30 lipca 2009

Rozdział 19

Nadszedł czas powrotu do Hogwartu. Voldemort wybył gdzieś na resztę świąt, więc Selene nie mogła być świadkiem zemsty na Selwynie. Dostała jednak obietnicę od swego pana, że Eryk zostanie w domu Malfoyów do czasu odbycia kary.
Narcyza wysłała Dracona i Selene do Hogwartu zaraz po śniadaniu.  Jej kominek został na ten dzień podłączony do kominka w gabinecie Snape’a, by Malfoy i Selene mogli bezpiecznie wrócić do szkoły, nie narażeni na ataki Śmierciożerców.
- To jest nie do zniesienia – mruknął Snape, gdy Draco wyszedł z kominka, brudząc całą kamienną podłogę sadzą. Za nim wyskoczyła Selene. – Od rana przybywają Ślizgoni. Selene, zostań na chwilę. A ty możesz już iść, Draco.
Malfoy, który stał w miejscu i przyglądał się Snape’owi, drgnął i z niechętną miną opuścił gabinet wychowawcy. Gdy Snape upewnił się już, że został z córką sam na sam, odezwał się:
- Rozmawiałem ostatnio z naszym panem. Powiedział mi o tobie i Draconie. Nie wiem, czy powinnaś dalej…
- To był tylko krótki romans, tato – przerwała mu Selene. – Nic nie znaczył. Wiem, co jest najważniejsze, poza tym nic nie czuję do Malfoya.
Snape milczał przez chwilę. Zaskoczyła go dojrzała odpowiedź córki. Nagle zauważył, że Selene nie jest już zbuntowaną, małą dziewczynką, ale potrafiącą podejmować dorosłe decyzje kobietą. Poczuł do siebie żal, że Czarny Pan zauważył to wcześniej od niego. Tak był zajęty sobą, że nie zauważył zmian, jakie się dokonały w jego córce.
- A Eryk Selwyn… - zaczął, ale Selene znów mu przerwała:
- To już dawne dzieje. Zapomniałam o tym, więc ty też powinieneś. A teraz mogę już iść?
- Tak, idź lepiej – mruknął Severus, a Elin natychmiast opuściła gabinet ojca. Idąc do dormitorium Slytherinu, w jednym z ciemnych korytarzy lochów, natknęła się na małą dziewczynkę, mniej więcej dwunastoletnią, o dwóch mysich warkoczach i nieco tępawym wyrazie twarzy. Gdy rozpoznała Selenę, w jej dziecięcych, błękitnych oczkach zalśniły łzy.
- A ty co, dostałaś na Gwiazdkę nie tą lalkę, co chciałaś?  Zapytała Elin, kiedy zauważyła, że dziewczynka jest Ślizgonką. Małą pokręciła głową i utkwiła spojrzenie w podłodze.
- ie, ale za to straciłam brata. Przez ciebie – mruknęła. Selene westchnęła ciężko i zatrzymała się przed dziewczynką. Domyśliła się bardzo łatwo, że jest to siostra Selwyna.
- Posłuchaj, to nie jest moja wina, ja mu się do łóżka nie pchałam – powiedziała Selene. – Eryk wykorzystał mnie. I czy chciałam tego czy nie, musiał otrzymać karę…
- Od Czarnego Pana – dokończyła za nią siostra Selwyna. – Tak.
- Jak ci na imię? – zapytała Selene niesamowicie uprzejmym jak na nią tonem.
- Rebeka.
- Więc słuchaj, Becky – zwróciła się do niej Elin. – Mogę ci mówić „Becky”, tak? Ja się o to nie prosiłam, ignorowałam propozycje twojego brata… i teraz też będę ignorować. Ja mam w życiu tylko jedno zadanie. Służyć Czarnemu Panu. I nic tego nie zmieni, bez względu na to, co zrobi Eryk. Nie zainteresuję się nim.
Rebeka pokiwała głową, choć Selene wątpiła, czy ta cokolwiek zrozumiała z jej słów.
- A więc on go zabije, tak? – spytała. W jej głosie Elin usłyszała coś takiego, jakby pogodziła się ze śmiercią żyjącego jeszcze brata.
- Nie wiem – odrzekła Selene. – To zależy od Czarnego Pana. Wiem tylko tyle, że Eryk ma zostać ukarany, a ja mam być tego świadkiem.
Nagle wyraz twarzy Becky zmienił się gwałtownie. Smutek ustąpił miejsca rozpaczy i nadziei, a w oczach ponownie pojawiły się łzy.
- Ty możesz mu pomóc! – zawołała, łapiąc Selenę za rękaw. – Możesz przekonać Czarnego Pana, żeby darował mu życie!
Selene patrzyła niewzruszona na błagającą Rebekę.
- Po co miałabym to robić? – zapytała. – Ostatnią rzeczą, której bym pragnęła, to pomóc człowiekowi, który mnie zgwałcił i nie żałuje tego.
- Żałuje, na pewno bardzo mu żal… - zaczęła Becky. Selene dziwiła się jej. Nigdy nie miała rodzeństwa i nie chciała go mieć, lecz widząc, jak ta mała kocha swego brata, zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście to dobrze być jedynaczką.
- Jeśli Eryk będzie miał zginąć, tak się stanie – odparła Selene. – Czarny Pan nigdy nie posłucha kogoś takiego jak ja…
- Ale on tak cię lubi! – przerwała jej Becky.
- Potrzebuje mnie, to wszystko – powiedziała Elin. – Może uda mi się coś zrobić, ale twój brat poniesie karę. Jest synem jego sługi, a wykorzystał mnie, więc będzie cierpiał tak, jak ja cierpiałam, by zaspokoić jego żałosną potrzebę.
Odwróciła się i odeszła, by już nie rozmawiać z płaczliwą siostrą Selwyna.

