Na drugi dzień McGonagall
chodziła wzdłuż stołów i rozdawała plany zajęć tak, jak to czyniła co roku. Lekka
i radosna atmosfera z wczorajszej uczty powitalnej prysła jak bańka mydlana, a
prawie każdy na powrót stał się markotny, znudzony lub przestraszony. Wydawało
się, że i pogoda jest jakby bardziej ponura; po zaczarowanym suficie w Wielkiej
Sali snuły się ciężkie, gęste chmury, a szare niebo wyglądało tak, jakby lada
chwila miało lunąć. Nawet Selene stała się obojętna, ziała też przygnębiającym
pesymizmem, a kocenie nie sprawiało jej już takiej przyjemności. Kiedy tylko
dostała swój harmonogram, rzuciła nań okiem, skończyła grzebać w paskudnie
przesłodzonej owsiance, po czym wstała od stołu i udała się prosto do klasy
profesora Flitwicka, szurając potwornie podeszwami swoich glanów. Całkowicie
zapomniała o Karen, gdyż jej myśli nieustannie zaprzątała misja, którą Draco
dostał od Czarnego Pana. Wpadło jej do głowy, że mogłaby spróbować użyć
legilimencji (wątpiła, aby Malfoy opanował sztukę oklumencji na tyle dobrze,
aby oprzeć się sile jej umysłu), kiedy w połowie drogi dogoniła ją jej
przyjaciółka.
— Ty też? Ale zamulasz… —
zagadnęła nienormalnie wesołym tonem głosu.
Szczuplejsza Ślizgonka
prychnęła cicho. Nie mogła znieść tego groteskowego uśmiechu wymalowanego na
twarzy Karen.
— Ech, co ty tam wiesz… Na
niczym się nie znasz. — Choć jej słowa były bardzo przykre, panna Black nie
przestała się uśmiechać.
Tylko wzruszyła ramionami.
Nie chciała się z nią kłócić, zwłaszcza teraz, gdy była w wyjątkowo złym
humorze. Znowu poczuła się słaba i głupia, pomyślała nawet, że może faktycznie
czegoś nie dostrzega. Czegoś, co wywołuje w jej przyjaciółce tak złe
samopoczucie. Poza tym teraz, kiedy dokładnie za miesiąc miała zostać
śmierciożercą… Wolała po prostu znosić jej dziwaczne zachowanie i milczeć,
kiedy słyszała niegrzeczne odpowiedzi. Tak było bezpieczniej.
*
Selene nie przejmowała się
zbytnio zaklęciami. Mimo że zaklęcia poszły jej na SUMACH bardzo dobrze
(zaliczyła je na Wybitny), nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ojciec wymagał,
aby kontynuowała ten przedmiot. A teraz czekała tylko na obronę przed czarną
magią. Była niesamowicie ciekawa, jak Snape wypadnie podczas swojej pierwszej
lekcji, poza tym chciała też na niego napaść (oczywiście zaraz po dzwonku
kończącym zajęcia) i zarzucić mu brak zaufania. Niestety na ulubioną i
upragnioną lekcję musiała czekać prawie trzy godziny.
Severus Snape wkroczył do
klasy z taką samą energią jak zawsze, przynosząc ze sobą ten sam powiew chłodu,
surowości i mroku, który wywoływał w uczniach (nawet w szósto i
siódmoklasistach) dreszcz strachu.
— Proszę schować
podręczniki – rzekł na powitanie, gdy wszyscy zajęli swoje miejsca w klasie. —
Mam wam coś do powiedzenia i żądam bezwzględnej uwagi.
W klasie zrobiło się
jeszcze ciszej, o ile to w ogóle było możliwe. Nikt nie śmiał choćby odetchnąć,
a cisza panująca w pomieszczeniu była wręcz namacalna i kłuła w uszy — Mistrz
Eliksirów budził w każdym uczniu, no, może poza swoimi wychowankami, lęk i
niepokój, kiedy tylko pojawiał się na horyzoncie. Nawet McGonagall nie
potrafiła utrzymać w klasie takiej dyscypliny jak on. Zawsze potrafił znaleźć
coś, do czego mógł się przyczepić, a robił to z rozkoszą. Przez jego gabinet
przewinęła się już chyba cała populacja Hogwartu, większość pochodziła
oczywiście z Gryffindoru, choć inni uczniowie byli równie częstymi bywalcami
jego gabinetu. Zdarzyło się, że nawet Ślizgoni byli nagradzani szlabanami od
swego wychowawcy, aczkolwiek były to wydarzenia naprawdę sporadyczne.
