31 lipca 2010

51. Dwa światy

Selene została odesłana do domu tydzień po narodzinach Scorpiusa. Na Spinner’s End Charity zmagała się już ze swoim dzieckiem, więc Elin, oczywiście bardzo niechętnie, przeniosła się po zaproszeniu Malfoyów, do dworu Dracona. Było tam bez wątpienia wygodniej, niż w starym domu Snape’a, a Draco chciał, żeby jego syn i dziewczyna czuli się jak najlepiej. No i miał też nadzieję, że wkrótce Selene zostanie kimś więcej, a na dworze Malfoyów miał większe szanse, by zostać z nią sam na sam. Czuł okropną tremę.

- Po prostu to zrób – ofuknął go Zabini, który odwiedził znajomego, głównie dlatego, by upewnić się, czy te plotki o porodzie Selene to prawda.
Draco siedział przy stole w jadalni i bawi się złotym pierścionkiem, który kupił już dawno temu, ale bał się go wręczyć swojej dziewczynie. Westchnął ciężko i zerknął na Blaise’a, opierającego się o komodę z mahoniu.
- Łatwo ci mówić – mruknął. – Wiesz, na jakiego idiotę wyjdę, jeśli się nie zgodzi?
Zabini zaśmiał się krótko.
- Ale ty głupi jesteś – stwierdził. – Macie dziecko, wątpię, by dała ci kosza. Zresztą, teraz, kiedy już urodziła, może oczekuje, że poprosisz ją o rękę.
- Selene? – zdziwił się Draco. – Dla niej takie uroczystości mało znaczą. Jeśli już, to może chcieć, żeby Scorpius nosił to samo nazwisko, co jej ojciec, czyli ja. A dla mnie ma znaczenie, jak się nazywa mój syn. Od tego zależy, czy przetrwa ród Malfoyów.
- Masz już jedno dziecko, myślałam, że na razie ci wystarczy.
Draco szybko schował pierścionek do kieszeni. Zrobił to mało dyskretnie, ale Selene była zbyt zajęta obrzucaniem chłodnym spojrzeniem Zabini’ego, by cokolwiek zauważyć.
- Nie o to chodzi, ale nie mówię, że niechęcę mieć więcej dzieci, nie – mruknął Malfoy.
Selene pochyliła się, objęła go od tyłu za szyję i pocałowała w policzek, po czym znów rzuciła Blaise’owi niezbyt przyjemne spojrzenie.
- A ten co tu robi, przyszedł trochę powęszyć? – spytała. – Przekaż Pansy Parkinson, że mieszkam teraz u Malfoyów i urodziłam syna, to będzie dla niej spóźniony prezent gwiazdkowy.
Zaśmiała się w wyjątkowo wredny sposób, ale nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo gdzieś z góry dobiegł wszystkich stłumiony płacz dziecka, więc musiała natychmiast do niego biec. Jej pokój był w zupełnie innym skrzydle i na innym piętrze, niż sypiania Dracona. Narcyza umiejscowiła ją tak, by zapobiec nocnym schadzkom jej i jej syna, ale nawet, gdyby pozwoliła im spać w jednym łóżku, Selene nie dopuszczała do siebie Dracona bliżej niż na kilkanaście centymetrów.

Kareen, która wróciła z Australii w bardzo dobrym humorze, pomagała przyjaciółce jak mogła, by ta mogła chociaż przez chwilę posiedzieć w salonie w samotności i powspominać Czarnego Pana. Chociaż głośno o tym nie mówiła, bardzo za nim tęskniła, a wszyscy o tym dobrze wiedzieli. Nic jednak nie robili, by jakoś zapobiec cierpieniom Elin.

Kiedy Ślizgonka weszła do pokoju, zastała przyjaciółkę, kołyszącą Scorpiusa dość nerwowo, przez co ten płakał coraz gniewniej i głośniej, młócąc zaciśniętymi piąstkami powietrze.
- Nie chce przestać – poinformowała Selene Kareen, z ulgą oddając jej dzieciaka.
- Bo jest głodny – mruknęła, podając mu pierś. Usiadła w fotelu, obserwując, jak Scorpius łapczywie pije mleko. – Zabini tu przyszedł. Podobno zerwaliście.
- Tak, już dawno – przyznała Mary bez większego przejęcia. - Jakoś mi go nie szkoda. Nieważne. Słuchaj, teraz, kiedy już urodziłaś Draconowi syna, myślałam…
- No? – ponagliła ją Selene.
- No… że ci się oświadczy – dokończyła z bardzo zmieszaną miną.
- Nie bardzo mi na tym zależy, ale wiesz, to zabrzmiało trochę tak, jakby to zależało od tego, czy urodzę mu dziecko, czy nie – odpowiedziała bez większego zainteresowanie Elin. – Co ja niby jestem, maszynka do rodzenia dzieci? Zresztą, nie jestem kimś pokroju Charity. To jej strasznie zależy na ślubie. Mnie raczej umiarkowanie. Nie chcę, żeby Scorpius wychowywał się w niepełnej rodzinie. No i to niezbyt dobrze wygląda, matka Dracona na każdym kroku potrafi napomknąć o „zapieczętowaniu” naszego związku. Dla niego to oznacza tylko jedno, wiadomo. Ale jestem mu wdzięczna, że potrafi pojąć, że po tym, co przeszłam z nim – wskazała na Scorpiusa – przez dziewięć miesięcy, nie mam ochoty na seks.
Kareen uśmiechnęła się lekko.
- Pewnie dla tego dała ci pokój tak daleko od pokoju Dracona – mruknęła.
Selene zapięła bluzkę i włożyła synka do łóżeczka. Do pokoju ktoś wszedł. Był to Malfoy i wyglądał na trochę zdenerwowanego.
- Bardzo jesteś dzisiaj zajęta? – spytał Ślizgonkę.
- Nie, nie bardzo – odpowiedziała, przyglądając mu się z zainteresowaniem. – A co?
- To może wyjdziemy gdzieś wieczorem? – zaproponował Draco. – Cały czas tylko się nim zajmujesz?
- Bo mi nie pomagasz – wtrąciła Elin zgodnie z prawdę.
Malfoy trochę się zmieszał. Przynajmniej takie uczucie wyrażała jego twarz.
- No tak, byłem zajęty, ale od dziś będę ci pomagał – obiecał. – To co, wyjdziemy gdzieś?
- Dobrze, ale ktoś musi zostać ze Scorpiusem.
- Ja mogę zostać, nie mam nic do roboty, mama pojechała szukać dla mnie domu, żeby miała gdzie mieszkać po zakończeniu Hogwartu – wtrąciła się Kareen. – A kiedy zaśnie, zostawię go samego.
Bardzo jej zależało, żeby między jej przyjaciółką a Draconem się poukładało. Uważała, że po tym, co przeszła z Harrym Potterem, należało się jej trochę spokoju, u boku mężczyzny, do którego nie czuła obrzydzenia.
- To wyjdziemy o dwudziestej – powiedział tleniony z wyrazem ulgi na twarzy i zostawił dziewczyny same.


