29 maja 2010

Rozdział 39

Zdjęła z siebie pelerynę-niewidką i przekroczyła próg. W okrągłym gabinecie wszystko wyglądało tak, jak zwykle. Tylko wysoka postać wyglądała na bardzo zmęczoną i poszarpaną, nie pasowała do pomieszczenia.
- Witaj, Nimfadoro – powitał ją Dumbledore, ściągając swój postrzępiony płaszcz.
Tonks ściągnęła brwi, a usta trochę zacisnęła, ale nic nie powiedziała. Nie znosiła swojego imienia.
- Co cię do mnie sprowadza? – spytał dyrektor.
- Chodzi o tę Ślizgonkę… - zaczęła, ale do drzwi za nią ktoś zapukał i wszedł do środka.
- Dobry wieczór, Harry – Dumbledore uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Potter zawahał się.
- Nie krępuj się, Harry, wejdź – zachęcił go dyrektor.
- Przyjdę później, to nie jest takie ważne – mruknęła Tonks, naciągnęła na głowę pelerynę-niewidkę i wyszła.
Dumbledore wskazał Harry’emu krzesło przed biurkiem. Kiedy Wybraniec zajął miejsce z dość skwaszoną miną, dyrektor zapytał go:
- Coś cię trapi?
- Nie, nie – mruknął. – Chciałem tylko zapytać… Elin Hate jest już dorosła i chciałaby przystąpić do Zakonu Feniksa.
Dumbledore zmarszczył trochę czoło. Harry zastygł w pozycji oczekiwania. Jeśli przyjęłoby Elin do Zakonu, może wybaczyłaby mu ten nietaktowny ruch…
- Cóż, mógłbym zamienić z nią kilka słów – powiedział w końcu dyrektor, stykając ze sobą koniuszki palców. Kiedy będziesz wracał, powiedz jej, że oczekuję jej jutro o dziewiętnastej w moim gabinecie. Tymczasem przejdźmy do lekcji.

*

Tonks teleportowała się na podwórku w Norze. Była to teraz Kwatera Główna Zakonu Feniksa, odkąd stracili dom przy Grimmauld Place. Podeszła do drzwi i zapukała. Po kilku sekundach rozległy się kroki i czyjś wystraszony głos:
- Kto tam?
- Nimfadora Tonks, jestem matemorfomagiem, mój patronus zmienił ostatnio swoją formę na wilka – wyszeptała do szpary między framugą a drzwiami.
Molly Weasley wpuściła ją do środka z wyrazem niepokoju na twarzy.
- Co się stało? – spytała. – Miałaś być o dziesiątej.
- Wiem, Molly, przepraszam – westchnęła Tonks. – Ale nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Jest taka sprawa…
Urwała, myśląc gorączkowo, jak ubrać myśli w odpowiednie słowa.
- Harry spotyka się z taką dziewczyną – powiedziała w końcu. – Nazywa się Elin Hate. Nie ciesz się, to Ślizgonka.
Włosy Molly trochę jakby przyklapły, a uśmiech zbladł. Szybko jednak się opanowała, uśmiechnęła się trochę nienaturalnie.
- To bardzo fajnie, miło, że Harry już interesuje się dziewczynami – powiedziała, trochę się jąkając.
Tonks jednak nie okazywała swojego dobrego humoru i optymizmu.
- Tak, fajnie – mruknęła. – Ale ona chce przyłączyć się do Zakonu. Niby ma zdrowe poglądy, potępia to, co się dzieje z mugolami i chce walczyć z Voldemortem. Nie wygląda mi to na słomiany zapał, ale mimo wszystko… to Ślizgonka.
Wzdrygnęła się z niesmakiem, jakby samo wypowiedzenie słowa „Ślizgon” było naznaczone, złe…
- Severus Snape też jest Ślizgonem, był nawet Śmierciożercą – powiedziała Molly. – A jest człowiekiem, któremu Dumbledore ufa najbardziej z nas wszystkich.
Tonks westchnęła zrezygnowana.
- Bronisz jej dlatego, że to dziewczyna Harry’ego – powiedziała cicho i wypiła herbatę, którą pani Weasley przed nią postawiła.
Na zewnątrz ktoś znów się aportował, po czym usłyszeli pukanie. Molly przyłożyła ucho do dziurki od klucza.
- Kto tam?
- Jestem Remus John Lupin, wilkołak, nauczyłem w trzeciej klasie Harry’ego Pottera wyczarować patronusa, którym jest w jego przypadku jeleń.
Po usłyszeniu tej gładkiej, choć tłumionej przed drewno wypowiedzi, pani Weasley wpuściła gościa. Policzki Tonks pokryły się lekko zauważalnym rumieńcem, a ona sama spojrzała surowo na Lupina. Ten udał, że tego nie zauważył i usiadł przy stole.
- O co chodziło? – zapytał Nimfadorę.
- A co, nie mogę cię nawet zobaczyć? – prychnęła. – Nie chcę tu zwoływać posiedzenia, ale ty dobrze znasz Harry’ego i chyba powinieneś wiedzieć, że spotyka się z podejrzaną Ślizgonką, którą chce wprowadzić do Zakonu.
Ta przemowa zrobiła na Lupinie duże wrażenie. Jego twarz drgnęła impulsywnie.
- Masz rację, to podejrzane – mruknął. – Myślisz, że może to wszystko być przykrywką?
- Tak, sądzę, że ona może być podwójnym agentem, jak Snape kiedyś – odparła Tonka. – Trzeba będzie to sprawdzić. Ale z drugiej strony nie możemy jej od razu chyba oceniać, nie znając jej. Podobno jej rodzice zginęli z rąk Voldemorta albo Śmierciożerców, ale ta Elin nie wygląda na taką, co straciła matkę i ojca.
Westchnęła ciężko.
- No cóż, zobaczymy, co powie na to Dumbledore – mruknął Lupin. – Ale dobrze, że mi powiedziałaś. Napiszę do Harry’ego list i dowiem się więcej.

*

Szedł lśniącą od deszczu drogą, rozglądając się dookoła i wdychając ozon, który czuć było po burzy. Zobaczył dziwnie powykrzywiany dom, który mógł trzymać się jedynie przy pomocy czarów. Różdżką otworzył furtkę, podszedł do drzwi kuchennych i zapukał. W środku świeciło się światło. Po kilku sekundach usłyszał zdenerwowany, kobiecy głos:
- Kto tam?
- Albus Dumbledore. Prowadzę specjalne lekcje z Harry’m. Mój przyjaciel, Nicolas Flamel zdecydował się na zniszczenie Kamienia Filozoficznego, by nie wpadł on w ręce Voldemorta.
Drzwi natychmiast się otworzyły.
- Bardzo przepraszam, Molly, że cię niepokoję – dodał, przekraczając próg Nory. – Ale jest to tak ważna sprawa, że nie może czekać.
- Chodzi o Elin, tak? – spytała.
- Zaskakujesz mnie, Molly – odrzekł. – Albo ludzie dookoła mnie są coraz mądrzejsi, albo to ja głupieję. Tak, chodzi o Elin Hate.
Pani Weasley zarumieniła się, ale machnęła tylko ręką.
- Była tu Tonks i wszystko mi powiedziała – odparła. – Był też Remus, chce napisać do Harry’ego, żeby się czegoś dowiedzieć.
Podała Dumbledore’owi wielki kubek gorącej herbaty i usiadła przy stole naprzeciwko niego.
- Mimo wszystko zdecyduję się przyjąć Elin do Zakonu – powiedział. – Musimy przeciągnąć na swoją stronę jak najwięcej młodych osób, które są szczególnie zagrożone ingerencją sił zła. Nie możemy pozwolić, żeby nim przesiąkli.
Molly zamrugała szybko, zaskoczona taką alternatywą.
- Jutro przeprowadzę z nią rozmowę – dodał. – Jeszcze nigdy z nią nie rozmawiałem, muszę się upewnić, czy jej intencje są szczere.

