Zeszła na dół kilka minut później, już ubrana i
uczesana. Usiadła przy stole i zajęła się smarowaniem masłem kromki chleba.
- Dlaczego nic nie mówisz? – spytała Charity.
- Bo nie muszę – mruknęła.
- A mnie się zdaje, że powinnaś się wytłumaczyć –
odrzekła wzburzonym tonem blondynka. – To, co zastałam na górze…
- To nie twoja sprawa – przerwała jej ze złością
Selene, przewracając przez przypadek cukiernicę. – Nie mów mi, że ty też nie
robisz tego z moim ojcem. A jeśli już o nim mowa, to gdzie jest? Obiecał, że
będzie dziś w domu.
- Poszedł na Pokątną dokupić pergamin – odparła
Charity. – I nie myśl, że mu o tym nie powiem.
- Mów sobie – Selene wzruszyła tylko ramionami. –
Szczerze, to mało mnie obchodzi, co zrobisz, a czego nie zrobisz.
Wepchnęła całą kanapkę do ust, popiła herbatą i wróciła
do swojego pokoju.
Siedziała w nim krótko, jakieś pół godziny, może
więcej. Najpierw było trzaśnięcie drzwiami wejściowymi, później wylewne
powitanie Charity, jej słowa i cisza.
Pierwsze, co Selene usłyszała, to głośne przekleństwo,
blondynkę, próbującą uspokoić Snape’a i jej energiczne kroki na schodach.
Tym razem Charity nie pukała. Weszła bezceremonialnie
do pokoju, jakby była u siebie.
- Ojciec wzywa cię do siebie – oświadczyła.
- Pukaj – warknęła Selene, kołysząc się na dwóch nogach
krzesła.
- Nie kołysz się, bo zniszczysz krzesło i się
przewrócisz – upomniała ją natychmiast tonem złej matki blondynka. – Zdejmij te
buciory z biurka. I nie będę pukać, to też mój dom.
- A dokładasz się do czynszu? – spytała najspokojniej w
świecie Elin, nadal kołysząc się w najlepsze na krześle. – No właśnie.
- Twój ojciec chce z tobą rozmawiać – powtórzyła
Charity, oddychając głęboko, żeby nie wybuchnąć.
- Skoro tak, niech tu przyjdzie – stwierdziła
czarnowłosa. – Poza tym, gdybyś przestała wtrącać się w nieswoje sprawy, jak ci
poradziłam, tata by się nie denerwował. Wychodzi na to, że to wszystko twoja
wina. Ale zapłacisz mi za to, możesz mi wierzyć.
Wstała i minęła Charity, nie mieszkając przy tym
brutalnie potrącić jej ramieniem.
Zeszła na dół, oparła się niedbale o poręcz schodów i
wsunęła ręce do kieszeni.
- Co chciałeś? – spytała.
Strzeliła z gumy do życia, co miało być oznaką pogardy
i kompletnego braku szacunku. Żyła na skroni Snape’a zapulsowała gwałtowniej.
- Mam już dość tego twojego ciągłego buntu – zaczął,
groźnie marszcząc brwi.
- Możesz mieć – Selene wzruszyła ramionami.
Severus westchnął zniecierpliwiony.
- Charity powiedziała dopiero co, że przyłapała Malfoya
w twoim łóżku – rzekł. – To prawda?
- No – parsknęła śmiechem. – Na pewno nie tego starego,
Lucjusz Malfoy mnie nie interesuje.
- Ale Draco tak.
- Bynajmniej.
Snape zawołał Charity, która tej rozmowie
przysłuchiwała się ze szczytu schodów.
Kiedy pojawiła się u jego boku, zaczął na nowo:
- Słuchajcie mnie teraz. Mam dość pośredniczenia między
wami. Dojdziecie do porozumienia tu i teraz. Przeproście się, ale najpierw chcę
usłyszeć, co każdej leży na sercu.
- Nie przeproszę jej – odezwała się natychmiast Selene.
– Nie mam za co. To wy jesteście
winni, durni rodzice.
Skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała w inną
stronę.
Mistrz Eliksirów skłonił córkę, by wymieniła to, co się
jej nie podoba w Charity. Elin z radością na to przystała. Zaczęła wyliczać.