Wieczorem usiadł w fotelu przed kominkiem, czekając na Selene. Ona trochę się spóźniła, bo Kareen nalegała, żeby ubrała się w coś zupełnie innego niż zwykle, ale w końcu zjawiła się w salonie.
- Pięknie wyglądasz – odezwał się Malfoy, wstając.
Selene nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się. Wyglądała rzeczywiście zupełnie inaczej. Miała na sobie czerwoną sukienkę z falbankami na grubych szelkach, dobrane do tego czerwone buty na obcasie, włosy miała schludnie uczesane i lśniące, a makijaż zupełnie inny niż zwykle. Delikatny i pasujący do całej kreacji. Zrezygnowała też z czarnego lakieru do paznokci, który zastąpiła czerwonym. Draco podał jej płaszcz.
- Gdzie idziemy? – spytała.
- Do najlepszej restauracji w Londynie – odpowiedział i zaczął szukać w szafce pudełeczka z proszkiem Fiuu. Wrzucił trochę w ogień buzujący w kominku i wskazał na szmaragdowozielone płomienie, które tam się pojawiły, gdy tylko proszek dotknął ognia. – Pani pierwsza.
Selene, trochę zaskoczona jego dziwnym zachowaniem, wkroczyła w płomienie, mówiąc:
- Ulica Pokątna.
Poczuła, jak świat dookoła niej wiruje. Była już przyzwyczajona do podróży siecią Fiuu, ale nie lubiła tego. Wolała teleportację, choć i ta nie należała do najprzyjemniejszych. Pół minuty później wylądowała w kominku w Dziurawym Kotle. Ostrożnie wyszła z paleniska, by nie pobrudzić sadzą podłogi. Niedługo później przybył Draco. Wziął ją za rękę i wyprowadził z baru na zaśnieżone ulice Londynu. Do owej ekskluzywnej restauracji nie musieli długo iść. Nazywała się Café Rose i Selene natychmiast zorientowała się, że nie będzie tam się zbyt dobrze czuła. Weszli do środka. Jakiś człowiek, stojący za drzwiami, wziął ich płaszcze i powiesił na wieszakach.
Malfoy zaprowadził Elin do ich stolika. Wszystko było tu urządzone w starym paryskim stylu, a ludzie, którzy tu przybywali, byli tak samo wytworni i zamożni, jak sama restauracja.
- To chyba nie do końca mój styl – mruknęła Ślizgonka, gdy już usiedli. – Czy to przyzwoite, żebyś zabierał mnie do takich restauracji? Szkoda pieniędzy.
Draco prychnął cicho.
- To nie ma znaczenia, złoto nie jest takie ważne – odparł. – Nawet matka cały czas mi mówi, żebym gdzieś cię zabrał. Zresztą to wyjątkowy wieczór.
- Sama nie wiem – powiedziała cicho i usiłowała się uśmiechnąć. – Nie nadaję się do takiego życia. W twoim domu czuję się jak Kopciuszek. To takie popychadło z mugolskich bajek.
- Selene, teraz to już twoje życie – obruszył się Malfoy i sięgnął po kartę, którą podał mu kelner. – Poproszę bouillabaisse i butelkę najlepszego czerwonego wina.
Mugol zapisał w małym notatniku, po czym zwrócił oczekujące spojrzenie na Elin.
- Eee… dla mnie to samo – odpowiedziała, zerkając do karty.
Nie miała pojęcia, co zamówił Draco. Nie znała żadnej z potraw wypisanych w menu, nie mówiąc już o braku umiejętności ich wymówienia.
- Sam widzisz – dodał, kiedy kelner już sobie poszedł. – Ty bez problemu radzisz sobie z tym luksusem, a ja się w tym gubię. Nie chcę ci narobić wstydu. Zjedzmy i chodźmy stąd.
Draco westchnął ciężko i nic więcej nie powiedział. W milczeniu czekali, aż przyniosą im potrawy, które zamówili. Selene wytrzeszczyła oczy, widząc te minimalistyczne porcje. Okazało się, że bouillabaisse to jakieś skorupiaki w białym sosie i listkiem mięty na szczycie. Malfoy bez problemu zaczął jeść, ale Elin nawet nie wzięła widelca do ręki.

- Co jest, nie smakuje ci? – spytał, widząc minę Selene.
- Zwariowałeś? Nawet tego nie spróbowałam – wyszeptała, rozglądając się nerwowo po sali. Ucieszyła się, że podali takie małe porcje.
- No, to spróbuj – poradził jej Malfoy i upił trochę wina ze swojego kieliszka.
Ślizgonka skrzywiła się trochę, ale nabiła na widelec jednego skorupiaka, przez chwilę go przeżuwała, po czym przełknęła. Znów się skrzywiła.
- Znośne – mruknęła bez przekonania. – Ale zupełnie nie w moim guście. Ty się w takich klimatach wychowałeś. Poza Hogwartem ja żyję zupełnie inaczej niż ty. Kiedy mieszkałam jeszcze sama z ojcem, głównie jadaliśmy w mugolskich barach. Coś takiego to dla mnie zupełna nowość, jestem już na to za stara, nie przyzwyczają się do tego. Twoja matka ma rację, należę do zupełnie innego świata.
- Nonsens, szybko się nauczysz - stwierdził Malfoy.

Skończyli jeść. Draco zamówił u kelnera butelkę szampana. Selene uniosła wysoko brwi.
- Szampan jest na radosne okazje – zauważyła. – Nie jestem jeszcze tak zacofana, jak ci się wydaje.
- Bo to radosna okazja. Być może – odparł, wypił bladożółty płyn ze swojego wysokiego, wąskiego kieliszka, po czym wstał, odnalazł w kieszeni złoty pierścionek i uklęknął przed Selene. – Jeśli zgodzisz się zostać moją żoną.
Elin trochę zatkało. Domyślała się, że kiedyś Malfoy zada jej takie pytanie, ale nie wiedziała, że stanie się to tak szybko.
- Ja… tak, zgodzę się – odpowiedziała, trochę się jąkając.
Draco uśmiechnął się. Poczuł taką ulgę, jak nigdy dotąd. Nałożył pierścionek na jej palec i z radością stwierdził, że pasuje idealnie. Selene pochyliła się, żeby pocałować go w usta.
- Wychodzimy już, czy… - odezwał się tleniony, wstając.
- Chodźmy, to zbyt sztywne klimaty jak dla mnie – wpadła mu w słowo Elin.
Pozwoliła kelnerowi, który wcześniej przyjął ich zamówienia, ubrać sobie płaszcz, po czym narzeczeni opuścili restaurację.
- Nie najadłam się tymi robakami – oświadczyła, kiedy przechodzili obok podświetlonej budki z fast foodem. – Chcesz hamburgera?
- Co chcę?
- No widzisz, to moje życie – wyjaśniła, grzebiąc w kieszeni płaszcza. – To mugolskie jedzenie dla ludzi ze świata piwa i precla, nigdy tego nie zrozumiesz. Takich jak ty nazywa się ludźmi ze świata szampana i kawioru. To zupełnie inne życie, nie wytrzymałbyś dnia w domu mojego ojca. Proszę dwa hamburgery.
Ostatnie zdanie skierowane było do niechlujnie uczesanej mugolski w budce. Położyła jej na ladzie odliczone mugolskie pieniądze i oparła się plecami o blaszaną ścianę.
- Nie pamiętasz, co było z Umbridge? – spytała. – Nie znosiłeś jej, tak jak ja, ale mimo to zapisałeś się do jej Brygady Inkwizycyjnej. Tacy właśnie są bogaci ludzie. Obłudni i fałszywi.
Uśmiechnęła się smutno i wzięła od mugolki hamburgera. Draco ugryzł swojego, ale zareagował o wiele lepiej niż Selene na nowo poznane danie.
- Mimo że mugolskie, to całkiem zjadliwe – rzekł. Powoli zaczęli się zbliżać do Dziurawego Kotła. – Wiesz, dla mnie nie liczy się, z jakiego świata jesteś. Kocham cię i to wystarczy.
- Ja… ja też cię kocham. Ale nie mówmy już o tym.

Kiedy wrócili do domu, Selene pozwoliła się odprowadzić Draconowi aż pod drzwi swojej sypialni.
- Dzięki za kolację – powiedziała cicho, podchodząc do łóżeczka, w którym spał Scorpius. Kareen już nie było. – Nie pal światła, bo się obudzi.
Pochyliła się, żeby sprawdzić, czy z synem wszystko dobrze. Draco nieśmiało odgarnął jej włosy z karku i pocałował ją w ucho. Elin odwróciła się. Nic nie zdążyła powiedzieć, bo Malfoy przywarł do jej ust w namiętnym pocałunku. Nie opierała się nawet, gdy kładł ją na łóżku i zdjął jej czerwoną sukienkę.