*

Wbiegła po marmurowych schodach, stanęła przed kamiennym gargulcem. Kiedy tylko wypowiedziała hasło, odskoczył, a ona wspięła się po krętych stopniach i zapukała. Odpowiedziało jej uprzejme „proszę”. Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Dumbledore czekał na nią, siedząc przy biurku. Wskazał jej krzesło naprzeciwko siebie, a ona usiadła bez słowa.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję.
Dumbledore spojrzał na nią znad swoich okularów-połówek.
- Harry powiedział mi – zaczął. – Że chciałabyś przystąpić do Zakonu Feniksa.
- Oczywiście – zgodziła się Selene cichym, lecz stanowczym tonem.
- A możesz mi wyjaśnić, dlaczego?
Elin milczała przez chwilę. Z Dumbledore’em z pewnością nie pójdzie jej tak łatwo jak z Potterem czy z Tonks, więc będzie musiała użyć całej swojej przebiegłości, aby go przekonać. Ale miała już gotową na to odpowiedź.
- Chciałabym zemścić się na Lordzie Voldemorcie za śmieć moich rodziców, Poza tym boli mnie, że mugole i charłaki traktowane są jak zwierzęta – powiedziała, starając się to zrobić w ujmujący za serce sposób. – Nie mówiąc już o czarodziejach mugolskiego pochodzenia.
Zamilkła, obserwując reakcję Dumbledore’a. Jego oczy jakby trochę zwilgotniały.
- To cudowne, że nie wszyscy Ślizgoni są po stronie Lorda Voldemorta – rzekł.
- Nie ważne, kto kim się urodził, lecz kim się stał – odpowiedziała z niewinną miną.
- Tak, dokładnie – zgodził się Dumbledore. – A co ty byś dla nas mogła zrobić pożytecznego? Jesteś jeszcze uczennicą, zbyt dużo nie możesz uczynić.
Selene zaśmiała się cicho.
- Zdziwiłby się pan, jak mogę się panu przydać – odparła.
- Cóż, jeśli to nie będzie ingerować w twoje lekcje, bez problemu przyjmę cię do Zakonu Feniksa – rzekł, opierając się wygodnie o oparcie wysokiego krzesła. – Jutro mogłabyś się tu zjawić? Powiedzmy o dziewiętnastej. Zapoznam cię z członkami, złożysz przysięgę i podpiszesz się pod naszym regulaminem. Rozumiesz, bezpieczeństwo.
Elin przyrzekła, że przyjdzie. Zeszła do holu, opuściła zamek i teleportowała się. Musiała wszystko przedstawić swojemu panu.

~*~


Może uznacie, że przydzielenie Selene do Zakonu to już przesada, ale mam nowy pomysł, więc będzie opowiadanie trwało dłużej i rozdziałów będzie więcej. Dedykacja dla Allelek :* 

22 maja 2010

Rozdział 38

Następnego dnia rano, zaraz po śniadaniu spotkała się z Harrym w holu, gdzie zgromadziła się już całkiem spora grupka uczniów, czekających, aż Filch sprawdzi ich swoim czujnikiem bezpieczeństwa.
- Ślicznie wyglądasz – powitał swoją dziewczynę Potter.
- Dzięki.
Objął ją ramieniem.
- Gdzie pójdziemy? – spytał.
Selene tylko wzruszyła ramionami, zastanawiając się, jak dużo czasu będzie musiała spędzić w Hogsmeade, żeby wrócić do Hogwartu, nie robiąc przykrości Wybrańcowi.
Filch dźgnął ich wykrywaczem i pozwolił przejść. Selene kątem oka zobaczyła Dracona Malfoy, idącego jak zwykle ze swoimi gorylami, Blaise’em Zabinim i Nottem. Jedyną nowością była Pansy Parkinson, która uwiesiła się na jego ramieniu. Selene poczuła lekkie ukłucie nie tyle zazdrości, co złości.

Doszli do wioski. Harry poprowadził ją do Trzech Mioteł, gdzie zamówili dla nich dwie butelki piwa kremowego. Kilka stolików od nich Draco Malfoy popijał takie piwo z Pansy.
- Ciekawy jestem – odezwał się Wybraniec, również zerkając na Malfoya. – Dlaczego Snape tak cały czas znika.
- Może ma jakieś zadanie dla Zakonu Feniksa? – mruknęła Selene, mało zainteresowana tym, co się dzieje na jej randce.
Harry prychnął pogardliwie. Na jego twarzy pojawił się wyraz odrazy.
- Nie wierzę w uczynność tego starego bałwana – odparł.
Selene trochę się zbulwersowała, ale uśmiechnęła się.
- Tyle razy sądziłeś, że Snape jest zły – powiedziała. – I ani razu nie miałeś racji.
Harry trochę spochmurniał, a brwi mu się nastroszyły. Nie lubił, kiedy ktoś mu uświadamiał, że się mylił.
- Sądzisz, że się mylę co do Snape’a? – zapytał.
- No wiesz, nikt nie jest nieomylny, nawet ty.
- Racja.
Żeby ukryć zażenowanie, zaczął powoli sączyć powoli, rozmyślając. Jego przyjaciele nie ufali Elin. Byli pewni, że ma serce po złej stronie. Za to on ufał jej bezgranicznie, powierzyłby jej swoje wszystkie tajemnice. Hermiona powiedziała mu wczoraj o podejrzanej rozmowie Elin i Malfoya. Od rana się przymierzał, żeby ją o to zapytać.
- Eee… Elin – odezwał się nieśmiało. – Hermiona wczoraj podsłuchała twoją i Malfoya rozmowę. To znaczy nie chciała, ale usłyszała jej strzęp…
- A więc każesz mnie śledzić? – zawołała z pasją. – Nie będę chodzić z zazdrośnikiem, który ma na moim punkcie obsesję.
Cisnęła butelkę na stolik i wymaszerowała z kawiarni, specjalnie trochę głośniej trzaskając drzwiami.
Harry rzucił na stolik galeona i wybiegł za nią. Dogonił ją niedaleko fontanny. Selene zadarła dumnie głowę, udając, że go nie widzi.
- Elin, źle mnie zrozumiałaś – powiedział Potter. – Wiesz, że Hermiona ci nie ufa, myśli, że wszyscy Ślizgoni są źli i są po stronie Voldemorta. Powiedziałem jej, że nie wszyscy Gryfoni też są dobrzy, Glizdogon zdradził moich rodziców i nie należał do Slytherinu.
Selene mruknęła na znak, że rozumie. Postanowiła gniewać się na niego tak długo, ile się da. Wiedziała, że dostanie od niego, co zechce, aby dać się udobruchać.
- Co Granger podsłuchała? – spytała obojętnym tonem.
- Że ktoś jest dzieciakiem.
Elin miała już gotową na to odpowiedź.
- Mówiłam o siostrze Eryka Selwyna – odpowiedziała gładko. – Wyjechali do szkoły w Ameryce. Tchórze.
Szli przez chwilę w milczeniu. W końcu Potter odezwał się:
- Słuchaj, wiem, że ważna jest dla ciebie walka z Voldemortem. Dlatego dzisiaj umówiłem się z członkiem Zakonu i chcę cię z nim poznać.
- Naprawdę?
Harry pokiwał głową i zerknął na zegarek.
- Już chyba na nas czeka – dodał. – Chodź do Świńskiego Łba.
Chwycił ją za rękę i poprowadził coraz bardziej odludnymi ścieżkami do gospody. Selene wiedziała już, że kiedy pozna członka Zakonu Feniksa, będzie mogła donieść na niego do Czarnego Pana. Nikt ze Śmierciożerców nie wie do końca, kto na sto procent należy do stowarzyszenia Dumbledore’a. Elin nareszcie będzie mogła potwierdzić swojemu panu, kto działał przeciw niemu.