Wścibstwo… donosicielstwo… irytujące zachowanie…
- W czym to się objawia? – zapytał Snape.
- To konfidentka! – krzyknęła Selene, wskazując na nią
oskarżycielsko palcem. – Cały czas nic, tylko węszy, jak pies, jakby prowadziła
jakieś indywidualne śledztwo! Zaczynam czuć się tu jak w więzieniu, jestem pod
ciągłym nadzorem!
- No, przyznam… - zaczęła cicho Charity. – Za bardzo
się rządziłam, przepraszam. Ale to wszystko dla twojego dobra.
Severus spojrzał surowym wzrokiem na córkę.
- Ja mam jej tylko jedno do powiedzenia – przemówiła
Elin i pokazała, co o niej myśli środkowym palcem.
Chciała odejść, mówiąc, że nie ma ochoty na rozmowę ze
starymi zgredami.
- Ale porozmawiamy – rozkazał Snape.
Chwycił córkę za ramiona, posadził na fotelu, a sam z
Charity usiadł na kanapie naprzeciwko niej.
Selene oparła buty o brzeg stołu, ale ani Severus, ani
jego dziewczyna nie zwrócili na to uwagi. Nie chcieli dolewać oliwy do ognia.
- To był błąd, że nie porozmawiałem z tobą na wiele
tematów – zaczął spokojnie Mistrz Eliksirów. – Mogę teraz to zrobić.
- Nie ma potrzeby – stwierdziła Selene. – Draco już
mnie „oświecił”. Jest świetnym nauczycielem, zwłaszcza w praktyce.
Parsknęła drwiącym śmiechem, nie dlatego, że było to
śmieszne, lecz chciała po prostu jeszcze bardziej wkurzyć ojca, co niewątpliwie
się jej udało.
- Nie wolno ci tego robić – oświadczył Snape. – To
niebezpieczne. Rodzeństwa nie chcesz mieć, ale blisko jesteś od posiadania
własnego dziecka.
- Jestem prawie dorosła, mogę robić, co tylko zechcę –
odparła Elin. – Za dwa tygodnie mam urodziny.
- Ale póki co jesteś pod moją opieką – warknął Snape.
Selene nie chciała więcej tego słuchać. Wstała, rzuciła
w stronę ojca jakieś przekleństwo i wyszła z domu, trzaskając drzwiami.
Poszła do Kareen. Jej dom był o wiele ładniejszy,
wyglądał na zamożniejszy, a ogród był bardzo zadbany. Trawa chorobliwie
dokładnie przycięta zawsze rozśmieszała Elin, kiedy odwiedzała przyjaciółkę.
Zapukała i oparła się o ścianę, czekając na jakąś
reakcję domowników.
Otworzyła jej Dulcia. Wyglądała na bardzo zabieganą.
- Ach, to ty – wydyszała. – Wchodź.
Selene weszła. Dulcia pospiesznie zaczęła zapinać swój
czerwony płaszcz. Czarnowłosa wbiegła po schodach na pierwsze piętro, gdzie
mieścił się między innymi pokój jej przyjaciółki.
Kareen siedziała na łóżku i stukała różdżką w drewniane
radio. Podniosła głowę, żeby uśmiechem przywitać Selene.
- Wyglądasz na wkurzoną – zauważyła.
Elin opadła na krzesło z ciężkim westchnieniem.
- Głupia suka – wycedziła. – Wszystko wygadała ojcu. I
ten teraz chce bawić się w kochającego rodzica, interesującego się swoim
dzieckiem.
Zrobiła głupią minę.
- Wie, że spałaś z Malfoyem?
- Wie – mruknęła. – Ale najgorsze jest, że dowiedział
się od tej swojej narzeczonej od siedmiu boleści. Dziś rano wpakowała się do
mojego pokoju, jakby nigdy nic. No i zastała Dracona w łóżku obok mnie.
Powiedziała, że ojciec dowie się o wszystkim. I się dowiedział. Bóg raczy
wiedzieć, jakich głupot mu naopowiadała…
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zanim choćby
otworzyła usta, poczuła palący ból na lewym przedramieniu, więc wydobył się w
nich jedynie cichy jęk.