— Na moich zajęciach
nie będziecie czytać głupich podręczników — ciągnął, przechadzając się powoli
wzdłuż ścian, a wszyscy wodzili za nim nieśmiało wzrokiem, starając się
jednocześnie unikać kontaktu wzrokowego ze znienawidzonym profesorem.
Zaczął dokładnie opisywać obronę
przed czarną magią; Selene słyszała to już wielokrotnie, a fanatyczny ton
głosu, jakim mówił jej ojciec, już tak jej się znudził, że po prostu się
wyłączyła. Dziwiła mu się, że teraz, kiedy Czarny Pan już się ujawnił, ten
nadal starał się o tę posadę (co chyba mu się opłaciło, bo w końcu dostał
pozwolenie na nauczanie swego ukochanego przedmiotu). Nie widziała przyszłości tej
szkoły. A Snape z pewnością nie był aż takim ignorantem, aby twierdzić, że
Hogwart się utrzyma; kiedy Dumbledore zginie (a stanie się to zapewne prędzej,
niż on sam sądzi), będzie tylko kwestią czasu, aż szkoła zostanie przejęta.
— A teraz — rzekł
Snape — dobierzecie się w pary. Będziecie ćwiczyć zaklęcia niewerbalne. No już,
ruszać się.
Selene i Karen wstały
leniwie, a reszta klasy uczyniła to samo; prawie wszyscy byli przerażeni, że będą
czarować już na pierwszej lekcji ze Snape’em. Było to dla nich nie lada
zaskoczenie, bo podejrzewali trwającej aż do samego dzwonka mowy wychwalającej
czarną magię. Gryfoni już wiedzieli — w zeszłym roku musieli walczyć z wredną
jadowitą ropuchą znaną jako Dolores Umbridge, która kategorycznie zakazywała
wyciągania różdżek na jej lekcjach, a teraz będą musieli przetrwać terror
Severusa Snape’a. Ta perspektywa była dla nich nie tylko zatrważająca, ale i (o
dziwo) satysfakcjonująca, ponieważ po szkole od wielu lat krążyły plotki,
jakoby posada nauczyciela obrony przed czarną magią była przeklęta, a żaden
nauczyciel nie mógł utrzymać się na tym stanowisku dłużej niż rok. Niektórzy
bardziej złośliwi Gryfoni żywili nadzieję, że kariera Snape’a jako Mistrza Obrony
Przed Ciemnymi Mocami zakończy się rychłą i bolesną śmiercią.
— Rozumiesz coś z
tego? — szepnęła Karen, przerywając na chwilę napinanie wszystkich mięśni
twarzy, co — zdaniem dziewczyny — miało pomóc w rzuceniu na przyjaciółkę Klątwy
Galaretowatych Nóg bez wypowiadania jej formułki na głos.
— Po prostu się skup—
odpowiedziała Selene.
Od prawie pięciu minut
kwitła bezczynnie w kącie klasy i czekała, aż jej przeciwniczka rzuci nareszcie
jakieś zaklęcie. Elin nigdy nie uważała jej za specjalnie utalentowaną
czarownicę, ale była wobec niej bardzo cierpliwa. Sama natomiast doskonale
radziła sobie z niektórymi rodzajami magii, a zaklęcia niewerbalne nie
stanowiły dla niej problemu od ponad roku, kiedy to ojciec wymógł na niej
naukę. Selene natomiast z chęcią na to przystała, ponieważ natychmiast
zaobserwowała płynące z tej umiejętności korzyści. Dlatego teraz stała i w
duchu wyśmiewała się z pocących się i pąsowiejących uczniów, mimo że jeszcze
półtora roku temu sama zachowywała się tak samo.
