Selene została odesłana do domu tydzień po narodzinach
Scorpiusa. Na Spinner’s End Charity zmagała się już ze swoim dzieckiem, więc
Elin, oczywiście bardzo niechętnie, przeniosła się po zaproszeniu Malfoyów, do
dworu Dracona. Było tam bez wątpienia wygodniej, niż w starym domu Snape’a, a
Draco chciał, żeby jego syn i dziewczyna czuli się jak najlepiej. No i miał też
nadzieję, że wkrótce Selene zostanie kimś więcej, a na dworze Malfoyów miał
większe szanse, by zostać z nią sam na sam. Czuł okropną tremę.
- Po prostu to zrób – ofuknął go Zabini, który
odwiedził znajomego, głównie dlatego, by upewnić się, czy te plotki o porodzie
Selene to prawda.
Draco siedział przy stole w jadalni i bawi się złotym
pierścionkiem, który kupił już dawno temu, ale bał się go wręczyć swojej
dziewczynie. Westchnął ciężko i zerknął na Blaise’a, opierającego się o komodę
z mahoniu.
- Łatwo ci mówić – mruknął. – Wiesz, na jakiego idiotę
wyjdę, jeśli się nie zgodzi?
Zabini zaśmiał się krótko.
- Ale ty głupi jesteś – stwierdził. – Macie dziecko,
wątpię, by dała ci kosza. Zresztą, teraz, kiedy już urodziła, może oczekuje, że
poprosisz ją o rękę.
- Selene? – zdziwił się Draco. – Dla niej takie
uroczystości mało znaczą. Jeśli już, to może chcieć, żeby Scorpius nosił to
samo nazwisko, co jej ojciec, czyli ja. A dla mnie ma znaczenie, jak się nazywa
mój syn. Od tego zależy, czy przetrwa ród Malfoyów.
- Masz już jedno dziecko, myślałam, że na razie ci
wystarczy.
Draco szybko schował pierścionek do kieszeni. Zrobił to
mało dyskretnie, ale Selene była zbyt zajęta obrzucaniem chłodnym spojrzeniem
Zabini’ego, by cokolwiek zauważyć.
- Nie o to chodzi, ale nie mówię, że niechęcę mieć
więcej dzieci, nie – mruknął Malfoy.
Selene pochyliła się, objęła go od tyłu za szyję i
pocałowała w policzek, po czym znów rzuciła Blaise’owi niezbyt przyjemne
spojrzenie.
- A ten co tu robi, przyszedł trochę powęszyć? –
spytała. – Przekaż Pansy Parkinson, że mieszkam teraz u Malfoyów i urodziłam
syna, to będzie dla niej spóźniony prezent gwiazdkowy.
Zaśmiała się w wyjątkowo wredny sposób, ale nic więcej
nie zdążyła powiedzieć, bo gdzieś z góry dobiegł wszystkich stłumiony płacz dziecka,
więc musiała natychmiast do niego biec. Jej pokój był w zupełnie innym skrzydle
i na innym piętrze, niż sypiania Dracona. Narcyza umiejscowiła ją tak, by
zapobiec nocnym schadzkom jej i jej syna, ale nawet, gdyby pozwoliła im spać w
jednym łóżku, Selene nie dopuszczała do siebie Dracona bliżej niż na
kilkanaście centymetrów.
Kareen, która wróciła z Australii w bardzo dobrym
humorze, pomagała przyjaciółce jak mogła, by ta mogła chociaż przez chwilę
posiedzieć w salonie w samotności i powspominać Czarnego Pana. Chociaż głośno o
tym nie mówiła, bardzo za nim tęskniła, a wszyscy o tym dobrze wiedzieli. Nic
jednak nie robili, by jakoś zapobiec cierpieniom Elin.
Kiedy Ślizgonka weszła do pokoju, zastała przyjaciółkę,
kołyszącą Scorpiusa dość nerwowo, przez co ten płakał coraz gniewniej i
głośniej, młócąc zaciśniętymi piąstkami powietrze.
- Nie chce przestać – poinformowała Selene Kareen, z
ulgą oddając jej dzieciaka.
- Bo jest głodny – mruknęła, podając mu pierś. Usiadła
w fotelu, obserwując, jak Scorpius łapczywie pije mleko. – Zabini tu przyszedł.
Podobno zerwaliście.