- Wybacz, wzywa mnie do siebie – wycedziła przez
zaciśnięte zęby, gdyż ból nie chciał ustąpić. Zaczęła się czuć, jakby sparzyło
ją tysiąc pokrzyw w to jedyne miejsce na przedramieniu.
Wstała, ruszyła w stronę drzwi, a Kareen odprowadziła
ją wzrokiem.
- Jak wrócisz, wyślij mi sowę – zawołała, ale Selene
nie odpowiedziała już nic.
Na korytarzu teleportowała się, ściskając wciąż lewe
przedramię. Ból minął dopiero z chwilą, kiedy jej stopy dotknęły marmurowej
posadzki.
Elin podeszła do drzwi salonu, wyciągnęła różdżkę,
zapukała, a gdy usłyszała zgodę, weszła do środka.
Voldemort stał w kącie. Salon był pusty, nie licząc
drobnych mebli, stojących pod ścianami. Zniknął za to ogromny, zawsze
wypolerowany na błysk stół i dębowe krzesła. I nie było Nagini.
- Widzę, że jesteś przygotowana – rzekł Czarny Pan,
wychodząc na środek pokoju.
Selene również podeszła. Zauważyła, że nie płonie ogień
w kominku. Zastanawiała się czasami, dlaczego Voldemort przesiaduje tu z
palącym się ogniem. Może taki z niego gorący facet? Jak na razie wyglądał tylko
na gościa w gorącej wodzie kąpanego.
- Ostatnio uczyłem cię poprawnie rzucać zaklęcie
Imperiusa – zaczął. – Przejdźmy teraz do drugiego w kolejności zaklęcia
niewybaczalnego. Mianowicie do Cruciatusa.
- Nawet nie zamierzam próbować tego na tobie, panie,
więc nie proś – odpowiedziała natychmiast Elin.
Voldemort tylko uśmiechnął się, a właściwie wykrzywił
swoje cienkie wargi w pobłażliwym grymasie.
- Ależ nie – rzekł spokojnie. – Nie. Mamy do tego
specjalnego więźnia.
Uniósł różdżkę, a spod wysokiego sufitu coś spadło. Był
to Eryk Selwyn, całkiem spętany linami. Lord jednym machnięciem swojego
magicznego patyka usunął je, tak że Selwyn upadł na podłogę.
- Torturowałam go – odezwała się Selene. – Potrafię to
robić.
Voldemort zaśmiał się drwiąco.
- Nie, nie potrafisz – odparł. – Może i znasz zaklęcie,
może i ono zadziała, ale samych tortur nigdy nikomu nie ofiarowałaś. On musi
poczuć to całym ciałem, żebyś stała się dla niego panem. Musi zwariować z tego
bólu.
Selene słuchała słów swego pana ze skupieniem i
najwyższą uwagą. A kiedy dał jej znak, uniosła różdżkę i wypowiedziała
formułkę.
Wrzaski Selwyna wypełniły cały pokój. Piękny,
kryształowy żyrandol zdawał się drżeć
pod wpływem tych krzyków.
W końcu Elin opuściła różdżkę. Voldemort w milczeniu
ocenił jej wysiłek, niczym jakiś egzaminator na SUMACH.
- Obserwowałem cię tam, w lochu – powiedział w końcu. –
Dużo było w tobie ignorancji, rzekłbym nawet, że litości również.
Selene aż się skrzywiła z oburzenia.
- Nigdy nie czułam do niego litości! – krzyknęła. – No,
chyba że z powodu jego żałosnego zachowania. Pewnie, skoro nie można samemu
oczarować dziewczyny, to trzeba ją sobie samemu wziąć, czy ona chce, czy nie. To jest czyn, nad którym można się
politować.
Podeszła do zakrwawionego, spoconego i szlochającego z
bólu Selwyna i kopnęła go w przypływie narastającej złości i nienawiści.
Lord Voldemort przyglądał się temu bez słowa.
- Mądra odpowiedź – odezwał się w końcu. – Ale powiedz
mi. Dziś w ogóle jesteś jakaś wzburzona. Dlaczego.
Selene zawahała się. Nie wiedziała, czy powinna
rozmawiać z Czarnym Panem o swoich prywatnych sprawach. Czy to wypada.