Weszli do gospody pod Świńskim Łbem. Nie było tam tak tłoczno jak w Trzech Miotłach, ale trochę ludzi było. Harry poprowadził ją do stolika, przy którym siedziała marnie wyglądająca, młoda dziewczyna powyżej dwudziestego roku życia. Miała mysie, rzadkie włosy, zapadnięte policzki i ciemne podkowy pod oczami. Uśmiechnęła się blado na ich widok.
- Siadajcie – odezwała się cicho.
- To jest Nimfadora Tonks – powiedział do Elin Harry, kiedy usiedli.
- Twoja matka to Andromeda Black, tak? – spytała Selene.
- Tak, a co?
- Mój ojciec miał kiedyś starcie z jej siostrą Bellatriks – skłamała gładko Elin.
- Och, bardzo mi przykro – mruknęła Nimfadora Tonks, ale czarnowłosa tylko wzruszyła ramionami i udała zasmuconą.
- Harry dużo mi mówił o pracy Zakonu Feniksa – odezwała się po chwili milczenia Selene. – To bardzo niebezpieczne, prawda? Ale z drugiej strony są ważniejsze rzeczy. Co znaczy jedna śmierć czarodzieja w porównaniu z tysiącami niewinnych mugoli?
Zamilkłą, obserwując reakcję Tonks. Domyśliła się, że nie bardzo wiedzy w jej dobre intencje, lecz po wypowiedzeniu tych słów twarz jej się rozluźniła.
- Widać nie wszyscy Ślizgoni są tacy źli – mruknęła, na co Selene uśmiechnęła się pochlebczo.
- Ciekawa jestem – odezwała się. – W jakim wieku można przystąpić do waszego zgromadzenia.
- Jeśli skończyłaś siedemnaście lat…
- Skończyłam.
-… to możesz od razu się zapisać – dokończyła Tonks. – Na przykład Fred i George Weasleyowie należą do Zakonu, choć są bardzo młodzi. Tylko że członkowie muszą być przydatni. No i ostatnie słowo należy do Dumbledore’a.
- Elin jest bardzo dobrze poinformowana, ma swoje źródła.
Nimfadora wytrzeszczyła oczy.
- Siedemnastolatka? – zdziwiła się.
- A to coś złego, że orientuję się, co się dzieje? – zapytała trochę wyzywającym głosem. – Sama-Wiesz-Kto zabił mi rodziców. To chyba jasne, że chcę się zemścić.
Tonks zamrugała szybko, ale nic nie powiedziała.
- No to co? – podjął na nowo Harry. – Elin może dołączyć do Zakonu?
Nimfadora zmarszczyła trochę czoło, myśląc intensywnie.
- Wiesz… musisz uzgodnić to z Dumbledore’em – powiedziała w końcu.
- Porozmawiam z nim dzisiaj na lekcjach, na pewno się zgodzi – zwrócił się do Elin, wstając. Selene też się podniosła z krzesła. Pożegnali się z Tonks i wyszli.

- Dziwna jest ta Tonks – mruknęła Selene, kiedy szli powoli drogą w kierunku Hogwartu.
- Była kiedyś bardziej radosna – powiedział cicho Harry.
- Co się jej stało?
Opowiedział jej o swoich podejrzeniach, dotyczących skrywanego uczucia do nieżyjącego już Syriusza Blacka.
- Jej patronus zmienił swoją formę – mówił. – A kiedy wypowiedziałem jego imię, prawie się popłakała.
- Może po prostu jest zdeterminowana, żeby pomścić Syriusza – zaproponowała Selene. – Nie każdy musi się w każdym zakochiwać.
Włożyła ręce do kieszeni. Już się jej znudziło ściskanie spoconej łapy Pottera.

Doszli do Hogwartu. I uczniowie, którzy nie poszli do Hogsmeade, spędzali wolny czas na błoniach.
Selene chciała odejść do dormitorium Ślizgonów, ale Harry ją zatrzymał.
- Chodź, chciałbym jeszcze z tobą porozmawiać – powiedział. – Tylko nie chcę, żeby nas ktoś podsłuchał.
Kompletnie zaskoczona, poszła z nim na siódme piętro. Kiedy zobaczyła gobelin z tańczącymi balet trollami, zorientowała się, gdzie idą.
Harry przeszedł trzy razy wzdłuż ściany, w której pojawiły się mahoniowe, heblowane drzwi. Selene weszła za nim do Pokoju Życzeń i usiadła na kanapie. Był to niewielki pokój jedynie z tą zwykłą kanapą. Potter usiadł obok niej i objął ją ramieniem.

- Słuchaj, Elin – odezwał się nieśmiało. – Ja bardzo poważnie traktuję nasz związek…
Selene uniosła lekko brwi, zastanawiając się, do czego on zmierza.
- Ja również – odpowiedziała z uśmiechem zachęcającym tonem.
- Chciałbym ci zaufać, ale Hermiona i Ron cały czas twierdzą, że jesteś przeciwko Dumbledore’owi – ciągnął. – Nie wiem, dlaczego tak myślą, nigdy jeszcze nie byli tacy zgodni.
Umilkł, utkwiwszy wzrok w klamce.
- To proste – powiedziała cicho Selene. – Są o mnie zazdrośni. Myślą, że zostawisz ich dla mnie. Takie myślenie jest strasznie płytkie i niedojrzałe.
Harry milczał. Była to najtrudniejsza decyzja jaką musiał podjąć w życiu. Ukochana dziewczyna czy przyjaciele. Nie chciał być przyczyną kłótni pomiędzy ich trójką.