Machnęła od niechcenia różdżką
i bez żadnego problemu rozbroiła swoją przyjaciółkę. Różdżka wystrzeliła pod
sam sufit, zrobiła w powietrzu wdzięczny obrót i upadła kilka stóp od
właścicielki. Snape nagrodził Slytherin dziesięcioma punktami, a Selene w końcu
się uśmiechnęła, lecz nie było w tym uśmiechu niczego radosnego, wręcz
przeciwnie — przypominało to raczej złośliwy grymas (Karen przypuszczała, że Ślizgonka
nie potrafiła się normalnie uśmiechać). Zaczęła się przyzwyczajać do miana,
które nadał jej jakiś czas temu ojciec: zdolny
leń.
Karen, zachęcona wyczynem
Selen, starała się przez całą lekcję zaskoczyć nauczyciela, ale po jej usilnych
próbach rzucenia Cruciatusa Selene dostała jedynie niegroźnego krwotoku z nosa,
który zlikwidowała jednym machnięciem różdżki, zdobywając dla domu kolejne
punkty.
— Nie powinnaś
próbować zaklęć niewybaczalnych. Ja zaczynałam od łatwych czarów, i tobie też
bym to radziła. No wiesz, jakieś lewitowanie czy coś… — powiedziała
wszechwiedzącym tonem głosu, gdy obie szły na drugie śniadanie do Wielkiej
Sali.
Nie udało jej się pomówić
ze Snape’em, który jako pierwszy opuścił klasę, jakby obawiał się, że córka
będzie próbowała z nim porozmawiać, ale Selene była w tak dobrym humorze, że
tego dnia chyba nic nie mogło jej go popsuć — Draco Malfoy po raz kolejny
zademonstrował wszystkim swój kompletny brak talentu do czarowania. Choć
rumienił się i napinał, aż na czoło wystąpił mu pot, nic z jego wysiłków nie
wyszło. Nawet jakiś Puchon, który ćwiczył obok niego, był w stanie w końcu
wysłać różdżkę swojej partnerki na drugi koniec klasy.
— Ale w końcu coś mi
się udało. — Karen zdawała się zauważać jedynie pozytywne strony wspomnianej
lekcji, ale Selene nie chciała już sprowadzać jej na ziemię.
— Ech, niby tak… W
końcu powinnaś zacząć się w tym szkolić, bo kiedy już zostaniemy śmiercio…
— Cicho! — syknęła dziewczyna, rozglądając
się nerwowo dookoła siebie. — A jak ktoś usłyszy? Poza tym… Ja jeszcze nie
wiem, czy tego chcę…
Selene uniosła brwi, nie
kryjąc zaskoczenia.
— Zrobisz, co będziesz
chciała, ale chyba nie liczysz na ulgowe traktowanie z jego strony, co? — odpowiedziała sarkastycznie.
Weszły do Wielkiej Sali
przez otworzone na oścież drzwi i usiadły przy stole Ślizgonów, zajmując swoje
typowe miejsce; Elin omiotła ogromną jadalnię spojrzeniem swych czarnych oczu. Większość
uczniów już dawno spożywała obiad, dyskutując ze sobą na nudne szkolne tematy,
obgadując koleżanki i kolegów, skarżąc się na nauczycieli, prace domowe, zbyt
częste lub zbyt rzadkie wiadomości od rodziców, wymieniając pasjonujące uwagi
dotyczące quidditcha, mioteł, Ministerstwa Magii i sławnych ludzi; jednym
słowem — kompletna rutyna. Ludzie wchodzili i wychodzili, jedni byli radośni,
inni przygnębieni… Kompletna mieszanka emocji i wrażeń, tworząca ekstremalnie letnią
zupę uczuciową. Do Wielkiej Sali znowu weszła jakaś mała grupka nastolatków: na
czele niezmiennie Draco Malfoy, mając po swojej prawicy Crabbe’a, a po lewicy
Goyle’a; gdzieś z tyłu kroczył dumnie Blaise Zabini, przypominając (dosłownie i
w przenośni) cień Malfoya, a na samym końcu tego małego pochodu biegła Pansy
Parkinson ze swoją nieodłączną miną złośliwej zołzy na mopsim obliczu. Tym
razem uwagę Selene zwróciła nie postać Dracona, a właśnie Pansy. Ta dziewczyna,
zdaniem Elin, zawsze wyglądała i zachowywała się głupio, ale w tej chwili
przeszła samą siebie. Panna Snape szepnęła w ucho Karen, jakoby Parkinson
przypominała druhnę, która dźwiga za Malfoyem brzeg jego peleryny; dziewczęta
parsknęły śmiechem. Selene twierdziła, że Pansy była jedną z najgłupszych
dziewczyn w Hogwarcie, a w końcu Snape miała przyjemność poznać szlamę —
Hermionę Granger. Gdyby postanowiła spisać listę osób, których nienawidzi i,
choć lista byłaby niesamowicie długa, na jej szczycie tkwiłoby nazwisko nie
tylko nazwisko Granger, Pottera i Dumbledore’a, ale i Pansy Parkinson, a od
niedawna także i Dracona Malfoya. Nie mogłaby się zdecydować, kto zająłby
pierwsze miejsce.