- Ta głupia Charity nic, tylko by się rządziła –
przemogła się w końcu. – Ona sobie z ciebie drwi, panie. Nie rozumie, jak
służba u ciebie może być dla mnie tak ważna.
Voldemort patrzył na nią uważnie. Minęło trochę czasu,
zanim raczył odpowiedzieć:
- To wiele znaczy w twoich ustach.
Selene wymamrotała jakieś podziękowanie. Zastanawiała
się przez chwilę, jak Bellatrix przyjęłaby takie słowa od swojego pana.
- Na pewno by się popłakała – odezwał się Ten, Którego
Imienia Nie Wolno Wymawiać, jak zwykle czytając jej w myślach. – Ona jest
szalona, to wariatka. Jak ty. Ale tacy Śmierciożercy są najbardziej użyteczni,
najbardziej skuteczni i najbardziej oddani. A przecież przysięgi małżeńskiej mi
nie składali.
Elin uśmiechnęła się tylko, bo nie wiedziała, czy wolno
się jej roześmiać. Voldemort wskazał na Selwyna różdżką i dodał:
- Zabij go. Miej to już za sobą.
Selene powoli podniosła swoją różdżkę, patrząc na Eryka
jak sroka w kość. Już otwierała usta, już czuła, jak śmiertelne zaklęcie
rozbrzmiewa w jej magicznej broni…
Wtedy przypomniała się jej błagalna twarz tej
dziewczynki, Becky, siostry Eryka. Jej rozpaczliwe błaganie rozbrzmiało jej w
uszach.
- Nie zrobię tego – westchnęła. – Niech on już się stąd
wynosi, niech zniknie z mojego życia.
- Więc zabij go! – Czarny Pan niespodziewanie stracił
cierpliwość.
- Nie, to Śmierciożerca, nie zabiję „swojego” –
upierała się Elin.
- Dobrze więc – odrzekł wzburzony. – Pozwolę mu odejść,
ale tylko ze względu na ciebie. Następnym razem, kiedy cię wezwę, popracujemy
nad dyscypliną. A teraz wyjdź. I ty też, Selwyn.
Jednym machnięciem różdżki otworzył z trzaskiem na
oścież drzwi. Selene ukłoniła się nisko i szybkim krokiem opuściła salon.
W holu zobaczyła Lucjusza Malfoya, stojącego pod
drzwiami jednego z pokoi na parterze i przysłuchującego się czemuś uważnie. On
również ją zauważył, ale nic sobie z tego nie zrobił. Po prostu dalej stał i
gapił się w te drzwi.
- Eee… mogę w czymś pomóc? – zapytała go, myśląc, czy
może Lucjusz zapomniał, jak wchodzi się do pokoju.
- Uspokój moją żonę – mruknął.
Selene również przyłożyła ucho do drzwi. Z pokoju
dobiegały krzyki rozwścieczonej Narcyzy:
- Czy ty sobie wyobrażasz, co ja przeżywałam?! Uciekasz
z domu. Nie wracasz na noc. Przychodzisz dopiero rano!
- Mamo, daj już spokój, jestem prawie dorosły –
dobiegła ją odpowiedź Dracona.
- Od dziś masz mi mówić, dokąd wychodzisz, gdzie
idziesz i kiedy wracasz. W przeciwnym razie obetnę ci kieszonkowe,
Usłyszała cichy jęk młodego Malfoya.
- No więc – dodała Narcyza. – Gdzie to się było wczoraj
i co się robiło?
- Było się u Selene – brzmiała buntownicza odpowiedź. –
A co się robiło, to do domysłów pozostawiam tobie.
Narcyza krzyknęła głośno „NIE!”, a Draco, na przekór
matce, zawołał „TAK!”.
- I po sekrecie – stwierdziła Selene.
~*~
Cóż. Wygląda na to, że jest to ostatni rozdział w 2009
roku. Dlatego chcę Wam wszystkim życzyć udanego sylwestra, litrów szampana
(takiego dla dzieci oczywiście) i szczęśliwego Nowego Roku.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Pisałam go w
zeszycie do za dwadzieścia pierwsza w nocy. Dobra, ja spadam teraz do sklepu na
zakupy kupić spodnie. A dedykacja dla… dla Was wszystkich xD