- Jeśli ten związek ma przetrwać – podjęła Elin. – Nie może być oparty na kłamstwie. Nie możemy zachowywać się jak dzieci.
- Masz rację.
Przysunął się do niej, ujął jej podbródek i pocałował ją. Selene musiała się na to zgodzić, chociaż miała odruch wymiotny na wspomnienie tych „intymnych” chwil z Potterem.
Tej jednak teraz posunął się o wiele dalej, niż zwykle. Zanim Selene zdążyła jakoś zareagować, zdjął jej przez głowę bluzkę. Elin serce podskoczyło do gardła. Chciała go jakoś z siebie zrzucić, ale był dla niej zbyt silny. Odwróciła głowę, żeby nie mógł jej więcej całować. Uderzyła go z otwartej dłoni w policzek, a chlaśnięcie poniosło się echem po pustym pokoju.
Zepchnęła z siebie zszokowanego Pottera i wybiegła z Pokoju Życzeń. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Biegła do samego dormitorium Ślizgonów. W salonie zobaczyła Kareen. Chwyciła ją za ramię i pociągnęła w kąt pokoju, żeby nikt nie podsłuchiwał.
- Co? Co się stało? – zapytała oburzona Mary, bo przerwano jej rozmowę.
- Poszłam z Potterem do Pokoju Życzeń – wyjaśniła.
- No i co?
Opowiedziała przyjaciółce, co stało się po ich powrocie z Hogsmeade. Oczy Kareen robiły się coraz większe. Kiedy Selene skończyła opowieść, ta wzdrygnęła się z wyrazem obrzydzenia na twarzy.
- Fuj, nie wyobrażam sobie pójść do łóżka z Harrym Potterem – powiedziała.
Obie otrząsnęły się z niemiłej wizji.
- Myślisz, że on z tobą zerwie? – spytała Kareen.
- Nie sądzę – odparła Elin. – Mówił, że wiąże ze mną duże nadzieje. Zresztą wiem już tyle, że może sobie zrywać. Być może niedługo stanę się członkiem Zakonu Feniksa.
Oczy Kareen przybrały kształt idealnie okrągłego „O”.
- Wtedy dużo zyskasz w oczach Czarnego Pana – wyszeptała z przejęciem, przerażona tak dużym postępem w zadaniu dla ich pana.
- Tutaj Harry Potter nie ma nic do gadania – Selene uśmiechnęła się z satysfakcją. – To zaszło już za daleko. A ja dla Czarnego Pana mogę się jeszcze poświęcić, ale sypiać z Potterem to już przesada. Teraz zależy wszystko od tego, czy Dumbledore uwierzy w moje przekonanie o wielkości Zakonu Feniksa i obietnicy, że nie spocznę, dopóki nie wytępię wszystkich Śmierciożerców.
Roześmiała się, słysząc swoje absurdalne słowa.

~*~


Musiałam napisać kilka rozdziałów do przodu, bo teraz mam mnóstwo nauki. Codziennie kartkówki i sprawdziany, no, mogliby odpuścić chociaż teraz, kiedy ludzie na potęgę poprawiają oceny. Kiedy nadejdą wakacje, nareszcie odetchnę. Wybaczcie ten szablon, nie pasuje do tego odcinka, ale musiałam go dać, bo zrobiłam go dawno i trochę to trwało. Dedykacja dla Pepy :* 

14 maja 2010

37. Kraina Kamiennego Pana

Była to wielka, kamienna sala. Wszystko wyciosane z szarego, gładkiego kamienia, jedynie szyby w oknach wykonane były z cienkiego ciemnozielonego szkła, dzięki czemu w całej komnacie panowała zielonkawa poświata. Na końcu sali były drzwi. Zwyczajne, drewniane drzwi, lecz w grubej, rzeźbionej framudze. Byłą tam też dziewczynka, co najmniej dziewięcioletnia. Ubrana była w zwykłą białą koszulę nocną, z długimi rękawami, sięgającą aż do kostek. Włosy miała czarne i proste, krótko obcięte. Przeszła bez zastanowienia przez komnatę. Pierwsze wahanie pojawiło się, kiedy położyła rękę na gałce. Nie pozwoliła, żeby strach kierował jej życiem. Uchyliła drzwi.

Komnata była mniejsza niż ta, z której przyszła. Lepiej oświetlona, bo w suficie wykuty był dość duży otwór, o średnicy co najmniej dwóch metrów. A umieszczony był dokładnie nad wielką studnią. Promienie słońca, które wpadały przez otwór oświetlały ją tak, że wyglądała jak wyniesiona na jakimś wyższym, niebiańskim piedestale.
Czarnowłosa podeszła bliżej. Tera o wiele lepiej widziała studnia. Wewnątrz niej tkwiła drewniana drabina. Jednak nie ona przyciągała wzrok. Dookoła ozdobionego muru oplatał się posąg potężnie zbudowanego mężczyzny z długimi rozwianymi włosami i grubym ogonem. Był to tylko do połowy mężczyzna, wyglądał jak syren, ale nie miał łusek ani płetwy na końcu ogona. Tuż za jego plecami wyrzeźbione były wysokie fale. Mężczyzna podpierał się o płaską, precyzyjnie wykutą z kamienia platformę, mętny, pozbawiony wyrazu wzrok, typowy dla rzeźb, utkwiony miał w drabinie. Kiedy dziewczyna podeszła do niej, drgnął.

Kamienna postać poruszyła się. Podniosła pochyloną głowę, zwróciła wzrok na czarnowłosą i dała jej znak ręką, aby weszła na drabinę. Nie odrywając oczu od twarzy mężczyzny, powoli wdrapała się na drabinę. Chciała go zapytać, kim jest, co tu robi, co to za miejsce… Ale głos uwiązł jej w gardle.
- Jestem Kamiennym Panem – odezwał się posąg głębokim, melodyjnym głosem.
Dziewczyna kiwnęła głową. Z ciemnej czeluści dobiegały ją ludzkie rozmowy i zimny podmuch, jakby przeciąg. Gwałtownie opuściła głowę, wytężając wzrok, jednak nawet przy mocno świecącym słońcu dojrzała tam tylko ciemność.
- Co mam zrobić? – spytała Kamiennego Pana. – Skąd się tu wzięłam?
Ale kamienny mężczyzna nic już nie powiedział. Dziewczyna powoli zeszła drabiną w ciemność. Stopami wyczuwała kolejne szczeble, ostrożnie posuwając się w dół. Zaczęła czuć pewne zniecierpliwienia, w środku palił ją strach i ciekawość.

Po wielu minutach do jej uszu doszły jakieś podejrzane głosy. Spojrzała w dół i zobaczyła niebieską kropkę światła. Zaczęła schodzić szybciej, żeby dostać się tam w krótkim czasie.
W końcu weszła w krąg światła. Była to wielka sala, oświetlona, jak się później okazało, blaskiem bijącym ze zwiewnych perłowych postaci.
Zeskoczyła z ostatniego szczebla na kamienną podłogę. Ci wszyscy ludzie byli jej nieznani. Wszystkie twarze pozbawione wyrazu, patrzyły na nią bezmyślnie, nie odzywając się do niej ani słowem.
Rozejrzała się dookoła. W tłumie zobaczyła znajomą twarz. Jasną, kobiecą twarz, ze znajomym nosem, znajomymi brwiami i ustami… Twarz jej matki.
Chciała do niej podejść, zawołać za nią… Ale zwiewne postacie uniosły ją wysoko na ramionach, poniosły w głąb ciemnej sali…

*

Obudziła się nagle, gwałtownie, ale nie wiedziała, co właściwie wybiło ją ze snu. Usiadła na łóżku, żeby sprawdzić godzinę. Było dwadzieścia minut po ósmej. Położyła się z powrotem na łóżku, rozmyślając. Na ogół nie pamiętała snów. Jednak ten był inny, jakby bardziej kolorowy, realistyczny… Ciekawe, co by się stało, gdyby się nie obudziła. Gdzie poniosłyby ją te dziwne postacie? I kim był żyjący posąg?

