęczały. Snape westchnął ciężko i pokręcił głową, wznosząc wzrok ku niebu, jakby oczekiwał, że Bóg w końcu odpowie na jego modły i podpowie mu, jak miał postępować z tą dziewczyną. Czasami brakowało mu sił; za każdym razem, kiedy usiłował z nią porozmawiać na jakiś temat, konwersacja kończyła się w podobny sposób, a Severus Snape nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Był postrachem wśród uczniów, ale nie mógł opanować swojej własnej córki, która robiła się coraz bardziej bezczelna i pyskata. Nie mógł sobie na to pozwolić, choć bardzo często odpuszczał jako pierwszy, ponieważ święty spokój był czymś, czego nade wszystko pożądał, a kłótnie z Selene mu go nie zapewniały. Znał jej możliwości i wiedział, że dziewczyna byłaby w stanie sprzeczać się z nim bez końca. Szczerze współczuł jej przyszłemu mężowi, aczkolwiek nie sądził, że zdoła jakiegokolwiek zdobyć. Po raz kolejny przez głowę przemknęła mu ta myśl — może warto byłoby oddać Selene Czarnemu Panu, aby ten ją przeszkolił? Przecież ona sama bardzo tego pragnęła… Taak, to był genialny plan. Ona byłaby szczęśliwa, Lord Voldemort zyskałby drugą Bellatriks, która jest w stanie zrobić dla niego wszystko, a Snape miałby nareszcie święty spokój.
Jego ciemne oczy zaszły mgłą na samą myśl o tym.

