24 sierpnia 2010

Epilog

Dziewiętnaście lat później…

Była jesień. W tym roku słońce grzało wyjątkowo ciepło, a wiatr nie był tak silny. Złote liście stertami walały się po dworcu, przez który właśnie przeszła czteroosobowa rodzina. Jasnowłosy, ubrany w wytworną, czarną pelerynę mężczyzna o ostrych rysach twarzy, kobieta o bladej twarzy, krótkich, czarnych włosach i poważnej minie oraz dwójka dzieci. Wysoki, dorównujący już wzrostem swojej matce chłopak z szaroniebieskimi oczami, długimi, platynowymi włosami, w wieku mniej więcej czternastu lat i jedenastoletnia dziewczyna. Można było powiedzieć, że była swoją, swego czasu jeszcze jedenastoletnią matką, tyle że trochę niższą, niż Selene dwadzieścia sześć lat temu. Szli spiesznym krokiem w stronę żelaznej barierki, a mijający ich mugole przyglądali im się dziwnie, pewnie ze względu na dwa wypchane kufry i skrzeczącą, czarną sowę zamkniętą w klatce. Kiedy dotarli do barierki, pani Malfoy szepnęła synowi do ucha:
- Idź pierwszy.

Scorpius ruszył zdecydowanym krokiem na barierkę. Chwilę potem zniknął. Pani Malfoy chwyciła córkę za przegub, opadła się, niby przypadkiem, o kawałek żelaza i obie nagle pojawiły się po drugiej stronie. Draco pojawił się przy nich chwilkę później. Znaleźli się na pełnym pary peronie. Czerwony pociąg z przedziałami był już do połowy zapełniony podnieconymi, szczęśliwymi uczniami. Przeciskając się coraz bliżej, Selene co chwilę spotykała znajome twarze. Zobaczyła Blaise’a Zabini’ego z córką, Remusa Lupina, bardzo już posiwiałego, z żoną Nimfadorą, która, choć już o wiele starsza, przez tyle lat pozostała wierna wściekle różowemu kolorowi włosów i ich synem Tedem, który był chyba w wieku syna Selene. W końcu zobaczyła też…
- Charity! – Selene zawołała w kierunku kobiety z długimi, jasnymi włosami zaplecionymi w gruby warkocz. Odwróciła się, słysząc swoje imię.
- Selene!
Szybko podbiegła w stronę czarnowłosej i chwyciła ją w objęcia. Wyglądała o wiele starzej, niż w dniu ślubu córki swojego męża. Twarz miała poznaczoną drobnymi zmarszczkami, we włosach widniały siwe pasma, choć nie były tak bardzo widoczne. Ostatnio widziały się z Selene na początku lipca. Pamiętały spór, który prowadziły dawno, bardzo dawno temu, ale topór wojenny zakopały wiele lat temu.

Elin puściła panią Snape i przyjrzała się swojemu przyrodniemu bratu, czającemu się za matką. Nie widzieli się od Świąt Wielkanocnych. Miał mocno kręcone, ciemnobrązowe włosy, oczy bardzo podobne do oczu Severusa. Był niższy od Scorpiusa, mimo że urodził się trochę wcześniej od niego.
- Bardzo wyrosłeś, bracie – powiedziała Juliusowi, uśmiechając się lekko. – Jesteś o wiele bardziej przystojniejszy niż wtedy, gdy cię ostatnio widziałam.
Spojrzała na Charity.
- Ojciec pojechał już dawno? – zapytała.
- Tak, jest w Hogwarcie od wczorajszego wieczora – przyznała jej macocha. Nadszedł Draco z dziećmi, więc zwróciła się do niego. – Witaj, dobrze cię widzieć. Coś kiepsko wyglądasz, stało się coś?
- Moja matka choruje, to nic poważnego, ale mimo wszystko… - urwał. – Cały dom na mojej głowie, bo ojciec wyjechał do Niemiec w interesach.
- Widziałam wielu naszych starych znajomych – odezwała się Selene. – Córka Blaise’a chyba jest w wieku naszej Laury.
- No tak – Charity uśmiechnęła się szeroko. – Laura w tym roku idzie do Hogwartu, tak?
Wszyscy spojrzeli na dziewczynę. Nie wydała się wcale zmieszana ani speszona. Wręcz przeciwnie.
- Tak. Kiedy Scorpius szedł do szkoły po raz pierwszy, bardzo się denerwował, że nie trafi do Slytherinu. On zawsze się wszystkim za bardzo przejmuje, jak dziewczyna – przyznała Laura.
- Nie prawda! – wtrącił się Scorpius. Często kłócił się z siostrą, ale mimo wszystko bardzo się o nią troszczył. – Głupoty gadasz, jak zwykle. Dużo gadasz, ale zawsze bez sensu.
Laura miała taką minę, jakby zamierzała mu się odszczekać, ale matka zakryła jej usta ręką.
- Patrzcie tak – mruknęła Charity, wskazując na dużą grupkę ludzi głową.
Było tam dziewięć osób, w tym dwójka z płomiennie rudymi włosami. Pochłonięci byli rozmową, najwidoczniej nie zdając sobie sprawy z obecności Malfoyów. A przecież nie stali wcale w tak dużej odległości od nich. Selene z satysfakcją zauważyła, że Hermiona Granger, a właściwie już Weasley, bardzo się zestarzała. Włosy jej się przerzedziły, pod oczami i na czole zrobiły się jej zmarszczki. Harry stał do niej odwrócony plecami, przez co nie widział i Malfoyów, ale Selene uznała, że to nawet lepiej. Obawiała się, że do niej podejdzie i wda się w krępującą rozmowę.

Ale Ginny Potter dostrzegła i poznała rodzinę Malfoyów. Szturchnęła męża w ramię i wskazała na nich palcem.
- Spójrz, kto tam stoi – szepnęła.
Harry odwrócił się. Poczuł, jakby jakaś niewidzialna, żelazna ręka chwyciła go za wnętrzności i nie puszczała. Zobaczył znajomy profil dziewczyny, trochę starszej niż dziewiętnaście lat temu, ale wciąż bardzo dobrze zachowaną. Może to skutek towarzystwa, w którym się znalazła, a może po prostu prostego, spokojnego życia, ale Selene Snape wygląda olśniewająco. Jego mózg odrzucał tę wiadomość, że teraz nazywa się Malfoy.

Przez te wszystkie lata, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że nigdy z Elin nie stworzą rodziny, nauczył się bez niej żyć. Obdarzył miłością Ginny, zaczął z nią chodzić w siódmej klasie; po zakończeniu szkoły pobrali się, niedługo później to samo zrobili Ron i Hermiona. Niecały rok potem Ginny urodziła pierwsze dziecko, Jamesa Syriusza. Harry nauczył się żyć bez swojej szkolnej miłości. Można powiedzieć, że o niej zapomniał. Miał swoją rodzinę, swoją pracę, swoich przyjaciół i swoje życie. Później urodził mu się drugi syn, Albus Severus. Harry dowiedział się o wszystkim. Bohaterskim poświęceniu dla Dumbledore’a najbardziej znienawidzonego przez Harry’ego nauczyciela. Nie oczekiwał, że Severus Snape będzie darzył sympatią jego dzieci. Liczyło się to poświęcenie. No i w końcu na świat przyszła jego córka, Lily Luna. Była jego oczkiem w głowie. Obecność Lily jakoś zapełniła pustkę po utracie Elin. Pojawienie się dwójki dzieci Rona i Hermiony, Hugona i Rose też jakoś pomogło mu wyrzucić z pamięci córkę Snape’a. Ale teraz, kiedy ją zobaczył, wszystko wróciło. Patrzył na nią tak intensywnie, że Selene, jakby to wyczuła, odwróciła na chwilę głowę w jego kierunku. Ich spojrzenia spotkały się. Elin ani się nie uśmiechnęła, ani nie posłała mu groźnej miny. Po prostu przez chwilę patrzyła na niego beznamiętnie, po czym odwróciła wzrok, by powiedzieć kilka słów do męża. Draco też zerknął na Harry’ego. Uśmiechnął się drwiąco, pochylił się i pocałował Selene w usta, świadomy tego, że Potter ich obserwuje. Chciał w ten sposób pokazać mu, że mimo że Harry zwyciężył walkę ze złem, przegrał tę ważniejszą bitwę. Bitwę o miłość.

- Co to za ludzie? – zapytała Lily, ciągnąc ojca za rękaw szaty.
- To nasi znajomi ze szkoły – wyjaśniła szybko Hermiona. Tylko ona dostrzegła ten żar w oczach Hary’ego, gdy ten patrzył na Selene.
- Ten to Julius Snape, syn naszego wrednego nauczyciela od obrony – powiedział James. – A tamten Scorpius Malfoy. Jeden gorszy od drugiego. Podpalił mi kiedyś włosy.
Skrzywił się na wspomnienie tamtego incydentu.
- Ma bardzo piękną matkę – zauważyła Rose, przyglądając się Selene.
- A ona ma jeszcze ładniejszą córkę – wtrącił się Albus, a jego policzki gwałtownie pociemniały.
- To Laura Malfoy, jest w twoim wieku - odpowiedziała Ginny. – Tylko się w niej nie zakochaj, tego by nam brakowało, żebyś ożenił się z dziewczyną z rodu Malfoyów.
- Daj mu spokój, musisz już napuszczać ich na siebie? – zapytał Harry, klepiąc młodszego syna po ramieniu.