Dotarła do dormitorium i rozejrzała się. W salonie było mnóstwo osób, jednak nie wszyscy jeszcze wrócili. Nie było na przykład Kareen, z którą Selene chętnie by porozmawiała. Elin czuła, że ostatnio oddaliły się od siebie. Samotność nie doskwierała jej tak bardzo od dawna. Zwykle lubiła ją, zawsze była odludkiem, choć czasem irytowało ją mówienie do własnej sowy. Kareen często olewała jej problemy, więc nie zwierzała się jej. Na ojca też liczyć nie mogła, więc w końcu polubiła i tą ciszę, która panowała przy rzadkich obiadach, które spędzali razem.
Ktoś zaskoczył ją od tyłu, kładąc rękę na jej ramieniu. Na początku myślała, że to ta mała Becky wróciła, by ją jeszcze trochę ponękać, ale ową osobą okazał się Draco Malfoy.
- Ach, to ty – mruknęła. – Nie mogłeś się powstrzymać, żeby nie podsłuchać, co?
Mina Malfoya była dziwna, jakby dręczyło go coś.
- Tak, i żałuję, że to zrobiłem – odparł. – Dobrze wiedzieć, że to, co nas łączyło, nic dla ciebie nie znaczy. Skoro do mnie nic nie czujesz, mogłaś mi powiedzieć.
- To nie tak, co miałam powiedzieć Snape’owi? – Selene poczuła się dziwnie, tłumacząc się Draconowi, ale wiedziała, że jeśli teraz tego mu nie wyjaśni, to nie zrobi tego nigdy. – Przecież słyszałeś, jak szalał, kiedy mnie pytał. On się boi, że mogę zawalić to zadanie…
- Ale nie zaprzeczysz – przerwał jej Malfoy – że nasz, jak powiedziałaś, krótki romans już się skończył. I że nic do mnie nie czujesz.
Selene przygryzła wargi.
- To nie jest takie proste, nie rozumiesz, że jeśli będziesz przejmował się mną, a zaniedbasz swoją misję, on się zabije i nie będziesz już w stanie przejmować się czymkolwiek, bo będziesz trupem! – krzyknęła Selene. – Tak, nasz romans się skoczył, bo nie chcę cię odrywać od zadania. Jeżeli się powiedzie, Czarny Pan wyniesie cię ponad nas wszystkich. To jest warte takiego awansu.
- Wiesz, ty po prostu chcesz mnie tak spławić – mruknął Malfoy, w ogóle nie przekonany przez Elin. – Gdybyś była choć trochę dojrzała, przyznałabyś to.
- Przykro mi, że tak myślisz – powiedziała Selene i odeszła do sypialni dziewczyn. Miała nadzieję, że tam spotka Kareen. W końcu nawet tak nieczuła dziewczyna jak córka Snape’a potrzebuje się czasem wygadać.