Przyglądanie się najgłupszej Ślizgonce po pewnym czasie
jej się znudziło, więc Selene odwróciła wzrok i znów zaczęła lustrować uczniów
w Wielkiej Sali, jedząc palcami pieczoną nóżkę kurczaka. Tym razem jej uwagę
zwrócił stół Gryfonów, a konkretniej jedna osoba. Zdała sobie sprawę, że ten Wybraniec,
Harry Potter, przyglądał jej się trochę zbyt subtelnie i trochę zbyt badawczo,
przez co nie wypadł zbyt pomyślnie w teście na dyskrecję. Przez chwilę nawet
patrzyli sobie w oczy. Selene spojrzała prosto w te jego zielone czyste oczy, które
natychmiast rozszerzyły się w zaskoczeniu; Elin w tej chwili pokazała mu
środkowym palcem to, co o nim myśli, uśmiechnęła się słodko i z ironią, po czym
wbiła wzrok w rozgrzebanego na talerzu kurczaka. Czuła, że ktoś jeszcze się jej
przygląda, ale nie był to Potter, który spłonął rumieńcem i odwrócił głowę. To
był Malfoy. Tak, dziewczyna spostrzegła, że to jego szare, przebiegłe ślepia
śledzą każdy jej ruch. Zmarszczyła brwi.
— Spójrz na niego. —
Selene szturchnęła swoją siedzącą po swojej prawicy przyjaciółkę i wskazała
podbródkiem na Pottera zajmującego miejsce przy stole Gryfonów. — No tylko na
niego popatrz! Frajer.
Potter znów zerkał na
Ślizgonkę, jednak tym razem starał się w jakiś sposób to ukryć, a nie wlepiał w
nią gały jak sroka w gnat. Karen zaśmiała się jak mała dziewczynka i rzuciła
Harry’emu wyzywające spojrzenie, na co ten niezwykle się zmieszał i znowu odwrócił
wzrok. Był jak zaszczute zwierzę.
— E, myślę, że ten Potter
chyba coś do ciebie ten tego… — mruknęła Karen, nadal chichocząc. Westchnęła
ostentacyjnie. — Ach, ale ty wciąż go odrzucasz…
Selene prychnęła pogardliwie,
ale jej blade policzki pokryły się lekkim rumieńcem. Mimo że nie uwierzyła w
rzucone dla żartu słowa przyjaciółki, poczuła się mile połechtana tym
natarczywym spojrzeniem Harry’ego Pottera, które chyba faktycznie miało w sobie
jakąś ciepłą iskrę.
— Nie żartuj sobie,
to poważne oskarżenia.
Karen wzruszyła ramionami
i nic już nie powiedziała, tylko zajęła się swoim zimnym już kotletem drobiowym.
Choć Selene tym razem naprawdę nie miała nic złego na myśli, jej przyjaciółkę
znów ogarnęły wątpliwości. Nie miała pojęcia, dlaczego nadal zadaje się z Elin.