Z dołu usłyszała ojca, wołającego ją na śniadanie. Powoli zwlokła się z łóżka, bez zbędnego pośpiechu zeszła na dół.
- Co, Charity nie może przyjść? – spytała, żując bez większego entuzjazmu ugryziony kawałek tosta.
- Charity robi pranie – wyjaśnił Snape. – Wstała o siódmej, podczas gdy ty gniłaś w łóżku i o Bożym świecie nie wiedziałaś.
- Nareszcie się do czegoś przydała – mruknęła Selene. – Nauczyła się, gdzie jej miejsce.
Severus machnął różdżką, a jego talerz i kubek po herbacie posłusznie poleciały do zlewu i umyły się.
- Mogłabyś już pogodzić się z tym, że choćbyś Niewinem ile środków przeczyszczających dosypała – rzekł. – To Charity i tak zostanie. Jesteś przecież taka inteligentna. Już przegrałaś tą wojnę, nie widzisz tego?
Selene uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się ten sam wyraz, kiedy wpadała na jakiś pomysł.
- Masz rację – stwierdziła. – Jeszcze mogę dosypać jej środka na zatwardzenie, leki na sraczkę są chyba mało kreatywne.
Wypiła do dna swoją herbatę i dodała, wstając:
- Idę się przebrać, później wracam do Hogwartu.

Wbiegła po schodach do łazienki, żeby się umyć.
- O ku*wa – zaklęła, przeciskając się obok Charity do umywalki, żeby umyć zęby. – Ale tu śmierdzi, nie mogłaś wywietrzyć po wczorajszym?
Oczywiście było to kłamstwo, ale Elin musiała wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, by zawstydzić Charity.
Blondynka łypnęła na nią spode łba, podczas gdy wyżymaczka wypluła właśnie jej różowy stanik. Selene tego też nie pominęła.
- Kobieto, ale jesteś płaska – dodała. – Na takie problemy proponuję taką sztuczkę mugolskich kobiet. Idą do uzdrowiciela, a on kroi je i wsadza im jakieś poduszki w cycki.
Wsadziła szczoteczkę do ust, co wykorzystała Charity.
- Możesz sobie ze mnie drwić – oświadczyła z wyższością. – Ale nigdy nie będziesz miała takiego życia, jakie mam ja.
- U ou e-io-ecy? – zadrwiła Elin ze szczoteczką do zębów w ustach.
- Słucham?
Wypluła resztkę pasty do umywalki i powtórzyła:
- U boku Śmierciożercy? Już to widzę, jak wiedziecie szczęśliwe życie, mojemu ojcu w każdej chwili grozi śmierć. A jeśli uda wam się wziąć ślub, to może zaprosicie Czarnego Pana? Może będzie waszym świadkiem albo druhną?
Charity udała, że tego nie dosłyszała.
- Ty i ten młody Malfoy jesteście Śmierciożercami – powiedziała. – Macie jeszcze mniejsze szanse na spokojne życie niż ja i Severus.
Selene jednak nie dała się zbić z tropu. Uśmiechnęła się do niej.
- Ale my w przeciwieństwie do ciebie liczymy się dla Czarnego Pana – odparła. – Wyjdź teraz, bo chcę wziąć prysznic.
Wypchnęła blondynkę na zewnątrz i zatrzasnęła jej drzwi przed nosem.


Snape czekał już na nią w kuchni. Kiedy przyszła, dał jej trochę proszku Fiuu, żeby mogła wrócić do szkoły.
- Ja będę za kilka dni – powiedział jej.
Selene wrzuciła do kominka proszek, wkroczyła w szmaragdowozielone płomienie, mówiąc „Hogwart”, a potężny wir wessał ją, by po chwili wypluć przez kominek w gabinecie jej ojca.

Poszła prosto do dormitorium Ślizgonów, żeby spakować torbę na piątkowe lekcje. Gdy szła na transmutację, natknęła się na Harry’ego.
- Cześć, Elin – powitał ją, całując dziewczynę w policzek.
- Cześć.
- Słuchaj, wiesz, że jutro jest wypad do Hogsmeade? – spytał nieco nerwowym głosem. – Idziemy razem?
- Jasne – Selene pozwoliła sobie na słodki, wymuszony uśmiech. – No to do jutra, Harry.
Minęła Pottera i poszła pod klasę profesor McGonagall, gdzie zgromadzili się już prawie wszyscy Krukoni i całkiem spora grupka Ślizgonów. Podeszła do Kareen.
- Gdzie byłaś? – spytała podejrzliwie. – Nie było cię całą noc. Byłaś z Malfoyem, tak?
Elin zaśmiała się.
- Głodnemu chleb na myśli – odpowiedziała. – Nie, byłam w domu. Załatwiłam Charity. To znaczy… nie do końca, ale przynajmniej się zasrała.
Nadeszła profesor McGonagall, więc nie mogły dłużej rozwijać tematu. Selene zauważyła, że nigdzie nie ma Malfoya. Nie musiała długo się zastanawiać, co się z nim stało, bo ten przybył zaledwie dziesięć minut po dzwonku.
- Co to za spóźnienie, Malfoy? – zapytała go McGonagall, gdy ten przekroczył próg klasy. – Minus pięć punktów dla Slytherinu.
Draco obrzucił nauczycielkę pogardliwym spojrzeniem i usiadł na swoim miejscu. Po drodze dyskretnie podrzucił Elin na ławkę kawałek zmiętego pergaminu. Ta rozwinęła go niecierpliwie i przeczytała w milczeniu:

Pójdziesz jutro ze mną do Hogsmeade?

Selene wrzuciła karteczkę do piórnika. Po raz pierwszy poczuła, że chciałaby mieć gdzieś to poświęcanie się dla Czarnego Pana, zerwać z Harrym Potterem i zrobić nareszcie coś dla siebie.

Kiedy zadzwonił dzwonek, dogoniła na korytarzu Dracona, żeby dać mu odpowiedź.
- Niestety idę jutro z Potterem – wydyszała.
Malfoy mężnie zniósł kosza. Mruknął porozumiewawczo i zerknął na towarzyszkę.
- Może ci się podoba ten cały Harry Potter – powiedział cicho. – Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył…
- Daj spokój, robię to tylko dla tego, że mój pan mi kazał – przerwała mu. – Myślisz, że mi się podoba, kiedy on mi mówi tym swoim zdenerwowanym głosem „cześć, Elin”? To tylko zwykły dzieciak, który nie rozróżnia rzeczy ważnych i mniej ważnych. Ale obiecuję, że ci to kiedyś wynagrodzę.
Pokazała mijającej ich Hermionie Granger środkowy palec i dobiegła do idącej kilka korków przed nimi Kareen.
- Mam czasem taką chęć to wszystko rzucić – powiedziała jej. – Mogę się poświęcać dla Czarnego Pana, ale spotykać się z Potterem… to chyba przesada.
- Niektóre dziewczyny zrobiłyby wszystko, żeby być na twoim miejscu – właśnie mijały Romildę Vance, która łypnęła na Selene nienawistnym spojrzeniem.
- Ucieszę się – mruknęła Elin. – Kiedy będę mogła to wszystko skończyć.