- Tak, już dawno – przyznała Mary bez większego
przejęcia. - Jakoś mi go nie szkoda. Nieważne. Słuchaj, teraz, kiedy już urodziłaś
Draconowi syna, myślałam…
- No? – ponagliła ją Selene.
- No… że ci się oświadczy – dokończyła z bardzo
zmieszaną miną.
- Nie bardzo mi na tym zależy, ale wiesz, to zabrzmiało
trochę tak, jakby to zależało od tego, czy urodzę mu dziecko, czy nie –
odpowiedziała bez większego zainteresowanie Elin. – Co ja niby jestem, maszynka
do rodzenia dzieci? Zresztą, nie jestem kimś pokroju Charity. To jej strasznie
zależy na ślubie. Mnie raczej umiarkowanie. Nie chcę, żeby Scorpius wychowywał
się w niepełnej rodzinie. No i to niezbyt dobrze wygląda, matka Dracona na
każdym kroku potrafi napomknąć o „zapieczętowaniu” naszego związku. Dla niego
to oznacza tylko jedno, wiadomo. Ale jestem mu wdzięczna, że potrafi pojąć, że
po tym, co przeszłam z nim – wskazała na Scorpiusa – przez dziewięć miesięcy,
nie mam ochoty na seks.
Kareen uśmiechnęła się lekko.
- Pewnie dla tego dała ci pokój tak daleko od pokoju
Dracona – mruknęła.
Selene zapięła bluzkę i włożyła synka do łóżeczka. Do
pokoju ktoś wszedł. Był to Malfoy i wyglądał na trochę zdenerwowanego.
- Bardzo jesteś dzisiaj zajęta? – spytał Ślizgonkę.
- Nie, nie bardzo – odpowiedziała, przyglądając mu się
z zainteresowaniem. – A co?
- To może wyjdziemy gdzieś wieczorem? – zaproponował
Draco. – Cały czas tylko się nim zajmujesz?
- Bo mi nie pomagasz – wtrąciła Elin zgodnie z prawdę.
Malfoy trochę się zmieszał. Przynajmniej takie uczucie
wyrażała jego twarz.
- No tak, byłem zajęty, ale od dziś będę ci pomagał –
obiecał. – To co, wyjdziemy gdzieś?
- Dobrze, ale ktoś musi zostać ze Scorpiusem.
- Ja mogę zostać, nie mam nic do roboty, mama pojechała
szukać dla mnie domu, żeby miała gdzie mieszkać po zakończeniu Hogwartu –
wtrąciła się Kareen. – A kiedy zaśnie, zostawię go samego.
Bardzo jej zależało, żeby między jej przyjaciółką a
Draconem się poukładało. Uważała, że po tym, co przeszła z Harrym Potterem,
należało się jej trochę spokoju, u boku mężczyzny, do którego nie czuła
obrzydzenia.
- To wyjdziemy o dwudziestej – powiedział tleniony z
wyrazem ulgi na twarzy i zostawił dziewczyny same.
Wieczorem usiadł w fotelu przed kominkiem, czekając na
Selene. Ona trochę się spóźniła, bo Kareen nalegała, żeby ubrała się w coś
zupełnie innego niż zwykle, ale w końcu zjawiła się w salonie.
- Pięknie wyglądasz – odezwał się Malfoy, wstając.
Selene nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się.
Wyglądała rzeczywiście zupełnie inaczej. Miała na sobie czerwoną sukienkę z
falbankami na grubych szelkach, dobrane do tego czerwone buty na obcasie, włosy
miała schludnie uczesane i lśniące, a makijaż zupełnie inny niż zwykle. Delikatny
i pasujący do całej kreacji. Zrezygnowała też z czarnego lakieru do paznokci,
który zastąpiła czerwonym. Draco podał jej płaszcz.
- Gdzie idziemy? – spytała.
- Do najlepszej restauracji w Londynie – odpowiedział i
zaczął szukać w szafce pudełeczka z proszkiem Fiuu. Wrzucił trochę w ogień
buzujący w kominku i wskazał na szmaragdowozielone płomienie, które tam się
pojawiły, gdy tylko proszek dotknął ognia. – Pani pierwsza.
Selene, trochę zaskoczona jego dziwnym zachowaniem,
wkroczyła w płomienie, mówiąc:
- Ulica Pokątna.