Przecież Snape była zarozumiała, arogancka, bez przerwy pomiatała ludźmi… Nie
szanowała nawet jej. Coraz częściej rozmyślała, czy nie lepiej byłoby zakończyć
tę znajomość. Jednak w pewnym stopniu była uzależniona od Elin. Wiedziała, że Selene
sobie poradzi, kiedy przestaną się przyjaźnić, uwielbiała samotność i nie
potrzebowała do szczęścia towarzystwa ludzi. Ona natomiast zostałaby całkowicie
sama, a tego nie potrafiłaby wytrzymać. Musiała od czasu do czasu komuś się wygadać,
ponarzekać na nauczycieli… Poza Selene nie ufała nikomu.
*
— Ty małpo, odczep
się w końcu ode mnie! — syknął po raz któryś z kolei Draco Malfoy.
Dostawał białej gorączki
na samą myśl, że musi spędzić kolejne męczące minuty sam na sam z Pansy
Parkinson, które ciążyły mu jak najokropniejszy krzyż. Jeszcze ze dwa, może
trzy lata temu starał się ją spławiać jakoś subtelnie, delikatnie, żeby jej nie
urazić, żeby nie poczuła się ignorowana… Ale ona coraz bardziej naciskała,
owijała się dookoła niego jak diabelskie sidła, wyciskając ostatnie resztki
cierpliwości. Malfoy wiedział, że popełnił jeden błąd — zaprosił ją na bal,
kiedy byli w czwartej klasie. Dziewczyna musiała sobie zbyt dużo wyobrazić i…
Zaczęło się. Czasami nie potrafił znaleźć słów, aby Pansy nareszcie dała mu
choć odrobinę wytchnienia od swojej osoby. Zawsze po takim wybuchu żałować
ostrych słów, ale teraz… Teraz po prostu nie mógł już jej znieść. Miał na
głowie o wiele ważniejsze sprawy. Lord Voldemort i…
— Nie denerwuj się na
mnie, Draco…
Nie pomagały prośby,
wymówki, a nawet krzyki. Dziewczyna była nieugięta. Jeszcze nigdy nie widział,
aby ktoś tak bardzo się starał, ale… On po prostu nie mógł jej ulec. Mógł się z
nią zadawać, była mu wierna niczym suka, ale na samą myśl, że miałby stworzyć z
nią związek… Wzdrygał się z obrzydzeniem. Czasami puszczały mu nerwy i nie mógł
powstrzymać się od soczystych, obraźliwych epitetów, które ona zresztą i tak
ignorowała. Była desperatką, ale nie bardziej niż Draco. Musiał jak najszybciej
znaleźć rozwiązanie swojego problemu. I coś już zaczynało świtać mu w głowie… Ale
najpierw — quidditch.
W pokoju wspólnym
Ślizgonów było o wiele luźniej niż zwykle — tego wieczora odbywały się
eliminacje do drużyny quidditcha, więc młodzi czarodzieje tłumnie wylegli na
wilgotne od deszczu boisko, a niektóre dziewczęta postanowiły zgromadzić się na
trybunach, aby kibicować swoim chłopakom. Selene, jako że nie starała się o
miejsce w drużynie ani nie miała chłopaka, po prostu siedziała w salonie z
nogami opartymi o blat niskiego drewnianego stolika, dłubała końcem
zniszczonego pióra w zębach i czytała wczorajszy numer Proroka Wieczornego. Karen natomiast leżała na brzuchu na podłodze
przed kominkiem i usiłowała zmusić za pomocą zaklęcia niewerbalnego najbliższą
pufę, aby ta wzniosła się choć o parę cali nad podłogę.
— Hej, Elin! — Gdzieś
w okolicy wejściowego korytarza rozległo się stłumione zaczepne wołanie.
Selene poderwała głowę.
Natychmiast poznała, do kogo należał ten swawolny okrzyk, dlatego tym bardziej
się zdziwiła. Draco Malfoy miał do niej jakąś wyjątkowo wygodną dla siebie
sprawę, nie było innej możliwości.