~*~


Dziś będzie krócej, bo muszę całą akcję rozplanować proporcjonalnie, nie chcę napchać w jeden odcinek kilka wątków. Dedykacja dla Octave Misumenos :* 

1 maja 2010

Rozdział 36

Po lekcjach, zamiast pójść na obiad, ruszyła od razu do lochów. W sali wejściowej natknęła się na Pottera i jego bandę.
- Elin! – zawołał Wybraniec, zastawiając jej drogę. – Dawno cię nie widziałem. Co ci się wczoraj stało?
- Nie teraz, Harry, muszę coś załatwić – odpowiedziała na wydechu i w dwóch susach dobiegła do lochów. Przeskakując po trzy stopnie w jednej chwili znalazła się na dole, nie zważając na kłucie w boku, w kolejną chwilę dopadła do drzwi gabinetu ojca. Bez pukania nacisnęła na klamkę, a tu… burak. Drzwi zamknięte. Zniecierpliwiona Selene wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w zamek. Nic się nie stało.
Cholera, dupek musiał zapieczętować gabinet innym zaklęciem, pomyślała ze złością, siadając po turecku pod drzwiami.

Snape pojawił się dopiero po obiedzie. Kiedy zobaczył córkę, siedzącą pod drzwiami i łypiącą na niego spode łba, odezwał się:
- Co tu robisz?
- Czekam na ciebie – odpowiedziała, wstając. – Chociaż równie dobrze mogłam iść na obiad.
Odsunęła się, żeby Snape mógł otworzyć drzwi i wpuścić ją do środka.
- No – podjęła na nowo, kiedy usiadła na krześle naprzeciwko biurka Mistrza Eliksirów. – Chcę wrócić do domu, żeby zamienić parę zdań z Charity.
Uśmiechnęła się, co wydało się Snape’owi podejrzane. Również wykrzywił swoje wąskie wargi w niewinnym uśmiechu.
- A więc… nie – oświadczył. – Myślisz, że nie wiem, co planujesz? Nie puszczę cię samej do domu, Charity jest teraz w poważnym stanie, nie będziesz jej denerwować.
Selene machnęła lekceważąco ręką.
- A tam, zaraz martwiła – prychnęła. – Chcę z nią pogadać, to wszystko.
- Skoro tak, zrobisz to w mojej obecności – stwierdził Severus.
Elin roześmiała się drwiąco.
- Dumbledore nie da ci wolnego dnia, zapomnij – powiedziała.
Snape wstał.
- Jesteś taka pewna? – zapytał, mrużąc oczy. – To patrz. Poczekaj tu, zaraz przyjdę.
Minął córkę, wyszedł z gabinetu i poszedł przez loch. Po drodze do wyjścia nakrzyczał na grupkę dwunastoletnich Puchonów, w holu zaś zauważył Harry’ego Pottera, Rona Weasleya i tą szlamę, Hermionę Granger.
- Hej, wy! – zawołał, a trójka Gryfonów odwróciła się w jego stronę. – Nie pałętajcie się tu, nie macie nic lepszego do roboty?
Zanim coś mu zdążyli odpowiedzieć, wspiął się pospiesznie po schodach na piętro, gdzie znajdował się gabinet Dumbledore’a.
- Karaluchowy blok – powiedział, a kamienny gargulec odskoczył, ukazując okrągłe schody. Wbiegł po nich na górę, zapukał do drzwi, a kiedy usłyszał spokojne „proszę”, wszedł do środka.
Dumbledore machnął różdżką, żeby wyłączyć stary gramofon. Wskazał Snape’owi miejsce przy biurku i zapytał:
- Co cię do mnie sprowadza, Severusie?
Snape usiadł na krześle i złożył ręce na blacie biurka.
- Chciałem prosić o kilka dni wolnych – rzekł.
- Co, znowu? Severusie, jeśli masz jakieś problemy, mnie możesz powiedzieć.
- Ależ niepotrzebnie Mam pewien problem, dotyczący rodziny – odparł uprzejmie, ledwo poruszając ustami.
- A więc masz gdzieś rodzinę – stwierdził Dumbledore, ale Snape tylko wykrzywił wąskie wargi.
- Owszem. A więc jak? – spytał.
Dumbledore zetknął ze sobą koniuszki palców i wychylił się ku Mistrzowi Eliksirów.
- Porozmawiajmy szczerze, Severusie – rzekł, patrząc na niego ze spokojem, lecz w jego głosie zabrzmiała powaga. – Dlaczego tak ci zależy na tym urlopie? Ostatnio bardzo się zmieniłeś. Prawie nie korzystałeś z możliwości wzięciu kilku wolnych dni.
- Mam swoje sprawy, nie musisz o tym wiedzieć, profesorze. Moje życie, moja sprawa – odpowiedział spokojnie. – Profesor McGonagall może mnie zastąpić.
Dyrektor oparł się o oparcie swojego wysokiego fotela i westchnął ciężko.
- Dobrze. Jeśli nie chcesz mówić, nie mów.

Snape wstał i skinął głową w ramach podziękowania. Kiedy wyszedł z gabinetu, drzwi same się za nim zamknęły, a z pokoju Dumbledore’a znów rozbrzmiały odgłosy gramofonu.
Rozbawiony dziwnym zachowaniem dyrektora Hogwartu, tą jego dziwną troską, wyszedł z dziury za gargulcem. Nie dotarł nawet do schodów, kiedy zobaczył Pottera, Weasleya i Granger. Od razu zdali mu się podejrzani. Zatrzymał się, przyglądając im się przez chwilę.
- Powiedziałem wam już, żebyście się nie wałęsali po zamku – rzekł. – Mogę pomyśleć, że coś knujecie albo że – zawiesił na chwilę głos – mnie śledzicie.
- Mamy lepsze rzeczy do roboty, niż śledzenie pana – odpowiedział Potter. Jego ton głosu wydał się Snape’owi bez wątpienia wulgarny.
- Gryffindor traci pięć punktów – oświadczył.
- Za co? – zapytał oburzony Ron.
- Za pyskówkę pana Wybrańca – odpowiedział nieugiętym tonem Mistrz Eliksirów. – Już mówiłem to kiedyś, ale powiem i teraz. Dla świata możesz być sobie Małym Księciem, lecz dla mnie jesteś jedynie nieznośnym smarkaczem. Weasley, Gryffindor traci przez ciebie kolejne pięć punktów.
Teraz Harry zrobił urażoną minę.
- Za co?
- Za żywota – odpowiedział Snape i odszedł, falując peleryną.

To spotkanie na korytarzu zamiast pogorszyć mu humor, polepszył go. Uwielbiał odejmować punkty Gryfonom, a zwłaszcza Potterowi i jego bandzie. Zaś wymyślanie dla nich szlabanów zaliczone było do jego hobby.
Dotarł do swojego gabinetu. Zobaczył tam czekającą na niego córkę. Kiedy go zauważyła, uśmiechnęła się triumfalnie.
- No i co? – spytała. – Coś długo cię nie było. Czyżbyś miał problem z uzyskaniem urlopu? A może Dumbledore przestał ci ufać?
Snape zaśmiał się cicho.
- Ku twojemu nieszczęściu właśnie nie. Dumbledore bez wahania się zgodził. No to co, teraz chcesz iść porozmawiać z Charity?
Selene, trochę zaskoczona, wstała i bez słowa podeszła do wygasłego kominka, czekając, aż jej ojciec rozpali w nim ogień i znajdzie pudełko z proszkiem Fiuu. Snape machnął różdżką, a pomarańczowe i czerwone płomienie objęły żarem drewno. Wrzucił do kominka szczyptę proszku i wkroczył w szmaragdowy ogień, mówiąc:
- Spinner's End.
Zniknął po wypowiedzeniu tych słów. Selene wrzuciła w ogień proszek, wypowiedziała nazwę swojego mieszkania i weszła w płomienie. Poczuła, że wiruje. Musiała zamknąć oczy, rada, że nie jadła obiadu.