Szła przez kilka minut w milczeniu, mając jedną rękę zaciśniętą na rączce kufra, a drugą trzymała w kieszeni długiego płaszcza, ale tak naprawdę ściskała nią różdżkę. W każdej chwili można się obawiać ataku jakiegoś członka Zakonu Feniksa, choć tak naprawdę żaden z nich nie miał zielonego pojęcia, że Severus Snape miał córkę. Selene była po prostu przewrażliwiona.
Nagle usłyszała znajomy głos pełen pretensji i wyrzutów:
— Miałaś po mnie wpaść.
Selene odwróciła się. Zobaczyła szeroko uśmiechniętą dziewczynę, która wyraźnie zmierzała w jej kierunku, również ciągnąc za sobą ogromny kufer, który podskakiwał na nierównym chodniku. Była wysoka i pucołowata, a duże białe zęby silnie kontrastowały z ciemną, błyszczącą karnacją. Miała czarne włosy, które sięgały jej niemalże pasa, a teraz, kiedy biegła w stronę skrzywionej szesnastolatki, falowały za nią jak aksamitna peleryna. Przez mugolską bluzkę z kołnierzem przebijał się obfity biust, a biodra same kołysały się w kuszący sposób, podkreślając tym samym wąską talię; była po stokroć ładniejsza od Selene, a jej delikatnie hinduska uroda była dodatkowym atutem, aczkolwiek prawdziwego uroku dodawał jej właśnie uśmiech — radosny i szczery.
— Masz rację, miałam — burknęła Snape, przyspieszając kroku. — Ale sama wiesz, jak to jest, ten zgred znowu się czepił mojego ubrania. Nie mogę się już doczekać, kiedy będziemy w szkole, nareszcie się odczepi i nie będzie mógł mi zrzędzić…
Dziewczyna zrównała się ze swoją przyjaciółką i teraz szły tuż obok siebie, hałasując kuframi i spiesząc się na autobus. Karen (bo tak miała na imię towarzyszka Selene) zawsze bardziej zależało na znajomości z córką Snape’a, choć ta nigdy nie traktowała jej zbyt dobrze. Gdyby to zależało od Selene, mogłaby darować sobie przyjaźń z nią, lecz mieszkały prawie po sąsiedzku, a ich rodzice bardzo dobrze się znali, więc dziewczęta również spędzały ze sobą dużo czasu.
— Daj spokój, na pewno nie jest takim zgredem… — zaczęła, ale Selene roześmiała się gorzko i przerwała jej stanowczo:
— Uwierz mi, jest. Nawet nie próbuj mnie przekonywać, że planował mieć dziecko. Doskonale wiem, że nigdy mnie nie chciał. Teraz po prostu mu się odmieniło, bo Czarny Pan chce mnie przy sobie. — Rozejrzała się dookoła, ale ulica była całkowicie opustoszała, więc ciągnęła dalej: — Coś ci powiem, tylko nikomu o tym nie gadaj…
Przyciszonym głosem zaczęła swoją opowieść — począwszy od pojawienia się w ich domu Glizdogona, przez odwiedziny Bellatriks i Narcyzy, a skończywszy na dokładnym opisie Przysięgi Wieczystej i poszukiwań, które miały miejsce dopiero kilka dni później. Ładne, ciemne oczy Karen robiły się coraz większe, a na i tak już zarumienionych policzkach pojawiły się ciemne plamy. Choć Selene starała się mówić szeptem, i tak nikt nie dosłyszałby ich rozmowy, ponieważ kufry robiły taki hałas, że sama Karen musiała dobrze wytężyć słuch, aby zrozumieć sens słów przyjaciółki. Słońce już wzeszło i teraz świeciło mocno w okna uśpionych domów, rozlewając po ubogim osiedlu pomarańczowe promienie — ostatnie duchy minionych wakacji.
— Wiesz, co to jest Przysięga Wieczysta? — zapytała Selene, a kiedy Karen pokręciła głową, wyjaśniła: — Jak się to złoży, nie można się wymiksować z obietnicy, bo inaczej się umrze. A mój ojciec to złożył…
Ostatnie zdanie wypowiedziała prawie bezgłośnie. Karen natomiast sprawiała wrażenie całkowicie zbitej z tropu, a twarz miała tak napiętą, jakby usiłowała sobie coś przypomnieć. Ale Selene nie naciskała. Uśmiechnęła się tylko kpiąco i nadal szła w milczeniu ze zwieszoną głową, wpatrując się w swoje zniszczone glany. Myślała tylko o jednym. O Malfoyach. Gardziła nimi. Znowu okazali się fałszywymi wężami, którzy zawsze potrafili jakoś prześlizgnąć się pomiędzy kolejnymi punktami w czarodziejskim regulaminie i usadowić się tak, aby im było wygodnie.
— Czarny Pan podobno dał Draconowi jakieś ważne zadanie, słyszałam, jak Rabastan Lestrange mówił to mojej… — zaczęła Karen, ale z niewiadomych przyczyn urwała.
Selene zatrzymała się gwałtownie i poderwała głowę, a jej oczy zalśniły jak dwa ciemne diamenty. Jej przyjaciółka natychmiast straciła pewność siebie. Bywały takie momenty, że bała się córki Snape’a.
— Czyli jednak? Draco Malfoy?! — powtórzyła ochrypłym szeptem. Od jakiegoś czasu starała się przywyknąć do tego, że to syn Malfoyów został wybrany przez Czarnego Pana, a nie ona, ale prawda była dla niej o wiele bardziej wstrząsająca, niż się tego spodziewała. — I co ja mam teraz zrobić?
Prychnęła i ruszyła w drogę, szurając głośno podeszwami. Usiłowała zrozumieć postępowanie Lorda Voldemorta, ale nie mieściło się jej w głowie, w czym może mu się przydać taki Malfoy. Poza przechwalaniem się i zadzieraniem nosa nie miał żadnych talentów, które mogłyby zadowolić Czarnego Pana. Była pewna, że teraz zależało mu tylko na wyciągnięciu ojca z więzienia, ale to było maksimum empatii, na jakie było stać tego zarozumiałego dupka.
Na horyzoncie pojawił się przystanek, na którym stała już grupka mugoli (w tym jakieś ubogie dzieci z wielkimi tornistrami na plecach), co oznaczało, że autobus miał za chwilę nadjechać.