Poczuła, jak świat dookoła niej wiruje. Była już
przyzwyczajona do podróży siecią Fiuu, ale nie lubiła tego. Wolała
teleportację, choć i ta nie należała do najprzyjemniejszych. Pół minuty później
wylądowała w kominku w Dziurawym Kotle. Ostrożnie wyszła z paleniska, by nie
pobrudzić sadzą podłogi. Niedługo później przybył Draco. Wziął ją za rękę i
wyprowadził z baru na zaśnieżone ulice Londynu. Do owej ekskluzywnej
restauracji nie musieli długo iść. Nazywała się Café Rose i Selene natychmiast
zorientowała się, że nie będzie tam się zbyt dobrze czuła. Weszli do środka.
Jakiś człowiek, stojący za drzwiami, wziął ich płaszcze i powiesił na
wieszakach.
Malfoy zaprowadził Elin do ich stolika. Wszystko było
tu urządzone w starym paryskim stylu, a ludzie, którzy tu przybywali, byli tak
samo wytworni i zamożni, jak sama restauracja.
- To chyba nie do końca mój styl – mruknęła Ślizgonka,
gdy już usiedli. – Czy to przyzwoite, żebyś zabierał mnie do takich
restauracji? Szkoda pieniędzy.
Draco prychnął cicho.
- To nie ma znaczenia, złoto nie jest takie ważne –
odparł. – Nawet matka cały czas mi mówi, żebym gdzieś cię zabrał. Zresztą to
wyjątkowy wieczór.
- Sama nie wiem – powiedziała cicho i usiłowała się
uśmiechnąć. – Nie nadaję się do takiego życia. W twoim domu czuję się jak
Kopciuszek. To takie popychadło z mugolskich bajek.
- Selene, teraz to już twoje życie – obruszył się
Malfoy i sięgnął po kartę, którą podał mu kelner. – Poproszę bouillabaisse i
butelkę najlepszego czerwonego wina.
Mugol zapisał w małym notatniku, po czym zwrócił
oczekujące spojrzenie na Elin.
- Eee… dla mnie to samo – odpowiedziała, zerkając do
karty.
Nie miała pojęcia, co zamówił Draco. Nie znała żadnej z
potraw wypisanych w menu, nie mówiąc już o braku umiejętności ich wymówienia.
- Sam widzisz – dodał, kiedy kelner już sobie poszedł.
– Ty bez problemu radzisz sobie z tym luksusem, a ja się w tym gubię. Nie chcę
ci narobić wstydu. Zjedzmy i chodźmy stąd.
Draco westchnął ciężko i nic więcej nie powiedział. W
milczeniu czekali, aż przyniosą im potrawy, które zamówili. Selene
wytrzeszczyła oczy, widząc te minimalistyczne porcje. Okazało się, że
bouillabaisse to jakieś skorupiaki w białym sosie i listkiem mięty na szczycie.
Malfoy bez problemu zaczął jeść, ale Elin nawet nie wzięła widelca do ręki.
- Co jest, nie smakuje ci? – spytał, widząc minę
Selene.
- Zwariowałeś? Nawet tego nie spróbowałam – wyszeptała,
rozglądając się nerwowo po sali. Ucieszyła się, że podali takie małe porcje.
- No, to spróbuj – poradził jej Malfoy i upił trochę
wina ze swojego kieliszka.
Ślizgonka skrzywiła się trochę, ale nabiła na widelec
jednego skorupiaka, przez chwilę go przeżuwała, po czym przełknęła. Znów się
skrzywiła.
- Znośne – mruknęła bez przekonania. – Ale zupełnie nie
w moim guście. Ty się w takich klimatach wychowałeś. Poza Hogwartem ja żyję
zupełnie inaczej niż ty. Kiedy mieszkałam jeszcze sama z ojcem, głównie
jadaliśmy w mugolskich barach. Coś takiego to dla mnie zupełna nowość, jestem
już na to za stara, nie przyzwyczają się do tego. Twoja matka ma rację, należę
do zupełnie innego świata.
- Nonsens, szybko się nauczysz - stwierdził Malfoy.
Skończyli jeść. Draco zamówił u kelnera butelkę
szampana. Selene uniosła wysoko brwi.
- Szampan jest na radosne okazje – zauważyła. – Nie
jestem jeszcze tak zacofana, jak ci się wydaje.