Chwilę później wypadła z kominka na głowę, prosto do salonu, całą upaprana w popiele. Klnąc pod nosem, podniosła się na nogi, żeby otrzepać ubranie.
- Selene, Severus mówił, że chciałaś ze mną porozmawiać – usłyszała głos Charity.
Bez słowa podeszła i uderzyła ją w twarz z otwartej dłoni, aż chlasnęło. Blondynka zrobiła taką minę, jakby ktoś oblał ją kubłem lodowatej wody.
- Co ty sobie myślisz?! – zawołała Elin ze złością. – Jak możesz być w ciąży? Przecież wyraźnie podkreśliłam, że nie chcę się z bachorami użerać!
Charity skrzywiła się na te słowa.
- Jakim prawem odzywasz się do mnie w taki sposób? – zapytała mocno urażona.
- Mogę sobie mówić, co mu się podoba! Nie rządzisz mną! Poza tym nie jesteś nawet żoną mojego ojca, nie masz prawa do tego domu, a jest on zapisany na mnie, więc mogę cię stąd wyrzucić – oświadczyła Selene. – Nie możemy być nawet pewni, czy to dziecko jest mojego ojca. Po tobie można się wszystkiego spodziewać.
- To są podłe oszczerstwa, takich oskarżeń po tobie bym się nie spodziewała! – zawołała Charity.
- Och, jaka szkoda, że zawiodłam twoje oczekiwania – zadrwiła Selene.
Snape wyszedł z kuchni, wycierając twarz ścierką. Na włosach i ubraniu nadal miał jeszcze trochę popiołu.
- Co tu się znowu dzieje, Selene, miałaś tylko porozmawiać z Charity, dlaczego krzyczysz? – spytał.
- Co? Ja krzyczę? – wycedziła Elin. – To ona zachowuje się jak niezrównoważona! Ja mówię bardzo spokojnie, wiem, że nie wolno jej się denerwować, bo by jeszcze jajo zniosła, gdyby jej ciśnienie podskoczyło.
Zrobiła głupią minę i wykrzywiła się z obrzydzeniem.
- Słuchaj, dawniej przymykałem oko na twoje ataki na Charity – Snape zwrócił się do córki. – Teraz jednak nie będę tego więcej znosił. Charity nie może się stresować i nie chodzi już o jakieś głupie zasady.
- Tak, bo ja tu na nią jakichś terrorystów nasyłam – zadrwiła Selene. – Ona to niby święta? Wywrzaskuje pod moim adresem obelgi i zachowuje się jak moja matka. A wcale nią nie jest, kiedy to w końcu do niej dotrze?
Skrzyżowała ręce na piersiach z obrażoną miną.
- Severusie, ja dłużej tego nie zniosę – jęknęła blondynka, patrząc błagalnie na Snape’a.
Mistrz Eliksirów zmierzył córkę ostrym spojrzeniem. Założył ręce na piersiach i powiedział:
- Selene, masz szlaban.
Elin otworzyła usta, ale żaden dźwięk z nich się nie wydobył. Dopiero po chwili odzyskała głos.
- Szlaban? – powtórzyła oszołomiona. – Nigdy nie miałam szlabanu! Nawet nie wiem, co się wtedy robi!
- Nic się nie robi, idź do swojego pokoju, spędzisz tam resztę dnia – oświadczył Snape
- Nienawidzę cię, wszystko powiem Czarnemu Panu – powiedziała mu, a kiedy przechodziła obok Charity, przyłożyła jej palec do czoła i wysyczała: - A ty mi za to zapłacisz, przysięgam.
Wbiegła po schodach na górę i trzasnęła drzwiami. Nie myśląc, co chciałaby robić podczas swojego pierwszego w życiu szlabanu, podeszła do kredensu, wyciągnęła kilka składników do eliksirów i rozłożyła to wszystko na biurku. Zapragnęła, za radą matki, otruć Charity. Charity i Snape’a. Zapragnęła stworzyć taką miksturę, która sprawi im ból. Okropny ból.
- Środek przeczyszczający – mruknęła pod nosem, uśmiechając się z satysfakcją. – Czeka cię wiele nieprzespanych nocy, kochana.
Wlała całą jego zawartość do kociołka, po czym zaczęła dodawać składniki. Chciała, aby efekt utrzymał się przez wiele dni. I wtedy Charity sobie zobaczy, co to znaczy zadrzeć z Selene Snape.

*

Kiedy mikstura była już gotowa i czekała na użycie w zakorkowanej kolbie, Elin zaczęła się nudzić. Nie miała ani weny, ani ochoty rysować, dlatego siedziała przy biurku, obserwując jak słońce powoli znika za budynkiem.
Nagle usłyszała cichy szczęk zamka i skrzypienie podłogi pod butami. Poczuła czyjąś rękę na ramieniu i usłyszała męski głos:
- Wybacz, że cię tu zamknąłem, ale muszę być konsekwentny.
- Więc po co tu przylazłeś? – spytała Selene, okazując swoje niezadowolenie najbardziej jak mogła. – Wyrzuty sumienia? Nie chciałeś dać mi tego szlabanu. Ale odkąd ona tu się wtrabaniła, całkiem się zmieniłeś. Jesteś jej posłuszny, jak pies. Pantoflarz, oto czym się stałeś.
Prychnęła jeszcze obrażona i strząsnęła jego rękę ze swojego ramienia.
- Selene, to jest normalnie, że ludzie pakują się w różne związki – odpowiedział Snape spokojnym tonem, choć w sercu bardzo go uraziło porównanie do pantoflarza. – Charity będzie miała dziecko, jestem temu współwinny, muszę być odpowiedzialny. Przecież nie wyrzucę jej z domu.
- Nie proszę o to, ale nie chcę mieć z nią nic wspólnego – oświadczyła oficjalnym tonem Selene. – Nic, rozumiesz?
Snape westchnął ciężko.
- Powiedz mi. Tylko powiedz, co ci przeszkadza w Charity – rzekł.
Selene zamrugała szybko. Tyle razy mu to tłumaczyła, że przestały ją już śmieszyć takie pytania.
- Czy ty mowy ludzkiej nie rozumiesz? – zapytała z pretensją. – Jeśli już istnieje, to niech chociaż się do mnie nie przyczepia! Nie jest tu dla mnie!
- Charity to żywa istota, nie mogę nią rządzić – oświadczył Severus. – Powiedz mi, jak ty byś się czuła na moim miejscu? Z jednej strony ty, z drugiej Charity…
- Po co w ogóle ją tu ściągnąłeś? – spytała Elin. – Tato, już nie jest tak jak dawniej, wszystko się zmieniło, ale na gorsze.
Odwróciła się do niego plecami. Snape, stwierdziwszy, że należy dać spokój córce, by mogła to wszystko przemyśleć, wyszedł z pokoju.