*

Charity czytała list od Selene z bardzo niezadowoloną miną. Severus wszedł do pokoju, ubierając się w pośpiechu. Umówił się na spotkanie z profesor McGonagall i nie chciał się spóźnić. Ledwo zerknął na Charity, co jeszcze bardziej ją zirytowało.
- Selene przysłała list – oświadczyła. – Draco poprosił ją o rękę, a ona się zgodziła. Ślub mają zaplanowany na początek sierpnia.
- Naprawdę? To cudownie – odpowiedział, wkładając buty.
- Severusie? A pamiętasz w ogóle, jak ty mi się oświadczyłeś? – zapytała. – To było już tak dawno, że sama nie pamiętam. 
Snape narzucił na ramiona płaszcz i pogrzebał w kieszeni spodni. Wyciągnął jakąś karteczkę, podał ją narzeczonej i zapytał:
- Pasuje ci termin? Trzeci marca, na kartce masz nazwiska osób, które zaplanują ślub. Kwiaty, dekorację, muzykę, takie tam. No, ja już wychodzę, nie chcę się spóźnić do McGonagall. 
Pocałował ją w policzek i wyszedł z domu, pozostawiając Charity szczęśliwą, ale i zaskoczoną w salonie. Teleportował się przed bramę Hogwartu, podniósł różdżkę i otworzył ją.
Ach, ta McGonagall, pomyślał, idąc przez błonia. Sentymentalna, nawet po tym wszystkim nie zmieniła zaklęć ochronnych.
Szedł szybko, nie odwracając nawet wzroku od swojego ukochanego zamku. Tu przeżył swoje najlepsze chwile w życiu i nie zamierzał teraz cierpieć przez Dumbledore’a, przez którego plany musiał opuścić Hogwart.
Dotarł do drzwi wejściowych i otworzył je różdżką. Nikogo po drodze do gabinetu nie spotkał. Nie znał hasła, ale to nie było problemem. Wypowiedział bardzo cicho jakieś zaklęcie, które spowodowało, że kamienny gargulec odskoczył. W gabinecie dyrektora panował gwar, jakby tam znajdowało się z tuzin osób, ale Snape dobrze wiedział, że to portrety byłych dyrektorów rozmawiały ze sobą. Zapukał do drzwi, a gdy usłyszał głos McGonagall wszedł do środka. Kiedy Minerwa zobaczyła, kogo wpuściła do gabinetu, zerwała się na równe nogi, unosząc różdżkę.
- Snape! – krzyknęła.
- Spokojnie, pani profesor – przemówił Mistrz Eliksirów. – Proszę to odłożyć i mnie wysłuchać. Mam już dość ukrywania prawdy i bycia czarną owcą.
- No cóż, skoro pan zabił Dumbledore’a, to musi się pan liczyć…
- Pani profesor McGonagall, proszę dać dokończyć Severusowi – przerwał jej portret Dumbledore’a.
Dyrektorka odetchnęła kilkakrotnie i opuściła różdżkę z bardzo niechętną miną. Ręce mocno jej drżały, kiedy zaciskała je na brzegu oparcia krzesła.
- Dobrze, Snape. Co chcesz mi powiedzieć?
- Nic – odparł, unosząc swoją różdżkę. – Ale chcę pani coś pokazać.
Machnął różdżką w stronę szafki, która otworzyła się z trzaskiem, podszedł do niej, wyciągnął myślodsiewnię i kiedy włożył do niej srebrną nić wspomnienia, położył kamienną misę na biurku.
- Pani pierwsza – rzekł, wskazując na myślodsiewnię.
Profesor McGonagall z niepewną miną pochyliła się nad misą, po czym nagle zniknęła. Snape zrobił to samo. Wylądował koło dyrektorki, a dookoła już się coś zaczęło dziać.
Dumbledore uniósł poczerniałą, bezużyteczną rękę, przyglądając się jej z nieprzeniknioną miną.
- Świetnie się spisałeś, Severusie. Jak sądzisz, ile czasu mi pozostało?
Severus z przeszłości obserwował przez chwilę Albusa z zaskoczeniem, po czym przemówił:
- Jakiś rok, może więcej. Trudno powiedzieć. To bardzo silna klątwa, może gdybyś wezwał mnie trochę wcześniej, udałoby mi się przedłużyć ci trochę życie! – krzyknął Mistrz Eliksirów, teraz już wyraźnie wyprowadzony z równowagi.
- Szczęściarz ze mnie, bo mam ciebie. I tak już dużo dla mnie zrobiłeś, ale będę musiał cię jeszcze o coś poprosić. No a to – uniósł swoją poranioną rękę – wiele ułatwia.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego ze zdziwieniem, co wywołało uśmiech na twarzy Dumbledore’a.
- Chodzi mi o plany Lorda Voldemorta dotycząc mojej osoby. A dokładniej, mojej śmierci. Kazał temu młodemu Malfoyowi zabić mnie. Rozumiesz, że chłopak dostał wyrok śmierci, tylko Voldemort pominął parę ważnych detali, mówiąc mu o planie – wyjaśnił. – On wie, że Draco nigdy tego nie dokona. To ty, mam rację?
Snape skinął sztywno głową. McGonagall i teraźniejszy Mistrz Eliksirów obserwowali całą scenę ze skupieniem zastygłym na twarzach. Dyrektorka chłonęła ją wzrokiem, rozumiejąc coraz więcej.
- Sądzę, że tak właśnie myśli Czarny Pan. Taki jest jego plan.
- Dobrze. Ale obserwuj Dracona. Staraj się wykryć, co robi. Nie martwię się o siebie, nie. Chodzi o przypadkowe ofiary.
Severus znowu uniósł brwi.
- Zamierzasz dać mu się zabić? – spytał.
- Ależ nie. Czy to nie jasne? Ty musisz mnie zabić!
Zapadała cisza. Snape wyglądał na zszokowanego, podobnie jak oglądająca to wspomnienie McGonagall.
- Nie, skoro nie dbasz już o życie, to dlaczego zależy ci na tym, kto ci je odbierze? – zadrwił Mistrz Eliksirów.
- Bo dusza Dracona nie jest jeszcze przeżarta złem. Nie chcę, by zasmakował zabijania przeze mnie.
- A co z moją duszą, Dumbledore?
- Tylko od ciebie zależy, w jaki sposób to zrobisz. Czy twoje sumienie dozna uszczerbku, jeśli wyświadczysz staremu człowiekowi przysługę i ukrócisz jego cierpienia? Tylko ty możesz na to odpowiedzieć – tu skłonił lekko głowę w stronę Snape’a i uśmiechnął się.

Wszystko dookoła McGonagall i Severusa zawirowało, a myślodsiewnię wypluła ich. Snape pochylił się, żeby umieścić swoje wspomnienie z powrotem w głowie, podczas gdy dyrektorka krążyła po pokoju, starając się wszystkie te wiadomości poukładać w głowie.
- To prawda? – zapytała w końcu portretu Dumbledore’a. Ten nic nie odpowiedział, tylko mrugnął porozumiewawczo.
- No i co? – zwrócił się do niej Snape.
- Ja… no… dobrze, przywrócę cię na twoje stanowisko – rzekła Minerwa. Wyglądała, jakby doznała silnego wstrząsu emocjonalnego. – Po zakończeniu ferii możesz wracać do Hogwartu. O ile nie znalazłeś sobie lepszej pracy.
- Hogwart zawsze był dla mnie wyjątkowym miejscem, wrócę do pracy, pani dyrektor – odparł z twarzą jak zwykle nieprzeniknioną. – Dziękuję. Jest tylko jeszcze jedna sprawa. W marcu biorę ślub z moją narzeczoną. Będę musiał też czasem brać krótki urlop, bo w październiku Charity urodziła dziecko.
McGonagall najwyraźniej nie spodziewała się takiego wyznania, ale uśmiechnęła się i pogratulowała mu przyszłej żony i synka.
- Cóż, widzimy się za cztery dni w nowym semestrze – dodał Severus. – Do widzenia. Och, i dziękuję za wyrozumiałość dla mojej córki, Selene.
- Jak ona się czuje? – zapytała McGonagall.
- Bardzo dobrze. Ja też odczułem ulgę, kiedy już nie musiałem jej ukrywać. Do widzenia.
Ukłonił się lekko i wyszedł. Czuł, jak radość wypełnia g niczym balon od środka.

*

Sunął tuż nad ziemią. Musiał wybrać inne miejsce, by się ukryć. Puszcza w Albanii nie była już bezpieczna. Przynajmniej dla niego. Dlatego osiadł w lesie niedaleko domu Gauntów. Tam nie tak trudno będzie go znaleźć, przynajmniej jego sługom. Miał nadzieję, że teraz odzyska moc o wiele łatwiej i szybciej niż za pierwszym razem. Słyszał, że udało się uciec Glizdogonowi. Teraz musiał tylko zrobić wszystko, by jego najbardziej tchórzliwy sługa o nim usłyszał i przybył z pomocą swojemu panu. A może już go szuka?