Kareen nie wróciła ani po obiedzie, ani po kolacji. Selene nie miała już ochoty na rozmowę z nią. Stwierdziła, że jest dziwna. Wszyscy wrócili w tą sobotę do zamku, tylko nie ona. Selene chciała odpocząć od tych wszystkich uczniów, hałasujących w pokoju wspólnym, od Dracona, dziwnie się jej przyglądającego i Becky, co chwilę nękającą ją o łaskę dla swojego brata. Ubrała czarny płaszcz i wyszła z zamku. Śnieg iskrzył się od odbijanego światła świec w domku Hagrida. Selene szybkim krokiem ruszyła w stronę Zakazanego Lasu. Kiedy minęła pierwsze drzewa, poczuła się bezpiecznie. Wyciągnęła różdżkę, mruknęła „Lumos” i weszła w głąb puszczy. Szła przed siebie, dobrze pamiętała drogę, choć nie była tu już dawno. 

W końcu dotarła na miejsce. Polanka wyglądała trochę mrocznie w słabym, surowym świetle różdżki, ziemię pokrywał nieskalany śnieg, a powierzchnię źródełka porastał lód. Selene usiadła przy nim, jak niegdyś, nie zważając na zimno i śnieg. Pierwsze, co jej przyszło do głowy, to Kareen. Niebo było całkiem czarne, a jej nie było. Mogła zostać porwana, albo bardzo chora… Było wiele możliwości, których Elin nie chciała roztrząsać.

Selene westchnęła głęboko. Czuła ból głowy, który nieznacznie łagodziło zimne powietrze. Jej kłopoty nie były kłopotami nastolatki, lecz niemalże osoby dorosłej. Zadanie dla Czarnego Pana, którym powinien przejmować się Draco Malfoy, a nie ona, Eryk Selwyn, za którego obiecała się wstawić… życie człowieka znajdowało się w jej rękach. Czuła się jak na wojnie, gdzie celowała pistoletem w skroń człowieka, który zdradził jej oddział. Wahała się. Strzelić, czy może darować mu życie? Wybór należał do niej. A kiedy już zdecyduje, musi wyruszyć na zwiady. Zakon Feniksa znajdował się tak daleko, a jednak Selene widziała jego poczynania jak przez szybę.

Ukryła twarz w dłoniach. Dłużej nie mogła już znieść tej odpowiedzialności, a nie miała osoby, której powierzyła by wszystkie zgryzoty swego serca. Z jej piersi wyrwał się zduszony płacz, jej łzy były łzami żołnierza, nie mogącego znieść już trudów wojny. Była pionkiem, który nawet nie chciał tej bitwy. Czy polegnie w walce, czy też przeżyje, o tym zdecyduje sam jej pan, który zdaje się panować nawet nad gwiazdami, układającymi się w los tego małego, zakurzonego pionka.
Selene zwykle sobie powtarzała, że musi być silna, jak żołnierz na wojnie. Żołnierze nie płaczą, gdy ich coś boli, ale czasami nawet oni muszą pozwolić sobie na kilka łez, tak rzadkich i cennych, że można by je łapać do kryształowych flakoników. Później żołnierz może powrócić do walki, z lekkim sercem i świeżą głowę, lecz świadom swojego przeznaczenia.

~*~


Rozdział wyszedł troszku melancholijny, zwłaszcza pod koniec. Teraz chyba widzicie sens tego szablony. A trzymałam go właśnie dla tego odcinka. Mam nadzieję, że się podobał. Dedykacja dla Cam. :* 