Dotarły do centrum miasta zatłoczonym autobusem (nie przypuszczały, że o tak wczesnej porze będzie tak wielu ludzi), ale tam czekał już na nich świstoklik. Tak było co roku — od końcowego przystanku szły jeszcze jakieś kilka minut, przechodziły ukradkiem przez opuszczony magazyn, gdzie często można było się natknąć na śpiących bezdomnych, po czym wkroczyły na małe podwórko. Stały tam dwa wielkie kontenery przepełnione porozdzieranymi workami, a śmierdziało rozkładającymi się śmieciami. Selene zaczęła przeszukiwać placyk w poszukiwaniu czajnika, a Karen zerknęła na zegarek, mówiąc:
— Jeszcze tylko cztery minuty.
— Cztery cholernie długie minuty w smrodzie zgnitych… Matko, co to jest? — Dziewczyna klęczała właśnie na popękanym betonie i grzebała jedną ręką pod ogromnym kubłem, krzywiąc się z obrzydzeniem.
W końcu wydobyła jakiś niepozorny czajnik z dziurą w dnie, położyła go na zatrzaśniętej klapie drugiego śmietnika i odsunęła się jak najdalej od kubłów, starając się nie wdychać cuchnących oparów.
Te cztery minuty minęły szybciej, niż Selene podejrzewała; kiedy do odlotu pozostała minuta, skrzypiące drzwi się otworzyły, a na podwórko wpadła mała grupka zdyszanych nastolatków w dziwacznych mugolskich ubraniach, taszcząc za sobą identyczne walizki: dwóch mniej więcej trzynastoletnich chłopców i osiemnastoletnia dziewczyna ściskająca za rękę jakiegoś przerażonego jedenastolatka z odstającymi uszami. Drzwi zamknęły się za grubą kobietą w średnim wieku, która rzuciła na powitanie:
— W ostatniej chwili… Elin, dawaj ten czajnik…
Selene nic nie powiedziała, tylko podała jej świstoklik, a Karen w tym czasie odliczała:
— Pięć, cztery, trzy, dwa…
Czajnik błysnął oślepiającym niebieskim światłem, a nastolatki zgromadziły się dookoła niego i wyciągnęły ręce. Wszyscy poczuli jednocześnie charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka, a świat zniknął im spod nóg. Lecieli, kręcąc się dookoła, a obrazy rozmazały się; Karen poczuła mdłości, a Selene musiała zamknąć oczy, bo zaczynało jej się kręcić w głowie. Ale nie trwało to długo, bo świstoklik nie musiał przebyć zbyt długiej drogi. Wyrzucił ich prosto na dworzec King’s Cross na peron dziewięć i trzy czwarte; dziewczyny upadły na grupę siódmoklasistów z Hufflepuffu, przygniatając ich swoimi bagażami, ale prędko się podniosły i odeszły w swoją stronę, nie zważając na pomruki niezadowolonych nastolatków.
— Tak się zastanawiam… Nie przeszkadza mu, że twój ojciec był ojcem chrzestnym Pottera, popierał Zakon i te inne bzdury…?
Karen pierwszy raz tego dnia spojrzała groźnie na swoją przyjaciółkę. Nienawidziła rozmawiać o swoim ojcu, nie chciała o nim myśleć, wspominać, a złośliwe docinki Selene dotyczące Syriusza Blacka były chyba jedną z niewielu rzeczy, które naprawdę działały jej na nerwy. Zmusiła się do chłodnej, krótkiej odpowiedzi:
— Pewnie nie. Ja go nawet nie pamiętam. Poza tym nie wiem, czy na pewno chcę się w to bawić.
Elin (bo pod takim imieniem Selene była znana w Hogwarcie) tylko wzruszyła ramionami, bo jej uwagę przyciągnęła spora grupa ludzi, na której czele szła jakaś zgarbiona dziewczyna z burzą brązowych loków. Hermiony Granger. Ślizgonka skrzywiła się z niesmakiem i rzuciła głośno z nadzieją, że obgadywana Gryfonka ją usłyszy:
— Jakie to ohydne.
Brzydziła się szlamami; nie potrafiła sobie wyobrazić dotknięcia takiej osoby gołą ręką. Weszła do pociągu, a Karen wtoczyła się za nią, zadowolona, że nareszcie zmieniły temat. Zaczęły poszukiwać jakiegoś wolnego przedziału, bo Selene nie zamierzała dzielić go z nieznajomymi uczniami. Kilka minut później siedziały już wygodnie na miejscach i wyglądały przez okno pociągu, przypatrując się rodzinie Weasleyów.