~*~


Bardzo długi rozdział. Miałam go dodać wczoraj, ale nie zdążyłam przepisać i „Harry’ego Pottera” nie oglądałam. Ten szablon miał być na epilog, ale stwierdziłam, że zrobię lepszy i ciemniejszy. O ile mi się Photoshop otworzy. Dedykacja dla Rozalii :* 

26 lipca 2010

50. Szczęśliwa rodzinka

Wróciła do domu zaledwie pół godziny później. Nie miała pojęcia, co robić. Nie wiedziała, czy dalej będzie się mogła kształcić, czy może jednak trafi do Azkabanu. Jej i Draconowi udało się w miarę niepostrzeżenie wymknąć z zamku przez szafkę dwukierunkową, a później deportować ze sklepu Borgina i Burkesa. Kiedy weszli do domu Selene, zastali Charity siedzącą przy stole w kuchni, pijącą piąty kubek kawy i z bardzo zdenerwowaną miną. Była nadal w stroju dziennym, wyglądała na zmęczoną, jakby całą noc czuwała, a pod oczami miała ciemne podkowy. Kiedy ujrzała Selene i Dracona, zerwała się z krzesła, przy okazji przewracając kubek z resztką zimnej kawy.
- No i co? – zapytała, ale po ich minach wywnioskowała, że nie mają najlepszych wieści.
Selene opadła na pierwsze wolne krzesło i westchnęła ciężko. Teraz, kiedy miała ją poinformować o tak strasznym wydarzeniu, przestała na tę chwilę czuć do niej tak straszną niechęć.
- Ojciec został zabity – odpowiedziała głosem suchym jak trzask pułapki na myszy. – I w ogóle wszystko jest nie tak, przegraliśmy, Czarny Pan nie żyje… To znaczy wyglądał tak. W noc, kiedy zginęli Potterowie też niby umarł, a przecież wrócił. Ja wierzę, że on powróci. Może za pół wieku albo sto lat, ale wróci.
Znów ciężko westchnęła i oparła policzek o blat stołu. Charity wydała z siebie jakiś dziwny odgłos, po czym ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Elin i Draco wymienili znaczące spojrzenia.
Przy drzwiach rozległy się jakieś hałasy, jakby ktoś do nich się dobijał. Selene zesztywniała. Pierwszą myśl, na jaką wpadła, to aurorzy. Szybko wstała, pobiegła do salonu i wyciągnęła różdżkę, gotowa do odparcia ataku. Drzwi się otworzyły. Z ręki Ślizgonki wyśliznęła się różdżka i upadła na podłogę.
- Tato! – zawołała i rzuciła się mu na szyję.
Snape entuzjastycznie objął córkę, choć zachwiał się lekko i musiał się podeprzeć o drzwi, żeby nie upaść.
So salonu, zwabieni podejrzanymi hałasami, wpadli Malfoy i Charity. Kiedy ta druga zobaczyła Snape’a, odepchnęła Selene na bok i rzuciła się mu w ramiona.
- Selene mówiła, że nie żyjesz – wybełkotała blondynka.
- Czarny Pan przyniósł mi taką wiadomość – wtrąciła się Elin. – On zawsze ma rację.
Mistrz Eliksirów zawahał się i puścił Charity.
- Tak. A co do niego… Wszystko już wiem – rzekł. – Ale nie przejmuj się. Czarny Pan już nie raz zaskakiwał nas swoimi sztuczkami. Znów powróci, żeby uśmiercić Pottera.
Selene nic nie odpowiedziała, ale mu nie uwierzyła. Sama wyczuła, że nie miał pulsu, poza tym większość Śmierciożerców została wyłapana i zamknięta niezwłocznie w Azkabanie. Z tego, co widziała, udało się uciec tylko Yaxleyowi, Lestrange’om, rodzeństwu Carrowów i rodzicom Dracona. Glizdogon gdzieś zniknął, pewnie zmienił się w szczura i uciekł, by resztę życia spędzić jako potępiony wygnaniec, nie ujawniający swojej prawdziwej tożsamości albo żyjąc pod postacią szczura, by w końcu zginąć od trutki na szczury lub spod pazurów jakiegoś drapieżnika. W gardle ją ścisnęło, kiedy pomyślała o Kareen. Nie zobaczyła jej ani w Zakazanym Lesie, ani w Hogwarcie podczas bitwy.
Wstała z kanapy, na którą opadła, kiedy Charity ją odepchnęła od Severusa i pochyliła się, żeby podnieść różdżkę, którą upuściła. Była siódma rano, słońce było już wysoko.
- Idę spać – mruknęła.
Ledwo zrobiła krok w kierunku schodów, kolejna osoba wpadła do domu. Kareen była strasznie zadyszana, ale chwyciła Selene w objęcia z takim impetem, że prawie zwaliła ją z nóg.
- Co tu robisz? – wydyszała Elin, ledwo łapiąc powietrze. – Gdzie ty byłaś?
- Nie walczyłam, stchórzyłam – wyznała Kareen, a głos jej zadrżał. – Ale wiem już wszystko, naprawdę, nie mam pojęcia, co wszyscy zrobimy.
Kilka samotnych łez popłynęło jej po twarzy. Naprawdę podziwiała Selene za to, że tak spokojnie to wszystko znosi. Wszyscy wiedzieli, kim jest, co robiła i po czyjej jest stronie. Poczuła, że ukrywając swoją tajemnicę, nie będzie mogła dłużej spokojnie żyć.

*

Wakacje minęły w oparach spokoju, jednak Selene denerwowała się, co stanie się po jej powrocie do Hogwartu. Owszem, otrzymała list ze szkoły, jakby nic się nie stało, ale ta niezwykła uprzejmość wydała się jej zbyt podejrzana. Wsparcia ze strony Ślizgonów mogła być pewna, ale nie ukrywała, że bała się spotkania z uczniami z innych domów, zwłaszcza Gryfonów. Dzień przed wyruszeniem do szkoły otrzymała też list od nowej dyrektorki Hogwartu, profesor McGonagall, w którym pisała, że otrzyma specjalną opiekę i wsparcie ze względu na jej jeszcze nienarodzone dziecko. W ogóle to wszystko zaczęło się toczyć niesamowicie dobrze dla Selene i jej rodziny. Jej ojciec znalazł nową pracę w irlandzkiej Magnitude School na stanowisku nauczyciela obrony przed czarną magią. Za to między Elin i Charity układało się już o wiele lepiej, nie kłóciły się już tak często i prawie zawsze mogły ze sobą wytrzymać w jednym pokoju.

W pierwszy dzień września, kiedy o jedenastej czerwony parowóz odjechał ze stacji, Selene i Kareen zaczęły szukać wolnego przedziału. Draco dogonił je, kiedy już siedziały w pustym przedziale przy końcu pociągu i rozmawiały przyciszonymi głosami.
- Widziałem Pottera – oświadczył, siadając obok Selene. – Siedzi ze swoimi koleżkami i dowcipkuje.
Objął Ślizgonkę, pocałował ją w policzek i położył rękę na dość dużym brzuchu Elin. Ciąża raczej jej nie służyła, przynajmniej w jego mniemaniu. Dziewczyna nie tyła, jak większość ciężarnych pań, wręcz przeciwnie, ręce miała jeszcze chudsze, niż zwykle, na co nie narzekała. W jej opinii wolała być chuda jak kościotrup, niż gruba jak baleron.
- Urodzisz w grudniu, tak? – zapytał. – Musimy coś wymyśleć, żeby McGonagall cię zwolniła na kilka dni.
- Dostałam list – oznajmiła bardzo cicho Selene, patrząc w okno. - McGonagall oświadczyła, że otrzymam jakieś specjalne „łaski”. Ale boję się, że…
Nie dokończyła zdania, bo do przedziału wszedł jakiś nieproszony gość… Był to Harry Potter. Bez przyjaciół, znajomych, był sam. Skrzyżował ręce na piersiach i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Atmosfera natychmiast się zagęściła.
- Czego u chcesz? – zapytała wyzywającym tonem Selene, mrużąc oczy.
- Porozmawiać – oświadczył krótko Potter.
- Wydaje mi się, że już ci wszystko wyjaśniłam – odpowiedziała. – Jedyne, co do ciebie czułam, to obrzydzenie. Chcę skończyć tę znajomość, rozumiesz? Gardzę tobą, gardzę Dumbledore’em i tym całym pokręconym Zakonem. Mam gdzieś, że mi to wszystko wybaczyłeś, gdybym mogła, zabiłabym cię, ale wiem, że Czarny Pan sam chciał to zrobić. On powróci, Potter, a ja pierwsza do niego wrócę, a kiedy skończę szkołę, będę go szukać aż do skutku.
Umilkła, dysząc ciężko. Oczy lśniły jej jak w gorączce. Draco ujął jej rękę, żeby trochę ją uspokoić.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że jeśli miałabyś wrogów w Gryfonach, wiedz, że ja nie mam do ciebie nic – mruknął Harry. – Nadal coś do ciebie czuję…
Malfoy skinął sztywno głową.
- Świetnie. A teraz wynocha – warknął.
Potter już zbierał się do wyjścia, kiedy Kareen go zatrzymała.
- Zawsze byłeś przekonany o „świętości” swojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka – zaczęła. – Ale muszę cię nieprzyjemnie zmartwić, że Black był mężem mojej matki, a co za tym idzie, moim ojcem. Nazywam się Kareen Black, tak dla twojej wiadomości. Chciałam ci zepsuć ten dzień, teraz możesz już iść.
Wstała i wypchnęła go z przedziału całkowicie oszołomionego. Kiedy usiadła na miejscy, cała trójka wybuchnęła śmiechem. Było to o wiele zabawniejsze od uświadamiania Pansy Parkinson, że nie ma już szans u Dracona. Ten rok szkolny, mimo że już ostatni, nie zapowiadał się jednak tak źle.