18 lipca 2009

Rozdział 18

Stała samotnie na brzegu na wpół zamarzniętej sadzawki. Zastanawiała się nad tym, co się wydarzyło w ostatnich dniach. Po rozmowie z Erykiem Selwynem, Voldemort wysłał go do lochów. Dracona nie chciała widywać, choć dobijał się do drzwi jej sypialni. Myślała, że nie ma nic bardziej żałosnego niż bogaci, próżni ludzie, którymi byli Malfoyowie. Mimo że spędzała u nich święta, wolałaby być teraz w domu.
Przykucnęła przy sadzawce i zaczęła palcami odłamywać cienką warstwę lodu, który pokrywał jej brzegi. Kilka minut później usłyszała skrzypienie śniegu pod czyimiś butami.
- Nareszcie wyszłaś na zewnątrz.
Selene wstała z klęczek i schowała skostniałe ręce do kieszeni.
- Czego chcesz? – spytała, nadal stojąc odwrócona plecami do Malfoya.
- Porozmawiać.                       
- To rozmawiaj – prychnęła. Draco stanął naprzeciwko niej i przytulił ją. Selene nie opierała się, ale stała sztywno, nie okazując mu żadnych cieplejszych uczuć.
- Wiem, co się stało – odezwał się Malfoy. – Tak mi przykro.
- Każdy tak mówi – odpowiedziała Elin, wzruszając ramionami. – Ale to tylko słowa. Puść mnie.
Malfoy odsunął się od niej. Nie wyglądała na załamaną. Traktowała Dracona jak zwykle, z chłodną stanowczością i spokojem. Jakby miała serce z lodu. Jej spojrzenie mroziło Malfoya jeszcze bardziej niż pogoda na zewnątrz.
- Kto ci to zrobił? – spytał Draco. – Nic mi nie chcieli powiedzieć…
- Może mieli powód? – przerwała mu Selene. – Powiedz mi, Malfoy, dlaczego nie zajmiesz się sobą i nie odwalisz się ode mnie?
Draco chwycił ją za ramię i poprowadził w stronę dworu.
- Odwal się – zażądała, wyszarpując ramię z jego uścisku. – Czy nie mogę w spokoju spełniać rozkazy Czarnego Pana? Tylko po to żyję, a ty jeszcze masz zachciankę, by porozmawiać!
Malfoy poprowadził gderającą Selenę na trzecie piętro i wepchnął ją do jednego z pokoi. Wszędzie panował tak zwany „artystyczny nieład”. Pod ścianą stał szkolny kufer Malfoya, z którego obficie wysypywały się na podłogę szaty i inne jego osobiste duperele. Selene obserwowała właściciela sypialni, jak pospiesznie zrzuca jakieś manele z fotela.
- Siadaj – oznajmił, kiedy skończył upychać w szafie ubrania.
- Dziękuję, postoję – odparła Selene z obrażoną miną. Czuła się urażona tym, że Malfoy potraktował ja w taki sposób, w ogóle nie licząc się z jej zdaniem.
- Twoja decyzja – Malfoy wzruszył ramionami i sam zajął drugi fotel, spychając z niego kilka książek. – Powiesz mi…
- Nie – uprzedziła go Elin. – To już przeszłość, nie będę o tym rozmawiać. Zwłaszcza z tobą.
- Ktoś jest w naszym lochu – rzekł Draco.
- Skoro cię to interesuje, idź i zobacz, kto w nim siedzi – zaproponowała Selene.
- Czarny Pan zakazał mi chodzenia tam samemu – Draco zmarszczył brwi.
- Bo sądzi, że jesteś dzieckiem – zadrwiła Selene. – I co, myślisz, że ja tam z tobą pójdę? Jako twoja osobista ochrona?
- Tak, właśnie tak sądzę – odparł Malfoy takim tonem, jakby to była najsłuszniejsza rzecz na świecie. – Ale to ja będę cię chronił.
Selene uniosła brwi w geście zdziwienia.
- To rzeczywiście, więzień narobi w gacie ze strachu, jak cię zobaczy – odpowiedziała. – Zwłaszcza, gdy ujrzy cię w tym.
Wskazała na wielki kosz ze świeżym praniem, stojącym obok łóżka. Na stosie ciuchów leżały męskie gacie w panterkę. Elin parsknęła śmiechem, a Malfoy poczerwieniał na twarzy i wrzucił zawstydzającą go część garderoby pod łóżko.
- Ciekawa jestem, czy masz też takie w złote znicze – zadrwiła Selene. Draco łypnął na nią spode łba.
- Nie – mruknął. – Mam takie skarpetki.
Selene roześmiała się, ale w duchu podziwiała go za odwagę i szczerość. Nie każdy by się przyznał, że lubi dziecięce wzorki na bieliźnie.