Kilka metrów dalej Selene i Draco żegnali się już z dziećmi.
- Bądźcie grzeczni, Lauro, pamiętaj, że pierwsze wrażenie jest najistotniejsze – powiedział córce ojciec. Selene szturchnęła go w bok.
- Daj jej spokój, niech dziewczyna sobie nie psuje opinii tym, że jest miła i koleżeńska – prychnęła. – Przyniosłabyś mi wstyd, gdybyś była zbyt posłuszna. Dlatego nie słuchaj nauczycieli i nie odrabiaj pracy domowej. W granicach rozsądku.
Laura uśmiechnęła się, słysząc te słowa.
- Zapomniałaś o jednym – rzekła. – Mam nienawidzić Gryfonów. Zwłaszcza Potterów i Weasleyów.
- Dokładnie, patrz, Draco, jak się szybko uczy – przyznała Selene. – Widzisz tego? – zwróciła się teraz do córki, wskazując na Harry’ego Pottera. – Kochał się we mnie przez cały Hogwart. Ale ja, jak na Ślizgonkę przystało, złamałam mu serce i go porzuciłam. Specjalnie się z nim związałam, żeby moja strata była dla niego boleśniejsza. Wybrałam kogoś, kto był mnie godzien.
- Mamo, ten oblech się na mnie gapi – Laura skrzywiła się i pokazała palcem na Albusa Pottera.
- Pewnie się w tobie podkochuje – zauważył Draco. – Jeśli tak, potraktuj go tak, jak twoja matka jego ojca.
Oboje ucałowali córkę, później syna, a oni weszli do pociągu, znaleźli sobie przedział i wychylili się przez okno, by pomachać rodzicom na pożegnanie.
- Widzimy się na Boże Narodzenie! – zawołała Selene, gdy pociąg ruszył. Przez chwilę razem z mężem machali dzieciom, aż ich głowy nie poznikały w przedziale. Draco objął żonę ramieniem.
- Zawsze tak się o nich martwisz – rzekł. – Ale twój ojciec przecież tam jest. Ma na nich oko.
- Tak, wiem – odparła. – Ale może jestem też trochę egoistką, bo nie tęsknię tylko za nimi. Wiesz, przez te wszystkie lata, kiedy go szukałam, miałam nadzieję, że wróci.
- Przez ten cały czas wciąż za nim tęsknisz? – spytał Malfoy.
- Tak. I to ci tak dziwi?
- Czarny Pan już taki jest – powiedział jej mąż. – Nie wróci dziś, ale kiedy już to zrobi, odnajdzie cię. On wie, że go szukasz.
- Tak, wiem.
Otarła samotną łzę, która spłynęła jej po policzku. Z oczu obecnych na stacji Express Londyn-Hogwart już całkowicie zniknął. Ludzie zaczęli się już rozchodzić, ale Selene nadal stała i wpatrywała się w miejsce, gdzie pociąg zniknął jej z oczu. Stała i uśmiechała się, bo mimo wszystko była szczęśliwa.

~*~

I tak się kończy to opowiadanie. Nie wiem, co powiedzieć. Płaczę, pisząc to zakończenie. Mimo to, że przeżyłam z tym blogiem chwile dobre i złe, bardzo się z nim związałam. Chciałabym powiedzieć tyle rzeczy. Po pierwsze, dziękuję za polecenie rozdziału numer trzydzieści siedem pod tytułem „Kraina Kamiennego Pana”. Cieszę się, że moja praca została doceniona. Po drugie, pragnę jeszcze wspomnieć, że 29 sierpnia mijają dwa lata istnienia tego bloga. Można więc powiedzieć, że za kilka dni świętujemy urodziny. Cóż, wychodzi jednak na to, że trzeba to trochę przyspieszyć. Po trzecie, podziękowania. Chciałbym podziękować Wam wszystkim. Nie miałam pojęcia, że uda mi się to opowiadanie zakończyć naturalnie, bez przymusu spowodowanego brakiem weny czy pomysłów. W bardzo dużej mierze to dzięki Wam nie zawiesiłam tego opowiadania, a pragnę dodać, że ze wszystkich moich blogów właśnie to było, zwłaszcza na początku, najbardziej wątpliwe, nieprzemyślane, założone pod wpływem chwili…
Chciałabym podziękować Eles., która może nie była ze mną od samego początku, ale zawsze bardzo mnie wspierała (doradzała też przy szablonach xD). To właśnie po rozmowie z nią podjęłam decyzję, by ocalić życie Selene. Dziękuję też Cam. Ona również służyła mi dobrą radą, szczerze wypowiadała się na temat moich pomysłów. Dziękuję Claudii. Była moją podporą w wielu trudnych chwilach. Podziękowania dla Tuli i Alelka, zawsze mogłam liczyć na szczerą opinię na temat rozdziału. Dziękuję też K&M, za jej opinie i szczerość. Za krótkie, ale treściwe komentarze Dziękuję Diabelnej_Księżniczce, Olce, Pisarce i AdriAnnce. Dziękuję Nadii i Nadine. Mimo że mają podobne Nicki, są zupełnie inne, ale obie dodawały mi otuchy w trudnych momentach. Podziękowania dla Clumsy, nicole., Lady Malfoyki, Elizabeth Schmitt, Pinnacle, alice. i Nataszy. Chciałabym wymienić wszystkich, ale to niestety niemożliwe. Dziękuję House’owi, Gonii, Everze, kicyslawie, Dosce, wiki-pedii, POB, Amelii, Pannie M, Ciemnej Pani, Morsmorde, Caitlin, Nieśmiertelnej, Kadzie113 i Jolievin. Gdybym mogła, wymieniłabym tu wszystkich, ale nie każdy komentuje, a czyta.

Cóż, może kiedyś będę kontynuować tu losy dzieci Selene i Dracona. Nie wiem. Ale jeśli coś tu się pojawi, to wszyscy się o tym dowiecie. Życzę Wam wszystkiego najlepszego. No to do zobaczenia, miejmy nadzieję, że szybkiego. 

8 sierpnia 2010

52. I żyli długo i szczęśliwie, ale nie do końca

Kareen stała tuż za przyjaciółką i zapinała jej białą suknię ślubną. Selene nie wyrosła z czerni i mrocznych dodatków, ale na tę uroczystość zrezygnowała z nich na rzecz białej szaty i welonu. Na skroniach przyjaciółka umieściła jej wianek z czerwonych, drobnych pączków róż (Selene stwierdziła, że różowe to już przesada). Suknię miała śnieżnobiałą, z mnóstwem falbanek. Dawniej miała wielkie bufiaste rękawy, ale przez niewiarygodne w tym roku upały pozbyto się rękawów całkowicie.

Elin podeszła do lustra, by obejrzeć cały efekt. Najbardziej denerwowała się tym, że coś pójdzie nie tak, gdy ojciec poprowadzi ją do katedry. Dla Severusa i tak samo wystąpienie w szacie z białą różą w butonierce było bardzo krępujące. Za nic nie zgodził się na białą szatę wyjściową, którą proponowała mu Narcyza Malfoy, ku wielkiej uldze Selene. Nigdy nie widziała ojca w innym ubraniu, niż czarnym. A biały garnitur byłby dla niej zbyt dużym wstrząsem.

- Wyglądasz pięknie – powiedziała Kareen. – Będziesz najładniejszą dziewczyną na sali.
- O ile nie przebije mnie Pansy Parkinson – mruknęła Elin.
- Wątpię, by przyszła.
Większość ludzi, obecnych na ślubie Selene nie znała. Było kilku jej i Dracona kolegów ze szkoły, babcia Kasandra, ciotka Amity z dzieckiem i mężem, rodzice Charity, a reszta to rodzina Dracona i znaczący się w ministerstwie i nie tylko osoby.
- Chodźmy już – ponagliła przyjaciółkę Mary.
- Denerwuję się – powiedziała zgodnie z prawdą Selene. Ręce jej się lekko trzęsły.
- Chodź, nie ma się czego bać, to tylko ślub. Najwyżej, jeśli okaże się to zły wybór, zmarnujesz resztę życia u boku nieodpowiedniego faceta.
- Tak, bardzo mi tym pomogłaś – stwierdziła Elin, patrząc z rozpaczą w okno swojego pokoju. – Ale zapomniałaś, że są jeszcze rozwody.
- Jeszcze za mąż nie wyszłaś, a już się chcesz rozwodzić?
Kareen również spojrzała w okno. Było przez nie doskonale widać tę część ogrodu, w której miał się odbywać ślub. Była tam różana altana, po obu stronach przejścia stały złote krzesła, prawie całkowicie pozajmowane przez gości. Elin dostrzegła swojego narzeczonego, stojącego w cieniu altany razem z mężczyzną prowadzącym ceremonię, swoim świadkiem i ojcem.
- Wybacz, ja też się denerwuję - odezwała się Kareen.
Selene poszła z nią, na nogach jak z galarety, do ogrodu. Puste miejsca wypełniły się w oka mgnieniu; wśród gości zapanowało milczenie, nie licząc nerwowych szmerów.