*

Selene nie musiała specjalnie zwalniać się ze szkoły, żeby urodzić. Pociągiem wróciła razem z innymi, którzy postanowili spędzić ferie świąteczne w domu, do Londynu, skąd natychmiast pojechała do szpitala Świętego Munga. Trochę się denerwowała, choć z tego, co opowiadała jej Charity, która urodziła dziesiątego października synka Juliusa*, nie miała się czego bać.

- To stresujące – mruknęła, rozglądając się po sali.
Leżało tu jeszcze cztery ciężarne, dwudziestokilkuletnie kobiety, które z uwagą przyglądały się Elin i to nie dla tego, że była Śmierciożercą, ale dla tego, że nie skończyła jeszcze szkoły. Mimo że była tu już pięć dni, nadal nie mogła się przyzwyczaić do tych dziewczyn.
- Wiem, ale nie martw się, jeszcze tylko kilka dni i wrócisz do domu – powiedział Snape, który wrócił na Boże Narodzenie z Irlandii.
W swojej nowej szkole nie był innym nauczycielem, niż w Hogwarcie. Uczniowie panicznie bali się go; w klasie, kiedy tylko się pojawiał, panowała głucha cisza.
Wychylił się do przodu, żeby poprawić córce poduszki. Selene zobaczyła podłużną, jasną bliznę na jego szyi.
- Co to jest? – zapytała. – Pierwszy ram ją widzę.
Snape automatycznie sięgnął ręką do blizny.
- Ach, to – mruknął, trochę zmieszany. – Wtedy, kiedy wszyscy myśleli, że nie żyję, ugryzło mnie coś jadowitego, akromantula chyba. Byliśmy z Czarnym Panem pod Wrzeszczącą Chatą, załatwić nasze sprawy i to się na mnie rzuciło. Byłbym już martwy, gdyby nie bezoar. Zawsze mam go przy sobie.
Uśmiechnął się krzywo. Nie miał żalu do Czarnego Pana o to, co zrobił albo raczej chciał zrobić, on już po prostu taki był. Ale wolał nie uświadamiać Selene. Zresztą, nie było nawet na to czasu, bo przyszła uzdrowicielka i zarządziła koniec odwiedzin.
- Przyjdziemy jutro – obiecał Draco, całując Ślizgonkę w policzek na pożegnanie.

Następnego dnia rano, kiedy przyszli odwiedzić Elin, dowiedzieli się, że Selene została przeniesiona do innej sali, co oznaczało, że nadszedł dla niej czas rozwiązania. Uzdrowiciel zaprowadził ich pod porodówkę, wszedł do środka i zatrzasnął im drzwi przed nosem. Nie minęła nawet minuta, a usłyszeli kobiece wrzaski i przekleństwa.
- Skąd ona zna takie słowa? – spytał Malfoya Snape, ale ten tylko wzruszył ramionami.
Cały poród nie trwał długo. Dwadzieścia minut później z pokoju wyszedł uzdrowiciel. W jednej ręce trzymał różdżkę, na twarzy błyszczały mu kropelki potu.
- Gratuluję, ma pan bardzo zdrowego syna – zwrócił się do Snape’a, chwycił jego dłoń i potrząsnął nią entuzjastycznie.
Severus wymienił oburzone spojrzenia z Draconem, po czym wyrwał rękę z uścisku uzdrowiciela.
- Co pan… - warknął. – Jestem ojcem Selene, to jest jego dziecko.
Popchnął lekko Malfoya w stronę sali, a uzdrowiciel trochę się zmieszał.
- Tak, tak powiedziałem – mruknął, nie patrząc na nikogo. – Zapraszam pojedynczo. O, i proszę nie siedzieć długo.
Pierwszy, rzecz jasna, wszedł Draco. Elin leżała na łóżku pod ścianą, po środku małego pomieszczenia. Wyglądała na zmęczoną, czarne włosy, mocno potargane, przyklejone miała do policzków. Kiedy zobaczyła Malfoya, uśmiechnęła się lekko. W ramionach trzymała małe zawiniątko, poruszające się nieznacznie. Draco podszedł do niej i usiadł na wolnym krześle.
- Uzdrowicie wziął twojego ojca za mnie – odezwał się cicho. – Jak się czujesz?
- Dobrze. Wiesz, że masz syna?
- Tak.
Selene odchyliła trochę koc. Dziecko miało szeroko otwarte oczy i przyglądało się teraz Malfoyowi, który pochylił się nad zawiniątkiem. Faktycznie, był to chłopiec, z czystymi, szaroniebieskimi oczami i małą kępką bardzo jasnych blond włosów.
- Jest bardzo do ciebie podobny – zauważyła Selene.
- Pewnie mamy dobre geny – mruknął tleniony i wyciągnął rękę, żeby delikatnie pogłaskać małego po główce.
Przez chwilę milczeli, przyglądając się dziecku. Do zakończenia roku szkolnego zostało jeszcze dużo czasu, a przed nimi były jeszcze owutemy. Starali się nie myśleć, co będzie dalej. Nie chcieli, by ponure myśli przeszkodziły lub zamąciły jakoś tę szczęśliwą chwilę.
- Jak damy mu na imię? – zapytał Malfoy.
Selene przez chwilę zastanawiała się, patrząc z rozczuleniem na syna.
- Scorpius* – zaproponowała i zerknęła na Dracona. Skądś znała to imię, ale nie wiedziała, skąd. Tleniony pokiwał głową i powiedział:
- A na drugie Hyperion, po moim pradziadku.
Elin wzruszyła ramionami. Draco nigdy jej nie wspominał o swoim pradziadku, dlatego nie wiedziała, czym takim zasłynął, by teraz ich syn nosił jego imię. Mimo to zgodziła się, była zbyt zmęczona, żeby się kłócić lub dłużej konwersować na ten temat. Oparła się o poduszki, bo plecy już ją bolały od ciągłego pochylania się.
- Chcesz go potrzymać? – spytała.
Draco nic nie odpowiedział, tylko wziął od Selene syna, bardzo ostrożnie i delikatnie, jakby był ze szkła. Trzymał go bardzo sztywno i nienaturalnie, więc po chwili oddał go Elin, by go nie upuścić. Mimo że nigdy nie trzymała na rękach tak małego dziecka, skądś wiedziała, jak powinna to robić.
- Możesz pójść teraz po mojego ojca i Charity? Jestem zmęczona i chciałabym odpocząć, ale się obrażą, jeśli im powiem, że nie chcę ich widzieć.
Malfoy wstał, pochylił się, żeby pocałować ją w usta i wyszedł. Snape pojawił się tu sekundę później. Towarzyszyła mu Charity i jakaś pulchna uzdrowicielka o wyrazie twarzy bardzo podobnym do McGonagall.
- Muszę przenieść pańską córkę do innej sali – zwróciła się do Snape’a. – Dlatego proszę się streszczać.
Mistrz Eliksirów, trochę oburzony chłodnymi słowami uzdrowicielki, usiadł na krześle dopiero co opuszczonym przez Malfoya. Charity opadła na stołek obok niego.
- Daliśmy mu na imię Scorpius Hyperion – oznajmiła Selene, głaszcząc jednym palcem czubek głowy syka.
- Scorpius? – powtórzył Snape i zmarszczył czoło. – Tak miał na imię dziadek Kasandry, wiedziałaś o tym?
- No, teraz już wiem. To imię siedziało mi gdzieś w głowie – oświadczyła Elin. Wyciągnęła malucha w stronę ojca, a ten wziął go z o wiele większą precyzją niż Draco, ale również miał dziwie sztywne ramiona.
Uzdrowicielka machnęła różdżką, a łóżko Selene uniosło się w powietrze i poszybowało w stronę drzwi. W ten sposób Elin dostała się do sali, w której przebywała już wcześniej.