- Bo to radosna okazja. Być może – odparł, wypił
bladożółty płyn ze swojego wysokiego, wąskiego kieliszka, po czym wstał,
odnalazł w kieszeni złoty pierścionek i uklęknął przed Selene. – Jeśli zgodzisz
się zostać moją żoną.
Elin trochę zatkało. Domyślała się, że kiedyś Malfoy
zada jej takie pytanie, ale nie wiedziała, że stanie się to tak szybko.
- Ja… tak, zgodzę się – odpowiedziała, trochę się
jąkając.
Draco uśmiechnął się. Poczuł taką ulgę, jak nigdy
dotąd. Nałożył pierścionek na jej palec i z radością stwierdził, że pasuje
idealnie. Selene pochyliła się, żeby pocałować go w usta.
- Wychodzimy już, czy… - odezwał się tleniony, wstając.
- Chodźmy, to zbyt sztywne klimaty jak dla mnie –
wpadła mu w słowo Elin.
Pozwoliła kelnerowi, który wcześniej przyjął ich
zamówienia, ubrać sobie płaszcz, po czym narzeczeni opuścili restaurację.
- Nie najadłam się tymi robakami – oświadczyła, kiedy
przechodzili obok podświetlonej budki z fast foodem. – Chcesz hamburgera?
- Co chcę?
- No widzisz, to moje życie – wyjaśniła, grzebiąc w
kieszeni płaszcza. – To mugolskie jedzenie dla ludzi ze świata piwa i precla,
nigdy tego nie zrozumiesz. Takich jak ty nazywa się ludźmi ze świata szampana i
kawioru. To zupełnie inne życie, nie wytrzymałbyś dnia w domu mojego ojca.
Proszę dwa hamburgery.
Ostatnie zdanie skierowane było do niechlujnie
uczesanej mugolski w budce. Położyła jej na ladzie odliczone mugolskie
pieniądze i oparła się plecami o blaszaną ścianę.
- Nie pamiętasz, co było z Umbridge? – spytała. – Nie
znosiłeś jej, tak jak ja, ale mimo to zapisałeś się do jej Brygady
Inkwizycyjnej. Tacy właśnie są bogaci ludzie. Obłudni i fałszywi.
Uśmiechnęła się smutno i wzięła od mugolki hamburgera.
Draco ugryzł swojego, ale zareagował o wiele lepiej niż Selene na nowo poznane
danie.
- Mimo że mugolskie, to całkiem zjadliwe – rzekł.
Powoli zaczęli się zbliżać do Dziurawego Kotła. – Wiesz, dla mnie nie liczy
się, z jakiego świata jesteś. Kocham cię i to wystarczy.
- Ja… ja też cię kocham. Ale nie mówmy już o tym.
Kiedy wrócili do domu, Selene pozwoliła się odprowadzić
Draconowi aż pod drzwi swojej sypialni.
- Dzięki za kolację – powiedziała cicho, podchodząc do
łóżeczka, w którym spał Scorpius. Kareen już nie było. – Nie pal światła, bo
się obudzi.
Pochyliła się, żeby sprawdzić, czy z synem wszystko
dobrze. Draco nieśmiało odgarnął jej włosy z karku i pocałował ją w ucho. Elin odwróciła
się. Nic nie zdążyła powiedzieć, bo Malfoy przywarł do jej ust w namiętnym
pocałunku. Nie opierała się nawet, gdy kładł ją na łóżku i zdjął jej czerwoną
sukienkę.
*
Charity czytała list od Selene z bardzo niezadowoloną
miną. Severus wszedł do pokoju, ubierając się w pośpiechu. Umówił się na
spotkanie z profesor McGonagall i nie chciał się spóźnić. Ledwo zerknął na
Charity, co jeszcze bardziej ją zirytowało.
- Selene przysłała list – oświadczyła. – Draco poprosił
ją o rękę, a ona się zgodziła. Ślub mają zaplanowany na początek sierpnia.
- Naprawdę? To cudownie – odpowiedział, wkładając buty.
- Severusie? A pamiętasz w ogóle, jak ty mi się
oświadczyłeś? – zapytała. – To było już tak dawno, że sama nie pamiętam.
Snape narzucił na ramiona płaszcz i pogrzebał w
kieszeni spodni. Wyciągnął jakąś karteczkę, podał ją narzeczonej i zapytał:
- Pasuje ci termin? Trzeci marca, na kartce masz
nazwiska osób, które zaplanują ślub. Kwiaty, dekorację, muzykę, takie tam. No,
ja już wychodzę, nie chcę się spóźnić do McGonagall.