— Patrz na to… W głowie się nie mieści, jak można mieć tyle dzieci…
Selene szybko policzyła wszystkich Weasleyów i dodała równie sarkastycznie:
— Wiesz, u zwierząt to podobno normalne…
Obie zachichotały złośliwie i przybiły piątkę. Siedziały jeszcze przez kilka dobrych minut, wrednie obgadując Hermionę Granger, Harry’ego Pottera i rudych Weasleyów, gdy w pewnej chwili drzwi do przedziału się otworzyły, a w progu pojawiła się Pansy Parkinson. Selene i Karen wymieniły szybkie spojrzenia; nie przepadały za nią, bo puszyła się i z każdego drwiła, nawet z uczniów należących do Domu Węża, do tego była brzydka, a z twarzy przypominała mopsa. Pansy bardzo często szydziła z wysłużonych podręczników Elin i ubrań Karen, one zaś wyśmiewały jej służalczość wobec Dracona, ale na co dzień były dla siebie wręcz podejrzanie miłe.
— O, cześć — mruknęła Karen, uśmiechając się tak słodko, że Dolores Umbridge mogłaby nareszcie być z niej dumna. W zeszłym roku panna Black otrzymała od byłej nauczycielki kilka szlabanów, lecz nie była w nich osamotniona. Selene również za nią nie przepadała.
— Dosiądę się, co? — Pansy nie czekała na odpowiedź rówieśniczek, tylko od razu władowała się do przedziału ze swoją wielką walizą. Jednym zaklęciem wysłała ją na półkę, a Selene i Karen znowu po sobie popatrzyły.
Ślizgonka zajęła miejsce obok Karen i również wyjrzała za okno. Zdążyła rzucić zaledwie jedną średnio śmieszną uwagę na temat Molly Weasley, a drzwi znów się rozsunęły i stanął w nich Draco Malfoy w towarzystwie Crabbe’a, Goyle’a i Blaise’a Zabiniego. Karen zmierzyła ich krytycznym spojrzeniem, a Selene uniosła brwi, ale ta na tym nie poprzestała. Ciśnienie gwałtownie jej podskoczyło; nie zamierzała przebywać z nim w jednym przedziale, choć najchętniej zmieniłaby też pociąg. Zerwała się z fotela i sięgnęła po swój kufer, ale jej przyjaciółka również wstała, ściskając ramię Selene, a Pansy zawołała:  
— Ej, nie wychodź! Co cię ugryzło?
Szesnastolatka zawahała się i zmierzyła Dracona badawczym spojrzeniem swych czarnych oczu, przekrzywiając lekko głowę, ale powoli odłożyła kufer na półkę, a na jej twarzy rozlał się złośliwy uśmieszek, który nie objął oczu.
— Racja — wycedziła przez zaciśnięte zęby, nie spuszczając wzroku z zaskoczonego i rozbawionego Malfoya. — Oni stąd wyjdą.
Usiadła z powrotem na swoim miejscu i założyła nogę na nogę, podczas gdy chłopak oparł się nonszalancko plecami o rozsuwane drzwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, uśmiechając się tak czarująco, że Selene poczuła, jak zbiera jej się na wymioty.
— Przestań, Burke, wiem, jak działam na dziewczyny — powiedział, pobujał się chwilę, po czym machnął na Crabbe’a, który się przesunął, żeby Draco mógł usiąść naprzeciwko dziewczyny. — Mogłabyś się przestać dąsać i… zaprzyjaźnić się ze mną?
Ziemistą twarz Selene pokryły szkarłatne plamy oburzenia, ona sama uniosła brwi i wydała z siebie pogardliwe prychnięcie. Natychmiast spostrzegła, że zmienił taktykę.
— Jesteś bardzo zabawny, Malfoy. Ale chyba jeszcze nie zasłużyłeś na moją przyjaźń — warknęła, odwracając twarz w stronę okna.
Chłopak roześmiał się.
— Och, Snape, jesteś bardzo pewna siebie. Zbyt pewna — dodał cicho.
Te słowa nie umknęły uwadze szesnastolatki, która natychmiast zwróciła na niego swoje puste, czarne oczy, które teraz rozszerzyły się gwałtownie; Draconowi Malfoyowi pierwszy raz udało się ją naprawdę zaskoczyć. Jej twarz jeszcze chwilę temu tak rumiana ze zdenerwowania całkowicie utraciła kolor, a usta zacisnęły się mocno, tworząc jedną wąską, bladą linię.
— Skąd…?