Faktycznie. W tej samej
chwili do salonu wszedł wspomniany Ślizgon ubrany w morką szatę do quidditcha,
w garści ściskał swojego Nimbusa Dwa Tysiące Jeden, a towarzyszyli mu
zwyczajowo Crabbe i Goyle. Kiedy Malfoy wkroczył w kołyszącą się plamę światła
rzucanego przez buzujący w kominku ogień, z cienia wyłoniła się wystrojona w
uroczą szatę barwy dojrzałej wiśni, za nią natomiast powoli wlókł się Zabini,
trzymając ręce w kieszeniach. Jak zwykle wyglądał tak, jakby wszystko go
nudziło. Cała grupa zmoczonych Ślizgonów zmierzała dokładnie w kierunku Selene
i Karen, które wyprostowały się jak na komendę i oczekiwały nieprzewidywanego.
Elin uniosła brwi tak
wysoko, że teraz z wyglądu upodobniła się do zdziwionej sowy, ale pozwoliła
Malfoyowi usiąść w fotelu naprzeciwko niej; mimo to nie zdjęła nóg ze stołu,
ale jej niespodziewany gość zdawał się tym w ogóle nie przejmować.
Nic
z tego, Malfoy, pomyślała Selene. Nie dam się nabrać na te twoje żałosne sztuczki…
— Jak tam życie? —
zagadnął ją Draco.
Dziewczyna złożyła usta w
mocno zaciśnięty dzióbek.
— Widzę, że twoja
wesołkowatość cię nie opuszcza… W co ty ze mną pogrywasz, Malfoy? Potrzebujesz
mojej pomocy, co?
Zrobiła smutną minkę i
zatrzepotała rzęsami, udając płaczkę. Chłopak nie odpowiedział od razu,
spojrzał tylko znacząco na Pansy, która nagle zainteresowała się swoim
paznokciem.
— W nic nie pogrywam,
Burke – odpowiedział cicho, znacząco
akcentując jej fałszywe nazwisko. — Miałbym dla ciebie pewną… propozycję.
Selene przekrzywiła nieco
głowę i czekała na dalsze słowa Ślizgona, a na jej twarz powrócił normalny
wyraz. Przez głowę przemknęła jej myśl, że być może Malfoy nie radzi sobie z
misją zleconą przez Czarnego Pana… Że może — tu serce zatrzepotało jej mocniej
w piersi — poprosi ją o pomoc… Albo chociaż o radę. I dowie się o wszystkim!
— Propozycję? Dla
mnie? — powtórzyła, starając się zachować spokój. Dla niepoznaki wymieniła z
Karen rozbawione spojrzenia i zaśmiała się pogardliwie. — A w czym takim może
ci pomóc taka wredna nietoperzyca? Bo przecież tak mnie nazywasz, Malfoy.
Chłopak zamaskował
zakłopotanie krótkim śmiechem.
— To tylko taki
drobiazg, robię to zupełnie bezinteresownie — odrzekł. — I tylko taka
nietoperzyca może mi pomóc. To co — mruknął, uśmiechając się łobuzersko — porozmawiamy
na osobności?
Elin skinęła głową.
Wydawało jej się, że Malfoy chyba puścił do niej oczko, ale stwierdziła, że
musiało jej się przywidzieć.
~*~
Myślałam, że nie zdążę,
ale jakoś się wyrobiłam. I internet też jest w porządku. Mam nadzieję, że rozdział
się podobała, pomimo tego, że nie jest zbyt długi. xD
agniesia666666@vp.pl
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 19:17
To co z tego ze nie byla zbyt dluga ;) Bardzo mi sie podoba ten rodzial :) POZdro (www.joe–jonas.blog.onet.pl)
27 września 2008 o 11:41
UsuńMiło mi xD
~Cam.
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 19:18
Fajny rozdział :) Ciekawe co Malfoy chce jej zaoferować :) Pozdrawiam
27 września 2008 o 11:41
UsuńNa pewno coś interesującego xD I kluczowego w moim opowiadaniu xD
agniesia666666@vp.pl
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 19:18
Ale nie do konca przeczytalam i teraz czytam dalej, bo nie moglam sie powstrzymac od tego komcia i musialam przerwac czytanie xD ale teraz czytam dalej xD Pozdro ;]
27 września 2008 o 11:40
UsuńxD Ciekawy sposób na czytanie i komentowanie xD
Brillen
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 19:56
Noteczka pardzo fajna:) Dziwna propozycja Malfoya xD co on od niej chce?Mam nadzieje ze szybko się to wyjaśni:) Buziam:*lg-potter.xx.pl
27 września 2008 o 11:40
UsuńTaak, wyjaśni się już w 5 rozdziale, czyli chyba jutro xD No, ale Malfoy ma w tym swój cel xD Nie można na razie tego przewidzieć, bo nie opisałam, Malfoya na tyle dokładnie, by można było to rozgryźć xD
~Olka
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 20:00
Fajny.Podobało mi się.Ten rozdział nie był za krótki.Malfoy chciał coś powiedzieć Selene…..tylko co?