Pocałował ją w policzek i wyszedł z domu, pozostawiając
Charity szczęśliwą, ale i zaskoczoną w salonie. Teleportował się przed bramę
Hogwartu, podniósł różdżkę i otworzył ją.
Ach,
ta McGonagall, pomyślał, idąc przez błonia. Sentymentalna, nawet po tym wszystkim nie
zmieniła zaklęć ochronnych.
Szedł szybko, nie odwracając nawet wzroku od swojego
ukochanego zamku. Tu przeżył swoje najlepsze chwile w życiu i nie zamierzał
teraz cierpieć przez Dumbledore’a, przez którego plany musiał opuścić Hogwart.
Dotarł do drzwi wejściowych i otworzył je różdżką.
Nikogo po drodze do gabinetu nie spotkał. Nie znał hasła, ale to nie było
problemem. Wypowiedział bardzo cicho jakieś zaklęcie, które spowodowało, że
kamienny gargulec odskoczył. W gabinecie dyrektora panował gwar, jakby tam
znajdowało się z tuzin osób, ale Snape dobrze wiedział, że to portrety byłych
dyrektorów rozmawiały ze sobą. Zapukał do drzwi, a gdy usłyszał głos McGonagall
wszedł do środka. Kiedy Minerwa zobaczyła, kogo wpuściła do gabinetu, zerwała
się na równe nogi, unosząc różdżkę.
- Snape! – krzyknęła.
- Spokojnie, pani profesor – przemówił Mistrz
Eliksirów. – Proszę to odłożyć i mnie wysłuchać. Mam już dość ukrywania prawdy
i bycia czarną owcą.
- No cóż, skoro pan zabił Dumbledore’a, to musi się pan
liczyć…
- Pani profesor McGonagall, proszę dać dokończyć
Severusowi – przerwał jej portret Dumbledore’a.
Dyrektorka odetchnęła kilkakrotnie i opuściła różdżkę z
bardzo niechętną miną. Ręce mocno jej drżały, kiedy zaciskała je na brzegu
oparcia krzesła.
- Dobrze, Snape. Co chcesz mi powiedzieć?
- Nic – odparł, unosząc swoją różdżkę. – Ale chcę pani
coś pokazać.
Machnął różdżką w stronę szafki, która otworzyła się z
trzaskiem, podszedł do niej, wyciągnął myślodsiewnię i kiedy włożył do niej
srebrną nić wspomnienia, położył kamienną misę na biurku.
- Pani pierwsza – rzekł, wskazując na myślodsiewnię.
Profesor McGonagall z niepewną miną pochyliła się nad
misą, po czym nagle zniknęła. Snape zrobił to samo. Wylądował koło dyrektorki,
a dookoła już się coś zaczęło dziać.
Dumbledore uniósł poczerniałą, bezużyteczną rękę,
przyglądając się jej z nieprzeniknioną miną.
- Świetnie się spisałeś, Severusie. Jak sądzisz, ile
czasu mi pozostało?
Severus z przeszłości obserwował przez chwilę Albusa z
zaskoczeniem, po czym przemówił:
- Jakiś rok, może więcej. Trudno powiedzieć. To bardzo
silna klątwa, może gdybyś wezwał mnie trochę wcześniej, udałoby mi się
przedłużyć ci trochę życie! – krzyknął Mistrz Eliksirów, teraz już wyraźnie
wyprowadzony z równowagi.
- Szczęściarz ze mnie, bo mam ciebie. I tak już dużo
dla mnie zrobiłeś, ale będę musiał cię jeszcze o coś poprosić. No a to – uniósł
swoją poranioną rękę – wiele ułatwia.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego ze zdziwieniem, co
wywołało uśmiech na twarzy Dumbledore’a.
- Chodzi mi o plany Lorda Voldemorta dotycząc mojej
osoby. A dokładniej, mojej śmierci. Kazał temu młodemu Malfoyowi zabić mnie.
Rozumiesz, że chłopak dostał wyrok śmierci, tylko Voldemort pominął parę
ważnych detali, mówiąc mu o planie – wyjaśnił. – On wie, że Draco nigdy tego
nie dokona. To ty, mam rację?