— Moja matka odwiedziła twojego ojca — wyjaśnił krótko, uśmiechając się szyderczo i ukazując swoje olśniewająco białe zęby. — I opowiedziała mi, kogo zastała w salonie. Poza tym Snape chyba nie za bardzo kryje się z tym, że ma córkę, bo mój ojciec wie o tym od dawna… Rodzice Parkinson też, nie?  
Draco i Pansy wymienili pełne złośliwej satysfakcji spojrzenia, chichocząc triumfalnie, a dwaj milczący goryle Malfoya wydali z siebie jakieś stłumione odgłosy, które najprawdopodobniej miały imitować śmiech. Selene natomiast nie wyglądała tak, jakby ją zaistniała sytuacja rozbawiła. Wręcz przeciwnie. Karen wcisnęła się w fotel i wciągnęła ze świstem powietrze, ale nie zdążyła w żaden inny sposób zareagować, bo Selene już stała i celowała w śmiejącego się głupkowato Ślizgona różdżką, która niewiadomo kiedy pojawiła się w jej szczupłej dłoni. Refleks miała godny pozazdroszczenia.
— Jeszcze jedno słowo, Malfoy — wycedziła, mrużąc oczy — a gorzko tego pożałujesz, przyrzekam ci. Kiedy wreszcie zostanę śmierciożercą…
W przedziale zapanowała całkowita cisza; Pansy natychmiast zamilkła i spuściła głowę, unikając kontaktu wzrokowego z Selene, Crabbe i Goyle również ucichli, a Blaise Zabini wpatrywał się uważnie w koniec różdżki stojącej dziewczyny. Karen ani drgnęła, podczas gdy Draco znów się roześmiał. Reakcja Elin nie tylko nie zrobiła na nim wrażenia, ale jeszcze bardziej go rozbawiła.
— A kiedy to dokładnie będzie? — spytał.
Pansy (choć wciąż przestraszona) wykrzywiła się lekko, najwidoczniej przekonana, że jej Malfoy stanowczo zbyt długo rozmawia z Selene. Była zazdrosna o każdą dziewczynę, z którą przebywał chłopak, bo durzyła się w nim od wielu lat i nie potrafiła sprawić, aby jego serce rozgorzało dla niej jakimkolwiek cieplejszym uczuciem. To była jej osobista tragedia. Łudziła się, że być może Draco potrzebuje jeszcze się wyszaleć, poużywać życia, a później zwróci się ku niej — ku Pansy Parkinson, idealnej żonie, matce i (miała taką nadzieję) przyszłej pani Malfoy.
— A co cię to obchodzi? — syknęła Karen, chcąc jakoś pomóc przyjaciółce, ale ona machnęła na nią ręką.
— Nie, niech się dowie — powiedziała Selene, a malująca się na jej twarzy wściekłość natychmiast ustąpiła miejsca mściwej satysfakcji. — Może nawet zechce wpaść do Czarnego Pana w odwiedziny, bo wszystko jest już ustalone. Ceremonia odbędzie się o godzinie dwudziestej drugiej w pierwszy dzień października. I co, łyso ci teraz?
Nie minęła minuta, a pociąg ruszył z lekkim szarpnięciem. Obraz za oknem zaczął się przesuwać — opuścili stację. Selene nagle powstała, chwyciła Dracona za rękaw szaty i pociągnęła w kierunku wyjścia, brzydząc się dotykiem skóry Malfoya. Kiedy zasunęła z trzaskiem drzwi do przedziału, odezwała się, świdrując go prowokującym spojrzeniem:
— Wiesz, Malfoy… Zastanawia mnie jedno: czy ty wiesz, po co twoja matka była u nas. Bo Bellatriks nie była tym zachwycona.
To była sprawa między nimi, dlatego nie chciała, aby reszta Ślizgonów z przedziału słyszała ich rozmowę. Nienawidziła go i chciała mu zaszkodzić, ale była rozsądna. Malfoy natomiast otworzył usta, ale zaraz je zamknął, na co wąskie wargi dziewczyny rozciągnęły się w kpiącym uśmiechu. Odniosła pierwszy sukces tego dnia.
— Tak, jak myślałam — dodała. — Twoja matka błagała mojego ojca na kolanach, żeby złożył Przysięgę Wieczystą.
Nie mogła powstrzymać śmiechu, kiedy spostrzegła idiotyczny wyraz twarzy Dracona. On natomiast świdrował ją prowokująco wzrokiem; żadne z nich nie śmiało wyciągnąć różdżki, choć dłonie mocno ich świerzbiły. W końcu rozjuszony Malfoy warknął:
— Snape nie będzie musiał mi pomagać. Sam sobie poradzę.
— Jeszcze zobaczymy — odparła Selene i powróciła do przedziału.