Selene chwyciła swojego ojca pod ramię i stanęła na końcu przejścia, czując się przy tym bardzo głupio. Przy końcu rzędu po prawej stronie zauważyła Pansy Parkinson, siedzącą pomiędzy rodzicami. Miała różową, falbaniastą szatę wyjściową, włosy ułożone w bardzo wymyślną fryzurę i bardzo skwaszony wyraz twarzy. To bardzo poprawiło humor Selene. Uśmiechnęła się lekko. Za nią kroczyła jej mała kuzynka Babette, ubrana w skromną, bladoniebieską sukienkę z połyskującej satyny. Była już za stara na sypanie kwiatków, więc tylko kroczyła dumnie za panną młodą. Przez rzędy krzeseł przebiegło stłumione westchnienie. Selene też odetchnęła, kiedy znalazła się już pod różaną altaną. Stanęła obok swojego świadka, Kareen i zerknęła na Malfoya. Minę miał trochę wystraszoną, ale szczęśliwą. Tremował się o wiele mniej, niż jego świadek, Teodor Nott, który otrzymał bardzo ważne zadanie – podać obrączki.

Niski czarodziej z kępką siwych włosów na głowie był o dziesięć cali niższy od Selene, co wprawiło ją w lekkie zakłopotanie, mimo całego szczęścia, które ją wypełniało.
- Panie i panowie – przemówił mistrz ceremonii, a wśród gości zapanowała grobowa cisza, bardzo podobna do tej podczas lekcji u Snape’a. – Zebraliśmy się tutaj, by uczcić zjednoczenie dwóch wiernych dusz. Na początek zapytam zgromadzonych, czy ktoś zna jakiś powód, by tych dwoje nie mogło się pobrać?
Selene i Draco spojrzeli na siebie. Nie mogli powstrzymać uśmiechów i cichego parsknięcia, które zwróciło uwagę zgorszonego tym mistrza ceremonii. Pierwsze, co przyszło im do głowy, to Pansy Parkinson, ale ta siedziała cicho, nie patrząc na młodą parę.
- Proszę dalej – szepnęła Selene, bojąc się, że Pansy jeszcze może przerwać ceremonię.
- Skoro wszyscy są za tym, by ceremonia trwała, przejdźmy do sedna – rzekł niski czarodziej. – Czy ty, Draconie Lucjuszu, chcesz poślubić Selene Astraję, być jej wiernym, uczciwym i nie opuścić jej aż do śmierci?
- Tak – odpowiedział Malfoy trochę drżącym głosem.
Gdzieś w pierwszym rzędzie Narcyza i Charity załkały głośno w chusteczki. Selene nie podzielała ich wzruszenia. Owszem, była szczęśliwa jak nigdy dotąd, ale nigdy nie płakała na ślubach.
- Czy ty, Selene Astrajo, chcesz poślubić Dracona Lucjusza, być mu wierną, uczciwą i nie opuścić go aż do śmierci?
- Tak.
Odpowiedź Selene była o wiele bardziej stanowcza, ale może tylko dlatego, że zwykle emocje nie barwiły jej głosu. Mistrz ceremonii skinął na Notta ze słowami „obrączki”, a ten otworzył czerwone pudełeczko, wyciągnął dwa złote pierścionki, jeden, damski, z napisem „Draco”, drugi grubszy, z wygrawerowanym imieniem „Selene” i podał je narzeczonym. Ci włożyli je sobie nawzajem na palce, a czarodziej uniósł różdżkę i rzekł:
- A więc ogłaszam, że zostaliście ze sobą złączeni na całe życie.
Gdy to powiedział, z jego różdżki wytrysnęły najpierw dwa złote wężyki, które oplotły ich dłonie, a potem deszcz złotych, maleńkich gwiazdek.
- Możesz pocałować pannę młodą – zwrócił się do Dracona czarodziej.
Tego najbardziej się obawiał, zaraz po wtrąceniu się Pansy w ślub. Przecież tyle razy to robił, ale stresował się, że coś może pójść nie tak. Odsunął welon z twarzy Elin, uniósł jej podbródek, a kiedy poczuł, że ich usta się złączyły, zamknął oczy. Nareszcie Selene była jego żoną, nikt już nie mógł mu jej odebrać.

Po ceremonii goście rzucili się, by złożyć gratulacje młodej parze. Pierwsza podeszła Charity, której makijaż, nad którym pracowała półtorej godziny, całkowicie się rozmazał. Swojego synka Juliusa, którego ściskała w ramionach, podała Severusowi, by móc uściskać przybraną córkę. Julius miał teraz duże, czyste, szarozielone oczy obramowane gęstymi, ciemnymi rzęsami i ciemnobrązowe, kręcone włosy. Scorpius był jego zupełnym przeciwieństwem.
Elin pozwoliła się jej przytulić, ale w tej chwili poczuła w sercu okropny ból. Chciała, by to ściskała ją jej własna matka, które już nigdy tego nie uczyni. Sama nawet nie wiedziała, kiedy łzy napełniły jej oczy i spłynęły po policzkach.
- Co się stało? – spytała Charity.
- Nic, nic – mruknęła Selene, uśmiechając się przez łzy. – Po prostu chciałabym, żeby była tu moja matka.
- Ona zawsze z tobą będzie – Charity nadal jej nie puszczała, by nie rozdzielili ich inny goście. – Astraja zawsze będzie twoim sercu.
Po złożeniu gratulacji i życzeń, rozpoczęła się impreza. Nie było tak sztywno, jak Selene się spodziewała, ale i tak zbyt ponuro jak dla niej. Przyrzekła sobie, że ona już rozrusza to drętwe towarzystwo. I nie tylko na weselu, ale i w domu. Wprowadzi trochę życia w te martwe kąty. Od tego dnia była panią Malfoy, więc mogła sobie pozwolić na małe zmiany. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

~*~

I to już ostatni rozdział tego opowiadania. Został jeszcze tylko epilog, ale to po pielgrzymce. Dziś zakładam następne opowiadanie, link pojawi się, gdy to zrobię.

Cóż, nie spodziewałam się, że będzie to takie dziwne uczucie. Ja planowałam Selene zabić, ale zbyt związałam się z tą bohaterką. Tę decyzję , by ją jednak ocalić, podjęłam tuż przed opisaniem bitwy, po rozmowie z jedną osobą, która ową decyzję pomogła mi podjąć. Cóż, to do zobaczenia przy epilogu. Ten rozdział dedykuję Wam wszystkim, gdyż jest tak wyjątkowy. 

31 lipca 2010

51. Dwa światy

Selene została odesłana do domu tydzień po narodzinach Scorpiusa. Na Spinner’s End Charity zmagała się już ze swoim dzieckiem, więc Elin, oczywiście bardzo niechętnie, przeniosła się po zaproszeniu Malfoyów, do dworu Dracona. Było tam bez wątpienia wygodniej, niż w starym domu Snape’a, a Draco chciał, żeby jego syn i dziewczyna czuli się jak najlepiej. No i miał też nadzieję, że wkrótce Selene zostanie kimś więcej, a na dworze Malfoyów miał większe szanse, by zostać z nią sam na sam. Czuł okropną tremę.