Snape skinął sztywno głową. McGonagall i teraźniejszy
Mistrz Eliksirów obserwowali całą scenę ze skupieniem zastygłym na twarzach.
Dyrektorka chłonęła ją wzrokiem, rozumiejąc coraz więcej.
- Sądzę, że tak właśnie myśli Czarny Pan. Taki jest
jego plan.
- Dobrze. Ale obserwuj Dracona. Staraj się wykryć, co
robi. Nie martwię się o siebie, nie. Chodzi o przypadkowe ofiary.
Severus znowu uniósł brwi.
- Zamierzasz dać mu się zabić? – spytał.
- Ależ nie. Czy to nie jasne? Ty musisz mnie zabić!
Zapadała cisza. Snape wyglądał na zszokowanego,
podobnie jak oglądająca to wspomnienie McGonagall.
- Nie, skoro nie dbasz już o życie, to dlaczego zależy
ci na tym, kto ci je odbierze? – zadrwił Mistrz Eliksirów.
- Bo dusza Dracona nie jest jeszcze przeżarta złem. Nie
chcę, by zasmakował zabijania przeze mnie.
- A co z moją duszą, Dumbledore?
- Tylko od ciebie zależy, w jaki sposób to zrobisz. Czy
twoje sumienie dozna uszczerbku, jeśli wyświadczysz staremu człowiekowi
przysługę i ukrócisz jego cierpienia? Tylko ty możesz na to odpowiedzieć – tu
skłonił lekko głowę w stronę Snape’a i uśmiechnął się.
Wszystko dookoła McGonagall i Severusa zawirowało, a
myślodsiewnię wypluła ich. Snape pochylił się, żeby umieścić swoje wspomnienie
z powrotem w głowie, podczas gdy dyrektorka krążyła po pokoju, starając się
wszystkie te wiadomości poukładać w głowie.
- To prawda? – zapytała w końcu portretu Dumbledore’a.
Ten nic nie odpowiedział, tylko mrugnął porozumiewawczo.
- No i co? – zwrócił się do niej Snape.
- Ja… no… dobrze, przywrócę cię na twoje stanowisko –
rzekła Minerwa. Wyglądała, jakby doznała silnego wstrząsu emocjonalnego. – Po
zakończeniu ferii możesz wracać do Hogwartu. O ile nie znalazłeś sobie lepszej
pracy.
- Hogwart zawsze był dla mnie wyjątkowym miejscem,
wrócę do pracy, pani dyrektor – odparł z twarzą jak zwykle nieprzeniknioną. –
Dziękuję. Jest tylko jeszcze jedna sprawa. W marcu biorę ślub z moją
narzeczoną. Będę musiał też czasem brać krótki urlop, bo w październiku Charity
urodziła dziecko.
McGonagall najwyraźniej nie spodziewała się takiego
wyznania, ale uśmiechnęła się i pogratulowała mu przyszłej żony i synka.
- Cóż, widzimy się za cztery dni w nowym semestrze –
dodał Severus. – Do widzenia. Och, i dziękuję za wyrozumiałość dla mojej córki,
Selene.
- Jak ona się czuje? – zapytała McGonagall.
- Bardzo dobrze. Ja też odczułem ulgę, kiedy już nie
musiałem jej ukrywać. Do widzenia.
Ukłonił się lekko i wyszedł. Czuł, jak radość wypełnia
g niczym balon od środka.
*
Sunął tuż nad ziemią. Musiał wybrać inne miejsce, by
się ukryć. Puszcza w Albanii nie była już bezpieczna. Przynajmniej dla niego.
Dlatego osiadł w lesie niedaleko domu Gauntów. Tam nie tak trudno będzie go
znaleźć, przynajmniej jego sługom. Miał nadzieję, że teraz odzyska moc o wiele
łatwiej i szybciej niż za pierwszym razem. Słyszał, że udało się uciec
Glizdogonowi. Teraz musiał tylko zrobić wszystko, by jego najbardziej
tchórzliwy sługa o nim usłyszał i przybył z pomocą swojemu panu. A może już go
szuka?
~*~
Bardzo długi rozdział. Miałam go dodać wczoraj, ale nie
zdążyłam przepisać i „Harry’ego Pottera” nie oglądałam. Ten szablon miał być na
epilog, ale stwierdziłam, że zrobię lepszy i ciemniejszy. O ile mi się
Photoshop otworzy. Dedykacja dla Rozalii
:*