Tego dnia rozmowy między Selene a Draconem ograniczały się jedynie do wymiany kąśliwych uwag na przeróżne tematy, które zwykle rozpoczynała Pansy w nadziei na aprobatę Ślizgona. Elin również nie mogła narzekać na brak rozrywki; okazało się, że nowym nauczycielem obrony przed czarną magią (tak przynajmniej myśleli uczniowie) ma zostać profesor Slughorn — stary czarodziej, który uczył w Hogwarcie eliksirów jeszcze za czasów młodości Severusa Snape’a, a słynął on z wystawnych przyjęć w swoim gabinecie, na które zapraszał krewnych wpływowych, sławnych lub bogatych czarodziejów. Selene i Karen nasłuchały się jęków i pomruków Malfoya, który narzekał na brak zaproszenia; było jasne, dlaczego Draco nie został doceniony przez Slughorna — wszyscy wiedzieli, że profesor nie miał zamiaru zadawać się ze śmierciożercami czy ich krewnymi. Dodatkowym ciosem dla młodego Ślizgona był fakt, że jego kumpel Zabini został zaproszony, choć Malfoy starał się nie pokazywać zazdrości.
Gdy dojechali do stacji w Hogsmeade, już się ściemniało, a pogoda całkowicie się zmieniła. Lało jak z cebra, a zimny wiatr szargał korony drzew z Zakazanego Lasu; nie było śladu po przepięknym, czystym niebie i grzejącym mocno słońcu. Uczniowie niechętnie zaczęli opuszczać pociąg, choć wszyscy byli głodni i zmęczeni całodzienną jazdą. Selene chwyciła rączkę kufra, zarzuciła kaptur na głowę i opuściła przedział, zanim pojazd dobrze się zatrzymał, a Karen westchnęła i pobiegła za przyjaciółką, przeciskając się przez tłumek nastolatków, który wyległ już na wąski korytarz. Nie miała tak silnego charakteru, jak Elin, więc musiała wciąż żyć w jej cieniu, usiłując nauczyć się kilku sztuczek, które ta często stosowała, jednak wszystko to robiła na próżno. Obie sobie czegoś zazdrościły. Selene — urody przyjaciółki, a Karen — inteligencji i sprytu, ale ona w przeciwieństwie do panny Snape usiłowała się czegoś od niej nauczyć, Elin natomiast potrafiła jedynie krytykować.
— Wiesz, co jest dobrego w pierwszym dniu szkoły? — spytała Selene, gdy zajęły jeden z drewnianych powozów, który musiały dzielić z jakimiś zarozumiałymi Krukonkami. — Zwalają się nowi. Gdyby kocenie stało się dyscypliną sportową, nareszcie zainteresowałabym się sportem.  
Powozy podjechały aż pod wejście do szkoły, aby uczniowie mogli spędzić na deszczu jak najmniej czasu. Selene porzuciła swój bagaż w Sali Wejściowej tak, jak pozostali, i skierowała się do Wielkiej Sali, gdzie zajęła miejsce przy stole Ślizgonów. Kiedy tylko zobaczyła skąpany w strugach deszczu gmach zamku, w jej sercu pierwszy raz od rana pojawiło się ciepłe ukłucie radości. Nareszcie czuła, że wróciła do domu; nie musiała już znosić gderania swojego ojca, patrzeć na Glizdogona czy wdychać cuchnących aromatów zakurzonego mieszkania. Tylko tutaj czuła się naprawdę dobrze, choć starała się tego nie pokazywać; uważała, że ujawnianie pozytywnych uczuć jest równoznaczne ze słabością, a ona sama nie chciała być uważana za ckliwą i rozczulającą się kobietę.
Po chwili, gdy Wielka Sala już całkowicie się zapełniła, zakończyła się niegodna uwagi Selene ceremonia przydziału (dziewczyna poznała małego chłopaka z odstającymi uszami, którego spotkała tuż przed podróżą świstoklikiem — trafił do Hufflepuffu), po czym powstał Dumbledore. Dziewczyna dopiero teraz zwróciła na niego uwagę: spostrzegła, że dyrektor jedną rękę miał czarną i pomarszczoną; Selene poczuła ciarki obrzydzenia przebiegające jej po plecach, choć jednocześnie bardzo się zainteresowała, czego skutkiem mogła być tak szpetna rana.
— Patrz, coś mu się stało w rękę — szepnęła, a Karen wzdrygnęła się z niesmakiem i odpowiedziała:
— Ona chyba jest… martwa.
 Selene uniosła brwi. Nie była jedyną osobą, która zwróciła uwagę na poparzoną dłoń dyrektora — teraz przez wszystkie cztery stoły przeszła fala szeptów, a niektórzy młodsi uczniowie pokazywali sobie Dumbledore’a palcami i krzywili się.
— Nie przejmujcie się — powiedział pogodnie dyrektor i strzepnął rękaw, aby ukryć swoje poczerniałe palce. — Pragnę wam przedstawić dwie zmiany, które zaszły w gronie nauczycielskim. Powitajmy profesora Slughorna, który zgodził się objąć stanowisko nauczyciela eliksirów…
W sali rozległ się ogólny pomruk oznaczający zaskoczenie, a po nim uprzejme oklaski. Brzuchaty, siwiejący czarodziej nie budził zaufania, aczkolwiek uśmiechał się bardzo przyjaźnie.
Selene wzdrygnęła się, ale prędko pożałowała tej reakcji — to przecież kolejna okazana słabość. Poczuła, jak coś wielkiego i twardego przewraca jej się nieprzyjemnie w żołądku.
— Natomiast profesor Snape — ciągnął dyrektor — zajmie stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią.
Ta informacja nie spotkała się ze specjalną aprobatą; mało tego, w Wielkiej Sali rozległy się pojedyncze pomruki (miny Gryfonów mówiły same za siebie), choć przy stole Ślizgonów nastąpił niespodziewany wybuch radości. Oczywiste było, że wychowankowie Domu Węża bardziej radują się z nieszczęścia pozostałych uczniów niż z sukcesu ich opiekuna, choć Snape’owi podobało się to entuzjastyczne przyjęcie; nie powstał, ale uniósł rękę, by uciszyć swoich podopiecznych. W jego ciemnych oczach płonęła najczystsza satysfakcja.
— A teraz życzę wam smacznego — oznajmił na koniec Dumbledore, zarzucił sobie brodę przez ramię, aby mu nie wpadała do talerza, a na stołach pojawiły się przeróżne wykwintne potrawy, które zostały specjalnie na tę okazję przygotowane przez skrzaty domowe rezydujące w kuchni. Mimo nienajlepszej atmosfery, która panowała w całym czarodziejskim świecie, w Wielkiej Sali można było przez chwilę poczuć dawnego ducha spokoju. Prawie każdy był szczęśliwy i choć na moment wymazał z pamięci złe wydarzenia ostatnich tygodni.
— Wiedziałaś? — spytała półgębkiem Karen, zawzięcie majstrując przy swojej zapiekance.
— O czym? Chyba żartujesz, on się ze mną nie dzieli takimi wiadomościami. Nie mówi mi o niczym istotnym. Ale domyślałam się, że Dumbledore w końcu ulegnie.
Selene starała się zrobić taką minę, jakby jej to w ogóle nie obchodziło, ale przyjaciółka bardzo szybko się zorientowała, że musi być jej bardzo przykro, dlatego już więcej na nią nie naciskała.