- Prawdę mówiąc, jestem zaskoczony, że Kareen cię nie odwiedziła – odezwał się Snape, kiedy Selene leżała już w swoim łóżku.
- Była tu dziś rano, jeszcze przed wami, ale jej ciotka jest chora, więc musiała wracać – wyjaśniła Ślizgonka, biorąc od ojca Scorpiusa. On chyba z ulgą pozbył się wnuka. – Wyjeżdża do Australii, wróci za jakieś trzy dni.
Zapanowało milczenie, które po pięciu minutach zostało przerwane przez Mistrza Eliksirów.
- Zastanawiałem się nad powrotem do Hogwartu – rzekł. – Ministerstwo Magii przydzieliło nijakiego Debby’ego Moore’a na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią, z tego, co wiem, McGonagall nie bardzo to odpowiada.
Scorpius zaczął płakać i wymachiwać zaciśniętymi piąstkami. Selene rozejrzała się dookoła z przerażeniem. Nie miała pojęcia, co zrobić, żeby dziecko przestało płakać.
- Widzisz? Nawet jemu to się nie podoba – zwróciła się do ojca. – Proszę pani, może tu pani przyjść? Hej, ja go, do cholery, uciszyć?
Gruba, surowa uzdrowicielka, która mierzyła właśnie ciśnienie innej ciężarnej kobiecie, odwróciła się i podeszła energicznym krokiem do łóżka Elin.
- Jest głodny, nakarm go – wyjaśniła, ale widząc niepewność na twarzy Selene, dodała: - Mogę co pokazać, jak to zrobić, jeśli chcesz.
Rozpięła pierwszy guzik od nocnej koszuli pacjentki, ale ona uderzyła ją lekko w dłoń, dając do zrozumienia, by cofnęła rękę i już sobie poszła.
- Dam sobie radę, dzięki – mruknęła. – Musicie się tak gapić?
Snape i Draco wymienili ponure spojrzenia. Mieli nadzieję, że Selene choć trochę uciszy swój gorący temperament, kiedy już zostanie matką, ale nic z tych rzeczy. Ślizgonka przystawiła Scorpiusa do piersi, czując się bardzo głupio, ale dziecko przynajmniej przestało płakać. Łypnęła po kolei na każdego spode łba.
- McGonagall uważa cię za mordercę – pociągnęła temat, kiedy uzdrowicielka już sobie poszła. – Jeśli w ogóle zechce z tobą rozmawiać, to będzie sukces.
Snape jakby trochę się zmieszał.
- Bo widzisz, całe to morderstwo Dumbledore’a było przez niego już dawno zaplanowane – rzekł. – Rok temu założył zaklęty pierścień i ledwo uszedł z życiem. Udało mi się klątwę zamknąć w jego ręce, zanim całkowicie rozprzestrzeniło się po ciele. Ale został mu tylko rok życia. Więc kazał mi zabić siebie, kiedy mi da znak.
Zapadała cisza. Wszyscy wpatrywali się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Już się ciesz, że McGonagall ci uwierzy – oświadczyła Elin. – Jak ją przekonasz?
Tu nagle Severus się uśmiechnął.
- Pokażę jej wspomnienie – odparł. – A jeśli nadal nie uwierzy, cóż. Porozmawia z portretem Dumbledore’a.

~*~

Pomyślałam sobie, żeby dodać jeszcze jeden rozdział przed epilogiem, więc do końca jeszcze trzy posty. Z tego jestem bardzo zadowolona, choć jest trochę długi. Rzeczywiście, trochę różu w szarym życiu Selene się przyda. W „bohaterach” zrobiłam nowe postacie, z myślą już o epilogu i dodałam trochę danych u wszystkich innych, więc zapraszam do przeczytania, bo wyjaśniam tam wiele spraw, których tutaj nie napisała. No i też opisałam pod niektórymi bohaterami stosunki Pottera i Selene oraz ich dzieci xD Dedykacja dla wszystkich, którzy przeczytali xD

* Pod tymi dwoma gwiazdkami są linki do bohaterów, gdzie opisani są ci dwaj nowi bohaterowie. 

22 lipca 2010

Rozdział 49

Wybiła czwarta. Voldemort wyprowadził swoich Śmierciożerców z Zakazanego Lasu. Było bardzo ciepło, ale z lasu wiał zimny wiatr, ochładzając błonia. Przed zamkiem nie było żadnych ciał; musieli zabrać rannych i martwych do środka. I tak też było…

- Już pięć po czwartej, może stchórzył – Ron Weasley zerkał co chwilę na zegarek.
- Stchórzył? A widziałeś jego armię? Nie, myślę, że raczej chce nas zaskoczyć – odpowiedział Harry, ale myślami był gdzie indziej.
Nigdzie nie widział Elin, ani podczas walki, ani teraz, gdy wszystko ucichło. Całą sprawę pogarszało, że Hermiona widziała ją w otoczeniu niebezpiecznych Śmierciożerców, którzy mogli ją porwać i coś jej zrobić.
- Harry, wiem, jak się czujesz – wtrąciła się Hermiona. – Elin na pewno nic nie jest. To Ślizgonka, pewnie uciekła jak większość z nich, Widziałam Pansy Parkinson, jak wybiega ze swoimi przyjaciółeczkami przez bramę. Krzyczały jak małe dzieci.
Zaśmiała się, ale Harry’ego to nie rozchmurzyło, więc umilkła. W trójkę siedzieli w drzwiach Wielkiej Sali, gdzie leżeli ranni. Pani Pomfrey już wszystkich łatała.

Tymczasem przez błonia kroczyli rządni krwi Śmierciożercy na czele z Voldemortem. Wszyscy mieli różdżki wyciągnięte i wycelowane w drzwi wejściowe Hogwartu.
Obrońcy zamku musieli usłyszeć, że mordercy Dumbledore’a nadchodzą, bo wybiegli na błonia. Śmierciożercy natychmiast rozpoczęli atak spychając obrońców do sali wejściowej.
Voldemort jako pierwszy wkroczył do zamku. Wielu czarodziejów krzyknęło z przerażenia i rzuciło się do ucieczki na jego widok, ale ci odważniejsi zatrzymali się. Rozgorzała bitwa. Potter próbował przecisnąć się do Czarnego Pana, ale w kogoś wpadł.
- Elin?! - krzyknął.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Harry złapał ją za ramiona, ale ta wyrwała się mu, kolanem uderzyła w brzuch i powaliła go na kamienną podłogę.
Nagle wszystko ucichło. Voldemort dał znak swoim wojownikom, żeby na chwilę zawiesili bitwę i cofnęli się.