- Słuchaj, nie rozumiem cię – dodał Malfoy, kiedy Elin przestała trząść się ze śmiechu. – Raz jesteś dla mnie miła, a raz traktujesz mnie jak śmiecia. Nic dla ciebie nie znaczę?
- Nic – odrzekła Elin. – Jesteś tylko facetem, takim samym jak milion innych na świecie.
- I nie ma dla ciebie znaczenia,  ze jestem taki przystojny, bogaty, mam tytuł, pozycję…
- Małe sprostowanie – Selene uśmiechnęła się lubieżnie. – Miałeś pozycję, zanim twojego ojca nie złapano ze Śmierciożercami. A co do wyglądu – popatrzyła na niego krytycznie – to nie schlebiaj sobie, bo nie ma się czym zachwycać. I nie myśl też, że polecę na kasę.
- Więc poleć na charakter i zaprowadź mnie do tego „więźnia” – Draco chwycił ją za ramię i oboje wyszli z pokoju. Selene skrycie obawiała się spotkania z niedoszłym jej oprawcą, ale z drugiej strony myślała rozsądnie. Nie miała się czego bać, jeśli w domu znajdował się Czarny Pan, a Selwyn był tylko wystraszonym, pozbawionym różdżki dzieciakiem.
Malfoy otworzył drzwi i zapalił różdżką pochodnie, wiszące na ścianach. Wziął jedną z nich i oświetlił nią drogę. Oczom Selene ukazało się niewielkie pomieszczenie z drzwiami. Draco otworzył zaklęciem jedne z nich. Elin ujrzała Eryka Selwyna, skulonego pod ścianą w kącie. Wyglądał okropnie, cały posiniaczony, z podbitym okiem i zapuchniętą wargą, której przyczyną była niepohamowana złość Snape’a.
- Selwyn! – krzyknął Malfoy. Eryk, mimo swojego fatalnego położenia, uśmiechnął się triumfalnie.
- Rozsadza cię złość, a nie możesz nic zrobić, co, Malfoy? – zadrwił. – A my się jeszcze spotkamy, tak, Selene? Jak tylko stąd wyjdę.
- Zdechniesz tu – wycedziła przez zaciśnięte zęby Elin. – Tego ci życzę.
Selwyn zmierzył wzrokiem Dracona i parsknął śmiechem.
- Ale sobie obrońcę znalazłaś – kpił sobie. – Taki mały sku*wiel może mi co najwyżej gęśniki obcmokać.
Draco zaklął pod nosem, podszedł do Selwyna i uderzył go pięścią w twarz.
- Tak się składa, że nie jesteś u siebie, capie chędożony – rzuciła na pożegnanie Elin, wyciągając Malfoya na zewnątrz. – Więc pilnuj się, a może nie skończysz jako wypatroszone trofeum na mojej ścianie.
Zatrzasnęła drzwi i zamknęła je zaklęciem, podczas gdy Draco klął, cały czerwony ze złości.
- Odpuść, nic słowami już nie wskórasz – powiedziała Selene, wspinając się po schodach na górę. Malfoy nie odpowiedział. Zaciskał ze złości zęby. Uznał rozmowę z Selwynem za najbardziej znieważającą go gadaninę, jaka miała miejsce w jego życiu.
- Sam tego chciałeś – dodała Selene, gdy Malfoy zatrzasnął za sobą drzwi do swojego pokoju. – Z resztą, Czarny Pan go niedługo wykończy.
Opadła na fotel i utkwiła wzrok w Draconie. Bawiło ją jego zachowanie. Wyglądał wręcz groteskowo, gdy się złościł. Zaciskał wargi, marszczył złociste brwi, a policzki pokrywał mu szkarłatny rumieniec.
- Tak, wiem – przyznał w końcu. – Ale nie mogę już cofnąć tego, co ci zrobił.
- Myślisz, że mnie to rusza? – spytała Elin. – Otóż nie, ja nie jestem słabą laleczką, która popełni samobójstwo po tym, jak ktoś ją zgwałcił. Wiesz, dzieci z dobrych domów mają ten sam problem. Z niczym sobie nie radzą.
Uśmiechnęła się do Malfoya przyjaźnie.
- Postępek Selwyna nie wzruszył mojego serca – dodała, wzruszając ramionami. – Owszem, poniesie karę, ale czas leczy rany. Już przestałam się martwić tym niedojrzałym smarkaczem.
Wstała z fotela i zostawiła Malfoya samego. Odniosła wrażenie, że Draco bardziej przeżył ten gwałt, niż sama jego ofiara. Selene jednak zawsze sądziła, że chłopcy są bardziej wrażliwi, niż niektóre dziewczyny. No i Malfoy był właśnie takim dzieckiem z dobrego domu, gdzie cackano się z nim, niczym z jakimś księciem. To nie była cecha dobrego Śmierciożercy.