- Po prostu to zrób – ofuknął go Zabini, który odwiedził znajomego, głównie dlatego, by upewnić się, czy te plotki o porodzie Selene to prawda.
Draco siedział przy stole w jadalni i bawi się złotym pierścionkiem, który kupił już dawno temu, ale bał się go wręczyć swojej dziewczynie. Westchnął ciężko i zerknął na Blaise’a, opierającego się o komodę z mahoniu.
- Łatwo ci mówić – mruknął. – Wiesz, na jakiego idiotę wyjdę, jeśli się nie zgodzi?
Zabini zaśmiał się krótko.
- Ale ty głupi jesteś – stwierdził. – Macie dziecko, wątpię, by dała ci kosza. Zresztą, teraz, kiedy już urodziła, może oczekuje, że poprosisz ją o rękę.
- Selene? – zdziwił się Draco. – Dla niej takie uroczystości mało znaczą. Jeśli już, to może chcieć, żeby Scorpius nosił to samo nazwisko, co jej ojciec, czyli ja. A dla mnie ma znaczenie, jak się nazywa mój syn. Od tego zależy, czy przetrwa ród Malfoyów.
- Masz już jedno dziecko, myślałam, że na razie ci wystarczy.
Draco szybko schował pierścionek do kieszeni. Zrobił to mało dyskretnie, ale Selene była zbyt zajęta obrzucaniem chłodnym spojrzeniem Zabini’ego, by cokolwiek zauważyć.
- Nie o to chodzi, ale nie mówię, że niechęcę mieć więcej dzieci, nie – mruknął Malfoy.
Selene pochyliła się, objęła go od tyłu za szyję i pocałowała w policzek, po czym znów rzuciła Blaise’owi niezbyt przyjemne spojrzenie.
- A ten co tu robi, przyszedł trochę powęszyć? – spytała. – Przekaż Pansy Parkinson, że mieszkam teraz u Malfoyów i urodziłam syna, to będzie dla niej spóźniony prezent gwiazdkowy.
Zaśmiała się w wyjątkowo wredny sposób, ale nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo gdzieś z góry dobiegł wszystkich stłumiony płacz dziecka, więc musiała natychmiast do niego biec. Jej pokój był w zupełnie innym skrzydle i na innym piętrze, niż sypiania Dracona. Narcyza umiejscowiła ją tak, by zapobiec nocnym schadzkom jej i jej syna, ale nawet, gdyby pozwoliła im spać w jednym łóżku, Selene nie dopuszczała do siebie Dracona bliżej niż na kilkanaście centymetrów.

Kareen, która wróciła z Australii w bardzo dobrym humorze, pomagała przyjaciółce jak mogła, by ta mogła chociaż przez chwilę posiedzieć w salonie w samotności i powspominać Czarnego Pana. Chociaż głośno o tym nie mówiła, bardzo za nim tęskniła, a wszyscy o tym dobrze wiedzieli. Nic jednak nie robili, by jakoś zapobiec cierpieniom Elin.

Kiedy Ślizgonka weszła do pokoju, zastała przyjaciółkę, kołyszącą Scorpiusa dość nerwowo, przez co ten płakał coraz gniewniej i głośniej, młócąc zaciśniętymi piąstkami powietrze.
- Nie chce przestać – poinformowała Selene Kareen, z ulgą oddając jej dzieciaka.
- Bo jest głodny – mruknęła, podając mu pierś. Usiadła w fotelu, obserwując, jak Scorpius łapczywie pije mleko. – Zabini tu przyszedł. Podobno zerwaliście.
- Tak, już dawno – przyznała Mary bez większego przejęcia. - Jakoś mi go nie szkoda. Nieważne. Słuchaj, teraz, kiedy już urodziłaś Draconowi syna, myślałam…
- No? – ponagliła ją Selene.
- No… że ci się oświadczy – dokończyła z bardzo zmieszaną miną.
- Nie bardzo mi na tym zależy, ale wiesz, to zabrzmiało trochę tak, jakby to zależało od tego, czy urodzę mu dziecko, czy nie – odpowiedziała bez większego zainteresowanie Elin. – Co ja niby jestem, maszynka do rodzenia dzieci? Zresztą, nie jestem kimś pokroju Charity. To jej strasznie zależy na ślubie. Mnie raczej umiarkowanie. Nie chcę, żeby Scorpius wychowywał się w niepełnej rodzinie. No i to niezbyt dobrze wygląda, matka Dracona na każdym kroku potrafi napomknąć o „zapieczętowaniu” naszego związku. Dla niego to oznacza tylko jedno, wiadomo. Ale jestem mu wdzięczna, że potrafi pojąć, że po tym, co przeszłam z nim – wskazała na Scorpiusa – przez dziewięć miesięcy, nie mam ochoty na seks.
Kareen uśmiechnęła się lekko.
- Pewnie dla tego dała ci pokój tak daleko od pokoju Dracona – mruknęła.
Selene zapięła bluzkę i włożyła synka do łóżeczka. Do pokoju ktoś wszedł. Był to Malfoy i wyglądał na trochę zdenerwowanego.
- Bardzo jesteś dzisiaj zajęta? – spytał Ślizgonkę.
- Nie, nie bardzo – odpowiedziała, przyglądając mu się z zainteresowaniem. – A co?
- To może wyjdziemy gdzieś wieczorem? – zaproponował Draco. – Cały czas tylko się nim zajmujesz?
- Bo mi nie pomagasz – wtrąciła Elin zgodnie z prawdę.
Malfoy trochę się zmieszał. Przynajmniej takie uczucie wyrażała jego twarz.
- No tak, byłem zajęty, ale od dziś będę ci pomagał – obiecał. – To co, wyjdziemy gdzieś?
- Dobrze, ale ktoś musi zostać ze Scorpiusem.
- Ja mogę zostać, nie mam nic do roboty, mama pojechała szukać dla mnie domu, żeby miała gdzie mieszkać po zakończeniu Hogwartu – wtrąciła się Kareen. – A kiedy zaśnie, zostawię go samego.
Bardzo jej zależało, żeby między jej przyjaciółką a Draconem się poukładało. Uważała, że po tym, co przeszła z Harrym Potterem, należało się jej trochę spokoju, u boku mężczyzny, do którego nie czuła obrzydzenia.
- To wyjdziemy o dwudziestej – powiedział tleniony z wyrazem ulgi na twarzy i zostawił dziewczyny same.


Wieczorem usiadł w fotelu przed kominkiem, czekając na Selene. Ona trochę się spóźniła, bo Kareen nalegała, żeby ubrała się w coś zupełnie innego niż zwykle, ale w końcu zjawiła się w salonie.
- Pięknie wyglądasz – odezwał się Malfoy, wstając.
Selene nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się. Wyglądała rzeczywiście zupełnie inaczej. Miała na sobie czerwoną sukienkę z falbankami na grubych szelkach, dobrane do tego czerwone buty na obcasie, włosy miała schludnie uczesane i lśniące, a makijaż zupełnie inny niż zwykle. Delikatny i pasujący do całej kreacji. Zrezygnowała też z czarnego lakieru do paznokci, który zastąpiła czerwonym. Draco podał jej płaszcz.
- Gdzie idziemy? – spytała.
- Do najlepszej restauracji w Londynie – odpowiedział i zaczął szukać w szafce pudełeczka z proszkiem Fiuu. Wrzucił trochę w ogień buzujący w kominku i wskazał na szmaragdowozielone płomienie, które tam się pojawiły, gdy tylko proszek dotknął ognia. – Pani pierwsza.
Selene, trochę zaskoczona jego dziwnym zachowaniem, wkroczyła w płomienie, mówiąc:
- Ulica Pokątna.
Poczuła, jak świat dookoła niej wiruje. Była już przyzwyczajona do podróży siecią Fiuu, ale nie lubiła tego. Wolała teleportację, choć i ta nie należała do najprzyjemniejszych. Pół minuty później wylądowała w kominku w Dziurawym Kotle. Ostrożnie wyszła z paleniska, by nie pobrudzić sadzą podłogi. Niedługo później przybył Draco. Wziął ją za rękę i wyprowadził z baru na zaśnieżone ulice Londynu. Do owej ekskluzywnej restauracji nie musieli długo iść. Nazywała się Café Rose i Selene natychmiast zorientowała się, że nie będzie tam się zbyt dobrze czuła. Weszli do środka. Jakiś człowiek, stojący za drzwiami, wziął ich płaszcze i powiesił na wieszakach.
Malfoy zaprowadził Elin do ich stolika. Wszystko było tu urządzone w starym paryskim stylu, a ludzie, którzy tu przybywali, byli tak samo wytworni i zamożni, jak sama restauracja.
- To chyba nie do końca mój styl – mruknęła Ślizgonka, gdy już usiedli. – Czy to przyzwoite, żebyś zabierał mnie do takich restauracji? Szkoda pieniędzy.
Draco prychnął cicho.
- To nie ma znaczenia, złoto nie jest takie ważne – odparł. – Nawet matka cały czas mi mówi, żebym gdzieś cię zabrał. Zresztą to wyjątkowy wieczór.
- Sama nie wiem – powiedziała cicho i usiłowała się uśmiechnąć. – Nie nadaję się do takiego życia. W twoim domu czuję się jak Kopciuszek. To takie popychadło z mugolskich bajek.
- Selene, teraz to już twoje życie – obruszył się Malfoy i sięgnął po kartę, którą podał mu kelner. – Poproszę bouillabaisse i butelkę najlepszego czerwonego wina.
Mugol zapisał w małym notatniku, po czym zwrócił oczekujące spojrzenie na Elin.
- Eee… dla mnie to samo – odpowiedziała, zerkając do karty.
Nie miała pojęcia, co zamówił Draco. Nie znała żadnej z potraw wypisanych w menu, nie mówiąc już o braku umiejętności ich wymówienia.
- Sam widzisz – dodał, kiedy kelner już sobie poszedł. – Ty bez problemu radzisz sobie z tym luksusem, a ja się w tym gubię. Nie chcę ci narobić wstydu. Zjedzmy i chodźmy stąd.
Draco westchnął ciężko i nic więcej nie powiedział. W milczeniu czekali, aż przyniosą im potrawy, które zamówili. Selene wytrzeszczyła oczy, widząc te minimalistyczne porcje. Okazało się, że bouillabaisse to jakieś skorupiaki w białym sosie i listkiem mięty na szczycie. Malfoy bez problemu zaczął jeść, ale Elin nawet nie wzięła widelca do ręki.