Harry podźwignął się na nogi, plując i kaszląc. Wszyscy dookoła odsunęli się aż pod ściany.
- Elin… co ty… - zaczął Wybraniec, ale Selene prychnęła tak głośno, że ten umilkł.
- Jaka Elin… Jaka Elin, co? – krzyknęła, drżąc z oburzenia. – Nie jestem żadna Elin Hate, tylko Selene Snape! Tak, Severus Snape, twój znienawidzony nauczyciel eliksirów to mój ojciec, którego dopiero co zabiliście!
Harry przeżył taki szok, że przez chwilę nie mógł ani przemówić, ani chociaż się ruszyć. Pierwsze słyszał o śmierci Mistrza Eliksirów. Ale odczuł głęboką satysfakcję, kiedy się dowiedział. Uważał, że on jak nikt zasługiwał na śmierć.
- To nic, że jesteś jego córką – odezwał się w końcu. – Możemy o wszystkim zapomnieć i…
- Nie możemy o niczym zapomnieć – przerwała mu z drwiącym śmiechem. – Nie możemy, bo…
- Bo Selene od początku była po mojej stronie – wpadł jej w słowo Voldemort. – Cały czas robiła, co jej kazałem. I była bardzo oddaną Śmierciożercą.
Podszedł, żeby stanąć za Selene na wszelki wypadek, gdyby Potterowi przyszło do głowy, by się zemścić.
- Tak. Od dawna marzyłam, żeby ci to wszystko wykrzyczeć w twarz – dodała, mrużąc oczy ze złości. – Nieraz aż mnie skręcało z niechęci do ciebie, ale musiałam się pilnować. Przez cały czas cię oszukiwałam, spotykałam się z tobą tylko po to, żebyś naiwnie wprowadził mnie do Zakonu Feniksa. Wszystko, co mi mówiłeś i co sama odkryłam, przekazywałam mojemu panu. I co, ty myślałeś, że jestem szlachetna? Jestem w Slytherinie, wszyscy Ślizgoni są fałszywi, rozumiesz? Mogłeś uwierzyć tej szlamie Granger i Wieprzlejowi, ale nie, ty wolałeś bezgranicznie zaufać mnie, co było mi oczywiście na rękę. Myślałeś, że się kochamy? Nie, to ty mnie kochałeś, ja ciebie potrzebowałam. Do czasu. Przez ten cały czas związana byłam z Draconem, a te plotki o mojej ciąży to prawda.
Uśmiechnęła się złośliwie i cofnęła się, żeby teraz swoje sprawy mógł załatwić Voldemort. Kiedy zobaczyła to przerażenie i szok malujący się na twarzy Pottera, poczuła taką satysfakcję, jakiej nie odczuła jeszcze nigdy. Wzrokiem odnalazła rudą czuprynę Ronalda Weasleya i burzę gęstych, splątanych włosów Hermiony Granger. Obje mieli przerażone twarze, ale wyglądali na takich, którzy wiedzieli o wszystkim od dawna.
Voldemort uniósł różdżkę i wycelował nią centralnie w twarz Harry’ego.
- Nie mam ci nic do powiedzenia, Potter – rzekł. – Już trzykrotnie udawało ci się ujść z życiem, ale nie dziś. Mam różdżkę Dumbledore’a, widzisz? Dziś zabiję cię, używając właśnie jej.
Otworzył usta, żeby rzucić mordercze zaklęcie, ale nagle członkowie Zakonu Feniksa i aurorzy ruszyli do walki jak jeden mąż. Molly Weasley na oku miała tylko jedną ofiarę. Wypatrzyła w tłumie Selene Snape, walczącą dziko niedaleko swojego pana. Odepchnęła na bok Lunę Lovegood i Ginny, uniosła różdżkę… Harry’ego traktowała jak syna, a ta dziewczyna go oszukała. Chciała zadać jej ból, tak jak ona zadała jemu. Chciała zabić, tak bardzo, że przestała trzeźwo myśleć.

- Avada kedavra!
Z różdżki Molly wystrzelił w stronę Selene, zbyt zajętej walką, strumień zielonego światła. Nic nie zauważyła. Ale za to zobaczył to Draco. Widział to jak w zwolnionym tempie. Nie wiele myśląc, rzucił się do przodu, chwycił Elin w pasie i pociągnął ją na podłogę. Mordercze zaklęcie prawie musnęło jej policzek, tak, że poczuła na nim powiew gorącego powietrza. Sekundę później do jej nozdrzy dotarł swąd spalonych włosów. Zorientowała się, co się stało dopiero, kiedy zielony promień uderzył w ścianę. Odwróciła głowę i spojrzała na Molly. Na jej twarzy pojawił się gniew. Szybko podniosła się na nogi, ruszyła w stronę matki Ronalda, by się zemścić, ale ktoś znów powalił ją na podłogę i nie był to Draco. To Harry Potter staranował ją ramieniem.
Była to jednak ostatnia rzecz, którą zrobił, bo Voldemort rozbroił go jednym machnięciem różdżki. Wypowiedział jakieś zaklęcie, a Wybraniec uniósł się w powietrze na jakieś dwadzieścia stóp, gdzie zawisł nieruchomo, rozpaczliwie machając rękami i nogami.

Śmierciożercy i członkowie Zakonu znów zaprzestali walczyć i cofnęli się pod ściany, ci pierwsi obserwowali tę scenę z zachwytem, drudzy zaś – z przerażeniem. Voldemort machnął różdżką, a Harry zwalił się z hukiem na ziemię. Przez chwilę leżał na niej rozciągnięty, dysząc i kaszląc; w końcu podniósł się na nogi, drżąc lekko. Z trudem wyciągnął różdżkę z kieszeni.
- Koniec tego, Potter – wycedził Czarny Pan, a Berło Śmierci zadygotało mu w ręku, niecierpliwiąc się już, by rzucić zaklęcie. – Nie będziesz więcej potrącał moich Śmierciożerców.
- Będę robił, co mi się podoba – odpowiedział buntowniczo.
Czarny Pan uśmiechnął się kpiąco.
- Tak? – zapytał i nagle skierował różdżkę na jednego z bliźniaków Weasleyów. – Avada kedavra!
Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować i jakoś zareagować, zielony promień ugodził Weasleya prosto w pierś. Ciszę w sali wejściowej rozdarł przeraźliwy krzyk Molly:
- FRED!
Wśród członków Zakonu rozległy się buntownicze, pełne oburzenia okrzyki, ale jakieś zaklęcie powstrzymywało ich przed ponownym rozpoczęciem bitwy. Śmierciożercy ryknęli triumfalnie.
- I co? – wrzasnął Voldemort, przekrzykując ryki czarodziejów, zgromadzonych w holu. – Dwa lata temu mówiłem, że nauczę cię posłuszeństwa, zanim umrzesz. I zrobiłem to. Panujesz nad swoim temperamentem, tak?
Potter wycelował różdżką w Czarnego Pana i krzyknął:
- Expelliarmus!
Ale Riddle spodziewał się tego. W tym samym momencie, kiedy Wybraniec wystrzelił swoje zaklęcie, zawołał:
- Avada kedavra!
Ich zaklęcia zderzyły się. Stało się tak jak dwa lata temu, ale Expelliarmus Harry’ego po prostu wchłonęło zaklęcie Voldemorta. Rozległ się ogłuszający huk, oślepiający błysk, a Czarnego Pana odrzuciła jakaś wielka siła. Uderzył plecami o ścianę i z rozkrzyżowanymi ramionami osunął się na podłogę. Od strony członków Zakonu rozległy się wiwaty i oklaski, a po stronie Śmierciożerców szepty i okrzyki niedowieżenia.

Selene podbiegła do swojego pana, żeby sprawdzić, co mu się stało. Z przerażeniem odkryła, że nie wyczuwa pulsu. Lord Voldemort był martwy. Selene odskoczyła od niego, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Nie miała nawet czasu na opłakiwanie swojego pana. Aurorzy zaczęli wyłapywać Śmierciożerców, którzy bronili się jak mogli najlepiej po doznaniu tego szoku.
Dwóch nieznanych mężczyzn chwyciło Selene za ramiona, ale ktoś podbiegł do nich i odepchnął aurorów od Ślizgonki.
- Zostawcie ją – rzekł Potter, a osoby znajdujące się najbliżej całkowicie zamilkły. – Mimo że mnie oszukałaś, przebaczę ci. I zrobię wszystko, żebyś nie trafiła do Azkabanu.
- Nie chcę twojego przebaczenia – wysyczała Selene, mrużąc oczy.
- Ale je otrzymasz.
Razem z przyjaciółmi udał się do Wielkiej Sali, by uczcić zwycięstwo nad Voldemortem, ale i opłakać utratę tych, którzy ponieśli największą stratę podczas tej bitwy. Życie. 

~*~


I tak się zakończyła ta walka. Przepraszam, że może nie potoczyła się zgodnie z Waszymi oczekiwaniami. To jednak jeszcze nie koniec opowiadania, przed nami jeszcze jeden lub dwa rozdziały. Tych, których interesuje dalszy los Severusa, szczególnie zapraszam na kolejny rozdział. Dedykacja dla Eles. :* 