~*~


Wybaczycie, że nie pisałam ostatnio? Miałam zepsuty komputer przez okrągłe 10 dni. Znowu. Ale nic nie poradzę na to. Mam nadzieję, że się podobało. Dedykacja dla Jeanne :* 

2 lipca 2009

Rozdział 17

Harry obudził się bardzo wcześnie. Gdy wymacał okulary i wsadził je sobie na nos, pierwsze, co ujrzał, to leżący u swoich nóg stos prezentów. Nadeszło Boże Narodzenie. Spojrzał na łóżko sąsiada. Ron był już całkowicie rozbudzony i zdążył pootwierać znaczną część swoich prezentów. Podłoga dookoła jego łóżka zasłana była całkowicie różnokolorowymi papierami.
- Masz prezent – zwrócił się do niego Ron, rzucając w Hary’ego paczką.
- Dzięki – mruknął Potter i rozpakował ją. W pudełku znajdowała się miniaturowa Błyskawica, którą od razu wprawił w ruch. Harry sięgnął po pierwszą z brzegu, niewielką paczkę, owiniętą zgrabnie w zielony papier. Znajome pismo na bileciku głosiło: „Od Elin”. Potter rozerwał papier, a jego oczom w stylowych brylasach ukazał się dziwny przedmiot, przypominający skrzynkę. Do jednej z rączek przywiązany był list.

Kochany Harry.
Mam nadzieję, że dobrze się bawisz u przyjaciela Ronalda. Moje święta nie wypadły tak, jak się spodziewałam, niestety. Ale nie będę Cię zanudzać opowieściami o tym. Chcę Ci życzyć radosnych świąt Bożego Narodzenia, nie przedawkuj kiszonych ogórków i zrób dobry użytek z mojego prezentu. Zapewne nie będziesz wiedział, co to jest, więc Ci wyjaśnię. Jest to Skrzynia-Znikawka. Kiedy włożysz do niej coś osobistego, tylko Ty to wyciągniesz. Hermiona Granger zapewne wyjaśni Ci to lepiej, niż ja.
Elin

Harry przyjrzał się skrzynce. Była niewielka, wykonana z lakierowanego drewna, ze złotymi rączkami. Wybraniec otworzył ją i wrzucił do środka list od ukochanej. Zawsze przechowywał wiadomości od niej, niczym jakieś relikwie. Sam nie wiedział, że jego dziewczyna wrzuca listy od niego do kominka, by się pozbyć jakiegokolwiek śladu po Harrym.

Pół godziny później, Harry i Ron zeszli na śniadanie, obaj w swetrach Weasleyów. Na schodach natknęli się na Ginny i Hermionę. Obie traktowały ostatnio Pottera dość chłodno, bo obie nie przepadały za Elin. Hermiona popatrzyła z wyższością po Harrym i spytała:
- To co dostałeś od Elin?
- Skrzynię-Znikawkę – odparł Potter, na co Hermiona prychnęła pogardliwie.
- Chodzi w znoszonych szatach, a kupuje ci takie drogie prezenty. Poza tym, wiesz, że Skrzynia-Znikawka to typowo czarnomagiczny przedmiot? Ciekawe, co dała Malfoyowi.
Harry drgnął.
- Co masz na myśli? – zapyta podejrzliwie. Hermiona przewróciła oczami.
- Przecież byli razem, tak? Malfoy to jej były – odpowiedziała. – Nie mówiła ci?
Harry zaczął się zastanawiać. Owszem, po szkole rozniosła się plotka, że to jego dziewczyna, ale w takie informacje nie wierzył.
- Wspominała coś – mruknął Harry, nadal pogrążony we własnych myślach. W czwórkę zeszli na świąteczne śniadanie, przygotowane przez panią Weasley. Harry, jedząc posiłek, obserwował szczęśliwych narzeczonych – Fleur i Billa, i zastanawiał się, czy on i Elin będą kiedyś dla siebie tak blizny. Mimo że miał nie więcej jak szesnaście lat, wiedział już, że chce spędzić z nią resztę życia.
- Harry, może indyka? – z transu wyrwał go głos Lupina, który był gościem podczas świątecznego śniadania.
- Co? Nie, nie jestem głodny – mruknął Harry i powrócił do swoich myśli.