- Co jest, nie smakuje ci? – spytał, widząc minę Selene.
- Zwariowałeś? Nawet tego nie spróbowałam – wyszeptała, rozglądając się nerwowo po sali. Ucieszyła się, że podali takie małe porcje.
- No, to spróbuj – poradził jej Malfoy i upił trochę wina ze swojego kieliszka.
Ślizgonka skrzywiła się trochę, ale nabiła na widelec jednego skorupiaka, przez chwilę go przeżuwała, po czym przełknęła. Znów się skrzywiła.
- Znośne – mruknęła bez przekonania. – Ale zupełnie nie w moim guście. Ty się w takich klimatach wychowałeś. Poza Hogwartem ja żyję zupełnie inaczej niż ty. Kiedy mieszkałam jeszcze sama z ojcem, głównie jadaliśmy w mugolskich barach. Coś takiego to dla mnie zupełna nowość, jestem już na to za stara, nie przyzwyczają się do tego. Twoja matka ma rację, należę do zupełnie innego świata.
- Nonsens, szybko się nauczysz - stwierdził Malfoy.

Skończyli jeść. Draco zamówił u kelnera butelkę szampana. Selene uniosła wysoko brwi.
- Szampan jest na radosne okazje – zauważyła. – Nie jestem jeszcze tak zacofana, jak ci się wydaje.
- Bo to radosna okazja. Być może – odparł, wypił bladożółty płyn ze swojego wysokiego, wąskiego kieliszka, po czym wstał, odnalazł w kieszeni złoty pierścionek i uklęknął przed Selene. – Jeśli zgodzisz się zostać moją żoną.
Elin trochę zatkało. Domyślała się, że kiedyś Malfoy zada jej takie pytanie, ale nie wiedziała, że stanie się to tak szybko.
- Ja… tak, zgodzę się – odpowiedziała, trochę się jąkając.
Draco uśmiechnął się. Poczuł taką ulgę, jak nigdy dotąd. Nałożył pierścionek na jej palec i z radością stwierdził, że pasuje idealnie. Selene pochyliła się, żeby pocałować go w usta.
- Wychodzimy już, czy… - odezwał się tleniony, wstając.
- Chodźmy, to zbyt sztywne klimaty jak dla mnie – wpadła mu w słowo Elin.
Pozwoliła kelnerowi, który wcześniej przyjął ich zamówienia, ubrać sobie płaszcz, po czym narzeczeni opuścili restaurację.
- Nie najadłam się tymi robakami – oświadczyła, kiedy przechodzili obok podświetlonej budki z fast foodem. – Chcesz hamburgera?
- Co chcę?
- No widzisz, to moje życie – wyjaśniła, grzebiąc w kieszeni płaszcza. – To mugolskie jedzenie dla ludzi ze świata piwa i precla, nigdy tego nie zrozumiesz. Takich jak ty nazywa się ludźmi ze świata szampana i kawioru. To zupełnie inne życie, nie wytrzymałbyś dnia w domu mojego ojca. Proszę dwa hamburgery.
Ostatnie zdanie skierowane było do niechlujnie uczesanej mugolski w budce. Położyła jej na ladzie odliczone mugolskie pieniądze i oparła się plecami o blaszaną ścianę.
- Nie pamiętasz, co było z Umbridge? – spytała. – Nie znosiłeś jej, tak jak ja, ale mimo to zapisałeś się do jej Brygady Inkwizycyjnej. Tacy właśnie są bogaci ludzie. Obłudni i fałszywi.
Uśmiechnęła się smutno i wzięła od mugolki hamburgera. Draco ugryzł swojego, ale zareagował o wiele lepiej niż Selene na nowo poznane danie.
- Mimo że mugolskie, to całkiem zjadliwe – rzekł. Powoli zaczęli się zbliżać do Dziurawego Kotła. – Wiesz, dla mnie nie liczy się, z jakiego świata jesteś. Kocham cię i to wystarczy.
- Ja… ja też cię kocham. Ale nie mówmy już o tym.

Kiedy wrócili do domu, Selene pozwoliła się odprowadzić Draconowi aż pod drzwi swojej sypialni.
- Dzięki za kolację – powiedziała cicho, podchodząc do łóżeczka, w którym spał Scorpius. Kareen już nie było. – Nie pal światła, bo się obudzi.
Pochyliła się, żeby sprawdzić, czy z synem wszystko dobrze. Draco nieśmiało odgarnął jej włosy z karku i pocałował ją w ucho. Elin odwróciła się. Nic nie zdążyła powiedzieć, bo Malfoy przywarł do jej ust w namiętnym pocałunku. Nie opierała się nawet, gdy kładł ją na łóżku i zdjął jej czerwoną sukienkę.

*

Charity czytała list od Selene z bardzo niezadowoloną miną. Severus wszedł do pokoju, ubierając się w pośpiechu. Umówił się na spotkanie z profesor McGonagall i nie chciał się spóźnić. Ledwo zerknął na Charity, co jeszcze bardziej ją zirytowało.
- Selene przysłała list – oświadczyła. – Draco poprosił ją o rękę, a ona się zgodziła. Ślub mają zaplanowany na początek sierpnia.
- Naprawdę? To cudownie – odpowiedział, wkładając buty.
- Severusie? A pamiętasz w ogóle, jak ty mi się oświadczyłeś? – zapytała. – To było już tak dawno, że sama nie pamiętam. 
Snape narzucił na ramiona płaszcz i pogrzebał w kieszeni spodni. Wyciągnął jakąś karteczkę, podał ją narzeczonej i zapytał:
- Pasuje ci termin? Trzeci marca, na kartce masz nazwiska osób, które zaplanują ślub. Kwiaty, dekorację, muzykę, takie tam. No, ja już wychodzę, nie chcę się spóźnić do McGonagall. 
Pocałował ją w policzek i wyszedł z domu, pozostawiając Charity szczęśliwą, ale i zaskoczoną w salonie. Teleportował się przed bramę Hogwartu, podniósł różdżkę i otworzył ją.
Ach, ta McGonagall, pomyślał, idąc przez błonia. Sentymentalna, nawet po tym wszystkim nie zmieniła zaklęć ochronnych.
Szedł szybko, nie odwracając nawet wzroku od swojego ukochanego zamku. Tu przeżył swoje najlepsze chwile w życiu i nie zamierzał teraz cierpieć przez Dumbledore’a, przez którego plany musiał opuścić Hogwart.
Dotarł do drzwi wejściowych i otworzył je różdżką. Nikogo po drodze do gabinetu nie spotkał. Nie znał hasła, ale to nie było problemem. Wypowiedział bardzo cicho jakieś zaklęcie, które spowodowało, że kamienny gargulec odskoczył. W gabinecie dyrektora panował gwar, jakby tam znajdowało się z tuzin osób, ale Snape dobrze wiedział, że to portrety byłych dyrektorów rozmawiały ze sobą. Zapukał do drzwi, a gdy usłyszał głos McGonagall wszedł do środka. Kiedy Minerwa zobaczyła, kogo wpuściła do gabinetu, zerwała się na równe nogi, unosząc różdżkę.
- Snape! – krzyknęła.
- Spokojnie, pani profesor – przemówił Mistrz Eliksirów. – Proszę to odłożyć i mnie wysłuchać. Mam już dość ukrywania prawdy i bycia czarną owcą.
- No cóż, skoro pan zabił Dumbledore’a, to musi się pan liczyć…
- Pani profesor McGonagall, proszę dać dokończyć Severusowi – przerwał jej portret Dumbledore’a.
Dyrektorka odetchnęła kilkakrotnie i opuściła różdżkę z bardzo niechętną miną. Ręce mocno jej drżały, kiedy zaciskała je na brzegu oparcia krzesła.
- Dobrze, Snape. Co chcesz mi powiedzieć?
- Nic – odparł, unosząc swoją różdżkę. – Ale chcę pani coś pokazać.
Machnął różdżką w stronę szafki, która otworzyła się z trzaskiem, podszedł do niej, wyciągnął myślodsiewnię i kiedy włożył do niej srebrną nić wspomnienia, położył kamienną misę na biurku.
- Pani pierwsza – rzekł, wskazując na myślodsiewnię.
Profesor McGonagall z niepewną miną pochyliła się nad misą, po czym nagle zniknęła. Snape zrobił to samo. Wylądował koło dyrektorki, a dookoła już się coś zaczęło dziać.
Dumbledore uniósł poczerniałą, bezużyteczną rękę, przyglądając się jej z nieprzeniknioną miną.
- Świetnie się spisałeś, Severusie. Jak sądzisz, ile czasu mi pozostało?
Severus z przeszłości obserwował przez chwilę Albusa z zaskoczeniem, po czym przemówił:
- Jakiś rok, może więcej. Trudno powiedzieć. To bardzo silna klątwa, może gdybyś wezwał mnie trochę wcześniej, udałoby mi się przedłużyć ci trochę życie! – krzyknął Mistrz Eliksirów, teraz już wyraźnie wyprowadzony z równowagi.
- Szczęściarz ze mnie, bo mam ciebie. I tak już dużo dla mnie zrobiłeś, ale będę musiał cię jeszcze o coś poprosić. No a to – uniósł swoją poranioną rękę – wiele ułatwia.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego ze zdziwieniem, co wywołało uśmiech na twarzy Dumbledore’a.
- Chodzi mi o plany Lorda Voldemorta dotycząc mojej osoby. A dokładniej, mojej śmierci. Kazał temu młodemu Malfoyowi zabić mnie. Rozumiesz, że chłopak dostał wyrok śmierci, tylko Voldemort pominął parę ważnych detali, mówiąc mu o planie – wyjaśnił. – On wie, że Draco nigdy tego nie dokona. To ty, mam rację?
Snape skinął sztywno głową. McGonagall i teraźniejszy Mistrz Eliksirów obserwowali całą scenę ze skupieniem zastygłym na twarzach. Dyrektorka chłonęła ją wzrokiem, rozumiejąc coraz więcej.
- Sądzę, że tak właśnie myśli Czarny Pan. Taki jest jego plan.
- Dobrze. Ale obserwuj Dracona. Staraj się wykryć, co robi. Nie martwię się o siebie, nie. Chodzi o przypadkowe ofiary.
Severus znowu uniósł brwi.
- Zamierzasz dać mu się zabić? – spytał.
- Ależ nie. Czy to nie jasne? Ty musisz mnie zabić!
Zapadała cisza. Snape wyglądał na zszokowanego, podobnie jak oglądająca to wspomnienie McGonagall.
- Nie, skoro nie dbasz już o życie, to dlaczego zależy ci na tym, kto ci je odbierze? – zadrwił Mistrz Eliksirów.
- Bo dusza Dracona nie jest jeszcze przeżarta złem. Nie chcę, by zasmakował zabijania przeze mnie.
- A co z moją duszą, Dumbledore?
- Tylko od ciebie zależy, w jaki sposób to zrobisz. Czy twoje sumienie dozna uszczerbku, jeśli wyświadczysz staremu człowiekowi przysługę i ukrócisz jego cierpienia? Tylko ty możesz na to odpowiedzieć – tu skłonił lekko głowę w stronę Snape’a i uśmiechnął się.