19 lipca 2010

Rozdział 48

Najtrudniej było im się przedostać przez salę wejściową. Zaklęcia mknęły bez przerwy we wszystkie strony. Wydostali się na błonia.
- SNAPE! – rozległ się za nimi tyk.
Mistrz Eliksirów puścił Selene i Dracona.
- Potter – wysyczał.
Powalił go jednym zaklęciem. Malfoy chwycił Selene za rękę i pociągnął ją w stronę Zakazanego Lasu.
- Kur*a – zaklęła na wydechu. – Chciałam zobaczyć, jak torturuje Pottera.
Wpadli do lasu.
- Zobaczysz jak Czarny Pan go morduje – powiedział Draco, dysząc ciężko.
Śmierciożercy mieli swoją kryjówkę w środku lasu, gdzie miały gniazdo akromantule, które Śmierciożercy wygonili do walki. Teraz pozostały tam tylko strzępy pajęczyny. Po środku płonęło ognisko, dookoła niego zaś zgromadzili się zamaskowani czarodzieje. Lord Voldemort stał z pochyloną głową, w długich, kościstych palcach trzymał różdżkę. Kiedy drużyna Snape’a wkroczyła w krąg światła, podniósł głowę i zapytał:
- I co?
- Dumbledore martwy! – zawołała Bellatriks.
Voldemort odczekał, aż Śmierciożercy uciszą triumfalne okrzyki, po czym przemówił:
- Tak, to bardzo dobra informacja. Kto go zabił?
- Ja.
Snape wrócił właśnie z potyczki z Potterem. Nie był w ogóle zadrapany. Jedynym śladem tego, że walczył był jego ciężki oddech.
Wargi Czarnego Pana wykrzywił uśmiech.
- Bardzo dobrze – rzekł. – Będziesz mi za chwilę potrzebny. Niedługo przemówię. Trzymajcie się tych wskazówek, które usłyszycie. A kiedy wkroczymy do zamku, możecie mordować każdego, kto tylko się wam sprzeciwi.
Najwyraźniej pozwolenie na mordowanie ucieszyło Śmierciożerców, bo zaczęli tupać i ryczeć. Voldemort skinął na Snape’a i odszedł. Nie minęła nawet minuta, a rozległ się donośny głos:
- Dumbledore nie żyje. Zabił go jeden z moich Śmierciożerców. Nie ma już nikogo, kto by poprowadził was do zwycięstwa. Moja armia przewyższa was liczebnie. Macie czas do czwartej. Jeśli nie poddacie się i nie padniecie przede mną na kolana, wyślę wszystkich moich Śmierciożerców do walki i wszyscy zginiecie. Wiem, że mnie słyszysz, Harry Potterze. Dziś zginiesz, więc oszczędź śmierci swoim przyjaciołom. Przybędę o czwartej. Jeśli się nie stawisz, zabijemy każdego, kto się nie podda.
Wszystko umilkło. Po tym głośnym oświadczeniu nawet trzaskanie ognia i pocharkiwanie dwóch olbrzymów wydało się bardzo ciche. Selene zmarszczyła brwi. Myślała, że to będzie prawdziwa walka, a nie przesiadywanie w lesie. Usiadła w ciemnościach, z dala od Śmierciożerców. Draco usiadł obok niej.
- O co chodzi? – spytał, widząc jej niezadowoloną minę.
- Większą wojnę prowadzę w domu z Charity – oświadczyła.
Skrzyżowała ręce na piersiach i utkwiła zasępiony wzrok w ogniu, płonącym po środku polany.
Malfoy siedział przez chwilę, myśląc gorączkowo, jak by podnieść ją na duchu. W końcu odważył się objąć ją ramieniem; poczuł swego rodzaju ulgę, że go nie odepchnęła. Położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła na chwilę oczy.

*

Przechadzał się po małym, pełnym kurzu i spróchniałych, zniszczonych mebli pokoju. Severus siedział przy stole i przyglądał się nerwowym ruchom swojego pana. Kilka razy chciał zapytać go, po co wezwał go do Wrzeszczącej Chaty, ale w ostatniej chwili się powstrzymywał.
- Wiesz, Severusie, jak bardzo jesteś dla mnie cenny – odezwał się w końcu Voldemort.
- Bardzo się cieszę, że tak myślisz, panie – Snape pochylił lekko głowę w nieśmiałym ukłonie.
- To byłaby bardzo wielka strata, gdybyś zginął.
Mistrz Eliksirów wstał. Twarz miał pobladłą i jakby stężałą od napiętych nerwów. Obserwował wciąż przechadzającego się po małym pomieszczeniu Lorda Voldemorta. Wąż oplatał mu się dookoła ramion, sycząc niespokojnie. Obawiał się najgorszego.
- Chodzi o tę różdżkę – Czarny Pan uniósł swoją różdżkę tak, żeby Snape mógł ją zobaczyć. – Wiesz, co to jest? Wyjąłem ją z kieszeni martwego Dumbledore’a. Różnie ją nazywają. Czarna Różdżka, Berło Śmierci, Różdżka Przeznaczenia… Nie chce jednak działać jak należy.
Umilkł, patrząc spokojnie na Mistrza Eliksirów. Twarz Severusa pobladła jeszcze bardziej. Już domyślał się, do czego powoli zmierzał jego pan. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili szybko je zamknął. Za to Voldemort uśmiechnął się lekko.
- Już rozumiesz? – zapytał. – Ale nie przejmuj się. Przecież twoja śmierć, tak mi bardzo nie na rękę, przyczyni się dla większego dobra.
Teraz Snape nie mógł już milczeć. Musiał jakoś odwieść swojego pana od tego.
- Panie, nie możesz tego zrobić – rzekł. – Mam córkę, za parę miesięcy urodzi mi się syn. Co oni wszyscy zrobią beze mnie? Za co będą żyli? Przecież lubisz Selene. Chcesz, żeby żyła do śmierci w nędzy? Albo za kilka tygodni umarła z głodu?
Ale Lord Voldemort był niewzruszony.
- Możesz być pewien, że po twojej śmierci twoja rodzina będzie bezpieczna – powiedział, po czym zwrócił się do Nagini językiem wężów. – Zabij.
- Panie… - Snape nie mógł już dokończyć zdania, bo wielki wąż rzucił się na niego i zatopił nasączone jadem kły w jego karku.
Krzyki Mistrza Eliksirów przez chwilę wypełniały pokój we Wrzeszczącej Chacie. W końcu Voldemort wziął węża i wyszedł z komnaty, pozostawiając Snape’a konającego  po środku zakurzonej, drewnianej podłogi. Krew tryskała mu z wielkiej rany, Severus drżał okropnie, próbując wymacać ją sinymi palcami. Przed oczami mu pociemniało…

*

Już świtało, kiedy Lord Voldemort wrócił na polankę, na której zgromadzili się jego Śmierciożercy. Wzrokiem odnalazł Selene. Siedziała pod drzewem, z podkładką do notowania i rysowała coś zawzięcie na pergaminie. Bellatriks, która siedziała obok swojego męża przy ognisku, zerwała się na nogi i podbiegła do niego, mówiąc coś bardzo szybko.
- Nie teraz – przerwał jej i podszedł do swojej najmłodszej sługi.
Selene opierała się plecami o pień drzewa. Niedaleko niej Draco Malfoy rozmawiał przyciszonym głosem z Crabbe’em i Goyle’em. Voldemort bez słowa usiadł obok Elin i zerknął na jej rysunek. Zobaczył tam siebie samego, stojącego z pochyloną głową przy ognisku, jak zaledwie kilka godzin temu. Różnica była tylko w tym, że tamten Voldemort był czarnobiały, namalowany czarnym tuszem.
- Ładne – odezwał się cicho.
Selene wzdrygnęła się. Nie zauważyła, że jej pan tu jest. Zarumieniła się lekko.
- Dziękuję – odpowiedziała i powróciła do rysowania.
Przez chwilę Czarny Pan milczał, przyglądając się jej. W końcu odezwał się:
- Twój ojciec nie żyje. Został zabity, nic nie mogłem zrobić. Przykro mi.
Selene przez chwilę przyglądała się swojemu panu oniemiała, z szeroko otwartymi oczami, po czym odwróciła wzrok, by utkwić go w swoich rękach.
Samotna łza spłynęła jej po twarzy i kapnęłam na pergamin, w rogu rozmazując atrament. To, co powiedział Czarny Pan było jakieś nierealne, zupełnie, jakby śniła…
- Przykro mi – powtórzył Voldemort, położył jej rękę na ramieniu, po czym odszedł.
Selene nadal siedziała z szeroko otwartymi oczami i twarzą pobladłą, niewyrażającą najmniejszej emocji.

Draco zauważył Czarnego Pana, odchodzącego od drzewa, pod którym siedziała Selene. Ta minę miała nietęgą. Dlatego natychmiast do niej podszedł.
- Co się stało? – zapytał ją.
- Czarny Pan właśnie mi powiedział… - zaczęła, nadal nie patrząc na niego. – Mój ojciec został zamordowany.
Spojrzała na Malfoya. Ten zobaczył w jej oczach łzy, więc wychylił się, żeby ją przytulić. Ale Selene nie płakała. Oczy miała szeroko otwarte, utkwione gdzieś w oddali.
- Tak mi przykro – odezwał się cicho Draco, gładząc ją po włosach. – Zginął w słusznej sprawie, jak bohater.

~*~


Dość długo nie pisałam, ale nie miałam sposobności tego rozdziału przepisać na Worda, bo u brata był kolega i komputer był cały czas oblężony. I jeszcze to gorąco… Dedykacja dla Christiny Lovegood :*