~*~

Miałam dziś (o dziwo) czas, więc jest rozdział. Jutro pojawi się najnowszy rozdział na Siostrzenicy Czarnego Pana.  

Będę sentymentalna. Ta notka z dedykacją spamerów. xD

27 komentarzy:

  1. ~galaxxy69
    16 września 2008 o 17:29

    No to może ja pierwsza sie wypowiem…….. Widzę że dopiero zaczynasz bo dopiero 3 wydanie… Zycze ci dobrego dalszego blogowania ww.galaxxy69.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 18:09
      Ja nigdy nie mam takiego szczęścia, żeby się wypowiadać gdzieś pierwsza xD

      Usuń
  2. ~Cam.
    16 września 2008 o 17:47

    Fajny rozdział :) U Ciebie zawsze te początki z Draco i główną bohaterką nie są zbyt miłe xD Ciekawe jak będzie dalej :) Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 18:08
      I właśnie to jest najlepsze ! Bo co to by była za miłość [noo, jeśli wogóle o jakiejś jest mowa :>] gdyby bohaterowie znali się doskonale i lubili? To właśnie jest mój styl xD

      Usuń
  3. ~Ewelina
    16 września 2008 o 17:55

    spoko ten rozdział :) FANS-NATASZA.XX.PL

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Ewelina
    16 września 2008 o 17:55

    spoko ten rozdział :) FANS-NATASZA.XX.PL

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Pisarka.
    16 września 2008 o 18:34

    Oh, ta Salen ;DD. Ja osobiście lubię Dracusia ;PP. Czekam na kolejny odcinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 18:06
      Tak, ja też go lubię xD Ale jakbym była córką Snape’a to chyba nie za bardzo… xD w końcu Lucjusz Malfoy to szycha i bogaty arystokrata a Severus? Półkrwi czarodziej i na dodatek… ehm… nauczyciel w Hogwarcie, więc za dobrze się im nie żyje, co? xD