Wszystko dookoła McGonagall i Severusa zawirowało, a myślodsiewnię wypluła ich. Snape pochylił się, żeby umieścić swoje wspomnienie z powrotem w głowie, podczas gdy dyrektorka krążyła po pokoju, starając się wszystkie te wiadomości poukładać w głowie.
- To prawda? – zapytała w końcu portretu Dumbledore’a. Ten nic nie odpowiedział, tylko mrugnął porozumiewawczo.
- No i co? – zwrócił się do niej Snape.
- Ja… no… dobrze, przywrócę cię na twoje stanowisko – rzekła Minerwa. Wyglądała, jakby doznała silnego wstrząsu emocjonalnego. – Po zakończeniu ferii możesz wracać do Hogwartu. O ile nie znalazłeś sobie lepszej pracy.
- Hogwart zawsze był dla mnie wyjątkowym miejscem, wrócę do pracy, pani dyrektor – odparł z twarzą jak zwykle nieprzeniknioną. – Dziękuję. Jest tylko jeszcze jedna sprawa. W marcu biorę ślub z moją narzeczoną. Będę musiał też czasem brać krótki urlop, bo w październiku Charity urodziła dziecko.
McGonagall najwyraźniej nie spodziewała się takiego wyznania, ale uśmiechnęła się i pogratulowała mu przyszłej żony i synka.
- Cóż, widzimy się za cztery dni w nowym semestrze – dodał Severus. – Do widzenia. Och, i dziękuję za wyrozumiałość dla mojej córki, Selene.
- Jak ona się czuje? – zapytała McGonagall.
- Bardzo dobrze. Ja też odczułem ulgę, kiedy już nie musiałem jej ukrywać. Do widzenia.
Ukłonił się lekko i wyszedł. Czuł, jak radość wypełnia g niczym balon od środka.

*

Sunął tuż nad ziemią. Musiał wybrać inne miejsce, by się ukryć. Puszcza w Albanii nie była już bezpieczna. Przynajmniej dla niego. Dlatego osiadł w lesie niedaleko domu Gauntów. Tam nie tak trudno będzie go znaleźć, przynajmniej jego sługom. Miał nadzieję, że teraz odzyska moc o wiele łatwiej i szybciej niż za pierwszym razem. Słyszał, że udało się uciec Glizdogonowi. Teraz musiał tylko zrobić wszystko, by jego najbardziej tchórzliwy sługa o nim usłyszał i przybył z pomocą swojemu panu. A może już go szuka?

~*~


Bardzo długi rozdział. Miałam go dodać wczoraj, ale nie zdążyłam przepisać i „Harry’ego Pottera” nie oglądałam. Ten szablon miał być na epilog, ale stwierdziłam, że zrobię lepszy i ciemniejszy. O ile mi się Photoshop otworzy. Dedykacja dla Rozalii :* 

26 lipca 2010

50. Szczęśliwa rodzinka

Wróciła do domu zaledwie pół godziny później. Nie miała pojęcia, co robić. Nie wiedziała, czy dalej będzie się mogła kształcić, czy może jednak trafi do Azkabanu. Jej i Draconowi udało się w miarę niepostrzeżenie wymknąć z zamku przez szafkę dwukierunkową, a później deportować ze sklepu Borgina i Burkesa. Kiedy weszli do domu Selene, zastali Charity siedzącą przy stole w kuchni, pijącą piąty kubek kawy i z bardzo zdenerwowaną miną. Była nadal w stroju dziennym, wyglądała na zmęczoną, jakby całą noc czuwała, a pod oczami miała ciemne podkowy. Kiedy ujrzała Selene i Dracona, zerwała się z krzesła, przy okazji przewracając kubek z resztką zimnej kawy.
- No i co? – zapytała, ale po ich minach wywnioskowała, że nie mają najlepszych wieści.
Selene opadła na pierwsze wolne krzesło i westchnęła ciężko. Teraz, kiedy miała ją poinformować o tak strasznym wydarzeniu, przestała na tę chwilę czuć do niej tak straszną niechęć.
- Ojciec został zabity – odpowiedziała głosem suchym jak trzask pułapki na myszy. – I w ogóle wszystko jest nie tak, przegraliśmy, Czarny Pan nie żyje… To znaczy wyglądał tak. W noc, kiedy zginęli Potterowie też niby umarł, a przecież wrócił. Ja wierzę, że on powróci. Może za pół wieku albo sto lat, ale wróci.
Znów ciężko westchnęła i oparła policzek o blat stołu. Charity wydała z siebie jakiś dziwny odgłos, po czym ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Elin i Draco wymienili znaczące spojrzenia.
Przy drzwiach rozległy się jakieś hałasy, jakby ktoś do nich się dobijał. Selene zesztywniała. Pierwszą myśl, na jaką wpadła, to aurorzy. Szybko wstała, pobiegła do salonu i wyciągnęła różdżkę, gotowa do odparcia ataku. Drzwi się otworzyły. Z ręki Ślizgonki wyśliznęła się różdżka i upadła na podłogę.
- Tato! – zawołała i rzuciła się mu na szyję.
Snape entuzjastycznie objął córkę, choć zachwiał się lekko i musiał się podeprzeć o drzwi, żeby nie upaść.
So salonu, zwabieni podejrzanymi hałasami, wpadli Malfoy i Charity. Kiedy ta druga zobaczyła Snape’a, odepchnęła Selene na bok i rzuciła się mu w ramiona.
- Selene mówiła, że nie żyjesz – wybełkotała blondynka.
- Czarny Pan przyniósł mi taką wiadomość – wtrąciła się Elin. – On zawsze ma rację.
Mistrz Eliksirów zawahał się i puścił Charity.
- Tak. A co do niego… Wszystko już wiem – rzekł. – Ale nie przejmuj się. Czarny Pan już nie raz zaskakiwał nas swoimi sztuczkami. Znów powróci, żeby uśmiercić Pottera.
Selene nic nie odpowiedziała, ale mu nie uwierzyła. Sama wyczuła, że nie miał pulsu, poza tym większość Śmierciożerców została wyłapana i zamknięta niezwłocznie w Azkabanie. Z tego, co widziała, udało się uciec tylko Yaxleyowi, Lestrange’om, rodzeństwu Carrowów i rodzicom Dracona. Glizdogon gdzieś zniknął, pewnie zmienił się w szczura i uciekł, by resztę życia spędzić jako potępiony wygnaniec, nie ujawniający swojej prawdziwej tożsamości albo żyjąc pod postacią szczura, by w końcu zginąć od trutki na szczury lub spod pazurów jakiegoś drapieżnika. W gardle ją ścisnęło, kiedy pomyślała o Kareen. Nie zobaczyła jej ani w Zakazanym Lesie, ani w Hogwarcie podczas bitwy.
Wstała z kanapy, na którą opadła, kiedy Charity ją odepchnęła od Severusa i pochyliła się, żeby podnieść różdżkę, którą upuściła. Była siódma rano, słońce było już wysoko.
- Idę spać – mruknęła.
Ledwo zrobiła krok w kierunku schodów, kolejna osoba wpadła do domu. Kareen była strasznie zadyszana, ale chwyciła Selene w objęcia z takim impetem, że prawie zwaliła ją z nóg.
- Co tu robisz? – wydyszała Elin, ledwo łapiąc powietrze. – Gdzie ty byłaś?
- Nie walczyłam, stchórzyłam – wyznała Kareen, a głos jej zadrżał. – Ale wiem już wszystko, naprawdę, nie mam pojęcia, co wszyscy zrobimy.
Kilka samotnych łez popłynęło jej po twarzy. Naprawdę podziwiała Selene za to, że tak spokojnie to wszystko znosi. Wszyscy wiedzieli, kim jest, co robiła i po czyjej jest stronie. Poczuła, że ukrywając swoją tajemnicę, nie będzie mogła dłużej spokojnie żyć.