27 września 2008 o 11:38
UsuńAaa, to co chce jej powiedzieć, to będzie w następnym xD
~AdriAnnkA
OdpowiedzUsuń26 września 2008 o 20:04
Mnie tam się podobała;))super;]pozdr;*
27 września 2008 o 11:38
UsuńNom, mi też xD
~Nadia
OdpowiedzUsuń27 września 2008 o 09:22
Nie no, znowu?! Znowu rozdział urwany w najciekawszym momencie… A ja mam jutro pół niedzieli rozwalone, moja szkoła obchodzi jubileusz i obecność obowiązkowa. To już wolałabym kilkanaście razy dziennie otwierać tego bloga z nadzieją ujrzenia nowej notki. Ale trudno. I tak na pewno wejdę i skomentuję, bo takiego świetnego opowiadania nei sposób nie skomentować :)
27 września 2008 o 11:37
UsuńOoo, taaak… właśnie o to chodzi… Przerwać coś ciekawego w takim momencie… o to tu chodzi xD Czekajcie z niecierpliwością na newsa, a zobaczycie, że to będzie ciekawe… o to tu chodzi xD
~DiabeLna_KsiezniCzka
OdpowiedzUsuń27 września 2008 o 12:59
Bardzooo fajna notka ;))www.ps-love-you.blog.onet.pl
~DiabeLna_KsiezniCzka
OdpowiedzUsuń27 września 2008 o 12:59
Bardzooo fajna notka ;))www.ps-love-you.blog.onet.pl
1 października 2008 o 21:54
UsuńBardzooo dziękuję xD
~Black servant you
OdpowiedzUsuń27 września 2008 o 19:36
Swietny rozdzial :)Ciekawe co chce od niej Malfoy..Pozdrawiam,Kira K. Riddle
1 października 2008 o 21:54
UsuńNa pewno coś interesującego xD
~K&M
OdpowiedzUsuń28 września 2008 o 14:05
No no ciekawe jaką Malfoy ma propozycje. Nie moge doczekać się kolejnego rozdziału, wiec pisz pisz. Pozdro :)
1 października 2008 o 21:54
UsuńPiszę piszę xD
~Isilria
OdpowiedzUsuń28 września 2008 o 15:03
Rozdział świetny i przerwany w najlepszym momencie. Kareen powiedziała chyba wszystko o Selenie: arogancka, wredna, pomiatająca ludźmi… lubisz chyba czarne charaktery. Miło mi będzie jak poinformujesz mnie o newsie a tak wogóle to dodam cię do linek :-* Pozdrawiam
1 października 2008 o 21:53
UsuńCzane charaktery są spoko xD Bo taki ktoś, miły i uczynny, jak Hermiona Granger nie jest ciekawym człowiekiem xD Wg mnie oczywiście xD
~poziomka/bb-good
OdpowiedzUsuń30 września 2008 o 11:55
dopiero dzis przeczytalam calosc, ale zaciekawilo mnie opowiadanie. Co prawda nie moge sie przekonac jeszcze do Selene ale to tez nie jest tak, ze jej nie polubilam. Ciekawa osobowosc, chociaz troche trudna.Nie gniewaj sie ze tak z doskoku czytam nowe rozdzialy, ale poprostu brakuje mi na wszystko czasu :/ , jednakze czekam na kolejny, bo chcialabym sie dowiedziec co ten arogancki palant ma do niej za biznes.Pozdrawiam.
1 października 2008 o 21:52
UsuńOna jest arogancka, owszem xD