      Usuń
  6. Brillen
    16 września 2008 o 19:42

    Frozenko słońce notka jak zwykle fantastyczna:) Ale czego innego można sie spodziewać po tak fantastycznej pisarce?No właśnie:P Ale znowu Darco:) Uwielbiam go xD No ale kit:P Buska:*lg-potter.xx.plP.s Może wkońcu przeczytasz mój rozdział?xD Nie no joke xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 18:05
      Postaram się przeczytać, ale ostatnio mam tak napięty „grafik” że ledwo znajduję czas na newsy xD cóż, szkoła już taka jest xD

      Usuń
  7. ~Marta::::::*
    16 września 2008 o 19:43

    Ciekawy rozdzialek ( http://www.ja–i–joe–jonas.blog.onet.pl )

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Marta::::::*
    16 września 2008 o 19:44

    Ciekawy rozdzialek ( http://www.ja–i–joe–jonas.blog.onet.pl )

    OdpowiedzUsuń
  9. ~AdriAnnkA
    16 września 2008 o 20:07

    No super! nie rozumiem jednego czemu Kareen nie lubie pottera w końcu jej ojciec uważła go za swojego „syna’ no nic Xd super rozdzialik ;ppozdr;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 18:04
      Weź, jakbyś się zaprzyjaźniła z taką babką jak Selene też byś znienawidziła tego Bliznowatego xD No i matka Kareen jest Śmierciożercą xD

      Usuń
  10. ~Demi
    16 września 2008 o 20:15

    Kurcze nie moge sie doczekac nastepnego nexta, ale mnie wciągnelo xD, czasami jak cos przeczytam to pozniej nie moge sie doerwac xD POzdro (www.joe–jonas.blog.onet.pl)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Demi
    16 września 2008 o 20:15

    Kurcze nie moge sie doczekac nastepnego nexta, ale mnie wciągnelo xD, czasami jak cos przeczytam to pozniej nie moge sie doerwac xD POzdro (www.joe–jonas.blog.onet.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 18:03
      :( czytam te wasze komy i myślę sobię, że trochę będziecie musieli poczekać na newsa… ale zrehabilituję się, postaram się, żeby był długi i ciekawy xD

      Usuń
  12. margot14@onet.eu
    16 września 2008 o 20:18

    Frozen… podziwiam cię, kobieto. 14 lat, piszesz fajnie, notki co 2 dni i jeszcze się z tym wyrabiasz… Gdzie ty znajdujesz ten czas? xD Blog się mi podoba (moje klimaty, mroczczczczne xD), brak nagłówka też się mi podoba, art z Selene fajny, pomysł z córką Syriusza też fajny, tylko art pottera i kareen niezbyt… no, ekhm. a tak na marginesie, jak się czyta „Kareen”? /karen/ czy /kari:n/? bo sama nie wiem xD I informuj mnie :P choć i tak już to robish :P Pozdro – dramione-draco-i-hermione – Gonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 18:02
      Czyta się | karen | Ostatnio z moim czasem coś nie tak, ale na siostrzenica-czarnego-pana się jakoś wyrabiam xD

      Usuń
  13. ~www.oceny-zhp.blog.onet.pl
    20 września 2008 o 11:21

    Chcesz wiedziec co inni myślą o Twoim blogu???? Zgłoś się się do ocenki na http://www.oceny-zhp.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 17:59
      Eee, nie chcę być niegrzeczna, ale wystarczy, że sama wiem o moim blogu dość dużo xD no i wiem z komentarzy co myślą o nim inni xD więc dzięki, ale nie skożystam [nie wiem, dlaczego spamy z ocenkami tak mnie denerwują...] xD

      Usuń
  14. ~K&M
    22 września 2008 o 21:12

    Rozdział długi i ciekawy! Nie mam wenny na pisanie komentarzy dzisiaj. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 17:55
      A ja za to na odwrót. W komentarzu mogę napisać duuużo, ale nie mam na to czasu xD =(

      Usuń
  15. ~Nadia
    23 września 2008 o 22:31

    Dopiero dzisiaj miałam czas, żeby tu wpaść, i chyba znowu mi się spodobało :) Nie wiem, jak Ty to robisz, ale oba Twoje blogi będę odwiedzać regularnie, bo już nie wyobrażam sobie życia bez jednego i drugiego. Ale widzę, że lubujesz się w czarnych charakterach xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 24 września 2008 o 17:54
      Oh, tak, bardzo lubię czarne charaktery xD A już szczególnie takie, jak Selene albo Sophie xD

      Usuń