*

Wakacje minęły w oparach spokoju, jednak Selene denerwowała się, co stanie się po jej powrocie do Hogwartu. Owszem, otrzymała list ze szkoły, jakby nic się nie stało, ale ta niezwykła uprzejmość wydała się jej zbyt podejrzana. Wsparcia ze strony Ślizgonów mogła być pewna, ale nie ukrywała, że bała się spotkania z uczniami z innych domów, zwłaszcza Gryfonów. Dzień przed wyruszeniem do szkoły otrzymała też list od nowej dyrektorki Hogwartu, profesor McGonagall, w którym pisała, że otrzyma specjalną opiekę i wsparcie ze względu na jej jeszcze nienarodzone dziecko. W ogóle to wszystko zaczęło się toczyć niesamowicie dobrze dla Selene i jej rodziny. Jej ojciec znalazł nową pracę w irlandzkiej Magnitude School na stanowisku nauczyciela obrony przed czarną magią. Za to między Elin i Charity układało się już o wiele lepiej, nie kłóciły się już tak często i prawie zawsze mogły ze sobą wytrzymać w jednym pokoju.

W pierwszy dzień września, kiedy o jedenastej czerwony parowóz odjechał ze stacji, Selene i Kareen zaczęły szukać wolnego przedziału. Draco dogonił je, kiedy już siedziały w pustym przedziale przy końcu pociągu i rozmawiały przyciszonymi głosami.
- Widziałem Pottera – oświadczył, siadając obok Selene. – Siedzi ze swoimi koleżkami i dowcipkuje.
Objął Ślizgonkę, pocałował ją w policzek i położył rękę na dość dużym brzuchu Elin. Ciąża raczej jej nie służyła, przynajmniej w jego mniemaniu. Dziewczyna nie tyła, jak większość ciężarnych pań, wręcz przeciwnie, ręce miała jeszcze chudsze, niż zwykle, na co nie narzekała. W jej opinii wolała być chuda jak kościotrup, niż gruba jak baleron.
- Urodzisz w grudniu, tak? – zapytał. – Musimy coś wymyśleć, żeby McGonagall cię zwolniła na kilka dni.
- Dostałam list – oznajmiła bardzo cicho Selene, patrząc w okno. - McGonagall oświadczyła, że otrzymam jakieś specjalne „łaski”. Ale boję się, że…
Nie dokończyła zdania, bo do przedziału wszedł jakiś nieproszony gość… Był to Harry Potter. Bez przyjaciół, znajomych, był sam. Skrzyżował ręce na piersiach i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Atmosfera natychmiast się zagęściła.
- Czego u chcesz? – zapytała wyzywającym tonem Selene, mrużąc oczy.
- Porozmawiać – oświadczył krótko Potter.
- Wydaje mi się, że już ci wszystko wyjaśniłam – odpowiedziała. – Jedyne, co do ciebie czułam, to obrzydzenie. Chcę skończyć tę znajomość, rozumiesz? Gardzę tobą, gardzę Dumbledore’em i tym całym pokręconym Zakonem. Mam gdzieś, że mi to wszystko wybaczyłeś, gdybym mogła, zabiłabym cię, ale wiem, że Czarny Pan sam chciał to zrobić. On powróci, Potter, a ja pierwsza do niego wrócę, a kiedy skończę szkołę, będę go szukać aż do skutku.
Umilkła, dysząc ciężko. Oczy lśniły jej jak w gorączce. Draco ujął jej rękę, żeby trochę ją uspokoić.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że jeśli miałabyś wrogów w Gryfonach, wiedz, że ja nie mam do ciebie nic – mruknął Harry. – Nadal coś do ciebie czuję…
Malfoy skinął sztywno głową.
- Świetnie. A teraz wynocha – warknął.
Potter już zbierał się do wyjścia, kiedy Kareen go zatrzymała.
- Zawsze byłeś przekonany o „świętości” swojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka – zaczęła. – Ale muszę cię nieprzyjemnie zmartwić, że Black był mężem mojej matki, a co za tym idzie, moim ojcem. Nazywam się Kareen Black, tak dla twojej wiadomości. Chciałam ci zepsuć ten dzień, teraz możesz już iść.
Wstała i wypchnęła go z przedziału całkowicie oszołomionego. Kiedy usiadła na miejscy, cała trójka wybuchnęła śmiechem. Było to o wiele zabawniejsze od uświadamiania Pansy Parkinson, że nie ma już szans u Dracona. Ten rok szkolny, mimo że już ostatni, nie zapowiadał się jednak tak źle.

*

Selene nie musiała specjalnie zwalniać się ze szkoły, żeby urodzić. Pociągiem wróciła razem z innymi, którzy postanowili spędzić ferie świąteczne w domu, do Londynu, skąd natychmiast pojechała do szpitala Świętego Munga. Trochę się denerwowała, choć z tego, co opowiadała jej Charity, która urodziła dziesiątego października synka Juliusa*, nie miała się czego bać.

- To stresujące – mruknęła, rozglądając się po sali.
Leżało tu jeszcze cztery ciężarne, dwudziestokilkuletnie kobiety, które z uwagą przyglądały się Elin i to nie dla tego, że była Śmierciożercą, ale dla tego, że nie skończyła jeszcze szkoły. Mimo że była tu już pięć dni, nadal nie mogła się przyzwyczaić do tych dziewczyn.
- Wiem, ale nie martw się, jeszcze tylko kilka dni i wrócisz do domu – powiedział Snape, który wrócił na Boże Narodzenie z Irlandii.
W swojej nowej szkole nie był innym nauczycielem, niż w Hogwarcie. Uczniowie panicznie bali się go; w klasie, kiedy tylko się pojawiał, panowała głucha cisza.
Wychylił się do przodu, żeby poprawić córce poduszki. Selene zobaczyła podłużną, jasną bliznę na jego szyi.
- Co to jest? – zapytała. – Pierwszy ram ją widzę.
Snape automatycznie sięgnął ręką do blizny.
- Ach, to – mruknął, trochę zmieszany. – Wtedy, kiedy wszyscy myśleli, że nie żyję, ugryzło mnie coś jadowitego, akromantula chyba. Byliśmy z Czarnym Panem pod Wrzeszczącą Chatą, załatwić nasze sprawy i to się na mnie rzuciło. Byłbym już martwy, gdyby nie bezoar. Zawsze mam go przy sobie.
Uśmiechnął się krzywo. Nie miał żalu do Czarnego Pana o to, co zrobił albo raczej chciał zrobić, on już po prostu taki był. Ale wolał nie uświadamiać Selene. Zresztą, nie było nawet na to czasu, bo przyszła uzdrowicielka i zarządziła koniec odwiedzin.
- Przyjdziemy jutro – obiecał Draco, całując Ślizgonkę w policzek na pożegnanie.