W kuchni zobaczył Charity, przygotowującą kolację. Było to małe pomieszczenie, stół zajmował jego największą część. Zaczął się zastanawiać, czy wołać Selene na kolację. Wątpił, czy będzie chciała zjeść w towarzystwie Charity.

Gdy kolacja była już gotowa, Snape bez słowa usiadł przy stole. Charity zrobiła to samo.
- Nie wołasz Selene? – spytała.
- Jeśli będzie głodna, to sama sobie weźmie, zawsze tak robi – odparł Snape mało zainteresowany wynikłą z tego rozmową. Pokroił sobie stek.
- Selene! – zawołała Charity, aż szkło w kuchni zadrżało. – Zejdź z łaski swojej na dół, bo kolację zrobiłam!
Severus odłożył nóż, patrząc ze zgorszeniem na blondynkę.
- Możesz nie wychowywać córki za mnie? – spytał uprzejmym tonem, choć w jego głosie czaiła się nutka groźby. Charity tylko wzruszyła ramionami.

Nadeszła Elin. Minę miała jak zwykle niebyt zachęcającą, więc nikt nie zwrócił na nią uwagi. I bardzo nierozsądnie.
- Podaj mi herbatę – odezwała się do niej Charity.
Selene uśmiechnęła się słodko.
- Jak sobie życzysz – odpowiedziała śpiewnym głosem, bardzo przypominającym Umbridge.
Snape i Charity na chwilę odłożyli sztućce, patrząc na dziewczynę z zaskoczeniem. Ale Selene tylko wyszczerzyła zęby i odwróciła się do szafki. Dyskretnie wysunęła z rękawa buteleczkę z uważoną przez siebie miksturą, do kubka herbaty, należącego do Charity wylała całą jej zawartość. Postawiła przed nią i ojcem ich napoje, po czym sama usiadła na sowim miejscu.
Smarując sobie bułkę masłem, przyglądała się, jak Charity miesza w swojej herbacie, patrząc na nią wyjątkowo nieufnie.
- Co, myślisz, że dolałam ci tam trucizny? – spytała Elin, przerywając milczenie. – Bardzo chętnie bym to zrobiła, ale każda zostawiłaby po sobie ślad i z pewnością byś to zauważyła.
Podniosła swój kubek, jakby piła za jej zdrowie. Charity, najwyraźniej uspokojona powrotem sarkazmu Selene, wzruszyła ramionami i wypiła kilka łyków ze swojego kubka. Elin nie mogła powstrzymać mimowolnego uśmiechu, więc wepchnęła sobie w usta połowę bułki. Nie pomogło jej to, wręcz przeciwnie, zakrztusiła się i zaczęła kaszleć. Snape siedzący obok niej, klepnął ją z całej siły w plecy.
- Głupi jesteś? – zapytała, czerwona z wysiłku na twarzy. – Chcesz, żebym się udusiła?
Severus nic nie odpowiedział. Jednak humor poprawił się jej błyskawicznie. Charity zrobiła niewyraźną minę i wstała.
- Gdzie idziesz? – zapytał Mistrz Eliksirów.
- Do łazienki, zaraz przyjdę.
Wybiegła z kuchni, nawet nie zamykając drzwi. Selene zacmokała wesoło.
- Coś się jej spieszy – odezwała się.
Snape spojrzał badawczo na córkę. Elin nie mogła powstrzymać triumfalnego uśmiechu. Kąciki ust zadrgały jej lekko.
- Nie masz z tym nic wspólnego, tak? – zapytał Snape.
Elin zrobiła aż przesadnie urażoną minę.
- Ależ nie, jak możesz mnie o to posądzać – oburzyła się, wstając. – Idę do łazienki się wykąpać, więc radzę nie wchodzić. No, chyba że Charity planuje tam dzisiaj nocować.

Zostawiła ojca samego w kuchni i wbiegła po schodach na pierwsze piętro, zaśmiewając się z narzeczonej ojca. Podeszła cicho do łazienki, zapukała do drzwi i zawołała:
- Jakieś problemy z żołądkiem?
Dobiegły ją tylko jęki Charity. Selene zacmokała tak głośno, by ją blondynka usłyszała.
- Nie wierzę, że się strułaś własnym żarciem – dodała i parsknęła śmiechem. Kiedy już zaczęła się śmiać, nie mogła przestać. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy przyszedł jej ojciec.
- Selene, co ty wyprawiasz? – zapytał zgorszony.
- Komplementuję kuchnię Charity – odpowiedziała, ocierając łzy śmiechu, cieknące jej po policzkach.
- Selene! – krzyknął rozgniewany już Snape. – Do pokoju, nie przeszkadzaj.
Elin wykrzywiła mu się, ale poszła do pokoju. Zostawiła uchylone drzwi, aby wszystko mogła słyszeć.
- Charity, kochanie, dobrze się czujesz? – spytał przez drzwi Severus.
- Domyśl się! – zawołała rozzłoszczonym głosem blondynka. – Selene musiała mi czegoś dosypać! Jestem tego pewna!
Elin parsknęła śmiechem, wystawiając głowę przez szparę między drzwiami a framugą.
- Może zamiast cukry dodałaś do herbaty środek przeczyszczający? – odezwała się. – Pomyłki często się zdarzają.
- Sio, do pokoju! – wtrącił się Snape, a Selene zniknęła w środku sypialni, zostawiając sobie uchylone drzwi, aby nadal śledzić bieg wydarzeń.
- Przygotuję ci antidotum, nie ruszaj się stąd – dodał Mistrz Eliksirów tonem o wiele łagodniejszym niż zwykle.
- No co ty, a ja wybierałam się właśnie na wybrzeże – zadrwiła Charity.
Kiedy Snape przechodził obok pokoju córki, ta odezwała się:
- Na srakę nie potrzebne jest antidotum. Ja proponuję po prostu węgiel.
Severus zatrzasnął drzwi, ale Selene natychmiast je otworzyła z wyrazem oburzenia na twarzy.
- No co, chcesz, żeby jej rozerwało tyłek? – zawołała za ojcem, ale ten już był w salonie.
Z kredensu wyciągnął kilka składników i zabrał się do roboty. Nie zajęło mu to dużo czasu. Pięć minut później żółte antidotum było już gotowe.

Kiedy wbiegł na pierwsze piętro, zobaczył Charity stojącą pod drzwiami łazienki, opartą o nie. Była bardzo blada. Podszedł do niej, żeby ją przytulić, po czym podał jej fiolkę. Krzywiąc się, wypiła posłusznie jej zawartość.
- Dziękuję bardzo za zepsucie mi wieczora – zwróciła się do Selene, która stała pod drzwiami swojego pokoju i obserwowała z bezpiecznej odległości całe zdarzenie.
- Ależ s’il vous plait, madame – odpowiedziała Elin z szerokim uśmiechem na twarzy, kłaniając się w teatralny sposób.
Wróciła do swojego pokoju, gwiżdżąc melodię jakiejś piosenki, bardzo z siebie zadowolona. Tak, to był udany dzień.

~*~


Troszkę dłużej, niż ostatnio. Kurde, zaczynam mówić jak Umbridge. Muszę wykorzystać wszystkie szablony, które dawniej zrobiłam na tego bloga, więc znów nowa grafika. Pardon, że nie pisałam przez prawie miesiąc, ale miałam w tym tygodniu egzamin gimnazjalny, więc musiałam się uczyć. Dedykacja dla nicole. :*