Po świątecznym śniadaniu, Hermiona, Ron i Ginny chwycili przyjaciela pod ramiona i wprowadzili do salonu. Gdy tak we trójkę usiedli naprzeciwko Harry’ego, ten poczuł się jak na przesłuchaniu. Przez chwilę wszyscy milczeli, wpatrując się w niego jak sroka w kość, aż w końcu odezwała się Hermiona:
- Musimy z tobą poważnie porozmawiać, bo ostatnio w ogóle nie mamy okazji.
Harry uśmiechnął się do nich przyjaźnie, ale wszyscy mieli tak grobowe miny, że sam spoważniał.
- O co chodzi? – spytał.
- Nie chcemy stawiać ci ultimatum, ale… - zaczęła Hermiona, lecz w słowo wpadł jej Ron:
- Wybieraj: albo Elin, albo my.
Hermiona rzuciła mu jadowite spojrzenie.
- Nie o to chodzi – odezwała się Ginny, podczas gdy dwójka pozostałych jej sojuszników mordowała się wzrokiem. – Nie chcemy, żebyś później cierpiał. Ona jest ze Slytherinu, Harry. Nie jest z tobą szczera! Spotyka się z tobą tylko dla własnej uciechy, żeby potem cię zranić.
Harry parsknął śmiechem.
- To głupie – prychnął i wstał. Nie zamierzał prowadzić z nimi konwersacji na temat jego związku z Elin Hate. Powinni się raczej cieszyć, że potrafił nawiązać wspólny kontakt ze Ślizgonką. Albo chociaż zaakceptować jego wybór. W końcu każdy jest lepszy od Cho Chang.
- Nie, Harry, poczekaj – zawołała za nim Hermiona. – Chociaż nas wysłuchaj!
Harry, który był już przy drzwiach, zatrzymał się.
- No to jakie herezje macie mi do powiedzenia na temat Elin? – zapytał.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale podejrzewamy, że ona jest śmierciożercą – mruknęła Hermiona. Harry pokiwał głową.
- Tak, zabrzmiało dziwnie – rzekł. – To JEST dziwne. Wy też tacy jesteście.
- To mówi ten, który od miesięcy twierdzi, że Malfoy służy Sami-Wiecie-Komu – wtrącił się Ron.
- Jeśli wszyscy mi uwierzą, ja uwierzę wam! – krzyknął oburzony Potter. – Nie macie na nią nic, ale ja mam dużo dowodów na Malfoya, w tym tkwi różnica pomiędzy waszymi a moimi słowami!
- Chcesz dowodów? – zapytała ze złością Ginny. – Dobrze. Znika na kilka dni, a później się tłumaczy, że była na weselu u kuzyna… otrzymuje tajemnicze listy, wypytuje cię o Zakon…
- Voldemort zamordował jej rodziców! – zawołał Harry. – Chce się dostać do Zakonu, by działać przeciw niemu i zemścić się! Wierz mi, coś o tym wiem.
- Jest ze Slytherinu… - zaczął Ron.
- No i co z tego?! – Harry zaczął już tracić panowanie nad sobą, podobnie jak owej nocy, kiedy po przesiedzeniu czterech tygodni u Dursleyów, dostał się w końcu do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. – A Glizdogon był Gryfonem, najlepszym kumplem mojego taty, i co? Zdradził go Voldemortowi. Nie dom świadczy o człowieku.
Te argumenty chyba przekonały rodzeństwo, ale Hermiona pozostała nieugięta.
- Sprawdziłam ją – odezwała się cicho. – Nigdzie nie ma takiej osoby jak „Elin Hate”. Nie ma nawet takiego rodu z Nowego Orleanu. Ona jest zupełnie inną osobą, o zupełnie innym nazwisku i charakterze.
- Co za brednie… - zaczął Harry, ale Hermiona uciszyła go ręką.
- Przecież znamy ją sześć lat – powiedziała. – Przez ten czas, jak sobie przypominam, zaobserwowałam coś dziwnego. Jak zachowuje się względem Snape’a. Wiesz, ja myślę, że oni… są spokrewnieni.
Harry stał przez chwilę z otwartymi szeroko oczami i rozdziawionymi ze zdziwienia ustami.
- Co? Takich głupot jeszcze nie słyszałem – prychnął. – Wicie co? Nie będę z wami o tym gadać.
Odwrócił się i wyszedł z Nory. Nie mógł zrozumieć zazdrości swoich przyjaciół. Wiedział, że nie lubią Elin, ale czemu wmawiają mu takie okropne kłamstwa?

~*~


No i zbliżamy się nieubłagalnie do walki w Hogwarcie. Wybaczcie, jeśli rozdział was zawiódł, ale nie mogę pisać cały czas o poczynaniach Selene. Dedykacja dla Lilly :*