Następnego dnia rano, kiedy przyszli odwiedzić Elin, dowiedzieli się, że Selene została przeniesiona do innej sali, co oznaczało, że nadszedł dla niej czas rozwiązania. Uzdrowiciel zaprowadził ich pod porodówkę, wszedł do środka i zatrzasnął im drzwi przed nosem. Nie minęła nawet minuta, a usłyszeli kobiece wrzaski i przekleństwa.
- Skąd ona zna takie słowa? – spytał Malfoya Snape, ale ten tylko wzruszył ramionami.
Cały poród nie trwał długo. Dwadzieścia minut później z pokoju wyszedł uzdrowiciel. W jednej ręce trzymał różdżkę, na twarzy błyszczały mu kropelki potu.
- Gratuluję, ma pan bardzo zdrowego syna – zwrócił się do Snape’a, chwycił jego dłoń i potrząsnął nią entuzjastycznie.
Severus wymienił oburzone spojrzenia z Draconem, po czym wyrwał rękę z uścisku uzdrowiciela.
- Co pan… - warknął. – Jestem ojcem Selene, to jest jego dziecko.
Popchnął lekko Malfoya w stronę sali, a uzdrowiciel trochę się zmieszał.
- Tak, tak powiedziałem – mruknął, nie patrząc na nikogo. – Zapraszam pojedynczo. O, i proszę nie siedzieć długo.
Pierwszy, rzecz jasna, wszedł Draco. Elin leżała na łóżku pod ścianą, po środku małego pomieszczenia. Wyglądała na zmęczoną, czarne włosy, mocno potargane, przyklejone miała do policzków. Kiedy zobaczyła Malfoya, uśmiechnęła się lekko. W ramionach trzymała małe zawiniątko, poruszające się nieznacznie. Draco podszedł do niej i usiadł na wolnym krześle.
- Uzdrowicie wziął twojego ojca za mnie – odezwał się cicho. – Jak się czujesz?
- Dobrze. Wiesz, że masz syna?
- Tak.
Selene odchyliła trochę koc. Dziecko miało szeroko otwarte oczy i przyglądało się teraz Malfoyowi, który pochylił się nad zawiniątkiem. Faktycznie, był to chłopiec, z czystymi, szaroniebieskimi oczami i małą kępką bardzo jasnych blond włosów.
- Jest bardzo do ciebie podobny – zauważyła Selene.
- Pewnie mamy dobre geny – mruknął tleniony i wyciągnął rękę, żeby delikatnie pogłaskać małego po główce.
Przez chwilę milczeli, przyglądając się dziecku. Do zakończenia roku szkolnego zostało jeszcze dużo czasu, a przed nimi były jeszcze owutemy. Starali się nie myśleć, co będzie dalej. Nie chcieli, by ponure myśli przeszkodziły lub zamąciły jakoś tę szczęśliwą chwilę.
- Jak damy mu na imię? – zapytał Malfoy.
Selene przez chwilę zastanawiała się, patrząc z rozczuleniem na syna.
- Scorpius* – zaproponowała i zerknęła na Dracona. Skądś znała to imię, ale nie wiedziała, skąd. Tleniony pokiwał głową i powiedział:
- A na drugie Hyperion, po moim pradziadku.
Elin wzruszyła ramionami. Draco nigdy jej nie wspominał o swoim pradziadku, dlatego nie wiedziała, czym takim zasłynął, by teraz ich syn nosił jego imię. Mimo to zgodziła się, była zbyt zmęczona, żeby się kłócić lub dłużej konwersować na ten temat. Oparła się o poduszki, bo plecy już ją bolały od ciągłego pochylania się.
- Chcesz go potrzymać? – spytała.
Draco nic nie odpowiedział, tylko wziął od Selene syna, bardzo ostrożnie i delikatnie, jakby był ze szkła. Trzymał go bardzo sztywno i nienaturalnie, więc po chwili oddał go Elin, by go nie upuścić. Mimo że nigdy nie trzymała na rękach tak małego dziecka, skądś wiedziała, jak powinna to robić.
- Możesz pójść teraz po mojego ojca i Charity? Jestem zmęczona i chciałabym odpocząć, ale się obrażą, jeśli im powiem, że nie chcę ich widzieć.
Malfoy wstał, pochylił się, żeby pocałować ją w usta i wyszedł. Snape pojawił się tu sekundę później. Towarzyszyła mu Charity i jakaś pulchna uzdrowicielka o wyrazie twarzy bardzo podobnym do McGonagall.
- Muszę przenieść pańską córkę do innej sali – zwróciła się do Snape’a. – Dlatego proszę się streszczać.
Mistrz Eliksirów, trochę oburzony chłodnymi słowami uzdrowicielki, usiadł na krześle dopiero co opuszczonym przez Malfoya. Charity opadła na stołek obok niego.
- Daliśmy mu na imię Scorpius Hyperion – oznajmiła Selene, głaszcząc jednym palcem czubek głowy syka.
- Scorpius? – powtórzył Snape i zmarszczył czoło. – Tak miał na imię dziadek Kasandry, wiedziałaś o tym?
- No, teraz już wiem. To imię siedziało mi gdzieś w głowie – oświadczyła Elin. Wyciągnęła malucha w stronę ojca, a ten wziął go z o wiele większą precyzją niż Draco, ale również miał dziwie sztywne ramiona.
Uzdrowicielka machnęła różdżką, a łóżko Selene uniosło się w powietrze i poszybowało w stronę drzwi. W ten sposób Elin dostała się do sali, w której przebywała już wcześniej.

- Prawdę mówiąc, jestem zaskoczony, że Kareen cię nie odwiedziła – odezwał się Snape, kiedy Selene leżała już w swoim łóżku.
- Była tu dziś rano, jeszcze przed wami, ale jej ciotka jest chora, więc musiała wracać – wyjaśniła Ślizgonka, biorąc od ojca Scorpiusa. On chyba z ulgą pozbył się wnuka. – Wyjeżdża do Australii, wróci za jakieś trzy dni.
Zapanowało milczenie, które po pięciu minutach zostało przerwane przez Mistrza Eliksirów.
- Zastanawiałem się nad powrotem do Hogwartu – rzekł. – Ministerstwo Magii przydzieliło nijakiego Debby’ego Moore’a na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią, z tego, co wiem, McGonagall nie bardzo to odpowiada.
Scorpius zaczął płakać i wymachiwać zaciśniętymi piąstkami. Selene rozejrzała się dookoła z przerażeniem. Nie miała pojęcia, co zrobić, żeby dziecko przestało płakać.
- Widzisz? Nawet jemu to się nie podoba – zwróciła się do ojca. – Proszę pani, może tu pani przyjść? Hej, ja go, do cholery, uciszyć?
Gruba, surowa uzdrowicielka, która mierzyła właśnie ciśnienie innej ciężarnej kobiecie, odwróciła się i podeszła energicznym krokiem do łóżka Elin.
- Jest głodny, nakarm go – wyjaśniła, ale widząc niepewność na twarzy Selene, dodała: - Mogę co pokazać, jak to zrobić, jeśli chcesz.
Rozpięła pierwszy guzik od nocnej koszuli pacjentki, ale ona uderzyła ją lekko w dłoń, dając do zrozumienia, by cofnęła rękę i już sobie poszła.
- Dam sobie radę, dzięki – mruknęła. – Musicie się tak gapić?
Snape i Draco wymienili ponure spojrzenia. Mieli nadzieję, że Selene choć trochę uciszy swój gorący temperament, kiedy już zostanie matką, ale nic z tych rzeczy. Ślizgonka przystawiła Scorpiusa do piersi, czując się bardzo głupio, ale dziecko przynajmniej przestało płakać. Łypnęła po kolei na każdego spode łba.
- McGonagall uważa cię za mordercę – pociągnęła temat, kiedy uzdrowicielka już sobie poszła. – Jeśli w ogóle zechce z tobą rozmawiać, to będzie sukces.
Snape jakby trochę się zmieszał.
- Bo widzisz, całe to morderstwo Dumbledore’a było przez niego już dawno zaplanowane – rzekł. – Rok temu założył zaklęty pierścień i ledwo uszedł z życiem. Udało mi się klątwę zamknąć w jego ręce, zanim całkowicie rozprzestrzeniło się po ciele. Ale został mu tylko rok życia. Więc kazał mi zabić siebie, kiedy mi da znak.
Zapadała cisza. Wszyscy wpatrywali się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Już się ciesz, że McGonagall ci uwierzy – oświadczyła Elin. – Jak ją przekonasz?
Tu nagle Severus się uśmiechnął.
- Pokażę jej wspomnienie – odparł. – A jeśli nadal nie uwierzy, cóż. Porozmawia z portretem Dumbledore’a.

~*~

Pomyślałam sobie, żeby dodać jeszcze jeden rozdział przed epilogiem, więc do końca jeszcze trzy posty. Z tego jestem bardzo zadowolona, choć jest trochę długi. Rzeczywiście, trochę różu w szarym życiu Selene się przyda. W „bohaterach” zrobiłam nowe postacie, z myślą już o epilogu i dodałam trochę danych u wszystkich innych, więc zapraszam do przeczytania, bo wyjaśniam tam wiele spraw, których tutaj nie napisała. No i też opisałam pod niektórymi bohaterami stosunki Pottera i Selene oraz ich dzieci xD Dedykacja dla wszystkich, którzy przeczytali xD

* Pod tymi dwoma gwiazdkami są linki do bohaterów, gdzie opisani są ci dwaj nowi bohaterowie.